Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

NEW ROMANTIC TOP 49 - 40

 
BLANCMANGE - prawie jak Erasure
Kolejna 10-tka wielkich przebojów – już tylko takie będą – ery new romantic. Classix Nouveaux szczególnie hołubieni w naszym kraju, ich wokalista Sal Solo gościł którejś soboty w studiu Marka Niedźwieckiego w czasie emisji listy. Byli wtedy zdaje się na miejscu pierwszym (z „Heart From The Start” ?). Przebój Howarda Jonesa to wspomnienia Wrocławia i spacerów po Biskupinie. Tak jakoś zapamiętałem ten song. Swego czasu „Lament” był dla mnie numerem jeden na moich prywatnych listach przebojów.Niedawno Ultravox wydali "Brilliant" i całe szczęście, że nad nowym krążkiem muzyków nie trzeba "lamentować". Polecam także bardzo ciekawą kompozycję duetu (new romantic - a więc syntezatory, programowalne umożliwiły ograniczać skład zespołu do wokalisty i człowieka - orkiestry) Blancmange ze sporym swego czasu i jakże typowym dla nurtu przebojem. Obaj panowie wyglądame przypominali duest Vince Clarke'a - Erasure (po rozpadzie Yazoo).



49. Icehouse – „Touch The Fire”
A FLOCK OF SEAGULLS


















*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów ***  
TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
____________________________________________________

TRAVIS - „Sing”

Album: „The Invisible Band” '2001

Przebój szkockiej kapeli z widowiskowym, zabawnym videoclipem. Mam składankę największych przebojów kapeli i jest to znakomita, alternatywna, indie rockowa muzyka. Gorąco polecam song z tytułu ale i pozostałe w linkach. Kapela wydała swój ostatni album cztery lata temu więc stosunkowo dawno i nie jestem pewny czy jeszcze istnieje.Cztery piosenki dzisiaj prezentowane to muzyka z najwyższej dla mnie półki - wracajcie chłopaki z TRAVIS.

Why Does It Always Rain On Me? 
Re-Offender 

Side 









*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
____________________________________________________

GEORGE HARRISON - "Living In A Material World" DVD

reż. MARTIN SCORSESE

Mam już ta płytę. Od magicznego faceta, w prezencie. Kiedyś Piotr Metz w Trójce codziennie przez 5 dni w tygodniu prezentował swoistą antologię wszystkich piosenek Beatlesów, alfabetycznie, ilustrując każdy odcinek fragmentami wspomnień, opinii Beatlesów lub ludzi z najbliższego otoczenia zespołu (miał do dyspozycji archiwum BBC, stąd i późniejsze jego serie o Queen czy Led Zeppelin). Pewien ktoś o imieniu Łukasz codziennie to nagrywał i wrzucał do sieci by można było ściągnąć, odsłuchać np. przeoczone audycje. W ten sposób poznałem Łukasza (tylko wirtualnie, telefonicznie, mailowo) wielkiego fana zespołu i współautora moim zdaniem najlepszej strony o The Beatles w Polsce (jest ona w linkach do moich polecanych blogów). Nie korzystam nigdy co prawda z tej strony (czytam strony angielskie jak np. Biblię o zespole) ale strona Łukasza (pseudo : macho) i Joryka budzi podziw i robi wrażenie. Poznając Łukasza poprzez "bitelsowanie" otrzymałem od niego mnóstwo prezentów w postaci filmów na dvd o Fab 4, jak tylko mogłem próbowałem mu się zrewanżować, liczyliśmy obaj, że się poznamy na koncercie Ringa w Warszawie ale nie udało się. Kilka dni temu dostałem od niego film Martina Scorsese o George'u. Z powodu Euro 2012 udało mi się obejrzeć tylko płytę 1-szą i z opinią o tym filmie chciałem poczekać do końca, gdy zaliczę dwie pozostałe ale dzisiaj na Filmwebie spotkałem sie z dwiema opiniami na temat tego filmu - polemizującymi, ciekawie i mądrze napisanymi więc pozwolę je sobie tutaj zacytować. Osoba używającą pseudonimu "malgorzata" napisała:

Fragmenty z filmu - 1
Niestety - zamiast porządnego dokumentu Scorsese zaoferował nam mdłe wspominki przyjaciół i żon. Całe, obszerne (a czasem i kluczowe!) fragmenty z życia Harrisona zostały pominięte, muzyki też nie było tak dużo, jak powinno... Sacharyna sączy się z ekranu całymi strumieniami, zapewne dlatego, że nie zapytano o zdanie osób, które z Georgem miały związane nieco mniej przyjemne wspomnienia (tylko Yoko Ono rzuca mimochodem, że potrafił być "niemiły"). Narracja... jaka narracja? Wydarzenia w filmie przestawione są bez zachowania porządku chronologicznego, nie padają praktycznie żadne daty. Fani George'a i Beatlesów niczego nowego się nie dowiedzą (ani nie zobaczą zbyt wiele nowych materiałów!!!), ludzie, którzy za dużo na temat George'a nie wiedzą - dowiedzą się tyle, że rozpoczynał każdy dzień od medytacji. Plusem filmu jest niewątpliwie muzyka (głównie słyszymy utwory z "All Things Must Past", podczas gdy np. "Cloud Nine" nie jest nawet wspomniane). Mamy też okazję zobaczyć kilka ciekawych wywiadów, dowiadujemy się trochę więcej o ostatnich latach życia ex-Beatlesa (obszerny fragment dotyczący incydentu z nożownikiem). Jednak jak na trzygodzinny film to naprawdę bardzo, bardzo mało. Szkoda zmarnowanych możliwości. Wszyscy wiedzą, że George święty nie był, więc należy zadać sobie pytanie czy faktycznie ta postać potrzebuje aż takiego wybielenia? O zmarłych nie powinno mówić się źle, ale można próbować zachować obiektywizm, inaczej nie warto nazywać filmu "dokumentalnym". Obraz sprawia bardziej wrażenie hołdu czy memoriału, niż filmu biograficznego z krwi i kości. Jeśli ktoś oczekuje laurki o swoim idolu, gdzie próżno szukać informacji o konfliktach i niesnaskach - będzie zadowolony. Dla nieco bardziej wymagającego (i zorientowanego) widza - będzie miejscami ciężko. "Living in the material world" obejrzałam w kinie. Czy kupię DVD? Zapewne tak, ale tylko z pasji kolekcjonowania wszystkich około-bitelsowskich wydawnictw. W końcu większość materiałów archiwalnych zawartych w filmie każdy większy fan czwórki z Liverpoolu ma już zgromadzone na swojej półce (ewentualnie widział je gdzieś na youtube).
W ripoście "pessoaa" odpisał: A ja mam wrażenie, że oglądaliśmy dwa, różne dokumenty. Dlaczego? Spróbuję to zwięźle, choć to trudne, uzasadnić. Po pierwsze film nie jest biografią Harrisona, nie ma ambicji ukazania pełnego /czy to możliwe?/ życia exBeatlesa. Film jest zupełnie o czymś innym. Jakby podpowiedzią jest tytuł: "Living in the material world" lub plakat do filmu. Dokument Scorsese próbuje odpowiedzieć na pytanie czy udało się G.Harrisonowi tak ułożyć swoje życie, że w świecie materialnym, w którym żył i gdzie było tyle różnych pokus, wprowadzić i zakorzenić te elementy życia duchowego, które w pewnym momencie tak go zauroczyły i wciągnęły? Był wyznawcą, ale nie ściął włosów, Hare Krishna. Przyjeżdżał do Indii czerpiąc stamtąd siłę duchową, ale zaraz wracał w "material world" i był fragmentem tego świata. Zderzenie tych dwóch światów było motorem, który zainteresował Scorsese, do zrobienia filmu. Nieprawdą jest, że tylko Y.Ono mówi źle o Harrisonie. Kilka osób wspomina, że był jakby rozdwojony, z jednej strony wspaniały, a z drugiej "niemiły". To tam słyszymy, że w pewnym momencie cofnął się w duchowym rozwoju i zaczął ponownie ćpać. Czyli był przede wszystkim człowiekiem. Miał swoje słabości i chwile piękne. Inicjował i włączał się w akcje charytatywne, różnego lotu. Nie da się ukryć, że w zespole The Beatles był tym, który przez wiele lat rozładowywał złe emocje. W końcu wybaczył Claptonowi odbicie żony. Dobrze pokazuje to plakat. Głowa w jednym świecie, a ciało w drugim. Scorsese nie starał się zrobić czegoś na wzór "Super Expresu" i pokazać wiele nieznanych, może plotkarskich materiałów, ale to nie znaczy, że zrobił laurkę. Może obydwoje oczekiwaliście jakiegoś kompendium, ale wtedy musiałby powstać wielogodzinny serial jak chociażby "The Beatles Anthology", a to nie było zamiarem reżysera. Zderzenie ducha z materią jest tematem tego filmu. Jakby nie było to G.Harrison jest autorem utworu "My Sweet Lord". Czy we współczesnym rockowym świecie od tamtej pory pojawił się podobny siłą i treścią przebój? Nie. I to też świadczy o odwadze Harrisona." I jeszcze raz ta sama osoba: "Oglądałem chyba wszystkie tzw "muzyczne" filmy Scorsese i reżyser nigdy nie miał zamiaru pokazywania całego przekroju życia czy twórczości wybranego zespołu czy artysty. W "Ostatnim walcu" sfilmował ostatni, pożegnalny koncert zespołu the Band i przyjaciół, sumując na jego bazie opowieść o Ameryce, w filmie o Dylanie przedstawił jego folkowe początki, społeczne zaangażowanie artysty poprzez jego protest songi i moment kiedy bard jako wolny artysta, wybiera granie "elektryczne" i konsekwencje tego kroku. W filmie o zespole the Rolling Stones po prostu filmuje ich koncert, bo to ich żywioł i to najlepiej oddaje fenomen tej grupy. Tak samo o Harrisonie wybiera interesujący go, a charakterystyczny dla Harrisona, wątek i snuje swoją opowieść. W związku z tym nie rozumiem zarzutu, że reżyser " Całe, obszerne (a czasem i kluczowe!) fragmenty z życia Harrisona zostały pominięte." Siłą rzeczy musiały być pominięte bo nie oto jemu chodziło. Często więcej można powiedzieć o danym człowieku, umiejętne filtrując jego życie i dokonania niż pokazując za dużo. Lubiłem Harrisona, ale nie byłem jego fanem. Lennon i McCartney wnieśli do muzyki rockowej dużo więcej.
Tak widział wzloty i upadki exBeatlesa Scorsese i oddał to chyba uczciwie. A czy to laurka? nie wiem bo ja takiego wrażenia nie odniosłem."

Po obejrzeniu pierwszej płyty jestem w stanie zgodzić się z drugą opinią i myślę, że taka sama ocena zostanie mi po obejrzeniu dwóch następnych. Film nie uciekając od wątku biograficznego – bo zresztą jak można nakręcić taki film bez ukazania całej otoczki życia George' z The Beatles – skupia się na życiu duchowym Beatlesa ale zapewne nie jest też kompendium wiedzy o nim. Gdyby nie kariera w grupie pewnie nigdy nie usłyszałby o Indiach, Buddzie etc więc Scorsese przelatując zdawkowo nad jego biografią, nawet i ocenami osób występującymi w filmie tak zmontował film, że jest on o pewnej przemianie duchowej GH ale i także niejako o samej możliwości podchodzenia każdego z nas do duchowego wymiaru naszego życia na tej planecie. Podkreślam, że nie widziałem filmu i jak przeczytałem w filmie jest mocno zaznaczony wątek ataku na George'a. Jestem przekonany, że reżyser poświecił mu więcej czasu w filmie nie bez powodu. Przekonam się o tym niebawem.
Jak już napisała jedna z zacytowanych osób – dla fana Beatlesów ten film i taki film to zawsze ogromna gratka – ja nim jestem.


*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
____________________________________________________

ULTRAVOX - "Brilliant" - 2012 !!!

 
O fakcie, że Ultravox nagrali nową płytę dowiedziałem się niedawno. Wkładając płytę do odtwarzacza zastanawiałem się jako to będzie muzyka. W opisie albumu czarno w składzie zespołu widniały wszystkie cztery nazwiska – wszystkie ważne. Bo nie można napisać, że Ultravox to tylko zespół Midge Ure'a, wokalisty i gitarzysty zespołu i najbardziej znanego muzyka z czwórki, między innymi dzięki kooperacji z Bobem Geldofem przy tworzeniu „Do They Know It's Christmas” w 1983 (co zaowocowało koncertem Live Aid jak i singlem w Stanach „USA For Africa”). Rozsądek podpowiadał mi, że trudno będzie zespołowi odtworzyć swoje brzmienie z lat 80-tych. Dzisiaj już nikt tak nie gra choć nowi wykonawcy jak Hurts, syntezatorowe brzmienia dwóch ostatnich płyt Keane czy spory sukces La Roux sugerował, że powraca moda na syntezatorową muzykę lat 80-tych. Gdy popłynęły pierwsze takty nowego albumu pomyślałem, że muzykom uda się. To był od samego początku rozpoznawalny Ultravox, ściana klawiszy (fortepiany i smyczkowe), te same brzmienie, klimat. 

Po pierwszym przesłuchaniu ze zdziwieniem skonstatowałem, że żaden utwór nie wrył mi się w pamięć, że głos Midge'a jest przyjemny ale jakiś inny, że mało gitar, że płyta jednak monotonna. W ciągu następnych dni gdy tylko miałem czas puszczałem non-stop ten album i polubiłem kilka numerów, choć wszystkie te wcześniej wymienione „wady” albumu zostały. Migde jest oczywiście o dwadzieścia parę lat starszy i trudno by jego głos brzmiał tak samo ale tutaj wokalista specjalnie się nie wysila, także uważam, że zbyt dużo klawiszy. We wcześniejszych utworach z legendarnych płyt jak „Lament” czy „U-Vox” Migde Ure nie pozwalał tak się zepchnąć na drugi plan ze swoją gitarą. No i co dziwne, mimo naprawdę kilku niezłych numerów jak „Live” czy „Remembering” album nie ma żadnego bezdyskusyjnego hitu, przeboju, który by promował album i zapadał w pamięci. Mimo wszystko jednak to Ultravox czyli wysoki poziom kompozycji, produkcji oraz aranżacji oraz celowo nastawienie się na kontynuację. Zespół nie przymila się i nie poszukuje na siłę nowych fanów, jasne jest, że nie chciał stracić tych starych i myślę, że mu się udało.
Na koniec dwa hity dawnego Ultravox.
 
Ultravox 1983

 1.     "Live"
 2.     "Flow"      
 3.     "Brilliant"     
 4.     "Change"      
 5.     "Rise"       
 6.     "Remembering"
 7.     "Hello"      
 9.     "Fall"     
10.     "Lie"      
11.     "Satellite"      
12.     "Contact"     





*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
__________________________________________________________________________________________

Posłuchaj tego - Listen To This!

MIKE AND THE MECHANICS - „Silent Running”
Album: „Mike And The Mechanics” '1985
STATUS QUO - „Living On An Island”
Album: „Whatever You Want” '1979
DEEP PURPLE - „Sometimes Feel Like Screaming”
Album „Live At Olympia” '1996
TONY BANKS - „This Is Love”
Album: „The Fugitive” '1983

Paul C., Mike oraz Paul Y.
Trzy znakomite numery rockowe, każdy inny i każdy wykonawcy, który na stałe wpisał się do historii muzyki rozrywkowej. Mike Rutherford obserwując poczynania solowe Phila Collinsa a nawet Tony Banksa założył z Paulem Carrackiem i Paulem Youngiem (ale innym, nie tym od „Come Back An Stay”) choć nigdy nie zarzucił współpracy z dwójką kolegów z Genesis. Pierwszym i najlepszym singlem - dla mnie – była piosenka „Silent Running”, która do dzisiaj brzmi dla mnie bardzo nowocześnie i wciąż mi się ogromnie podoba, początek piosenki jest po prostu odlotowy. Czwartą piosenkę dzisiaj proponuję najlepszy numer wspomnianego już klawiszowca Genesis - „This Is Love” z uwodzącym mnie zawsze motywem muzycznym granym na klawiszach. Piękna piosenka ale i ona jak cała solowa twórczość Tony'ego nie spotkała się z żywszym zainteresowaniem fanów, nawet gdy Tony sięgał po pomoc Fisha obijającego się bez Marillion.
Parfitt & Rossi - STATUS QUO

Status Quo jak przystało na ich nazwę grali w zasadzie cały czas tak samo. Słuchając Radia Luksemburg co wtorek i listy przebojów bardzo zdziwiłem się, że śliczna pioseneczka jaka trafiła na listy to Status Quo. No ale nie śpiewał tym razem Francis Rossi – etatowy wokalista zespołu ale jego najbliższy przyjaciel i druga podpora (do dzisiaj) zespołu – Rick Parfitt. Wtedy podobało mi się wszystko ze słuchanej listy Radia L ale dzisiaj piosenka o życiu na wyspie jest lekko naiwna i staromodna i już mnie tak nie rusza. Ale czapki z głów przed samą kapelą. Do dzisiaj ma na swoim koncie ogromną ilość przebojów choć wszyscy ją kojarzą z coverem braci Bolland z Holandii – hitem „In The Army Now”. Cover ten przyniósł zespołowi światową popularność i niejako stał się wizytówką zespołu, do tego stopnia, że zespół nagrał ją ponownie w 2010 roku. Bracia Bolland wylansowali Austriaka Falco ale największe pieniądze chyba zarobili na piosence o życiu w armii.
DEEP PURPLE. Po prawej Steve Morse
Był wcześniej zespół Rainbow, dzisiaj znakomity numer jego macierzystego statku ale wśród załogi zabrakło Richiego i na solowym wiośle zastąpił go tym razem Steve Morse. To chyba jeden z najlepszych numerów legendarnej kapeli gdy w jego szeregach nie zagrał Blackmore. Ale Blackmore'a mieliśmy niedawno...
  Wszystkie dzisiaj polecane numery to kapitalna muzyka rockowa. W numerze "This Is Love" śpiewa oczywiście sam kompozytor i czasami się zastanawiałem dlaczego muzyk nie próbował czasem brzmienia Genesis swoim wokalem zamiennie lub czasem razem z Collinsem.
Tony Banks - na koncertach Genesis - posąg.


Silent Running
  Silent Running - live (świetne!)

Living On An Island
  Living On An Island - live


Sometimes I Feel Like Screaming
  Sometimes I Feel Like Screaming - live


This Is Love




*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
___________________________________

NEW ROMANTIC TOP 59 - 50

 
     Zamykam dzisiaj drugĄ pięćdziesiątkę najlepszych - moim zdaniem - singli New Romantic. EURO 2012 na półmetku – warto więc przyśpieszyć z ta serią. Wydaje mi się, że dzisiejsza dziesiątka jest znakomita. Melodyjny numer AFOS ze świetnie współbrzmiącymi gitarą i klawiszami, jeden z najpopularniejszych hitów Yazoo w naszym kraju. "Happy People" z innym niż zawsze wokalem Alison Moyet gościł nawet na pierwszym miejscu radiowej Trójki a więc wyczyn nie lada. Mocny kawałek Duran Duran z widowiskowym video (zresztą, który clip tego zespołu w owym czasie nie był wydarzeniem?). Soft Cell z nieswoim hitem ale nieźle odkurzonym, pierwszy przebój Orchestral Manouvres In The Dark z chwytliwymi motywami na syntezatorach, debiut tria z Berlinu o swojej (?) wielkości w Japonii. Reszta to już ambitniejsze numery – klasy Johna Foxxa, Amerykanie z The Fixx no i prekurosor stylu – sam David Bowie, którego numer zawdzięcza ogromną popularność aranżacji i znakomitym efektom brzmieniowym na syntezatorach - podstawowym instrumencie lat 80-tych.W videoclipie występuje Steve Strange, lider Visage (od "Fade To Grey"). No i rewelacyjny, chyba drugi w karierze singiel chłopaków z Pet Shopu oraz coraz bardziej wymykający się spod formuły" new romantic" - duet Annie Lonnox i Dave A.Stewarta (EURYTHMICS).

__________________________

59. A Flock Of Seagulls - „The More You Live, The More You Love”
Chris Lowe & Neil Tennant - PET SHOP BOYS


*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
___________________________________

RAINBOW -”All Night Long”, „I Surrender”, „Street Of Dreams”

 
Album: 

„Down To Earth”, 1980, 

„Difficult To Cure” ' 1981, 

„Bent Out Shape” '1983
Z całej dyskografii grupy Rainbow te piosenki lubię najbardziej. Słuchałem wczoraj w przerwie meczu ostatniego albumu Rainbow z przebojowym „Street Of Dreams” i przypomniałem sobie, że grupa Ritchie Blackmore'a – gitarzysty i kompozytora Deep Purple miała jeszcze dwa lepsze przeboje. Oba wymienione dzisiaj. Lata 80-te w rocku to okres popularności takiej właśnie muzyki, lekkiego rocka
 z elementami popu. Czas Foreigner, The Cars, Heart, Cheap Trick no i np. Rainbow, choć zespół ten nigdy nie był tak popularny ja wymienione wcześniej grupy, które zdobywały szczyty list Billboardu (US) a więc gigantyczną popularność oraz kasę. Ritchie Blackmore odchodził, wracał do macierzystej kapeli ale w wywiadach wspominał, że zostawił zawsze serce w Rainbow, co z pewnością nie było tylko kokieterią. Deep Purple to ikona hard rocka, pionier tego gatunku i Ritchie odcisnął tam piętno choćby samym (najsłynniejszym  wg. wielu ankiet) riffem do "Smoke on The Water". Podobny próbował stworzyć chociażby w "All Night Long" ale to już nie to samo. W videoclipie to tej piosenki z pewnością zauważycie, że Ritchie to nie jedyny członek Deep Purple w tym składzie Rainbow. Umieściłem też linko do wersji live, gdyż Rainbow znakomicie wypadał na żywo.

RITCHIE BLACKMORE


"All Night Long" 
 "All Night Long - live"
"I Surrender"  
"I Surrender - live"
"Street Of Dreams"
"Street Of Dreams - live"




*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
___________________________________

BRYAN ADAMS - "Do I Have To Say The Word"

Album : "Waking Up The Neigbours" '1991

Poprzedni post był krótki jak i ten. Zastanawiałem się  jaką piosenką - w końcu blog ma promować muzykę - zilustrować wczorajszy mecz i wybrałem song Adamsa, nawiązujący tylko do moich odczuć tylko tytułem (piosenka jest miłosna i nie ma w niej ani słowa o wzruszeniach, emocjach sportowych). Jak głosi tytuł albumu wczoraj jednka nikt nie musiał budzić sąsiadów, oglądalność porażki Polski wyniosła rekordowe 16 mln. Tyle rodaków wraz z piszącym te słowa oglądało najgorszy jaki mógł być występ Polaków na EURO 2012. Dziękujemy już panu Smudzie, kiepskiemu trenerowi sprawdzającemu się od lat od biedy na ligowych podwórkach. Niech idzie podszkolić swój język i maniery, w trzech meczach wyglądał jak dupek w lichych koszulkach z logo PZPN bez śladu orła białego. Dla mnie to było jak policzek. Ale czy muszę coś jeszcze dodawać ? (do i have to say the word?)











*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
___________________________________

POLSKA CZECHY 0 :1

 
 ...wyszło jak zawsze
 
 
 
Było przez chwilę (tydzień) pięknie, wyszło jak zawsze. Krótko napiszę, nie było pomocy, nie było wsparcia dla Lewandowskiego, brak zmian i reakcji trenera w 1-szym meczu z Grecją, który można było wygrać, podobnie w 2 połowie z Rosją, wczoraj 1-sza połowa przespana, w drugiej Czesi wiedzieli już, że muszą wygrać (Rosja przegrywała z Grecją do połowy 0:1) i wzięli się do roboty, Obraniak powinien nie grać w tym meczu... Eh, ...dream is over.



*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER,  BEST SONG - EVER
___________________________________

EURO 2012

POLSKA - CZECHY


dzisiaj! godz 20.45
jeśli nie dzisiaj to kiedy ?
prognozuję:  2:1 









*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
____________________________________

THE ROLLING STONES nr 20

UNDERCOVER OF THE NIGHT
Album: "Undercover" '1983

Bardzo drapieżny utwór zespołu z mocnym clipem. Początkowy pomysł Micka ale Keith włączył się w "organizowanie muzyczne utworu" no i wyszedł z tego ich wspólny znakomity, typowy dla zespołu numer z bardzo ostrymi gitarami, wyrazistym śpiewem Micka. Tekst i video nawiązuje do afer politycznych w Ameryce Południowej, znikających ludziach, łapanek w miastach do pracy w dżungli (oczywiście przy produkcji narkotyków), zranionej dumie rodziców - wszystko "pod przykryciem nocy". Nie rozpisując się dłużej na temat tego utworu dodam, że to był swego czasu kawałek Stonesów, nowy, aktualny singiel, który słuchałem z przyjemnością. W dobie tzw. łagodnej muzyki lat 80-tych (np. Wham!, new romantic, disco itd) Stonesi z tym singlem i całym albumem tchnęli trochę świeżości na fale radiowe, pokazali że wciąż mają się dobrze, że wciąż kochają rock and rolla, że są na bieżąco z tym co się dzieje na świecie (rosnąca rola kartelów narkotykowych w Ameryce Południowej) no i na bieżąco z modą (nowoczesny, chwytliwy teledysk).


Undercover Of The Night - clip
Undercover Of The Night - live


*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
_______________________________________________________________________

TOM PETTY - "Last D-Jay" , CUTTING CREW - "I Just Died..."

 
CUTTING CREW - „I Just Died In Your Arms Tonight
Album: „Broadcast” '1986

Cutting Crew - live

TOM PETTY - "Last D-jay"
Album "Last DJ" '2002

Najbardziej – ze znanych mi – piosenka, która non-stop jest emitowana przez radyjka w stylu Radio Zet, RMF, Złote Przeboje i inne radiostacyjki netowe. Piosenka niezła, naprawdę kawałek niezłego przeboju zespołu, który miał wiele innych podobnych piosenek a więc typowych przebojów radiowych a układający playlisty akurat uwzięli się na nią. Słuchałem kiedyś wywodu jednego z tych panów (szef muzyczny Radia Zet i swego czasu nawet celebryta z własnym talk show w telewizji), który uzasadniał czemu akurat taki a nie inny jest repertuar jego radiostacji. Że na bazie ok. 1000 piosenek starannie wybranych i przedstawianych wybranym losowo grupom słuchaczy wyselekcjonowano te, które są „miłe dla ucha” dla wszystkich. Nie mam zamiaru oczywiście podawać dalszej części tego idiotycznego uzasadnienia ale nic na to nie możemy poradzić jak tylko szybko zmienić radiostację. Gdy pojawiły się Złote Przeboje i grały najpierw muzykę lat 60, 70, 80 tych można było natrafić na perełki rzadziej puszczane ale przecież nadal będące w konwencji radiowej, rozrywkowej. Nikt nie każe puszczać stacjom żyjącym z reklam puszczanie np. piosenek Rammsteinu czy iron Butterfly czy długich kompozycji Pink Floyd w rodzaju „Shine On Crazy Diamond”. Ok, tu się zgadzam, że niech będzie w stylu radio, muzyka , fakty a więc miło, łatwo i przyjemnie. Ale kto zakazał odpowiadającym za tzw. playlistę urozmaicać muzyki emitowanej w radio. Jeśli już co 10 minut Cutting Crew, Alphaville z „Forever Young”, Fiction Factory i „Feels Like Heaven” i innych piosenek, których słuchanie już po prostu nuży, męczy, irytuje to niech będą to piosenki tych samych wykonawców ale inne. Elton John, Chris De Burgh, Alphaville, Lady Pank czy Maanam nie nagrali tylko jednym przeboju. DRODZY SZEFOWIE MUZYCZNI KOMERCYJNYCH RADIOSTACJI. Wzbogacajcie swój repertuar! Złote Przeboje szybko wycofały się z grania lat 60-80, weszły w rytm piosenek podobnych do siebie i non-stop powtarzanych. Kiedyś można było posłuchać tam i Mud z „Tiger Feet” i Bay City Rollers i Nika Kershawa niekoniecznie w „Wouldn't It be Good”. I Kool And The Gang i Barry White'a. Więcej kompozycji np. Duran Duran, Smokie, Chucka Berry ale i Munfo Jerry, Middle Of The Road, Ultravox - tylko "radiowe" hity. Przebierać jest tak łatwo... Abba ma tyle hitów, że można powtarzać ten sam co 2 tygodnie.
CUTTING CREW


I tak mógłbym wymieniać i wymieniać. Pobyt Marka Niedźwieckiego mógł być szansą dla Złotych Przebojów (mimo, że jego Lista tam była potwornie nudna to jednak wolałem w kółko jego smooth propozycje niż normalny repertuar tej radiostacji, chyba najgorszej w naszym eterze – bo wszyscy wiece sobie po niej obiecywali więc tym większe rozczarowanie), że muzyka tam się zmieni. Ale jak to pisał Erich M. Remarque „Na Zachodzie bez zmian...”
Na zakończenie i pocieszenie, że nie tylko tak jest u nas przebój Toma Petty „The Last Djay” - dokładnie o tej sytuacji.
                                                          Tom Petty - "Last DJ"


And there goes the last DJ
who plays what he wants to play
and says what he wants to say
hey hey hey
and there goes your freedom of choice
there goes the last human voice
and there goes the last DJ
TOM PETTY -  a long time ago

*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
_______________________________________________________________________

HOT CHOCOLATE - TOP 10

 
Hot Chocolate - z lewej u góry Errol Brown
Kapitalna kapela lat 70-tych. Wyróżniała się na tle innych wykonawców typową dla siebie aranżacją, melodyka i soulowym brzmieniem. W okresie swojej największej popularności aranżacje opierała o mocno zaakcentowane dwie gitary:  basową oraz solową (Emma, Man To Man, Heaven Is ..., ). Generalnie bas w utworach Hot Chocolate tworzył niepowtarzalny klimat urozmaicony ciekawym głosem wokalisty Errola Browna. Dla mnie ich największym przebojem był antyrasistowski "Brother Louie" ( na mojej liście singli  61) ale prawdziwy sukces przyszedł z wydanym rok później (1974) singlem  "Emma", który na kilka lat skrystalizował styl i skład zespołu. Później przebojów było sporo i większość zaliczało top UK oraz US. W latach 80-tych zespół wsiąkł w styl "eighties"  i jego piosenki niczym się już specjalnie nie wyróżniały na tle innych wykonawców choć sam mile wspominam bardzo taneczne i romantyczne piosenki z pozycji 9 i 10.
 
Cofnąłem sie w czasie wymieniając przeboje Hot Chocolate . Dokładnie pamiętam swoje szczenięce lata, niewielki poster z "Bravo, który zadziwił mnie tym, że wokalista był czarny a nie rozpoznawałem w jego głosie czarnej barwy. Kolejne hity w linkach, spróbowałem jej umieścić nie latami ale jako mój top najlepszych dla mnie piosenek zespołu. Pamiętam jak dżingiel z "Every Is A Winner" wykorzystywała nasza publiczna telewizja (wtedy zresztą była tylko taka, dwa programy 1 i 2).
 
  2. Emma
 
 

*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów *** TOP Best Songs - ever ***
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
_______________________________________________________________________