Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

1. MÓJ TOP 40 - BEE GEES (40-31)

 

 

 

 

 
W swoim ostatnim wywiadzie dla Playboy'a, niedługi czas przed swoją śmiercią, John Lennon zapytany o współczesną muzykę w odniesieniu - a jakże - do The Beatles, odpowiedział, że przypuszczalnie gdyby istnieli to graliby taką samą muzykę jaką nagrywają teraz (wtedy) Bee Gees czy Electric Light Orchestra.  To takie małe nawiązanie do tematu tego postu. Kto po The Beatles ma moim zdaniem najwięcej przebojów? Pytanie bardzo często zadawane mi w mailach czy w komentarzach pod postami. Jak zawsze odpowiedź na takie pytanie u każdego będzie bardzo subiektywna. Specjalnie nie rozwijając tego tematu (o gustach się nie dyskutuje) sam przed sobą przyznaję, że gdybym miał stworzyć dla siebie jakiś top ulubionych piosenek danego wykonawcy czy zespołu, ale już w liczbie np. 40 piosenek - aktualnie na blogu o The Beatles umieszczam taki top - nie stworzony przeze mnie, uprzedzam -  Paula McCartney'a i to w ilości aż 80 piosenek - i to taki top, w którym naprawdę wszystkie piosenki jednego Wykonawcy mogłyby się znaleźć spokojnie w moim aucie jako ulubione czy słuchane często, to takich artystów jest niewielu. Top Beatlesów to w zasadzie kilkaset ich piosenek, które mogę słuchać bez przerwy, od biedy znajdę 20 piosenek, które lubię The Rolling Stones, podobnie pewnie Pink Floyd, choć tutaj się trochę waham (znalazłbym 20-kę, 30 max), Eltona Johna, może nawet Michaela Jacksona i...  kto tam jeszcze.hm... Ok, składankę ulubionych piosenek większą niż np. 30 z łatwością zrobiłbym z tylko solowych piosenek McCartney'a czy Lennona, Harrisona raczej już nie, o Ringo nie wspominam. Fajna składanka mogłaby być z kilkunastu przebojów Genesis, gdybym dodał do niej utwory Phila Collinsa, Mike'a Rutherforda i Petera Gabriela to pewnie byłby to TOP 50, ale razem wszystkich, w zespole i z solowych dokonań. Czy znalazłby się jakiś zespół, którego TOP 40 (wiem, sporo) byłby naprawdę ciekawy? Tak, wspomniane przez Johna Lennona dwa zespoły, Bee Gees trójki braci Gibb i Electric Light Orchestra, zespołu w zasadzie tylko Jeffa Lynne'a. Spróbuję więc na wzór topu McCartney'a stworzyć dwa takie tutaj. Na pierwszy ogień idzie Bee Gees. Po okresie fascynacji glam-rockiem w pierwszej połowie lat 70-tych i takimi zespołami jak Slade, Sweet to właśnie Bee Gees zajęli moje serce na długo. Przypadkowe wysłuchanie w radiu Wolna Europa (tak!) piosenki "You Should Be Dancing" rozwaliło mnie na punkcie tego nagrania. Długo go nie mogłem zdobyć, ale czytając numery "Bravo" dowiedziałem się o ich wcześniejszych numerach. Zdobyłem wczesne nagrania i długo nie mogłem uwierzyć, że zespół, który śpiewa "Massachusetts" czy "To Love Somebody", to ten sam od wspomnianego hitu disco. Potem oczywiście była "Gorączka Sobotniej Nocy", zakręcenie na punkcie Travolty, epoka dyskotek, kiedy 80% czasu dj'e puszczali przeboje Bee Gees. Pamiętam także, że uczyłem się malować ich fantazyjnego logo, te z ery disco, które widzicie w czołówce postu. Poster, który widzicie poniżej pochodził z magazynu "Bravo", miał wymiary ok. 60 * 80 cm a więc całkiem duży, wisiał w naszym pokoju nad magnetofonem starszego brata. 
 
 
   Muszę przyznać, że  ten TOP, oraz ten, który powstanie w niedalekiej przyszłości, czyli TOP ELO, to prócz frajdy samej w sobie, także jak wspomniałem  efekt maili do mnie na blogu o The Beatles, bym stworzył swoją listę największych przebojów Wielkiej Czwórki. Tak, po postach o 80-ce Paula będzie trzeba to zrobić, ale póki co od teraz 4 posty z braćmi Gibb w rolach. głównych. I jeszcze jedna konkluzja. W dawnych rozmowach ze znajomymi często wspominaliśmy, że z tych wielkich oczekiwanych artystów, których chcemy zobaczyć na koncertach, to zostało nam czekanie na przyjazd do Polski właśnie Bee Gees. Niestety, nie doszło do tego wydarzenia i nie dojdzie. Maurice odszedł w 2003, Robin w 2012. Barry co prawda wciąż koncertuje, towarzyszą mu na scenie dzieci obu bliźniaków, więc tradycja podtrzymana i śpiewają wciąż tylko członkowie rodziny Gibb, ale czy uda się jeszcze ich sprowadzić nad Wisłę?  Wątpliwe. Póki co pozostają nam takie koncerty jak ten, na którym byłem w listopadzie 2022 we Wrocławiu, i na którym oglądałem naprawdę świetny występ włoskiej kapeli Tribute to Bee Gees (której na scenie towarzyszył Blue Weaver, klawiszowiec, oryginalny członek zespołu Bee Gees od 1975, albumu "Main Curse"). Dobrej zabawy.



40. RUN TO ME


Singiel: 1972
Album: To Whom It May Concern
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:11"

  Znałem ją chyba od zawsze. Piękne połączenie dwóch głosów, Barry'ego (jeszcze nie falsetem) oraz Robina, z jego specyficzną  barwą głosu, i fragmenty utworu gdy właśnie on śpiewa jest główną zaletą utworu. Zabieg ten będzie bardzo często stosowany przez braci - kontrast dwóch świetnych głosów plus oczywiście wpadająca w ucho melodia. W refrenach oczywiście dołącza Maurice, ale gdy będziemy słyszeć w nagraniach braci pojedyncze głosy to właśnie tych dwóch, najstarszego oraz o 3 lata młodszego jednego z bliźniaków, właśnie Robina. Jedynego z braci, który nie gra na ich płytach na żadnym instrumencie. Piosenka była sporym przebojem. Po latach 60-tych Bee Gees nie byli anonimowym zespołem, ale największa popularność, gigantyczne sukcesy wtedy, w 1972 roku były jeszcze przed nimi. Ciężko mi było umieścić ten utwór na dole mojej listy, przyznaję, ale któryś musiałem. 

39. I'VE  GOT GET A MESSAGE TO YOU

 



Singiel:
1968
Album: Idea
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 2:59"

 


Numer 1 w Wielkiej Brytanii i wysoka pozycja # 8 w Stanach. Spory przebój Bee Gees, bardzo typowy dla ich twórczości w latach 60-tych. Wspólny śpiew, hymnowy refren, melodyjne końcowe chórki, może wzorowane na zakończeniu "Hey Jude" The Beatles? W każdym razie to klasyk muzyki rozrywkowej, zresztą jak większość piosenek utalentowanych braci, które znajdują się wyżej na moim topie. 



38. CAN'T  KEEP A GOOD MAN DOWN

 


Singiel: 1977 (Strona B, "How Deep Is Your Love")
Album: Children of the World,  1976
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:43"

Drugi album zespołu, na którym pojawiły się już słynne numery śpiewane falsetem (głównie przez Barry'ego). Pierwszym był wydany rok wcześniej "Main Course", o którym wspomnę jeszcze, bo utwory z tamtego albumu znajdują się na moim topie. Na albumie, z którego pochodzi moja numer #38 znalazł się mój numer 1, ale o tym później. "Can't Keep A Good Man Down" to szalenie melodyjna piosenka, śpiewana razem przez Barry'ego i Robina swoimi normalnymi głosami. Muzycy docenili ją rok później, gdy wydali ją na stronie B wielkiego hitu z filmu "Saturday Night Fever" (czytaj wyżej), kiedy gorączka (fever) na punkcie Johna Travolty oraz Bee Gees opanowała cały świat. Bardzo lubiłem cały album "Children of the World" no i ten numer. Fragment dęciaków jest odlotowy. Bee Gees lubili w swoich nagraniach dawać spore fragmenty dla sekcji blach zamiast np. solówek gitarowych.

37. NEW YORK MINING DISASTER 1941

 


Singiel: 1967
Album: Bee Gees' 1st
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 2:09"

 

 

Debiutujący na amerykańskich i brytyjskich listach przebojów singiel zespołu otaczała aura mocno działającej na wyobraźnię fanów, że utwór ten napisali dla Bee Gees członkowie The Beatles. Niestety, The Beatles nigdy nie nagrali, tym bardziej nie napisali tak ponurego utworu zainspirowanego katastrofą w kopalni Aberfan. Warto pamiętać, że bracia napisali rzeczywiście niezbyt wesoły utwór w dobie eksplozji epoki hippisów, kolorowej, radosnej ery flower-power; na szczęście nie zapomnieli o tym przy tworzeniu okładki do albumu z tą piosenką. Mnie ten utwór bardzo się podobał jak nastolatkowi, usłyszany dekadę po jego powstaniu, także bez wiedzy o genezie utworu. 

36. ONE


Singiel: 1989
Album: One
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:55"

Piosenka pochodzi z albumu o tym samym tytule, bardzo melancholijnym, z pewnością we fragmentach inspirowanych śmiercią rok wcześniej ich młodszego brata, Andy'ego. Po fazie dyskryminacji erą disco, nagonki na nią, i o oczywiste na płyty Bee Gees w całej Ameryce, tym utworem, największym przebojem braci w latach 80-tych powrócili na fale amerykańskich radiostacji oraz także znowu na parkiety. Taneczne, nie nazywane już dyskotekowymi, choć tylko na krótko. Bracia już na poprzednim albumie E.S.P. odcięli się od swego fantazyjnego, kojarzonego z disco loga. Piękna moim zdaniem "One" to ostatnia piosenka Bee Gees, która dotarła do pierwszej dziesiątki amerykańskich list przebojów od czasów "Love You Inside Out", które zajęło miejsce nr 1 w czerwcu 1979. "One" była # 7 na Billboardzie we wrześniu 1989. Co ciekawe, to w tym samym miesiącu znalazła się również na szczycie amerykańskiej listy przebojów w kategorii dla dorosłych, pozostając na pierwszym miejscu przez dwa tygodnie. Nie kojarzę dokładnie kiedy polubiłem tą piosenkę. Pojawiała się ona na gromadzonych składankach największych przebojów zespołu i tak wylądowała tutaj na 34 miejscu. 



35. LOVE ME



Album:
Children of the World,  1976
Kompozycja: Barry & Robin Gibb, 4:01"

 

 

Album, z którego na moim topie znalazło się najwięcej piosenek i urocza piosenka, w której tym razem Robin śpiewa główne partie swoim 'vibrato', choć Barry uaktywnia się w końcówce utworu śpiewając tak, co wkrótce stanie się na kilka lat ich znakiem firmowym. Co ciekawe, to jedna z naprawdę nielicznych piosenek Bee Gees, do której powstania nie przyłożył się Maurice. Piosenka pomimo faktu, że nie znalazła się na singlu to umieszczana jest na większości składanek zespołu z ich największymi przebojami, na tych z piosenkami "miłosnymi" obowiązkowo.

34. JIVE TALKING


Singiel: 1975
Album: Main Curse
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:44"

 

 

Piosenka, która zmieniła karierę Bee Gees. Nazywana także "comebackiem" zespołu na listy przebojów. To był ich pierwszy numer w pierwszej dziesiątce listy Billboardu w USA od 1971 roku ("How Can You Mend A Broken Heart").  Na okładce albumu i tego pierwszego z niego singla pojawia się już nowe logo Bee Gees. Bracia zdecydowali się zmieniać wraz z otaczającą ich muzyką. W Ameryce panowała już epoka disco, sukcesy odnosili tacy wykonawcy jak zespół K.C. & the Sunshine Band, Barry White. "Jive Talking" uważany jest dzisiaj za jeden z największych przebojów ery disco i początek dominacji na tym rynku Bee Gees. W Ameryce nr 1, w Wielkiej Brytanii nr 5. Sukces. Krytyków muzycznych olśniła fantazyjna aranżacja utworu, nie tylko wokalna (tu jeszcze nie mamy charakterystycznego falsetu Barry'ego, ale jego drugą odmianę, także charaktersytyczną dla Bee Gees ery disco), ale przede wszystkim instrumentalna. Sporo efektów dźwiękowych, funkowe  brzmienie  podwójnego basu,  klasycznego basu (Maurice Gibb) współgrającego  idealnie  z syntazatorowym (modnym wówczas dzieki Steviemu Wonderowi), gitary grające "inaczej", mające przypominać brzmienie jadącego auta (pierwotny tytuł brzmiał "Drive Talking"). Przyznam się, że nie jestem specjalnym fanem piosenki, ale znając jej wartość oraz znaczenie dla całej twórczości zespołu nie mogłem ją tutaj pominąć. No i pamiętam swoje harce przy niej na parkietach szkolnych dyskotek. Także miło jest wiedzieć, że widziałem na żywo muzyka uczestniczącego w jej powstaniu (Blue Weaver - partie syntezatorowego basu to jego dzieło).

 

 

33. SOMEONE BELONGING TO SOMEONE

 


Singiel:
1983
Album: Staying Alive - soundtrack
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 4:24"

Robert Stigwood - menadżer Bee Gees, właściciel wytwórni RSO uznał, że może uda się jeszcze raz  zdobyć serca fanów łącząc ze sobą muzykę braci Gibb i Johna Travoltę, jak to miało miejsce w przypadku oszałamiającego sukcesu ich wspólnego pierwszego projektu, filmu "Saturday Night Fever" (plus oczywiście soundtrack - album z muzyką z filmu). Tutaj pojawiło się jeszcze jedno wielkie nazwisko, reżysera, Sylvestra Stallone (wszyscy na zdjeciu). Nic z tego, nawet umieszczenie jeszcze raz piosenki "Staying Alive" nie pomogło słabej fabule i aktorskiej grze. Muzyka braci Gibb była słaba, nie ratowała filmu i tylko właśnie "Someone Belonging To Someone", drugi filmowy singiel braci zasługuje na uwagę. Pierwszym była okropna, "Woman in You". Ani album ani żaden singiel nie zawojowały list przebojów, co nie powinno dziwić. Łagodna ballada moim zdaniem broni się po latach, choć to nie jest Bee Gees najwyższych lotów z okresu ich fantazyjnego logo.

 


32. WIND OF CHANGE

 




Album:
Main Curse,  1975
Kompozycja: Barry & Robin Maurice Gibb, 5:01"

 Bee Gees na głównym kursie swojej transformacji. Panuje już epoka disco i nikt z nich pewnie jeszcze nie wie, że staną się jej ikonami. Na tym albumie po raz pierwszy bracia zaczynają używać falsetów, któymi już niedługo będzie się zachwycał cały świat. Producentem albumu był Arif Mardin (Bee Gees nazywali go wujkiem, produkował także Ringo Starra), i to on miał zasugerować podczas produkcji "Nights on Broadway" kryzku, użycia falsetto - wspominał Barry. "No i mieliśmy krzyczeć, od tego wyszło właśnie 'blaming  at all". Pierwszy falsetu miał używać Maurice, ale gdy Mardin usłyszał wysoki głos Barry'ego miał być oszołomiony. "Wind of Change" to świetny numer autorstwa tylko Barry'ego i Robina. Największym przebojem z albumu były oczywiście wspomniane "Noce na Broadway'u" (Nights on Broadway), ale ten numer, bardzo mi bliski,  pokazuje absolutnie zwyżkującą wtedy formę twórczą Biidzisów. Na zdjęciu niżej Bee Gees i Arif Marden - twórca rozpoznawczego znaku braci Bee Gees. Pamiętam, jak w czasie żartów, gdy ktoś zanucił coś wysokim głosem, żartowano, że "nie bądź taki Bee Gees".


31. FOR WHOM THE BELL TOLLS    

 



Singiel:
1993
Album: Size Isn't Everything
Kompozycja: Barry, Robin & Maurice Gibb, 3:56"



W Wielkiej Brytanii poznano się na urodzie tego singla zespołu. Znakomite melodie głosów Barry'ego i jak najczęściej bywało w utworach Bee Gees i Robina w refrenie. Choć we wspomnianej ojczyźnie muzyków (tak, rodzina Gibb wywodzi się z UK, zanim wyemigrowała do Australii) piosenka się spodobała (#4), to już w Ameryce średnio, koniec pierwszej dwudziestki, a szkoda. To jedna, zresztą z wielu piosenek zespołu bardzo niedoceniana, zwłaszcza po szaleństwie na punkcie zespołu w końcówce lat 70-tych  i dość długiej posusze przebojów w ich karierze. Ten singiel to zresztą najlepiej się sprzedająca mała płytka braci w Brytanii w całych latach 90-tych. Wydany w okresie "Bee Gees Fever" byłby wielkim hitem i zasłużenie, nie tylko na modę. Krytycy opisywali song jako sumę wad oraz zalet twórczości braci Gibb, z jednej strony wysokiej jakości rzemiosło,co oczywiste, z drugiej śliski, przypominający (?) "środek uśmierzający ból". Hm... Dajcie szansę temu utworowi.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz