Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

Pozycja nr 77

ELTON JOHN - "Goodbye Yellow Brick Road"
BAY CITY ROLLERS - "You're A Woman" 

Magnetyczny głos Eltona z pierwszej cześć jego kariery, duże okulary, coraz większa łysina a więc kapelusze i przebój za przebojem. Nie mam jakichś szczególnych wspomnień z tą piosenką ale wydaje mi się, że znalem ją od dziecka, w latach 70-tych byłem już świadomym fanem muzyki, nagrywałem z radia i od kogoś, tłumaczyłem teksty, zbierałem plakaty , Elton niestety nie wyglądał tak dobrze na ścianie w moim pokoju (dzieliłem go z bratem) jak np. charyzmatyczny Marc Bolan z T. Rex a nawet ładnie ubrani w dżinsy ze szkockimi kratkami Bay City Rollers więc chyba nigdy nie załapał się ani jako plakat czy nawet mniejsze zdjęcia A4 na maty (ha, obok wisiały wtedy eleganckie  opakowania po Camelach i Marlboro). Puszek po piwie nie zbierałem. Nomen omen znajdując clip do BCR znalazłem taki, gdzie akurat Marc Bolan zapowiada młodych Szkotów. Na T. Rex przyjdzie czas jeszcze na tej liście.
Dalej na liście będą jeszcze takie hity (spojrzałem na nią właśnie) więc nad drugą pozycją na tej pozycji się zawahalem ale jeśli ma to być MÓJ  TOP to piątka Szkotów z tym kawałkiem musi być. W tym czasie , środek lat 70-tych jak dorwałem jakiś numer gazety "Bravo" to widziałem, że młodzi Niemcy fascynowali się wtedy tylko walką o popularność dzieciaków z RFN między zespołami Sweet (kto pamięta "Fox On The Run") oraz właśnie BCR. Większość hitów dla tego zespołu ("Yesterday hero", "Bye Bye Baby", "Give A Little Love", "You Made Me Believe In Magic" , "Rock And Roll Love Letter" czy "I Only Wanna Be With You") pisali ludzie spoza zespołu, zawodowcy, względnie były to covery hitow z lat 60-tych, ten akurat napisało dwóch członków zespołu-  Bodajże Woddy i Alan. Banalna, miłosna , wakacyjna piosenka, taka prawdziwa dla mnie, choć wtedy nie rozumiałem o czym jest, dostrzeganie przez zakochanego chłopca w swojej dziewczynie przemiany w kobietę. Z Bay City Rollers mam taką dziwną sytuację, że gdy czasem odkurzając stare płyty (CD więc nowe, ale w sensie wieku piosenki) wkładam do odtwarzacza ich płytę czuję się jak totalny nastolatek, to moja muzyka jako nastolatka, wakacyjna, szczeniacka. Z tego samego okresu np. jeśli słuchałem np Pink Floydów i wspominam ich dzisiaj moje wspomnienia są takie dojrzałe, hm... muzyczne. Tylko Bay City Rollers kojarzą mi się z moim szczeniackim wiekiem, szukaniem w Technikum materiału na końcówki w dżinsach (dylemat czy "zepsuć" tak spodnie), Izą, Grażynką, Danusią i Alą, szaloną czwórką moich przyjaciółek ze szkoły średniej.

*** "Goodbye Yellow brick road" - Elton John
*** "You're A Woman" - Bay City Rollers

Pozycja nr 76

FOREIGNER - "Waiting For The Girl Like You"



Brytyjczycy i Amerykanie w jednym bandzie stąd nazwa zespołu. Piosenka z kapitalnego albumu "4", miłosna, bez mocnych gitar, jakim przesycona jest cała płyta a z charakterystycznym motywem na klawiszach. Piosenka mi bliska, zasłuchiwałem się w niej, w "Urgent' 'Juke Box Hero", "I'm Gonna Win" , pamiętam kupienie na giełdzie CD gdzie płyta kosztowała sporo i za te same pieniądze mozna było kupić np. składankę The Best Of grupy z 80 minutami muzyki a nie tymi niecałymi 40-toma. Tak, tak, era kompaktów i ich drogie ceny nakazywała kupować przeważnie składanki, mieszczące więcej muzyki niż standardowy album długogrający. Pamiętam też doskonale kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tej kapeli. Szczepan, któż by inny puścił mi - gdzieś w latach 70-tych ich bodajże 1-szy przebój, "Star Rider". Niespecjalnie mi się wtedy podobał ale wtedy był deficyt niezłej muzyki, słuchało się tego, co udało sie nagrać w Trójce ( z czasem w audycjach Jadwigi Skolarskiej -  "Studio Stereo Zaprasza" w programie ...IV). Był kiedyś taki i ten charakterystyczny szum testu na kanał lewy i prawy. Piosenka mogła się wtedy podobać choćby tylko  ze względu na efekty stereo a jeśli już jestem przy tym temacie, to pierwszą piosenką, którą usłyszałem na słuchawkach i gdy się zorientowałem, że tak można.... była mało znana ballada zespołu Smokie -  "Stranger". Nie mogłem usiąść później z wrażenia, ze na tym polega stereo. Zaczyna się prostym akordem gitarowym w lewym uchu by później nagle pojawiły się smyczki w prawym. Może na odwrót ale gdy słucham "Stranger" zawsze pamiętam Szczepana, jego magnetofon kasetowy (zaczęły się pojawiać) i malutki pokoik na zapleczu jego kuchni. Szczepciu, pamiętasz ? Those were the days....


*** "Waiting For The Girl like You" - Foreigner

Pozycja nr 75

BOB DYLAN  - "Blowing In The Wind"
THE CURE - "Lullaby"


Ile dróg musi człowiek przejść - zanim nazwiesz go człowiekiem?
przez ile mórz musi lecieć biała gołębica  - zanim zaśnie w piasku?
ile razy kula armatnia musi przelecieć - zanim zostanie to zabronione?
Odpowiedź, mój przyjacielu, niesie wiatr,
odpowiedź niesie wiatr.

Ile lat ma trwać ta góra - Zanim nie zostanie zmyta do morza?
ile lat może pewna społeczność istnieć  - Zanim zostaną dopuszczeni do wolności?
A ile razy ten człowiek obróci jeszcze głowę  - Tłumacząc, że po prostu nie zauważył?
Odpowiedź, mój przyjacielu, niesie wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr.
 
A ile razy musi on jeszcze popatrzeć w górę - Zanim zauważy niebo?
A ile uszu musi on mieć  - Zanim usłyszy ludzki płacz?
A ile śmierci jeszcze to przyniesie, aż on zauważy - Że zbyt wiele ludzi umarło?
Odpowiedź, przyjacielu, niesie wiatr,
Odpowiedź niesie wiatr.
Czy tłumaczenie tekstu nie wystarczy i sam wiersz bez pięknej melodii nie broni się sam ? . Nic dziwnego, że  poezja pana Zimmermana zauroczyła drugiego barda zza oceanu, Mr. Lennona. Piosenki Boba niosą glebie, przekaz, (równie mocno do prostych ludzi "przemawiał": swoją twórczością chyba tylko Włodzimierz Wysocki), w prostej aranżacji na gitarę, harmonijkę są równie potężne co w zaawansowanych instrumentalnie wersjach np. The Byrds - chyba najlepszego "odtwórcy" jego pieśni. Dylan inspirował ,  fascynowali się nim wszyscy,nie tylko Beatlesi i John, wersja "All Along The Watchtower" w wykonaniu Hendrixa powala, po latach wierny fan Beatlesów ,  mój ulubiony Tom Petty bardziej kopiował Boba niż kogoś innego.
Druga piosenka to urocze nagranie The Cure i teatralnym teledyskiem. Poznałem je pzrez MTV a po płycie "Kiss Me ..." byłem już zagorzałym fanem grupy Roberta Smitha. Piosenka ta to przede wszystkim bardzo bogata aranżacja, w wydaniu maxi-singla wyeksponowano na pierwszy plan cześć instrumentalna, bajeczkę o pajaku opowiadaną przez Roberta umieszczono jakby z musu, każdy zachwycał się aranżacją.A prosze prześledzić jak utwór sie rozwija od początku, proste , rytmiczne, taktowe muśnięcia gitar, nastepnie wchodzi akustyczna gitara z delikatnym wątkiem, dwie gitary graja równocześnie, wchodzi perkusja, w tle bas, inny rytm melodyjny gitary, słuchamy rytmu, który nas wciąga, mimo, że kołysanka chce nam się kiwać, pląsać ... następnie wchodzą smyczki (klawisze) wspierany przez akordy gitarowe z początku utworu, kończone symulacją gry palcami na skrzypcach... w międzyczasie Robert już posapuje a my jesteśmy już razem z nim w pajęczynie ,w pułapce piękna tej piosenki. To najlepsze The Cure z okresu swojej największej popularności.  Proszę kiedyś posłuchać muzyki Cure pod kątem budowania , rozwijania się struktury utworu (np. "Wish", "Pictures Of You" czy nawet przebojowego, tanecznego "Just Like Heaven"). Nie przepadam za wczesnym, tym mrocznym okresem Cure z okresu  "Faith" czy "Pornography", choć wielu uważa , że wtedy zespół był sobą.

** "Blowing In The Wind" - Bob Dylan
** "Lullaby" The Cure

Pozycja nr 74

PINK FLOYD - "Another Brick In The Wall 2"
MARILLION-  "Kayleigh/Lavender"


  Muzycy (Waters!) chyba wyczuli, że mają mocny numer i umieścili go na płycie aż trzy razy, oczywiście każdy numer odnosił się tekstowo do całej idei płyty ( ściana, mur, wyobcowanie, alienacja, traumy bohatera itd - nie będę tutaj tego rozwijał, jest setki artykułów o tym dziele w sieci) ale część (wersja) nr 2 wydawała się od razu naturalnym kandydatem na SINGLA  w typowo rozumianej formule, łatwy, krótki, przebój. Zespół wydawał od zawsze single ale nigdy nie przywiązywał do nich takiej wagi jak do albumów jak inni wykonawcy. Dla innych singiel miał być promocją albumu, dla Pink Floyd po prostu zgodą na obowiązujące w show-biznesie reguły. Przynajmniej przez pierwsze dwie dekady istnienia. Opisywany tutaj singiel był pierwszym i jak dotąd jedynym numerem 1 po obu stronach Atlantyku (USA i Wielka Brytania, dwa najważniejsze finansowo i marketingowo rynki muzyczne na świecie) co przeniosło się na ogromną tez popularność całej "Ściany" . Choć nasz Bayer Full (polska szmira disco-polo) sprzeda  tylko w Chinach swoje "Majteczki czy jakoś tal..." - bez wymienionych obu rynków - to z pewnością zrobi to w ilościach kosmicznych. "Jeszcze jedna cegła w murze- 2" urzekła mnie od razu znakomitą melodia, niesamowity wokalem, cudownym riffem gitarowym no i w drugiej zwrotce ten chórek dzieci. "Belfry! zostawicie dzieciaki w spokoju, wszystko i tak jest tylko jeszcze jedną cegiełka w murze...". Pewnie jako dzieciak  zgadzałbym się z przesłaniem tej piosenki (jak i płyty) w całości, jako dorosłemu cała wymowa "Ściany" to lekko filozoficzny bełkot, czasem bardziej zrozumiały, czasem nie.Nie wnikając w pobudki kierujące Rogerem Watersem (głównym autorem i pomysłodawcą płyty) to ważna i wielka płyta i dla mnie ostatnia wielkiego PINK FLOYD.
    Są piosenki, które słysząc kojarzą się nam z innymi, których oczekujemy, spodziewamy usłyszeć się tuz po ostatnich akordach słuchanej. Takimi dla mnie (i wielu innych - jak wiem) są dwie pierwsze piosenki z "Sierżanta Pieprza", po zakończeniu  "We Will Rocku You" czekamy na głos Freddiego rozpoczynającego "We Are The Champions" (Queen). Tak jest też z tymi dwiema piosenkami Marillion z albumu "Misplaced Childhood". Obie wydane na singlu, pierwsza była przebojem, choć tylko w Europie. Ciekawe video ze śliczną aktorką odtwarzającą dorosłą Kayleigh i coraz bardziej łysiejącym Fishem. Dla mnie twe dwa utwory to jedno i chyba tylko ja tak oficjalnie to robię. Polecam zresztą całą płytę. Zawsze lubiłem Marillion ale tylko z Fishem i czasem się zastanawiam, czy słusznie robię nie dając szans grupie z kolejnym wykonawcą. Na Youtube bez problemu znalazłem właśnie połączenia obu piosenek.

Pozycja 73

ALAN PARSONS PROJECT - "Traveller"

Prawdziwe cacko na liście. Jeśli nie znacie, musicie to koniecznie poznać i zakochać się w pięknej subtelnej melodii, smutnym, nostalgicznym tekście o przemijaniu, obserwowaniu gwiazd w podróży życia, gdy dni są tylko liczbami a dopiero któregoś dnia dowiesz się kim jesteś. Alana itd poznałem w wojsku, w tym samym czasie co "zachwycałem się" listą przebojów video Krzysztofa Szefczyka, w której niestety było tylko kilka clipów na krzyż w tym animowany do piosenki "Don't Answer Me" Alana Parsonsa. Później się więcej dowiedziałem i ... poznałem tego inżyniera i producenta dźwięku z Abbey Road ("maczał" palce przy "Dark Side Of The Moon" Pink Floydów, niektórych Paula McCartneya.) i o tym dość specyficznym zespole, będącym rzeczywiście na początku  projektem, pomysłem na bycie w muzycznym biznesie niż typowym bandem, koncertującym i żyjącym życiem muzyków rockowych. Z przyjściem popularności Alan rzeczywiście już koncertował a trzon zespołu prócz niego stanowił Eric Woolfson, aksamitny głos bandu, niestety zmarły w 2009 roku (sam na zdjęciu).


Pozycja nr 72

DAVID BOWIE - "Space Odity"

W latach 70-tych lubiłem glam rock w stylu Slade, Sweet, Hello czy Gary Glitter (nie wiedziałem wtedy jak i pół świata, że świecący gary to pedofil) i Davida Bowie, przebierającego się w kolorowe ciuchy, farbującego włosy na czerwono, z umalowana twarzą i błyszczącymi cekinami na twarzy zwyczajnie nie znałem i nie miałem szansy zachwycić się Ziggym Stardustem. Ale znałem jego wcześniejszy hit, bodajże pierwszy, właśnie :Kosmiczną Odyseję. Ziggy miał spaść na Ziemie chyba dwa lata później ale chyba nie poznał Majora Toma z tej piosenki. Piosenka ta podobała mi się zawsze, nie znałem angielskiego jako młokos i strasznie fajnie brzmiały dla mnie i tajemniczo słowa (świetna fonetyka): Ground Control to Major Tom. Dzisiaj pewnie ta piosenkę - w końcu o podroży do gwiazd - okraszono by efektami klawiszowymi, komputerowymi, Bowie zaaranżował ją na instrumenty akustyczne a robi nadal wrażenie i Def Leppard niedawno nagrywając cover tej piosenki zostawili oryginalną aranżację. I nie popsuli dzięki temu tej pięknej piosenki.Link pokazuje jak wyglądał Bowie na 40 lat przed Michałem Wiśniewskim. Wokalista Ich troje chyba w Polsce szokuje do dzisiaj kolorem włosów, konserwatywni i sztywni  Anglicy (a z czasem świat)  pokochali Bowiego w roku 1970.


Pozycja nr 71

SMASHING PUMPKINS -  "Disarm"

Pamiętam jak dzisiaj, że piosenkę to usłyszałem - i zobaczyłem - na MTV, w niedzielnej edycji amerykańskiej listy przebojów. Prezentuję go w linku. Przy okazji - ogromnie lubiłem prezentera od newsów i jego charakterystyczne: "Hi, Steve Blame here, with MTV-news". Czarnobiały obraz, gitarzystka o azjatyckiej urodzie, kapitalny, łkający  głos Billy'ego Corgana no i takie piękne smyczki ...dzwony ? Ta piosenką zespól wszedł do mego kajecika, gdzie notowałem sobie płyty jakie muszę mieć. Dwa, trzy lata poźniej skompletowałem całą dyskografię "Powalających Dyń".  Tak pieknego utworu już nie napisali a szkoda.Dodam, że jakże piękne było wtedy MTV, koncerty, najnowsze teledyski, nowinki ze świata muzyki i  kina. Bez przerwy muzyka, żadnych dzisiejszych bigbrotherów, idiotycznych konkursów itd. Jak zobaczyłem reklamy "Ghost" , nowego wtedy filmu z Parickiem Swayze i Demi Moore (ten film był szeroko reklamowany i z tak niesamowitymi reklamami), to nie mogliśmy się w domu doczekać , kiedy będzie można go "kupić" na pirackiej giełdzie kaset video.

Pozycja nr 70

SINEAD O'CONNOR - "Nothing Compares To You"


Od chwili premiery videoclipu z tą piosenką i łez na ślicznej twarzy ogolonej Irlandki jej kariera dostała potężnego kopa .Była wcześniej znana, ale ta piosenka stała się tak ogromnym hitem na całym świecie i zarobiła tak ogromne piosenki dla jej autora, że Prince ponownie włączył ją do swego repertuaru na koncertach. Chodzą pogłoski, że Artysta specjalnie dla niej zrobił nową aranżację tego utworu ale nie dałbym za to głowy. To rzadki przypadek gdy cover jest naprawdę lepszy od oryginału (porównajcie). Nie tylko dla mnie. Epizod z publicznym podarciem wizerunku naszego Papieża Jana Pawła II  nie zmniejszył moje sympatii do tej dziewczyny, która o ile dobrze pamiętam ponownie nagrywa ale bez jakiegoś szczególnego powodzenia.

Pozycja nr 69

TEARS FOR FEARS - "Shout"
THE BEATLES - "Eleanor Rigby"


"Shout' polecam w wersji maxi-singlowej (przedłużony w środku dialog basu i gitary- pycha), choć i w wersji krótszej jest ogromnie interesująca. Lubię do dzisiaj ten duet, od ich pierwszego singla "Change". "Krzycz" to mocno popowy ale o małych zadatkach na rocka kawałek, zresztą wielokrotnie słyszałem covery tej piosenki w wersji nawet metalowej. W każdej melodia i tekst robi swoje i podnieca, w refrenie same usta układają się do krzyku i apelu by wyrzucić wszystko z siebie, by sie pozbyć toksyn. Kapitalny rytm, przeszkadzajki perkusyjne, znakomite solo gitarowe.Ładne video, dwóch przystojniaków, wielki przebój. Oczywiście jak ja to nazywam, "z epoki MTV", gdy kanał ten był na okrągło w moim domu (gdzieś tak od 1990 roku) i ta piosenka przewijała się bardzo często. Wersję long zaprezentował oczywiście Tomasz Beksiński i do czasu Internetu była dla mnie nieosiagalna.
 Beatles, Paul, smyczki, wiolonczele. Jakby powtórka z "Yesterday". Koemntarz Johna do tej piosenki byl lekko ironiczny, zastanawiał się ska przyjaciel czerpie wenę na takie tematy by spiewać o samotnych starszych ludziach. Arcydzieło bez dwóch zdań. Na koncercie (dvd) Paula " Space Within US" kamera omiata twarze ludzi, w trakcie tej piosenki  na większości twarzach widać łzy. I tyle.



"Eleanor Rigby" The Beatles

Pozycja nr 68

ELTON JOHN - "Your Song"
THE BEATLES - "Ticket To Ride"

W "Your Song", pierwszym wielkim przeboju Elton ujawnia już swoje zainteresowanie chłopcami, choć tekstem Bernie Taupina robi to bardzo delikatnie i subtelnie."To takie trochę śmieszne uczucie, które wewnątrz odczuwam, a nie należę do ludzi , którzy potrafią je łatwo ukryć,  nie mam chłopcze  zbyt dużo pieniędzy , lecz gdybym miał, kupiłbym wielki dom, w którym moglibyśmy wspólnie żyć..." Dzisiaj Elton (2011) doczekał się ze swoim partnerem dziecka, ma z powrotem włosy, głos już nie tak delikatny jak np. w tej piosence (przypuszczalnie kuracja hormonalna w trakcie przeszczepu włosów, jaką przechodził artysta - zmodulowała mu głos na niższą barwę). I do dzisiaj Elton jest jedną z nielicznych wciąż jasno świecących megagwiazd. A utrzymać się na topie, wciąż też nagrywać przeboje a nie tylko "jechać" na starych, nie tracić nic z popularności przez ok. 40 lat to nie lada sztuka, to wielki artysta.
Kolejna piosenka Beatlesów na mojej liście uważana jest za jedną z pierwszych, protoplastów hard rocka. Nie wiem dlaczego, nie polemizuję z ta opinią, nie jest moja, zacytowałem ją tutaj z literatury o zespole. Owszem, ma mocną, rytmiczną gitarę ale od razu hard ... ? ;) Na serio to jedna z takich piosenek , jak np. "Help", która ładuje mnie taką skoczną, pozytywną energią i jako dzieciak,oglądający któryś raz film "Help" , czekałem na fragment zimowy, narciarski, gdy zespół bawił się (uciekał przez wyznawcami Kali) w austriackich Alpach.


"Your Song" Elton John
"Ticket to Ride" - film
"Ticket to Ride" -Studio

Pozycja nr 67

PETER GABRIEL - "Mercy Street"
BRUCE SPRINGSTEEN -  "The River"

Dwa małe cacka muzyczne. Album "So" - dla mnie najlepszy w karierze dawnego wokalisty Genesis -  kupiłem na giełdzie we Wrocławiu, zdaje się w Pałacyku, dawnej enklawie studenckiej z moich dawnych czasów a wtedy targowisko "różności". Album zaprezentował nieodżałowany Tomasz Beksiński, wielki fan Petera i zwrócił szczególną uwagę na ten utwór a nie na lansowany "Sledgehammer". Na giełdzie  -  pamiętam to doskonale - wraz z moją połowicą - kupiliśmy wtedy jeszcze album A-ha (bardzo lubiłem wtedy "I've Been losing You" ) oraz "Invisible Touch" Genesis (Collins)."Rzeka" Bossa to utwór, który poznałem dużo, dużo później niż była jego premiera. Utworami tego artysty zainteresowałem się tak na serio dopiero pod koniec lat 90-tych choć oczywiście lubiłem jego cały "Born in USA" a wielką sympatią darzyłem "I'm On Fire" z elektryzującym video. Obejrzałem kiedyś koncert Bruce'a i zwróciło moją uwagę ogromne szaleństwo tłumu przy pierwszych już taktach nieznanego mi wtedy o songu. Tak poznalem "The River". Bruce (często nazywany Bossem) to wyjątkowy artysta , cieszący się szczególną estymą w Stanach, wagę popularności i znaczenia Bossa dla niektórych kręgach fanów docenili Michael Jackson i Quincy Jones, dając mu sporą partię wokalną w "We Are The World". Szacunek Bossowi i czapki z głów przed nim, że do dzisiaj - mimo swej ogromnej solowej popularności  - nie zrezygnował ze swego bandu E-Street, który od kilkudziesięciu lat gra w niezmienionym składzie (dla niektórych muzyków bycie współpracownikiem Bruce'a było trampoliną do solowej kariery). Zamieszczam też link do pięknej wersji  "The River" zaśpiewanej wspólnie przez Bossa i ...Stinga.

"Mercy Street" PG
"The River" - BS
The River - plus Sting

Pozycja nr 66

GUNS'N'ROSES - "Don't Cry"
Obie wersje są kapitalne, gdyż utwór zamieścił dwa razy tą samą kompozycję na swoim podwójnym albumie, tekst różnił się ale aranżacja bliźniaczo podobna o ile nie ta sama, nie wiem dokładnie i nie będę się tutaj upierał, z czyimkolwiek odmiennym zdaniem na ten temat.Drugi wielki obok "Novemeber Rain" z równie teatralnym, rozbudowanym teledyskiem. Z albumu tego bardzo lubiłem jeszcze "Civil War". W sumie mogę to samo napisać co o poprzednim hicie, utwór wywindowała na szczyty popularności niezwykle staranna aranżacja gitarowa, gdy w środkowej części utworu ( w clipie - fragment na dachu) wkracza mocno Slash mam ciarki. Znowu kapitalne solo gitarowe, łagodny, melodyjny śpiew Axla. Gunsów lubili wszyscy i ja się tutaj specjalnie nie wyróżniałem w tym względzie. Dodali świeżości do lekko usypiającego, słodkiego rocka w stylu Motley Crue, Poison czy nawet  Cheap Trick. Wielki przebój dekady.


"Don't Cry" - G'N'R

Pozycja nr 65

LYNYRD SKYNYRD - "Sweet Home Alabama"
JON AND VANGELIS -  "Friends Of Mr.Cairo"

Piosenkę znam od zawsze, znałem wcześniej tragiczną historię zespołu, początkowe akordy są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych akordów  w historii muzyki, piosenka bardzo popularna, taka dla mnie symbolizująca gorące amerykańskie Południe, pola bawełny no i oczywiście mój ulubiony film. W "Forrescie Gumpie" jest wiele znakomitej muzyki ale akurat film kojarzy mi się z tą. Druga piosenka to chyba najlepsze dziełko dość egzotycznego jak się początkowo wydawało duetu, wokalisty rockowego zespołu (co prawda rocka progresywnego) Yes oraz greckiego multiinstrumentalisty. Wydali kilka płyt, ta, tytułowa z albumu jest moim zdaniem ich najlepsza i bardzo ja lubię. Wydana we wczesnych latach 80-tych, kojarzy mi się też nieszczególnie ze stanem wojennym, Wrocław, smutny , zimny akademik, dużo wina, piwa i lekka niepewność czy zwiewać z tego kraju czy nie. 






"Sweet Home Alabama" LS
"Friends Of MR Cairo" J&V

Pozycja nr 64

GEORGE HARRISON – „My Sweet Lord”
FOREIGNER -  “I Want To Know What Love Is”

Na pytanie czy Beatlesi się kiedyś zejdą John Lennon odpowiadał, że nie ma takiego sensu, po co?, każdy może kupić sobie albumy  każdego muzyka oddzielnie i słuchać na zmianę i dodawał, że George nigdy by się tak nie rozwinął będąc w grupie. Jego 3 (!) płytowy album „All Things Must Past” odnosił ogromne sukcesy a singiel „My Sweet Lord” królował na wszystkich możliwych listach. Co prawda uznany został za plagiat (grupy Chiffons i piosenka „He;s So Fine”) ale nieświadomie. Zostało zawarte porozumienie. Słuchając Chiffons jakieś tam podobieństwo we fragmencie refrenu jest ale generalnie Harrisom stworzył coś nowego i jak myślę o George’u  słyszę właśnie najpierw „My Sweet Lord” a dopiero później „Something” czy inne jego piosenki. W pierwszym linku wykonanie tej piosenki na żywo z koncertu dla Bangla Desh, pierwszego w historii charytatywnego koncertu (choć niestety żadnych pieniędzy z tego biedny kraj nie otrzymał, afera z zaginionymi pieniędzmi itd.)
Foreigner polubiłem duzo wcześniej niż nagrali wymieniany tutaj song. Od „Star Rider” (znowu Szczepan), później „Cold As Ice” czy mój ich ulubiony album „4”, który mogę słuchać od początku do końca bez sięgania po pilota. Oczywiście z tego albumu to „Urgent” z rewelacyjnym solo na saksofonie czy będąca trochę niżej „Waiting For…”. „Chcę wiedzieć czym jest miłość” to era MTV, znakomity videoclip, ujmująca melodia i jak zawsze cudny glos Lou Gramma



G.Harrison - live
"My Sweet Lord" -George Harrison
Foreigner  

Pozycja nr 63


CHRIS REA – “Fool”
10 C.C. – “Dreadlock Holiday”

Te dwie pozycje mogą zaskakiwać, wiem ale mam z nim szereg wspomnień dotyczących muzyki, że stały się dla mnie ważne stąd ich pozycja. Chrisa Rea i jego „Głupcze, czy myślisz, że wszystko już skończone” nagrałem kiedyś z Trójki -  pamiętam dobrze ten dzień, lata 70-te, „Muzyczna Poczta UKF”, Marek Gaszyński (był dostawcą świeżych singli do radia jak wielu innych prezenterów, że wymienię jeszcze Piotra Kaczkowskiego, Dariusza Michalskiego czy Bogdana Fabiańskiego). Razem z ta piosenką nagrałem „Beast of Burden” The Rolling Stones, jeden z lepszych ich kawałków rockowych dla mnie. Chris urzekł mnie przepiękną melodią, głosem, klimatem. I lubię tę pierwszą wersję tej piosenki, artysta lubi swoje największe przeboje nagrywać co jakiś czas na nowo z lekko zmienioną aranżacją (np. jego „Josephine” znam w trzech, „Fool” w dwóch).
„Dreadlock Holiday” usłyszałem i zobaczyłem w Studiu 2, telewizyjnym bloku w Programie 2, w latach 70-tych jakby  pokazówka tego jaka mogłaby być codziennie telewizja. Całodzienny program był co jakiś czas okraszany teledyskami i tak zobaczyłem ten filmik o przygodach angielskiego turysty na Jamajce. Zwariowałem na punkcie tej piosenki totalnie gdy kolega (Sidney) przywiózł z Niemiec singiel i usłyszałem go na słuchawkach , z głębią efektów stereo, nie słyszalnych w zwykłym słuchaniu na gramofonie. Nauczyłem się na pamięć tekstu, stosunkowo łatwego w nauce nawet z odsłuchiwania płyty, później taśmy (by nie niszczyć winylu – zresztą płytę musiałem oddać, byłem hitem dyskotek w „Handlowcu”, wtedy najlepszych dyskotek w Wałbrzychu, kto wie gdzie to było ?) i lubiłem – do dzisiaj to robię – śpiewać np. refren.  „Nie lubię reggae, nie lubię krykieta, nie lubię Jamajki – ja je KOCHAM”. Mimo fascynacji piosenką nie zapuściłem sobie dreadlocków, w tamtym czasie nie wiedziałem co to takiego i ten fragment piosenki „Wakacje z dreadlockami” pozostawał dla mnie nieznany. Grupę 10 CC lubiłem bardzo z wcześniejszego hitu (gdzieś druga setka topu) „I’m Not In Love”  czy chociażby „The Things We Do For Love”. Zasłużona kapela. 


Pozycja 62

THE CURE – „How Beautiful You Are”
USA FOR AFRICA – “We Are The World”

Pierwsza piosenka  prześladowała mnie od początku gdy zaprezentował ją Tomasz Beksiński (eh, szkoda chłopa) w swoich magicznych wieczorach muzycznych w Pr. IV (!), gdzie prócz recenzji i oceny płyty tłumaczył teksty. Dlatego w Grecji musiałem kupić ten album („Kiss me , Kiss Me, Kiss Me” , chwała za to mojej połówce, że nie powiedziała mi ani słowa na to, a wszystko wtedy „na Zachodzie” kosztowało „a lot of Money” w przeliczeniu np. na nasze miesięczne, czy tygodniowe wynagrodzenia. Znakomita piosenka Roberta Smitha z równie ujmującym tekstem. Słowa tytułowe:  „Jakże jesteś piękna” wypowiadają  żebracy na widok kobiety, towarzyszącej narratorowi w czasie ich wizyty w Paryżu, negatywna reakcja piękności na owych ludzi, ich stroje, sam fakt, że się odważyli ją oceniać zraża bohatera piosenki do „swojej dziewczyny”, która każe mu przegonić biedaków sprzed swego oblicza. Tyle w skrócie o tekście ale piękne, lekko romantyczne i naiwne  przesłanie piosenki jest czytelne już po tym fragmencie. Jak zwykle u Cure znakomita aranżacja, która często zwraca uwagę pierwsza, przed melodią czy tekstem.
  United Suport of Artists to grupa najwybitniejszych  muzyków i artystów muzyki pop w USA, która wzorem Brytyjczyków (ich „Heal The Word” – Band Aid) nagrała piosenkę, z której tak samo dochód w całości przeznaczony był dla głodującej Afryk. Piosenkę – melodyjną, prawie jak hymn -  skomponowali Michael Jackson i Lionek Rochei, obaj będący wtedy u szczytu swej sławy. Dodam tylko, że brytyjski song skomponowali Midge Ure (Ultravox) oraz Bob Geldof, który pewnie już w tym czasie organizował Live Aid (Londyn i Filadelfia w tym samym czasie). Kolejno śpiewają (video): Lionek Richie,  Stevie Wander, Paul Simon, Kenny Rogers, James Ingram, Tina Turner , Billy Joel,  Michael Jackson, Diana Ross, Dione Warwick, Willie Nelson, Al. Jarreau, Bruce Springsteen, Kenny Loggins, Steve Perry (wtedy eksplozja popularności jego grupy: Journey), Daryl Hall, Michael, Huey Lewis, Cyndi Lauper, Kim Carnes , Bob Dylan, Ray Charles  oraz na zamknięcie  naprzemiennie Stevie Wonder i Bruce Springsteen. Ogromna rzesza artystów w tle jak np. bracia Jackson, John Oates , Lindley Buckingham i wielu wielu innych. Za pulpitem dyrygenta i jako producent Quincy Jones. Nie spotkała się już nigdy w USA taka elita gwiazd w jednym studiu naraz, choć pomysły z charytatywnymi songami realizowano jeszcze kilkukrotnie. O ile w przypadku Amerykanów, wystąpiły rzeczywiście największe gwiazdy, to w przypadku Brytyjczyków dołączyli oni dopiero na albumie i maksi-singlach, gdzie w rytm instrumentalnej wersji piosenki ”Heal The Word” życzenia świąteczne składali Paul McCartney czy David Bowie, nie śpiewający na singlu. 

Pozycja 61

STORIES -  "Brother Louie"
HOT CHOCOLATE - "Brother Louie"
GENESIS - "No Son Of Mine"

Pierwsza piosenka to mój wielki przebój z taśmy jaką miał mój brat (czy jego kumpel Felek)  na prywatki, same wolne, tzw. pościelowe, z taśmy tej poznałem Matthew Southern Comfort i tą piosenkę, o której myśleliśmy wszyscy, że śpiewa ją Rod Stewart. Do dzisiaj utwór ten wzbudza we mnie miłe wspomnienia ( chrapliwy głos i już wtedy zachwyt nad udana aranżacją tj. dialog gitary ze smyczkami ) choć oczywiście na prywatki starszego brata nie chodziłem. Po latach poznałem wersję autorską piosenki, wykonywaną przez Hot Chocolate. Nie mogę do dzisiaj się zdecydować, która wersję lubię bardziej, inny klimat, aranżację, inne gitary itd  to jakby dla mnie dwa różne utwory. Do tego piękny tekst, antyrasistowski tekst o zakazanej miłości ludzi o różnym kolorze skóry. Hot Chocolate , twórca wielu przebojów w latach 70-tych ( "So You Win Again", "Man To Man", "Every Is A Winner") - w przeciwieństwie do Stories, grupie, o której niewiele wiem a w Wikipedii przeczytałem, że z tym numerem  osiągnęli szczyt amerykańskich list przebojów.

 Druga piosenka to piękne Genesis, dla mnie w swej ekspresji, klimacie,  emocjach jakie wywołuje podobne do "Mamy". Widziałem - podobnie jak "Mamę" - wykonanie tej piosenki na żywo z Wilsonem i Collinsem jako wokalistami. Piosenka w każdym wykonaniu  robi wrażenie, stąd link do pięknego, solowego (bez Genesis) wykonania Raya. Na marginesie mala uwaga, dla mnie Ray mógłby zostać nadal wokalistą Genesis, mielibyśmy może nadal takie albumy jak "Calling All Stations" a tak Collins wrócił do zespołu tylko na tournee i o nowych płytach cisza. Może także dzięki Rayowi mielibyśmy częstsze wizyty Genesis w Polsce (Ray od jakiegoś czasu mieszka na stale w ...Poznaniu). Zamieszczam też link do początku konceru w katowickim Spodku, z przyjemnościż znalazłem to w Youtube, piosenką tą zaczęli koncert ..i ja tam bylem ... i ja to widziałem (prawda Maniuś C, Andrzeju Ch ?). Ale piosenka to oczywiście Collins i wersja oryginalna.





Stories Live
"Brother Louie" - Stories
"Brother Louie" - Hot Chocolate
Genesis - live Katowice Ray
Ray - solo live
"No Son Of Mine' Genesic - video

Pozycja 60

THE ROLLING STONES - "Wild Horses"
BLACK SABBATH - "A National Acrobat"

Dwa znakomite kawałki rockowe, jedna ballada, drugi mocniejszy z popularnym bardzo riffem gitarowym.
Nie przepadałem i nie przepadam za Stonesami, nic na to nie poradzę. Doceniam ich wkład w rozwój rock and rolla, ich ogromną popularność jako rywala Beatlesów (naprawdę kopiowali wszystkie pomysły, aranżacje, nawet okładki albumów i singli  kolegów z Liverpoolu). Do dnia dzisiejszego jako najdłużej istniejąca i grająca kapela korzystają ze splendoru i sławy zdobytej w latach 60-tych, choć oczywiście wielu krytyków uważa ich za najbardziej rasowy rockowy zespół, niespecjalnie ewoluujący, po prostu grający wciąż to samo i tak samo. Przypuszczam, że gdyby nie lata 60-te i legenda z tych lat wciąż ich owijająca , dorobek muzyczny grupy do dnia dzisiejszego uplasowałby ich wśród muzycznych średniaków.  Najbardziej uzdolniony muzycznie choć nie kompozytorsko członek grupy zmarł pod koniec lat 60-tych wchodząc do Partenonu herosów rocka odeszłych zbyt wcześnie (piszę o Brianie Jonesie - na dolnej fotce w środku w górnym rzędzie). Cały repertuar ( w tym "Wild Horses" ) tworzyli przeważnie Keith Richards oraz Mick Jagger, czasem nagrywali covery jak np. swoją wersję dylanowskiego "Like A Rolling Stone".
"Narodowy Akrobata" to pierwszy przebój Black Sabbath, który usłyszałem jako dzieciak i mnie nie odrzuciło, bardziej wolałem wtedy łagodniejszy Nazareth czy bardziej przebojowy  Deep Purple choć siedziałem wtedy bardziej w glam-rocku. Melodyjna gitara w tym kawałku i przenikliwy jak zawsze głos Ozziego ujęły mnie i tak zostało do dzisiaj, wolę ten utwór niż popularniejsze "Paranoid" czy "Iron Man".

"Wild Horses" The Rolling Stones
"A National Acrobat" BS

Pozycja 59

THE BEATLES - "Penny Lane"

John w "Strawberry  Fields Forever" odbył podróż w dzieciństwo zamroczony, otumaniony kwasem i LSD, na także znajomą mu Penny Lane Paul zabrał słuchaczy prawie jak pilot wycieczkowy dokładnie opisując tamtejszych ludzi, sklepy ale także i swoje młodzieńcze "niegrzeczne" zabawy z dziewczynami. Wersja Johna była ekspermentalna brzmieniowo, taśma puszczona do tyłu, pogłosy, mix głosu, instrumentów - Paul zapragnął mieć sterylnie czystą, z trąbkami a la Bach, aranżację na orkiestrę itd. Każdy z liderów miał jakiś tam wpływ na piosenkę drugiego, w wyniku czego powstał najznakomitszy singiel wszechczasów, który - jak już wspominałem - od czasów "Please, Please Me" nie zawędrował w Wielkiej Brytanii na miejsce 1 (wyprzedził ich tam Engelbert Humperdinck,  "Please, Release Me" - kto to pamięta ?), zajął tylko 2 i jak się okazało fakt ten przyniósł, szczególnie Johnowi ogromną ulgę, że nie muszą wciąż śrubować nowe rekordy sprzedaży. Nie mam jakichś specjalnych wspomnień z tą piosenką, na pewno była jedną z pierwszych, które poznałem. Paul do dzisiaj wykonuje ją na koncertach i mam nadzieję, że usłyszę ją "w moich uszach" i zobaczę "na swoje oczy" jak ją wykonuje. 

"Penny Lane" -The Fab 4

Pozycja nr 58

THE  TRAVELLING  WILBURYS - "Tweeter And The Monkey Man "

METALLICA -  "Unforgiven" 

BOB DYLAN - "My Back Pages" (cover)

 Bob Dylan, George Harrison, Neil Young, Tom Petty, Eric Clapton, Roger McGuinn


Travelling Wilburys  to super  grupa, najbardziej super z możliwych:  George Harrison, Bob Dylan , Tom Petty,  Roy Orbison oraz Jeff Lynne. Wydali o ile się nie mylę dwie płyty. Ich muzyka to wspólna zabawa i grzebanie w korzeniach rock and rolla, każdy gra, każdy śpiewa w chórkach, każdy ma "swoje" utwory, czasem śpiewają w kilku na zmianę,  nie wnikam już w historię grupy,  śmierć Orbisona przekreśliła dalsze plany i możliwość pracy na kolejnymi albumami. Może i tak zostałyby tylko te dwa? Wymieniona i wybrana do topu piosenka jest dla mnie najlepsza, wpadła mi w ucho od razu, ostatnimi czasy słucham jej bardzo często, Dylana lubię ale już w późniejszym okresie, elektrycznym , mniej akustycznym, folkowym. Jedna z niewielu osób, która zawsze imponowała Lennonowi.
Mocna , pompatyczna ballada Metalliki (odmieniam!). Już to pisałem ale napiszę po raz kolejny, w balladach zespól nie ma sobie równych. Klasyka rocka.
Jedyny raz na Liście wersja live . Ponownie Bob Dylan i znowu nie sam. Stąd mały nawias i napis cover. Bo oryginalna, autorska wersja Boba podoba mi się średnio, urocza melodia nadal ale nosowy śpiew ( tam przede wszystkim chodzi o ważny tekst, przesłanie, przekaz - jak to u Dylana). Nie moglem w Youtube znaleźć wykonania, o które mi chodzi na na Topie ( blokuje ją na nasz kraj firma Sony). O wersję, którą wykonali na żywo na koncercie w hołdzie 30-letniej działalności muzycznej Boba następujący muzycy (podaję w kolejności śpiewania - widać to na ostatnim clipie, słaba jakoś dźwiękowa - w czasie próby przed koncertem): Roger McGuinn (lider The Byrds - zamieszczam ich wersję także, jako najbardziej zbliżoną do tej "koncertowej"), Tom Petty, Neil Young, Eric Clapton (wcześniej cudne solo), sam Bob oraz George Harrison. Jakaż to była gratka zobaczyć tych artystów na żywo, obok siebie. Eh....


"Twitter ..." TW
"Unforgiven" Metallica
"My Back Pages" The Byrds
"My Back Pages" - All Stars

Pozycja nr 57

POLICE -  "Wrapped Around Your Finger"
QUEEN -  "Innuendo"


Piosenkę tę miałem przyjemność zobaczyć na jedynym koncercie grupy w Chorzowie, kilka lat temu. Koncert jak i wykonanie tego utworu przeciętne, muzycy wystąpili tylko w trzech, nie posiłkowali się nikim innym i wersje ich były hm..dalekie od oryginału i bardzo ubogie instrumentalnie. Jamming na scenie a muzyka The Police, ta z okresu gdy grali swoje przeboje w ich, unikalnym, specyficznym dla nich reggae ( "Roxanne", "So Lonely", "Walking On The Moon" i inne) grana inaczej traci wiele ze swojego blasku. Ale muzycy liczyli na to, że i tak świat przyjmie ich z otwartymi rękoma (pełnymi portfelami) w swym oryginalnym składzie. Sting nie musi już nikomu nic udowadniać i cała trasa re aktywacyjna to tylko odcinanie kuponów od sławy ale przypuszczalnie też niezła dla nich zabawa (póki im się jeszcze chce). "Wrapped Around Your Finger" to dla mnie lepszy kawałek niż bardziej znane "Every Breathe You Take" z ich najlepszego albumu. I w tym utworze i w tamtym szczególnie widać było brak smaczków muzycznych (gitarowych Andy'ego). Ale cóż, ta piosenka z bardzo widowiskowym teledyskiem jest bajeczna. Kilka wspomnień. Mieszkałem na 1 roku na kwaterze an Prostej we Wrocławiu, wieczorami koniecznie radio Luksemburg. Kolega z roku Mieciu Ł miał przyjaciela Waldiego w Holandii. Przyniósł mi kiedyś w prezencie kilka gazetek muzycznych z kraju tulipana, pamiętam, że były podsumowania muzyczne i każdy z Policjantów został wybierany numerem 1 w kategoriach: wokalista, basista, perkusista, gitarzysta roku, do tego jako nowy wykonawca roku, jeszcze wiele innych, nie pamiętam. Coś nieco wiedząc już o nich usłyszałem ich pierwszy przebój "Can't Stand Losing You" no i zakochałem się w piosence i nieznanym mi bliżej wykonawcy. Gdybym  umiał grać na gitarze pewnie jak J.Borysewicz chciałbym już tylko grać muzykę podobną do nich, stąd polskie reggae-rock a la Police w stylu "Kryzysowa Narzeczona", "Minus 10 w Rio"  odniósł i u nas od razu sukces (lubię tamtą Lady Pank choć należałem bardziej do fanów Republiki).
Queen w piosence z ostatniego albumy z żywym Freddiem. na zdjęciu poniżej jeszcze z clipu "To były dni naszego życia", wychudzony, umierający. Piosenka wielka i basta. Queen wielki, różnorodny, królewski.


"Wrapped..." Police
"Innuendo" Queen

Luźne uwagi i podziękowania.

  Prowadzę ten blog, nie, stop. Nie tyle prowadzę bo to nie jest tak, ze regularnie jakby dokonuję wpisów pamiętnikarskich. Chcę jak najszybciej zakończyć - pogania mnie moich dwóch przyjaciół - moja listę singli i skupić się na albumach. Piszę niejako bez korekty, lekki rzut oka czy nie robię ortograficznych błędów, czy stylistyka mi pasuje i publikuję, czasem robię błędy, Gilmourowi (Gilmour'owi) daję na imię Roger, w jakimś zdaniu komuś się nie spodobało, że nie odmieniłem przez przypadki jakiejś nazwy grupy, czasem jestem nieprecyzyjny bo np. jeśli lubię jakąś kapelę to w ich mocnym wydaniu czy tym lżejszym, czasem nazwę grupy napiszę wg. ich oficjalnej nazwy, czasem piszę nazwę nieslangową użytą np. na okładce któregoś singla (nie jest ważna tutaj nazwa tej grupy) itd itp.  Przydałby się może jakiś specjalny edytor ale wolę jednak niech tak zostanie. Pomijając błędy jak  zmiana imion, co było karygodnym błędem, blog jest wyrazem moich gustów muzycznych i ewentualnie ciekaw będę opinii czy ta lub inna piosenka znalazłaby się na Waszej liście, czy tez zupełnie uważacie ją za gniota. Otrzymałem kilkanaście maili z podziękowaniem za zwrócenie im uwagi (czasem przypomnienie) na taki czy inny utwór i to już jest jakaś mała satysfakcja, że warto było tworzyć mój top. Zdaje się, ze kilka osób ułoży swój top, chętnie go umieszczę. Jeden przemiły facet napisał mi ( nie popieram co prawda piractwa, sam staram się mieć tylko oryginały), że robi sobie kolejno składanki muzyczne z moimi propozycjami z listy i  czasem ma problem, ze ściągnięciem jakiegoś songu.I oczywiście ogromnie mi dziekuje. Zostawiając wątek piractwa to też miłe, że moje gusta muzyczne trafiają do kogoś, choć nieskromnie powiem, że się temu nie dziwię. Obserwatorów jest mało, zazwyczaj czytacie mój top i czasem wysyłacie maile, dziękuję za nie wszystkie i proszę być cierpliwym , prawdopodobnie do końca miesiąca stycznia top singli zostanie zakończony.

Pozycja nr 56

QUEEN -  "Show Must Go On" ("INNUENDO")
THE BEATLES -  "In My Life""("REVOLVER")


Przedstawienie musi trwać i tak Freddie umierając już na aids kontynuował pracę nad kolejny albumem Queen. Przyjaciele z zespołu widzieli jego cierpienie ale i znali i szanowali jego profesjonalizm. W clipie do "Those Were The Days Of Our Lives" widać już wychudzonego, chorego wokalistę. Do tej piosenki wybrano już fragmenty Mercurego, będące przekrojem jego kariery,  człowieka o niesamowitym apetycie na życie. Bardzo przeżyłem jego smierć, Queen to wciąż jedna z moich ulubionych kapeli, ta piosenka szczególnie. Jak bardzo ciężko było dorównać Freddiemu głosem, interpretacją, zwłaszcza w występie na żywo możemy się o tym przekonać oglądając na dvd koncert zorganizowany w hołdzie Artyście w 1992 roku, w którym wystąpiła śmietanka światowej elity muzycznej, od Def Leppard, Eltona Johna po Annie Lennox czy Davida Bowie'ego z towarzyszeniem oryginalnego składu Queen. Wszyscy zaśpiewali świetnie, poprawnie ale wciąż w uszach pewnie każdy miał oryginalne wykonanie. Dla mnie najlepiej zaśpiewał George Michael i jego "Somebody To Love" była prawie, prawie... nie gorsza od wersji z F.M.
Kolejny już wielki song Beatlesów. Słuchany dzisiaj wydaje się taki surowy muzycznie ale melodia i tekst... Paul wspominał często jak wielkie wrażenie na nim zrobił tekst utworu, prawdziwa poezja, wiersz, tak dojrzały i mądry a napisany przez 23 latka. W biografii Paula z roku 2010 jest, że do tekstu Lennona  "przestrzenną melodię napisał McCartney" ale John wspominał, że wkład kolegi w muzykę był dużo mniejszy od  tego co ukazuje się wywiadach. W utworze solo na fortepianie wykonuje producent George Martin. Oto on (takie moje, na gorąco tłumaczenie, gdzie może umyka pewna poezja i głębia, jak tkwi w oryginale):

Są takie miejsca, które zapamiętam na całe życie,
Chociaż kilka z nich się zmieniły.
Niektóre na zawsze, nie na lepsze,
Niektórych już nie ma, a niektóre pozostały.
Każde z nich wspominam, ma jakiś moment (wspomnienie)
Z zakochanymi i przyjaciółmi, których wciąż mogę sobie przypomnieć,
Niektórzy z nich już umarli,
W całym moim życiu kochałem ich wszystkich.

Z tych wszystkich kochanków i przyjaciół
Nie ma nikogo, kto mógłby dorównać tobie,
Wszystkie te wspomnienia tracą swoje znaczenie,
Kiedy myślę o miłości jak o czymś nowym.
Chociaż wiem, że nigdy nie stracę uczucia
Dla ludzi i rzeczy, które minęły,
Wiem, że często będę się zatrzymywał, aby o nich pomyśleć,
W moim życiu, kocham cię mocniej.

Pozycja nr 55

R.E.M. - "Everybody Hurts"
BRYAN ADAMS - "Everything I Do"


Dwie bardzo urokliwe piosenki dwóch bardzo ważnych w rocku oraz dla mnie wykonawców. Michael Stipe i jeden z lepszych videoclipów jakie nakręcono oraz Adams z Kevinem Costnerem w tle z kolejnego filmu  o Robin Hoodzie. Swego czasu obie piosenki były wciąż w domowym odtwarzaczu CD i  grały non-stop,choć obie są zbyt często nadawane przez wszystkie radiostacje (są takie "radiowe") nadal chętnie do nich wracam.

TOP magazynu "ROLLING STONE"


W środowisku muzycznym swego czasu był - z pewnością jest nadal -  bardzo wiarygodnym top 500 najważniejszych singli wszech-czasów opracowany przez pismo muzyczne "Rolling Stone" (http://www.metrolyrics.com/rs) opracowana jak podają źródła przez artystów i muzyków ( 172 osoby) a więc "ludzi z branży". Top ten budzi spore kontrowersje obecnością tam naprawdę zaskakujących utworów. Nie będę wymieniał ich, warto by każdy sam się zapoznał. Lista ta, do analizy której zachęcam utwierdziła  mnie w przekonaniu, że mogę folgować swojej wyobraźni i z odwagą umieszczać tam swoje pozycje, dla mnie ważne, ale z pewnością mało ważne w historii rocka. Stąd na liście np. takie piosenki jak "Dreadlock Holiday " czy "You Should Be Dancing" - wymieniając tylko te pozycje.

Pozycja nr 54

DON HENLEY - "Boys Of Summer"
PERFECT - "Autobiografia"

Perkusista, wokalista i jeden z dwóch liderów The Eagles (obok Dona Frey'a) kapitalnie przedstawił prawdziwy koniec lata, szum fal, puste plaże, klimat czegoś co odchodzi, nie jest nam potrzebne do tego przepiękne, bajeczne video. Zawsze ten utwór kojarzy mi się z końcem wakacji, urlopu w lecie. Piosenka to znowu epoka MTV i poznawania piosenek poprzez satelitę, uwielbiam ta piosenkę, małe dzieło sztuki, wysmakowane instrumentalnie i oglądając kiedyś koncert Live Henley'a czekałem na ten song z ciekawością jak mocno go "zepsuje". Ale mimo braku efektów dźwiękowych (mewy, szum fal) na koncertach piosenka ta brzmi tak samo jak z płyty a nie od dzisiaj wiemy, że wielcy wykonawcy to i studio i koncert.
No i druga na liście piosenka. Nie byłem tutaj odosobniony i w czasach "Autobiografii", Listy przebojów Pr. III na imprezach akademikowych wspólne odśpiewywanie ("odwrzeszeczenie") tej piosenki czy np. "Białej Flagi" Republiki były stałym punktem "imprezki", która miała polegać tylko na graniu brydża, przy ewent. jednej, może dwóch butelkach winka a kończyła się ...inaczej. "Autobiografia" to Piotruś S. udający grę na klawiszach , Czarny, Julo, Pablo, Cwany . To radość z kupna płyty Tonpressu "Unu" Perfectu, to oczywiście obecność na koncertach grupy w Wałbrzychu. Mała refleksja na koniec. Znam historię powstawania całego albumu i piosenki, opowiadaną wielokrotnie przez Hołdysa, kompozytora i lidera tamtego składu Perfectu. Krótki czas w studiu, kasa ta sama i dla wszystkich bez względu na ilość sprzedanych płyt w kraju. Komuna. A gdy kończy się pierwsza część piosenki klimat mi nagle siada gdy solo gitarowe jest - co prawda cudne - ale przy takim wyciszonym nagle "tle" utworu a już mocniejsze klimaty, rosnący nastrój w wersach"było nas trzech, w każdym z nas inna krew".... mogły przenieść się na dalszą cześć, dodać mu power, patosu (klawisze, może smyczki, większa ściana gitarowa trwająca już do końca) i może mielibyśmy własne, polskie "Schody do nieba". Cięzko mi to opisać ale tak jak  np. pierwotne wersje utworów Beatlesów i np. ich finalne i - słyszę kolosalną różnicę  tak wiem ( nie, że mam wrażenie, WIEM TO) "Autobiografia" bardziej bogato, mocniej zaaranżowana byłaby ...."większa" ? Mimo wszystko to takie jakby polskie "American Pie" (Dona McLeana -  siła Presley'a, który i tam i tutaj  "namieszał" w głowach młodym ludziom). A za Marusią to oczywiście szalałem.


Pozycja nr 53

PROCOL HARUM - "A Whiter Shade Of Pale"
THIN LIZZY - "Whiskey In The Jar"
SCOTT McKENZIE -  "San Francisco"


Rok 1967, epoka Flower-Power, Londyn stolicą świata wyznaczającą nowe kierunki w sztuce, modzie (modelka Twiggy, mini, projektantka Mary Quant, oczywiście jako forpoczta The Beatles). Zanim niebawem stolica ta przeniesie się za ocean na wschodnie wybrzeże do miejsca o którym śpiewa wymieniony tutaj Scott McKenzie, cała Ameryka odwiedza Londyn. W knajpce, któregoś wieczoru Paul i John  zachwycają się nową piosenką, na punckie której oszalało całe miasto, oni , z czasem cała Anglia i reszta świata. W Polsce znany jako "Bielszy odcień bieli" i niemniej popularny. Dla mnie ważna piosenka w dzieciństwie, nuciłem kiedyś bez przerwy melodyjny motyw grany na organach Hammonda przez lidera i wokalistę Gary Brookera.
Po latach wiem, że organy zbyt mocno zdominowały utwór i są zbyt mocno osadzone na pierwszym planie. Procol Harum nie odnieśli już tak znaczącego sukcesu ale wtedy Brooker musiał poznać Harrisona i przyjaźń ich przetrwała lata i na koncercie poświęconym pamięci George'a Harrisona w 2002 roku nie zabrakło go wśród licznej rzeszy przyjaciół zmarłego ex-beatlesa.
Jeśli ktoś pierwszy raz słyszał "Whiskey w dzbanie " w wykonaniu Metallica to polecam wersję, niejako autorską, Phil Lynott i spółka upublicznili tą tradycyjną irlandzką starą pieśń o okradzeniu Kapitana Farrella pierwsi i otworzyli nią sobie drogę na Parteneon Rocka. Przez Thin Lizzy przewinęło się tylu znakomitych muzyków, że wymienię tylko Gary Moore'a czy Snowy White'a ale to zespół Phila Lynotta, charyzmatycznego basisty, wokalisty, frontmana , lidera. Piosenka ta to emocje, skoczne riffy gitarowe, uczta dla ucha z kapitalnym refrenem, dopiero era Internetu pozwoliła mi odkryć, że tajemnicze słowa zaczynające refren to "Musha Ring Dum A Do Dum A Da". Przy okazji - drugi tajemniczy zwrot, którego nigdy nie mogłem zrozumieć to "Watch you're doing  in the back" , czyli dość proste jak widać ale śpiewane przez Barry Gibba w "You Should Be Dancing" (Bee Gees),tak, że nijak mogłem się połapać.
Thin Lizzy, zachwycali mnie jeszcze wieloma kawałkami, z których po wymienionym tutaj najbardziej cenię mocne "The Boys Are Back In Town".
Jeśli jakiś utwór bardziej malowniczo opisuje generację hippisów, dzieci-kwiatów, wolnej miłości niż "Woodstock" Joan Baez ( dla mnie w wersji MSC) to jest nią ta przepiękna piosenka Scotta McKenzie. Skomponował ją co prawda ktoś inny bo John Phillips, lider Mamas And The Papas (wykonawcy drugiego wielkiego hitu tej epoki: "California Dreaming") ale o wkładaniu kwiatów we włosy cudnie zaśpiewał młody Scott i tylko z nim jest kojarzona.