MENU GŁÓWNE (w redakcji)
- Od Autora
- My TOP All-Time 2019
- BLOG O THE BEATLES
- Top Classic Rock Songs (RS)
- Moje i Twoje TOPY
- Albumy
- Single (2012)
- Najlepsze covery
- Christmas Songs
- Rolling Stones 1-25
- Mix-blogowy
- Indie - Rock
- Posłuchaj tego 1 - 100
- Posłuchaj tego 101 - 200
- Posłuchaj tego 201 - 310
- Posłuchaj tego 311- 500 (Song 4 2day)
- ***** Historia THE BEATLES *****
- MÓJ TOP 40 - BEE GEES
...
Blog o The Beatles

Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.
2. Szukaj w blogu - zbiórczo
DLACZEGO TEN MARSZ JEST WAŻNY?
KONIEC HAMLETYZOWANIA
Paweł Gawlik
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale rynek pracy wyglądał wówczas tak, że jedna z dużych telewizji oferowała płatne staże, w których to pracownik miał płacić za możliwość pracy. Słuchając kolejnych wystąpień premiera, zaciskaliśmy tylko bezsilnie pięści.
Nikt w moim środowisku w słowa Tuska nie wierzył
Gdy w 2014 roku pod wpływem PSL Tusk zapowiedział zajęcie się problemem śmieciówek, zacytowałem jego słowa bez komentarza na Facebooku. Przeglądam dziś stare komentarze moich rówieśników pod tamtym wpisem: „Propozycja rozpoczęcia początku wstępu do końca śmieciówek. Brzmi obiecująco", „Zrobią jak ze związkami partnerskimi. Będzie projekt, który przepadnie w pierwszym głosowaniu, bo cokolwiek. To puste słowa", „Jakieś wybory się zbliżają czy coś? Jeżeli premier nagle zmienia mocno swój PR, to wiedz, że coś się dzieje", „Taaaa, jasne. Od 10 lat podpisuję z moją firmą co miesiąc umowę o dzieło, a jak zaszłam w ciążę, to dyrektor HR roześmiał mi się w twarz. Za to jak założyłam działalność gospodarczą, żeby mieć szansę na jakiekolwiek pieniądze z zasiłku, to przeczytałam, że ZUS ma mnie za wyłudzaczkę. Panie premierze, i co pan na to?".
Ten dawny wpis przypomina ówczesne silne emocje – nikt w moim otoczeniu w jego zapowiedzi nie wierzył, ale wszyscy mieli dość zwodzenia i braku jakiejkolwiek stabilności. Jednocześnie państwo za rządów Tuska odchodziło w dyplomacji od polityki stawiania praw człowieka na piedestale na rzecz biznesu (czyli interesów bogaczy, którzy dawali nam śmieciówki). Dokładnie dziesięć lat temu, w rocznicę masakry na placu Tiananmen, w Chinach gościła delegacja pod kierownictwem marszałek Ewy Kopacz, by podpisać szereg biznesowych umów. Donald Tusk zadeklarował wówczas: „Biorę odpowiedzialność na siebie za wytyczenie takiej linii wyraźnej naprawy relacji polsko-chińskich" i dodał: „Mi osobiście zależało na tym, aby nasza troska o prawa obywateli i demokrację była troską, która nie zamienia się w taką naiwność – my się troszczymy, a inni wygrywają tę wielką konkurencję na biznes z Chinami".
Dziś taki wyjazd nie wzbudziłby może wielkiego poruszenia, ale wtedy była to ogromna zmiana, która wywołała liczne protesty. Było to odejście od ideałów, które przyświecały polskiej inteligencji, mającej dotąd pewien wpływ na charakter polityki. Czuliśmy, że państwo nie tylko nie daje nam osobiście jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa, ale też odwrót od praw człowieka powoduje, że trudno się w ogóle z nim utożsamiać.
To tylko jedna strona medalu. Drugą jest „zielona wyspa" – przeprowadzenie Polski przez trudny globalny kryzys gospodarczy suchą stopą – nie wpadliśmy w głęboką spiralę bezrobocia, jak np. Hiszpania etc. Rozumiem więc ówczesne obawy Tuska, ale przedstawiam tu swoją osobistą perspektywę: człowieka, który chce uczciwie ułożyć sobie życie i spotyka się z całkowitym lekceważeniem ze strony władzy.
Wolnoamerykanka z czasów PO jest dziś nie do wyobrażenia
Za rządów PiS – poza wszystkim innym, o czym zaraz – te reguły gry zmieniły się do tego stopnia, że dziś trudno sobie wyobrazić tamte realia rynku pracy. Ważna zmiana została przepchnięta jeszcze przez PSL pod koniec rządów z PO, mimo oporów głównej partii (oskładkowanie śmieciówek), drugą ważną zmianę – wprowadzenie minimalnej płacy godzinowej – wprowadził już PiS.
Znaczenie miały też zapewne retoryka PiS i przewidywania przedsiębiorców – firmy odchodziły od śmieciówek, obawiając się, że inspekcja pracy czy inne instytucje kontrolne wykażą z łatwością, że obchodzą system, utrzymując na śmieciówkach ludzi wykonujących de facto pracę etatową. Swoje zrobiły czynniki demograficzno-makroekonomiczne, ale faktem jest, że wolnoamerykanka z lat rządów PO jest dziś nie do wyobrażenia. Pamiętam zdziwienie starszego ode mnie pokolenia, że takim oburzeniem zareagowaliśmy na wypowiedź Bronisława Komorowskiego: „Zmień pracę, weź kredyt". Ona była kwintesencją tej polityki, która zamykała oczy na problemy systemowe i mówiła niezgodnie z prawdą: „Wszystko jest kwestią twojej pracowitości i zaangażowania".
Z tych formacyjnych dla mojego politycznego myślenia lat wyszedłem z przekonaniem: „Tusk nie jest zainteresowany moim głosem, a ja nie jestem jego elektoratem". I z głęboką awersją do tego polityka.
Pożera nas pisowski Lewiatan
Jednak gdy PiS zaczął rozmontowywać wszystkie bezpieczniki demokracji (dzisiejszego chaosu i – zgadzam się – zamachu stanu nie byłoby, gdyby wcześniej nie rozmontowano Trybunału Konstytucyjnego, nie upolityczniono totalnie prokuratury, nie zamieniono mediów publicznych w narzędzie tępej propagandy itd.), stało się jasne, że w miejsce regularnego poniżania przez partię władzy przychodzi zagrożenie gorsze: rządy wszechwładne, nieuznające jakiejkolwiek kontroli nad sobą.
Casus wypadku z udziałem premier Beaty Szydło i Sebastiana Kościelnika był dla mnie jasny: jesteśmy w „Lewiatanie" – wizja z tego koszmarnego rosyjskiego filmu realizuje się tu i teraz. Przypomnę: władza, która może wszystko, niszczy tam człowieka, bo ten nie chce sprzedać działki, którą upatrzył sobie jakiś dygnitarz.
I to, że przypadkowe wejście w drogę jakiemuś politykowi może oznaczać, że nie ma jak dochodzić swoich racji, jest daleko bardziej niekomfortowe niż to, że rządzi nami choćby i beznadziejna partia. Bo beznadziejną partię można od władzy odsunąć, np. przy urnie wyborczej. A w obecnej sytuacji, po latach rządów PiS i domykania propagandy informacyjnej, nie jest to już zupełnie oczywiste.
Powrót Tuska do polityki krajowej mnie nie ucieszył („dlaczego PiS od władzy ma odsuwać ten, który najbardziej mną pogardzał?") i do pewnego momentu atawistycznie dystansowałem się od PO, a hasła innych partii opozycyjnych w rodzaju „nie będzie powrotu do czasów sprzed 2015 roku" padały u mnie na podatny grunt – po prostu potrzebowałem tego zabezpieczenia. Wkurzały mnie tanie chwyty stosowane wobec lewicy czy Szymona Hołowni albo forsowanie jednej listy, politycznie dającej Tuskowi możliwość zmonopolizowania opozycyjnej sceny politycznej. Perspektywa prostej zmiany rządu PiS na PO budziła we mnie zwyczajny lęk.
Podpis prezydenta pod tzw. lex Tusk zmienia wszystko
Wizja pójścia w marszu 4 czerwca była mi odległa, bo nie lubię pielęgnować w sobie syndromu sztokholmskiego. Ale podpis prezydenta pod tzw. lex Tusk zmienia wszystko.
Pójdę tam i nie będę udawał, że to nie dla Tuska. Oczywiście, że też dla niego, bo jest liderem najsilniejszej partii na opozycji, a wobec likwidacji normalnego procesu demokratycznego (a tym był de facto podpis pod ustawą o sądzie kapturowym) wsparcie Tuska jest koniecznością. Pójdę tam dla Tuska wiozącego ze sobą do Senatu skrajnie konserwatywnego Romana Giertycha. To, że Tusk – mając do wyboru stanie przy zapowiedziach liberalizacji prawa aborcyjnego albo wciskanie na siłę do polityki swojego adwokata, otwarcie chwalącego zakaz aborcji – wybrał tę drugą opcję, nie budzi we mnie zdziwienia. Ale mimo to nie będę udawał, że palę, ale się nie zaciągam. Bo milszy jest mi Tusk niż życie przez kolejne dekady w kraju, w którym każda instytucja jest w pełni kontrolowana przez klikę kumpli Jarosława Kaczyńskiego i nie ma żadnej innej instancji odwoławczej.
Krótko mówiąc: pójdę dla Tuska choćby po to, żeby za kilka lat móc go przy urnie odwołać ze stanowiska. Bo przy wszystkich negatywnych emocjach daje mi on tę jedną, najważniejszą gwarancję.
09. MOJA PLAYLISTA OSOBISTA - rockowe, choć nie tylko zakamarki. Barca '2023 !!!
Roxa - "A ona tańczy"
Big Day - "Gdy kiedyś znów zawołam Cię"
Turbo - "Smak ciszy"
Grzegorz Markowski i Samolot - "Mijasz mnie"
Martyna Jakubowicz - "Kołysanka dla misiaków"
Bank - "Powiedz mi coś o sobie"
RSC - "Życie to teatr"
Grzegorz Markowski i Hazard - "Ciągły ból głowy"
Perfect - "Nie patrz jak ja tańczę"
Mech - "Czy to możliwe"
Rezerwat - "Obserwator"
Universe - "Mr. Lennon"
Jan Borysewicz - "Bez satysfakcji"
Perfect - "Nasza muzyka wzbudza strach"
Zbigniew Hołdys - "Kuba"
Szymon Wydra - "Życie jak poemat"
Izabela Trojanowska - "Na bohaterów popyt minął"
Piotr Bukartyk - "Małgocha"
Bank - "Mija czas i nic"
4. MÓJ TOP 40 - BEE GEES (10-1)
10. TOO MUCH HEAVEN
Singiel: 1978
Album: Spirits Having Flown
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:58"
9. LOVE SO RIGHT
Singiel: 1976
Album: Children of the World
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:34"
Krótko, piękna miłosna piosenka braci, kojarzona zawsze przeze mnie z drugą, bardzo podobną, pochodzącą z poprzedniego roku, "Fanny (Be Tender with my Love). Harmonie wokalne! Wysoka pozycja nr 3 w Ameryce, tylko 41 w Wielkiej Brytanii.
8. HOW DEEP IS YOUR LOVE
Singiel: 1977
Album: Saturday Night Fever
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:02"
Piosenkę pierwszą odkryłem na drugiej stronie singla "Staying Alive". Znałem już wtedy cały album "Saturday Night Fever" i obie piosenki z filmu napisane przez braci Gibb dla Tavares, "More Than A Woman" oraz Yvonne Elliman, "If I Can't Have You" specjalnie nie przypadły mi do gustu. Tak na marginesie, to z soundtracku prócz przebojów Bee Gees podobały mi się "A Fifth of Beethoven" Waltera Murphy oraz "Boogie Shoes" K.C. & The Sunshne Band. Z "If I Can't Have You" jest podobnie jak z "Emotions". Własne wersje swoich piosenek podarowanych innym bracia Gibb nagrali lata później. "Emotions" Samanthy Sang jest wcale nie gorsza niż wersja autorska, "If I Can't Have You" Elliman zupełnie mnie nie porywa choć na fali popularności filmu i Bee Gees osiągnęła w Ameryce numer 1 (dwa lata wcześniej również dzięki piosence Bee Gees, "Love Me" ta amerykańska piosenkarka odniosła spory sukces, bo miejsce nr 14 na listach Billboardu). To był okres, w którym wszystko czego dotknęła zdolna trójka braci zamieniało się w złoto. W miliony dolarów. Dla porównania posłuchajcie także wersji Yvonne.
Ostatni wielki przebój braci. Robin i Barry w rolach głównych jak zawsze. Numer 5 w Wielkiej Brytanii. Znakomity.
5. I'M SATISFIED
Album: Spirits Having Flown, 1978
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:55"
Muzyka braci to prócz pięknych harmonii, nigdy banalnych tekstów przede wszystkim ich śpiew. Harmonie, które w ich okresie tzw. ery disco, falsetowe, śpiewane w większości przez wielokrotnie nagrywanego Barry'ego uwodzą. W tym utworze osiągają poziom mistrzowski. Skala wokalna najstarszego z braci imponuje. Piękna miłosna, bardzo radosna ballada, najbliższa soulowi, jak to tylko możliwe. Soulowi a la Gibb Brothers. Utwór wydany na najlepszym ich albumie nie mógł się znaleźć na singlu, ale zawsze mnie zastanawiało, że nie znalazło się dla niego miejsce na żadnej składance zespołu z ich największymi hitami. Na koniec dodam, że z utworem tym mam tak, że gdy przychodzi okazja, że mogę go wysłuchać (radio, internet, składanka aktualnie słuchana itd), zazwyczaj słucham kilka razy, bo trudno mi po porzucić tylko po jednym przesłuchaniu. Raz nie wystarczy. Nie tylko ja tak mam, gdyż na youtube znalazłem clip audio, w którym ktoś połączył ze sobą piosenkę chyba 5, może więcej razy. Rozumiem to.
4. NIGHTS ON BROADWAY
Singiel: 1975
Album: Main Curse
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:20"
Drugi singiel z ich pierwszego albumu po tej ich niesamowitej transformacji. Na poprzednim wciąż przynudzali w swoim starym stylu, choć piosenka "Dogs" czaruje. W tej piosence po raz kolejny zrozumiałem, żę Barry ma naprawdę piękny głos, nie tylko gdy śpiewa falsetem. W "Pieskach" w refrenie... Miodzio. Na kolejnym rozpoczęli marsz ku sławie. Pierwszy singiel "Jive Talking" stał się ich pierwszym od 4 lat numerem 1 w Ameryce, także wielkim przebojem na całym świecie. Zdecydowanie lepszy "Nights on Broadway" już tylko 7, ale na nim ludzie na całym świecie po raz pierwszy usłyszeli falset Barry'ego. Jego partie wysokim głosem na koncertach w tym utworze śpiewał Maurice, gdyż w oryginale głos Barry'ego nałożono kilka razy, czasem towarzyszące chórki. Nie pierwszy, nie ostatni raz. "Czy możesz śpiewać wysoko, krzyczeć tak, ale utrzymać melodię?" - miał Barry'ego spytać producent albumu ARif Mardin. No i Barry mógł! Bardzo, bardzo lubię tą piosenkę, myślę, że to była pierwsza moja ulubiona piosenka zespołu, zanim nie usłyszałem "You Should be Dancing". Pamiętam singla z nią i ... kłopoty z prawidłowym czytaniem nazwy zespołu (liczba mnoga od inicjałów Brothers Gibb). Obowiązkowy numer na wszystkich koncertach zespołu. Jeszcze nie disco, ale bardzo taneczne funky. Arif Mardin!
3. STAYING ALIVE
Singiel: 1977
Album: Saturday Night Fever
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:45"
Mój nr 144 mego prywatnego topu wszech-czasów. Dwa razy w życiu wychodziłem z kina niesamowicie wstrząśnięty muzyką, obrazem, tym co zobaczyłem na ekranie. Raz jako dzieciak, drugi raz już jako debiutujący student. Dzieciak, który gdzieś między 1966- max 1970 (nie sądzę, żeby premiera tego filmu była w tym samym czasie co na Zachodzie stąd taka rozbieżność). "Help!" i tytułowa piosenka w filmowym intro. Zakochałem się wtedy w tym utworze, we wszystkich piosenkach z tego filmu, w Lennonie, w The Beatles, choć ta dojrzała miłość do czterech facetów z Liverpoolu miła nadejść kilka lat później. Drugi raz to taki przypadkowy wypad w sobotnie popołudnie do kina na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu, w bodajże 1979. No i także początkowe intro. John Travolta, jego baśniowy chód, spacer uliczką Manhattanu i niespodziewanie pojawiające się "Staying Alive". Takie momenty zostają w sercu na zawsze. Poniżej właśnie ten początek filmu.
2. NIGHT FEVER
Singiel: 1932
Album: Saturday Night Fever
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:32"
1. YOU SHOULD BE DANCING
Singiel: 1976
Album: Children Of The World
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:16"
I to koniec topu, słuchajcie Bee Gees.
3. MÓJ TOP 40 - BEE GEES (20-11)
20. MASSACHUSSETTS
Singiel: 1967
Album: Horizontal
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 2:23"
19. TO LOVE SOMEBODY
Singiel: 1967
Album: Horizontal
Kompozycja: Barry & Robin Gibb, 2:23"
18. EMOTIONS
Album: Their Greatest Hits, 2001
Kompozycja: Barry & Robin Gibb, 1978, 3:38"
17. TRAGEDY
Singiel: 1978
Album: Spirits Having Flown
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:55"
Wielki światowy przebój, numer 1 wszedzie na świecie, w tym USA i UK. BeeGees-mania. Miał także znaleźć się w ścieżce dźwiękowej filmu z Travoltą. Pamiętam, że gdy pierwszy raz usłyszałem go w radiu (oczywiście Trójka, szkoda, że jej już nie ma), to nie znając tytułu wydawało mi się, że Barry śpiewa "traaakiiiliiii", coś w tym stylu, żadne fonetyczne "Tradżedy". :) Eh, angielski średnio kulał wtedy, choć z reszty refrenu powinienem się był domyśleć faktycznego słowa. Kompozycja trójki braci, choć wiemy, że tak jak między sobą uzgodnili, największy wpływ na kształ utworu mieli Barry i Robin, stąd Maurice, mimo kolejności literek alfabetu jest na trzeciej pozycji. Niesnaski z pierwszej połowy lat 70-tych z powodu konfliktu Barry'ego oraz Robina o pozycję frontmana grupy minęły i należy się z tego cieszyć. Robin wrócił w 1975 roku, w studiu producent (pisałem o tym) namówił braci do śpiewania falsetem i dzięki temu Bee Gees przetransformowali się zmieniając całkowicie swój styl. Bo nie ma co ukrywać, większość piosenek Bee Gees sprzed ich okresu disco brzmiała identycznie, podobne aranżacje orkiestrowe, chórki. Bee Gees w zasadzie byli grupą wokalną, w ktorej śpiewali wszyscy, grał Maurice, czasem, Barry i dobierany skład muzyków potrzebnych w studiu, ale przede wszystkim na koncerty. Nie będę porównywał ich twórczości z The Beatles, u których różnorodność była wpisana w ich DNA dzięki trzem różnym wielkim osobowościom muzycznym, Paulowi, Johnowi, także George'owi. Bee Gees skupili się na twórczości wspólnej i koniec. "Tragedy" jest takikm efektem ich wspólnej pracy, jeśli jakieś piosenki dyskotekowe można nazwać dziełami, to takz pewnością jest "Tragedy" i jeszcze większość piosenek z tego topu do miejsca nr 1. 1975-1979 to okres niesamowitej wprost weny twórczej braci. "Tragedy", "More Than A Woman" oraz "Shadow Dancing" (numer 1 Andy'ego) - te trzy niesamowite piosenki powstały tego samego dnia, kiedy bracia mieli wolne popołudnie w trakcie pracy na planie filmu "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". Muszę tutaj wyrazić słowa pochwały dla Robina, że w tym okresie schował dumę, przekonał swoje ego i pozwolił, by we wszystkich największych dyskotekowych przebojach Bee Gees śpiewał tylko Barry, obaj bliźniacy wspomagali go w chórkach falsetowych, nie domagał się oddzielnych partii wokalnych dla siebie. Fani na całym świecie czekali na typowe dla tego okresu nagrania zespołu, w których numerem 1 był Barry. Zarabiali miliony, po co to zmieniać? Jedna piosenka, najsłabsza na albumie "Spirits Having Flown", z którego pochodzi "Tragedy" to numer Robina. "Z irytującym vibratto" jako określał głos Robina Elton John.
16. MORE THAN A WOMAN
Singiel: 1978
Album: Saturday Night Fever
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:15"
Kiedy powstała wspomniałem przy piosence "Tragedy". Urocza ballada zespołu, która co ciekawe, pomimo ogromnej popularności filmu "Saturday Night Fever", w którym się znalazała (dwa razy, w wersji braci Gibb oraz soulowej grupy Tavares, na listach UK, w ojczyźnie muzyków nr 7, w USA poza listą) nie zawojowała list przebojów. Mogło być tak, że fani mieli już w domu album zespołu, ale to tłumaczenie nie działa, gdyż dwa następne single zespołu z filmu, znajdujące się przecież na wspomnianym soundtracku, "Staying Alive" oraz "Night Fever" były numerami 1. Może publiczność wciąż chodziła na film i "dojrzewała"? Piosenka ta to ciekawy przypadek ze względu na te wspomniane dwa wykonania. Dlaczego ta a nie inna? Nie ma co ukrywać, z pięciu "wielkich" hitów z tego filmu jest najsłabsza (lepsza jednak od "Jive Talking"). Ale ilu wykonawców chciałoby mieć wtedy takie słabe numery. Numer, przy którym John tańczy romantyczny taniec, w którym dostrzegamy początek przemiany jego bohatera, kontynuowanej w dalszej części filmu, do której ilustracją jest druga ballada z tego filmu, "How Deep Is Your Love". Pisałem już kiedyś tutaj na blogu, także w tym topie, o moje fascynacji filmem, Travoltą, piosenką "You Should Be Dancing", zespołem. To mój okres matury, studiów, przepiękny okres, stąd taki a nie inny sentyment do tanecznych piosenek zespołu. Musicie to Autorowi tego bloga wybaczyć. Nie przypominam sobie, bym wtedy specjalnie interesował się Beatlesami, choć wiedziałem, że grupa z Liverpoolu to najwyższa muzyczna półka, do której Bee Geesom jednak daleko.
Królowie disco - BARRY, ROBIN i MAURICE
Night Fever i More Than A Woman - One Night Only, Las Vegas
15. FUNNY (BE TENDER WITH MY LOVE)
Singiel: 1976
Album: Main Curse
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:06"
Pierwszy album z nowym logo, umownie nazywanym dyskotekowym, choć dzisiaj jest już związany z zespołem na stałe. Kto pamięta ich logo z lat 60? "Fanny" to trzeci singiel z albumu z miejscem nr 12 w Ameryce, po "Jive Talking" (w USA nr 1) oraz "Nights on Broadway" (7). Krótko, przepiękna miłosna ballada z takimi harmoniami falsetowymi muzycznymi - jakżeby inaczej - które uniemożliwiały zaśpiewanie jej na koncertach. Bee Gees sporo mieli takich utworów, ale w końcu musieli przecież śpiewać jakieś swoje falsetowe przeboje, na ten nie odważyli się. Na "Fanny" (podobno tak miała na imię sprzątaczka i gospodyni braci) i jeszcze kilka innych nie było szans. Podobno Quincy Jones, słynny producent Michaela Jacksona określił piosenkę jako jedną ze swoich ulubionych piosenek R&B wszech-czasów. Imponujące.
14. IRRESISTIBLE FORCE
Album: Still Waters, 1997
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:36"
12. THIS IS WHERE I CAME IN
Singiel: 2001
Album: This Is Where I Came In
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:56"
Singiel: 1987
Album: E.S.P.
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:01"
Ponownie, po osmiu latach, numer 1 w UK i pod koniec setki za oceanem. Spory hit na całym świecie, ale nie w Ameryce. Doskonale pamiętam jego pierwszą emisję w naszej telewizji. Bodajże w Radiokurierze o 17, czy może to był już wtedy Teleexpres. Niebawem miałem pierwszy magnetowid i to był też jeden z pierwszych nagranych na nim clipów (bodajże emitowany w całości w Videotece Krzyszyofa Szewczyka, na marginesie okropnego przentera). Stąd bardzo duży sentyment do tego utworu, choć coś takiego wiąże mnie z każdym prawie numerem na tym topie. "You Win Again" to bracia w bardzo dobrej formie. Wokalnej, bez falsetów. Dobry popowy numer z mocno zaakcentowaną perkusją (ku zaskoczeniu zespół wykorzystał tutaj automat perkusyjny, który zaprogramował oczywiście Maurice, główny aranżer zespołu), nagraną w garażu, co zdaniem wytwórni zagłuszało całą aranżację nagrania, ale bracia postawili na swoim i zostawili ten "pomysł" w oryginale.
Poprzednie posty z tym TOP:
TOP 40-31