Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

152. MTW: SPLINTER - "Costafine Town"


Singiel, 1974
Strona B:
'Elly-May'

Album: 'The Place I Love'
Kompozycja: Robert J. Purvis, William Elliott
Producent: George Harrison
Wytwórnia:
Dark Horse

Długość: 3:10







Obsada:
Robert Purvis, Rober Elliot - wokal
George Harrison - gitara basowa, 8-strunowy bas, fisharmonia, instrumenty perkusyjne (ujawniony na płycie pod różnymi nickami: Hari Georgeson, Jai Raj Harisein, P Producer)
Graham Maitlandakordeon
Mike Kellie - perkusja 
Gary Wright - fortepian 





 
Największy i jedyny przebój szkockiego duetu Splinter, utworzonego na początku lat 70-tych przez parę przyjaciół Roberta J.Purvisa i Williama Elliota. Ich debiutancki album, z opisywanym dzisiaj przebojowym singlem (na listach w Wielkiej Brytanii doszedł do miejsca 17, za oceanem na listach Billboardu tylko do nr 77). W piosence musiał być spory potencjał, bo 'Costafine Town' wyprodukował ex-Beatles, George Harrison i było to pierwsze wydawnictwo jego wytwórni Dark Horse (na zdjęciu obok duet z Harrisonem, zdjęcie zrobione w Friar Park, ogromnej posiadłości ex - Beatlesa). George bardzo wierzył nie tylko w melodyjny utwór, ale i w dwójkę młodych, sympatycznych Szkotów, bo do produkcji ich debiutanckiego albumu zaprosił w swoim imieniu grono wyśmienitych muzyków jak Billy Preston, Alvin Lee (Ten Years After), Jim Keltner czy Gary Wright. 

Album jak i singiel (wg. Melody Maker:  nowej grupy George'a Harrisona) miał różne opinie krytyków, bardzo podobne, bo od zarzucania muzykom imitowania nagrań The Beatles, po podkreślanie jako zalety podobieństwa oraz wzorowania się na muzyce The Beatles (także bliźniaczo brzmiących Badfinger, zresztą obaj członkowie duetu przez pewien czas grali w Badfinerze jako muzycy wspierający lidera zespołu Petera Hama). Powiązań duetu ze słynną czwórką z Liverpoolu w historii Splinter jest więcej. W czasie gdy nowo powstała firma Beatlesów Apple poszukiwała nowych talentów, duet został odkryty przez tzw. road managera zespołu Mala Evansa (więcej na moim blogu  https://fab4-thebeatles.blogspot.com), który został pierwszym menadżerem duetu. Niestety, ze Splinter było tak samo jak z innymi artystami, którymi zajmowało się Apple, kiedy okazało się dla Wielkiej Czwórki z Liverpoolu, że nie tak łatwo zostać biznesmenami w show biznesie. Singiel 'Costafine Town' określano jako obiecujący dla dalszej kariery zespołu ('...tchnący nostalgicznym ładunkiem emocji i ciepła z łatwo wpadającą do ucha melodią i cudownym śpiewem'...). Ładnie prawda?


Costa Fine Town (prawdziwe nazwa to Corstorphine Town) to małe miasteczko nazwane tak na cześć biznesmena Robbiego Corstorphine, który osiadł w South Shields, ale pochodził z Corstorphine, wioski na zachód od stolicy Szkocji, Edynburga. Więcej niżej:




Pamiętam, że gdy po raz pierwszy usłyszałem tą piosnkę na lokalnej dyskotece, byłem przekonany, że to George Harrison pod innym pseudonimem wokalnym. Gdy udało mi się pożyczyć od prezentera czarną płytkę, upewniłem się, widząc na czarnym winylu podpis Harrisona jako producenta. Niestety przez wiele lat, do czasów Youtube, nie miałem okazji zobaczyć jak wygląda prawdziwy Splinter, czy duet dwóch przemiłych Szkotów. 
Piosenka wspaniała, urzekająca bez potrzeby analizowania budowy, struktury, tekstu.  Po prostu taka jaka w zacytowanym wyżej fragmencie oceny utworu przez zawodowych krytyków.  Dla mnie także symbol dyskotek, na których bawiłem się jako nastolatek.
 




A dirty old hole
In the side of the road
For the man who cleans the streets
Open pub doors
Where the working class goes at night

Written on walls
Where the cats never crawl
For the glass along the top
Man I was born there
I'm gonna walk right back

Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I feel so lonely,
I've been too long away
Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I wish I'd never
Made up my mind to stray

Nobody owns
All the dirty old clothes
That are lying in the lane
Whistling loud
The 4: 30 shift has gone

Little old man
With a pole in his hand
Lighting lamps along the way
Hurry me back there
I wish I'd never gone

Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I feel so lonely,
I've been too long away
Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I wish I'd never
Made up my mind to stray

Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I feel so lonely,
I've been too long away
Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I wish I'd never
Made up my mind to stray

Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I feel so lonely,
I've been too long away
Costafine town, it's a fine town
I'm coming home
I wish I'd never
Made up my mind to stray
 



____________________________________
 MÓJ TOP WSZECH-CZASÓW - Notowanie z 2016

HISTORIA EX-BEATLESÓW...

Na moim sztandarowym blogu o The Beatles cała historia zespołu jak i losy ex-Beatlesów po rozpadzie grupy. Sierpień - Wrzesień 1973 roku to b. ważny okres w życiu dwóch liderów zespołu...
...
...

25 sierpnia 1973 - Ekscytacja związana z nagraniami ze Star Club w Hamburgu wzmaga się, kiedy Melody Maker ogłasza, że  taśmy te "... mogą zostać wydane do kwietnia przyszłego roku". Artykuł kończy się ujawnieniem, że po ostatnich spotkaniach prawników czterech ex- Beatlesów, Paul zrezygnuje ze współposiadania Apple.


29 sierpnia 1973 - Wings w przededniu wylotu do Lagos w Afryce. Henry McCullough i Denny Seiwell telefonują do Paula informując, że nie polecą do Lagos. Paul komentuje to krótko: 'będę mógł wreszcie zagrać na perkusji'. Wcześniej Paul wyjaśniał, że w sumie nie wie dlaczego go opuścili, ale w sumie 'po prostu o tak nie pasowali'. 
PAUL: Byłem wtedy zdeterminowany, by nagrać naszą najlepszą dotąd płytę.



 Być może to podwójne odrzucenie (dwóch członków zespołu) było dokładnie tym, czego potrzebował, aby zyskać natchnienie. Czuł się już kiedyś porzucony; to dzięki temu chwycił za gitarę.Teraz więc znów miał zamiar wyleczyć rany i wypełnić pustkę jedynym lekarstwem , które mu zawsze pomagało:  MUZYKĄ.
  ...
...
...

18 września 1973 - zaledwie tydzień po ogłoszeniu sprzedaży posiadłości Johna znajduje się nabywca, którym  jest nikt inny tylko Ringo Starr. Również tego samego  dnia John wyprowadza się z Dakoty House i wyrusza do Los Angeles. Rozpoczyna się Lost Weekend Lennona. 
W 1980 roku tak wspomina ten dzień: 'Yoko mnie wyrzuciła! Wcale nie zamierzałem zostać 'kawalerem rock and rolla'. Powiedziała dosłownie: Wynoś się! więc odparłem: Dobra, dobra, idę... wolny jak kawaler'. Całe życie byłem żonaty, więc pomyślałem sobie: Wow,hurra. Ale tak naprawdę to czułem się wtedy okropnie.
  Nową przyjaciółką Johna zostaje sekretarka Yoko, May Pang, on sam zaś zaczyna rozpowiadać dookoła, że przyjechał do Los Angeles aby ...skończyć wreszcie 'Walls And Bridges'. Po przyjeździe  wprowadza się pod nazwiskiem Corey do Beverly Hills Hotel. Podczas pierwszych tygodni z dala od Yoko, John zawiera nowe znajomości w Rainbow Bar & Grill w Los Angeles. Ponieważ musi się zadowolić kilkoma tysiącami dolarów miesięcznie, na których wydawanie zezwala mu londyński syndyk Beatlesów, John zmuszony jest do pożyczenia od Capitol Records 10 000 dolarów, a suma ta staje się swego rodzaju zaliczką  na poczet przyszłych tantiem z jego nowopowstałego albumu...



więcej na blogu o THE BEATLES (tutaj)

 

"OUR HOUSE" ' 2013 - REWELACJA!

We wrześniu 2013 Madness nagrali jeszcze raz video do swojego wielkiego hitu sprzed 30 lat (1982). Z pomocą swoich fanów, zobaczcie jak im wyszło! Madness to bardzo popularna w latach 80-tych kapela z wieloma, wieloma przebojami jak np. 'My girl' - usłyszałem go pierwszy raz w Radiu Luksemburg na takim malutkim radyjku w jakości...., 'Yesterday Men'. 'My name is Michael Caine', 'One Better Day'. O Madness napisałem kiedyś tutaj. Myślę, że warto im poświęcić na blogu więcej miejsca. Obiecuję.

I jeszcze oryginał:

PAUL wg. Philipa Normana - zwiastun


Faktem bezspornym jest, do czego po latach przyznawali się wszyscy Beatlesi, że sami muzycy o historii swego zespołu wiedzieli najmniej. Z pewnością John, gdyby żył, zdziwiłby się, czytając o swoich wojażach z zespołem po Ameryce, gdzie całej czwórce, siedzącej przecież w 'oku cyklonu' umykały pewne wydarzenia, nie docierały do nich lub były przed nimi blokowane. Ogromna ilość książek poświęconych zespołowi przybliżyła samym Beatlesom dokładną faktografię, opis wydarzeń, ich analizę, ocenę. RINGO: Często tylko chichotaliśmy, nikt z nami się nie mógł dogadać, byliśmy zupełnie odcięci od świata... Robiliśmy to, co nam kazał Brian, nic więcej nas nie obchodziło. 
Niestety nie mam jeszcze tej książki, o której wspominałem na blogu tutaj. Jeden z bardziej znanych 'beatlesologów' (obok Lewisohna, Daviesa), Philip Norman napisał biografię drugiego z liderów zespołu, zatytułowaną tak samo: Life (Życie). Przypuszczalnie niebawem ukaże się książka w przekładzie na polski i chyba wtedy ją zakupię.Gdy tak się nie stanie, sięgnę po oryginał. Póki co poniżej zamieszczam przedruk recenzji książki z Times Polska (była ona książką tygodnia w drugim tygodniu maja tego tej renomowanej brytyjskiej gazety) pióra Daniela Shipmana (tłumaczenie: Zbigniew Mach). Recenzja jest ciekawa i w pewien sposób przybliża nam obraz tego, czego możemy się spodziewać  po tej książce. A więc mimo wszystko książki, którą Norman chce wynagrodzić Paulowi swoje "zaniedbania" w stosunku do jego osoby we wcześniejszych swoich publikacjach. Przypomnę, że Norman deklarował się jako większy fan Johna niż Paula. Oczywiście z żadnej publikacji nie dowiemy się całej prawdy o opisywanym bohaterze, co sugeruje tytuł artykułu. Potwierdza zresztą to recenzja. 

Czy nie mogę się doczekać tej książki? Nieszczególnie. Trudno mi sobie wyobrazić, że ujawni ona jakieś szczególnie nieznane, nowe fakty, które rzucą światło na jakieś wydarzenie z historii Fab Four. Norman rozlicza się z Paulem, zarabia kolejne pieniądze. Rynek fanów wchłonie i tą pozycję. Wszyscy będą zadowoleni z McCartney'em na czele. Choć rzeczywiście wątpię, by Paula coś już dzisiaj ruszało. Jest żywym Pomnikiem, Bogiem Muzyki, nic nie jest w stanie tego zmienić. Nawet taka książka, bez względu czy byłaby ona bardzo pochlebna, czy też krytyczna wobec ex-Beatlesa. Jak widać jednak, nie jest to jakieś specjalnie ważne dzieło o Paulu. Trudno. Paul żyje, Norman przyjaźni się z Beatlesem i książka wydaje się być tylko przyjacielskim hołdem. I jak wspomniałem wcześniej, rozliczeniem się i 'przeprosinami'.

Najprzyzwoitszy z czwórki Beatlesów. Cała prawda o Paulu McCartneyu.
 Na rynku brytyjskim ukazała się autorytatywna biografia „najprzyzwoitszego” Beatlesa Paula McCartneya. Philip Norman nie potrafił jednak zmierzyć się z prawdziwą istotą geniuszu znakomitego muzyka. Najnowsza biografia Paula McCartney’a pokazuje, jak reaguje on na różnego rodzaju presje, jakim podlegał. Jawi się jako człowiek, który odciął się od zachowań i wymagań innych ludzi i żył zwykłym życiem. - Pewnego ciepłego popołudnia Linda wracała do domu sama. Pod bramą ich domu czekała jakaś pikieta. Ktoś cisnął jej w twarz deser lodowo-czekoladowy. Chwilę później z bramy wyskoczył rozwścieczony Paul. „Kto u diabła rzucił lodami w Lindę?” „Zaraz, zaraz” - poprawił go napastnik. „To był mus czekoladowy”. reklama Jak to jest być Paulem McCartneyem? Pod twoim domem na okrągło czatują ludziska uwielbiający cię tak bezgranicznie, że zaczynają cię nienawidzić tylko dlatego, że nie zwracasz na nich uwagi. Wszyscy chcą kasy, uwagi, czegoś, czegokolwiek. Wszyscy przypominają ci zdanie, które wypowiedziałeś pół wieku temu. Miliony chcą się z tobą przespać lub kto wie, czego w ogóle pragną. Zawsze być świadomym, że dzisiejszy przyjaciel lub współpracownik jutro wrzuci prasie jakąś nieuczciwą historię na twój temat. Dlaczego? Bo forsa czy szacunek, jakimi go obdzieliłeś, okazały się za mało. Jeden z przyjaciół McCartneya wspomina jak kiedyś wsiadł do jego samochodu. Muzyk poprosił go by, wziął z miejsca dla pasażera torbę pełna listów. - Śmiało, przeczytaj jeden, wszystkie są takie same - powiedział piosenkarz. I od tej samej kobiety twierdzącej, że ma z nim dziecko. Do tego jeszcze John Lennon. I jego - mimo że był geniuszem - czasem zupełnie bezsensowne zachowania. W drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku wybuchowa mieszanka zgryźliwego charakteru, naturalnej skłonności do lenistwa, narkotyków i wpływu Yoko Ono sprawiała, że stawał się on coraz bardziej niewygodnym i bardzo trudnym partnerem. Na koniec - wręcz nie do zniesienia. Biografia pióra Philipa Normana nosi tytuł „Paul McCartney: The Biography”. To opasłe liczące bite 864 strony tomiszcze. Pierwsza biografia napisana za cichą zgodą samego muzyka. Autor zajmuje się głównie tym, jak jego bohater reaguje na wszelkiego rodzaju presje, jakie nieustannie podlegał. Paul McCartney jawi się nam jako nieodrodny syn swoich rodziców. Wytwór niezwykłej uprzejmości, życzliwości i rozwagi ojca oraz łagodnej i opiekuńczej matki, także jej ambicji dotyczących dzieci. Muzyk próbuje - i w ogromnym stopniu mu się to udaje - odciąć się od zachowań i wymagań innych ludzi oraz, na ile tylko może, żyć zwykłym życiem. Gitarzysta Davida Bowiego Carlos Alomar w połowie lat 80. nagrywał wspólnie z McCartneyem. 
Wspomina, że jego styl życia bardziej przypominał mu styl miejscowego rolnika niż międzynarodowej gwiazdy rocka. Krążą niezliczone opowieści na temat drobnych grzeczności czy uprzejmości, jakie wyświadczał ludziom. Paul nawet po dekadach od przypadkowego spotkania pamięta imię danej osoby. Zwalnia, gdy widzi, że jezdnią idzie akurat koń sąsiada. Staremu przyjacielowi dał pieniądze na operację jego dziecka. Takie zachowania tworzą całkiem imponujący obraz osobowości piosenkarza i kompozytora. Książka Normana nie jest napisana równie cierpkim - by nie powiedzieć: zgryźliwym - tonem, co wydana w 2010 „Fab: An Intimate Life of Paul McCartney” Howarda Sounesa. Ogólnie biorąc Norman bagatelizuje rolę wydarzeń jego zdaniem epizodycznych. Jak choćby takich, do których doszło podczas nagrywania 6. studyjnego albumu muzyka „Press to Play” (1986). Producent Hugo Padgham acz niechętnie skrytykował wokale McCartneya. Odpowiedź muzyka? - Hugh, kiedy ostatni raz wprowadziłeś krążek na pierwsze miejsce listy przebojów? Autor nie rozpisuje się też na temat traktowania przez McCartneya członków The Wings. Piosenkarz był tu osobą bardziej dominującą. Trochę inny Paul. Z pewnością jednak Norman trzyma jego stronę, gdy chodzi o najważniejszą batalię życia muzyka - rozpad Beatlesów.   
Po śmierci w 1967 roku menedżera grupy Briana Epsteina Paul postanawia „ocalić” Beatlesów przed nimi samymi. Staje się ich siła napędową, rozwija nowe projekty, robi film o nich dla telewizji i planuje kolejny. Chce by znowu występowali na żywo. To w znacznej mierze on stoi za powstaniem słynnego krążka „Abbey Road”. Stara się znaleźć odpowiednie osoby służące im doradztwem finansowym i zawodowym. reklama Jednak zamiast wdzięczności pozostali członkowie odpłacają mu coraz bardziej niechętnym stosunkiem do jego zapędów kierowania grupą. George Harrison nie ukrywa rozgoryczenia. Wręcz nie znosi samej myśli, że ktoś może nakazywać mu, co ma robić. Lennon staje się człowiekiem coraz trudniejszym w kontakcie. Zwłaszcza po nawiązaniu romansu z Yoko. I rzecz katastrofalna - podpisują kontrakt z zupełnie nieodpowiednim człowiekiem menedżerem Allenem Kleinem. Skutki? Sprawy sądowe ciągną się latami. Koniec końców wszyscy muszą przyznać, że to od samego początku miał rację. Taka konstatacja nie oznacza, że relacja między nimi staje się prostsza. Ale przynajmniej wpływa na jego determinację, by nigdy więcej nie stracić kontroli nad realizowanymi przez siebie projektami. Dodajmy jeszcze jego własne silne poczucie współzawodnictwa. Znakomicie czyta się rozdział dotyczący zatrzymania muzyka i osadzeniu go w areszcie w Japonii w 1980 roku za posiadanie marihuany. Norman przytacza tu reakcję McCartneya na wiadomość, że być może będzie musiał spędzić w tym niezbyt przyjemnym miejscu nawet kilka dni. - Dobra. Będę pierwszym, który wstaje razem z zapalaniem świateł. Pierwszym, który czyści celę i pierwszym który myje siebie i zęby - oświadcza Paul. Jeśli ma być więźniem, będzie więźniem najlepszym. Ten instynkt każący mu nieustannie wspinać się w górę - zapewne związany z oczekiwaniami nieżyjącej już matki - wiele wyjaśnia w jego zachowaniach. Norman już raz mierzył się z historią czwórką z Liverpoolu. Napisał biografię „Shout!. The True Story of the Beatles” (2004), gdzie w sposób tak niedorzeczny zaniżał wartość wkładu McCartneya w rozwój grupy, że teraz we wstępie do omawianej biografii przyznaje, że jego ówczesna ocena była „szalona”. Jednak ten błąd sprawia, że w nowej książce boi się podejmować wszelkich analiz. Przykład? Cytuje, co krytycy mówili - często błędnie - na temat różnych płyt zespołu, ale w ogóle się do tych opinii nie odnosi. Paul McCartney to człowiek niezwykle błyskotliwy i spontaniczny pod względem twórczym. Niepowtarzalny i świetnie wykształcony, gdy chodzi o sztukę w ogóle. Ma swoje własną ideę tego, co znaczy być „spoko”. Dla niego spoko to postawa optymistyczna, prostota, dzieci, życie codzienne i „głupie” piosenki o miłości. Lubi prostych, szczerych i normalnych ludzi. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie dostrzeżesz sensu większej części jego beatlesowskiego dzieła. Czy też tego, co robił już po rozpadzie słynnego zespołu. Nie pojmiesz też, dlaczego ludzie wciąż w milionach egzemplarzy kupują krążki The Wings. I je kochają. Nie chodzi o to, że Norman nie zgadza się z taką opinią. Ale że o tym nie pisze.

Zresztą to nie jedyne, co frustruje czytelnika. Podczas koncertów w Hamburgu McCartney przejmuje od Stuarta Sutcliffe’a gitarę basową i grając na niej próbuje jednocześnie śpiewać. Norman ani słowem nie wspomina, jak ogromny wpływ na jego muzykę miała ta zmiana. Pisze o iście imponujących ilościach marihuany palonej przez Paula i Lindę, ale nie pisze, jaki ślad odcisnęło to na jego życiu i dziele. A musiał on być znaczny. Czytasz tom o objętości 800 stron, ale nie wiesz, co bohater myśli o polityce czy o sprawach społecznych. Pomijając narkotyki i niejedzenie mięsa. Czytelnik odnosi wrażenie, że Philp Norman z zadowoleniem jedynie się przygląda, ale nie ma zamiaru sięgnąć głębiej. Na samym końcu pisze, jak poszedł na pewien koncert McCartneya i wyszedł przed końcem. Nie że nie podobała mu się muzyka, ale po trzech godzinach stania na nogach, zdecydował, iż mam dosyć”. To dziwaczne i osobliwe podejście. Byłem nim zdziwiony, ale nie zaskoczony.
Daniel Shipman.
(źródło: The Times Polska)

 

_______________________________

Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Tego słucham: Eliot Sumner - "Information"

Wytwórnia: Island Records
2016

Gdy usłyszałem w Trójce utwór ' I Followed You Home' wiedziałem, że polubię tego wykonawcę. W playliście na drugi dzień dowiedziałem się, że artysta nazywa się Eliot Sumner, ale wtedy jeszcze to znajomo brzmiące nazwisko nic mi nie powiedziało. Nie spodziewałem się także, że muzyk wykonujący ten utwór to kobieta.  Od kilku dni mam już ten album i słucham go w zasadzie cały czas (gdy tylko mogę). Eliot Sumner, córka Stinga z The Police, znana wcześniej z kapeli I Blame Coco. 25 latka nagrała płytę może nie odkrywczą, ale taką muzykę właśnie lubię, zaś numer tytułowy, zakorzeniony w latach 80-tych (zespoły syntezatorowe) po prostu mnie zaczarował. Nie ma tutaj utworów łatwych do zanucenia, jest muzyka lekko chropowata, czasami bardzo tajemnicza, ale nie przesadnie zakręcona. Dobrze zagrany, zaaranżowany rock pop z intrygującym wokalem Eliot. Czy zapamiętam tą płytę, tego nie wiem. Wiem, że jest tutaj kilkanaście ciekawych numerów, które powinni posłuchać czasem słuchacze Zetki czy RMF. Mission Impossible ? - wiem, niestety.
Niżej kilka clipów, otwierają je dwa najlepsze na płycie: tytułowy oraz wspomniany ' I Followed You Home.


After Dark
Firewood
 
 
1. Dead Arms & Dead Legs 
2. Information
3. Let My Love Lie On Your Life 
4. After Dark
5. Halfway To Hell 
6. I Followed You Home
7. What Good Could Ever Come Of This 
8. Come Friday 
9. Firewood
10. Say Anything You Want 
11. Species
12. In Real Life (Bonus Track)
 
Trudi Styler, Sting i młoda Eliot
 

II Lewa Wielkiego Szlema - paryska.

Niedzielnymi meczami 22 maja na paryskich kortach Rolanda Garrosa rozpoczął się główny turniej tegorocznego II-go Wielkiego Szlema A.D. 2016 (kwalifikacje zaczęły się tydzień wcześniej). Polacy skromnie w tym roku, bo bez męskich graczy w singlu, w kobiecej drabince tylko Agnieszka Radwańska oraz  Magda Linette. Więcej naszych reprezentantów Paryżanie ujrzą w turnieju deblowym, bo aż sześcioro. Zagrają: Mariusz Fyrstenberg (w parze meksykańskim tenisistą Santiago Gonzalezem), Łukasz Kubot (Austriak Alexander Peya - rozstawieni z nr 9), Marcin Matkowski (Hindusem Leandrem Paesem - nr 16), Paula Kania (z Argentynka Marią Irigoyen), Klaudia Jans-Ignacik (ze Szwajcarką Xenią Knoll) oraz jeszcze raz Magda Linette (z  Alize Cornet, zawodniczką gospodarzy turnieju). 


  Faworytami bezdyskusyjnymi są w męskim i kobiecym turnieju zawodnicy z pozycji nr 1 rankingów ATP i WTA czyli Serb Novak Djokovic oraz Amerykanka Serena Williams. Ale to jest sport i zawsze zachodzi oczywiście możliwość, że podobnie jak rok temu Stan Wawrinka, znajdzie się inny gracz, który rozegra mecz życia (na zdjęciach wyżej). 
  Organizatorów w tym roku bardzo zawiódł w tym roku Roger Federer, który ze względu na wciąż niewyleczoną kontuzję wycofał się z turnieju (z pewnością w podjęciu takiej decyzji pomogła Szwajcarowi szybka przegrana na niedawno zakończonym turnieju w Rzymie).  Nie mniej jednak Roger to wciąż numer jeden tenisowego marketingu, wciąż największy magnes przyciągający tłumy na kort gdzie gra. Ale oczywiście tłumy przychodzą oglądać Novaka, Andy'ego i innych znakomitych graczy, więc prestiż tegorocznego turnieju w Paryżu bez Federera w obsadzie niewiele straci.
Kto wygra? Faworyci raczej. Jak wspomniałem, stawiam na Djoka i Serenę.  Ktoś jeszcze poza tą dwójką ? Rafael Nadal?  Kei Nishikori? Nie sądzę. Novaka Djokovica - bo jego dojście do finału uważam za pewnik - może powstrzymać chyba tylko jeden gracz - aktualny numer 2,  Andy Murray. Przewiduję finał Szkota z Serbem - podobnie jak tydzień temu w Rzymie. Novak będzie bardzo chciał wziąć rewanż. I weźmie!

153. BELOVED - "Time After Time"

Singiel, 1990
Strona B:
Time After Time (Through The Round Window)
Album: Blissed Out
Kompozycja: Jon Marsh
Producent: Jon Marsh i inni
Wytwórnia: East West
Długość: 4:30



Jedna z bardziej niedocenionych piosenek lat 90 z pogranicza popu, synthpopu, muzyki popularnej. Co ciekawe, gdy mówi się o największych przebojach tej brytyjskiej grupy to wcale nie wymienia się 'Time After Time', skupiając uwagę na dwóch innych singlach zespołu: 'Sweet Harmony' (słynne video z wokalistą i grupą nagich modelek) oraz 'Hello'. W opisywanym teraz utworze urzeka mnie wszystko, aranżacja (niżej kilka wersji songu), wokal ale przede wszystkim melodia z wiodącą hipnotyzującą partią na syntezatorach. Zgodnie z duchem lat 80 i 90, piosenka wydana została w kilku wersjach: singlowa, maxi-singlowa, zremiskowana. Każda wersja brzmi interesująco. Nawet uroki podkładu instrumentalnego utworu dostrzegli muzyc hip hopu wielokrotnie samplując podkład piosenki do swoich numerów.  "Time After Time' zupełnie poległ na listach całego świata, jedynie video do piosenki z Marshem jadącym limuzyną gościło na listach videoclipóa MTV. Nie mniej jednak dla mnie to bezdyskusyjnie najlepsza piosenka The Beloved.





I'm much too headstrong for my own good
I'm too involved to realize
That your uncertainty will be the death of me
But I lose my will and if looks could kill I've been struck down dead by your beautiful eyes

Time after time you challenge me for a reason
I know that I'm impossible and deceiving
I see the signs, you're telling me that you're leaving
Time after time, time after time

These games of politics and romance
They're quite impossible to win I can't unfathom you
One minute you love me or you say you do
And then I turn my back, I'm under attack
I turn to hold you and you stick the knife in
Time after time you challenge me for a reason
I know that I'm impossible and deceiving
I see the signs, you're telling me that you're leaving
Time after time, time after time

And if I change to be the way you say you want me
I'll only be the way I've always wanted to.
You know as well as I do
You know as well as I do

Time after time you challenge me for a reason
I know that I'm impossible and deceiving
I see the signs, you're telling me that you're leaving
Time after time, oh time after time

Time after time you challenge me for a reason
I know that I'm impossible and deceiving
I see the signs, you're telling me that you're leaving
Time after time

Oh, well I still love you, time after time

Oh, I love you, time after time
You know, you know, I still love you, time after time
Oh, I love you, time after time after time after time after time







______________________________________
 MÓJ TOP WSZECH-CZASÓW - Notowanie z 2016


MAGICAL MYSTERY TOUR LIVE - WROCŁAW 2016



18 MAJA 2016 WROCŁAW - CAPITOL 
 MAGICAL MYSTERY TOUR LIVE 

 
Jeden z najbardziej świeżych, na gorąco napisanych wpisów na blog (zazwyczaj przygotowanie jednego zabiera mi kilka dni, z takich czy innych powodów). Wczoraj wieczorem obejrzałem spektakl pod nazwą 'Magical Mystery Tour Live', który anonsowałem już na blogu (MMTL). To już któryś koncert z serii The Beatles Tribute, pierwszy w którym zagrali Brytyjczycy (z jednym zdaje się obywatelem słonecznej Italii - grającym rolę Paula, szczegóły w linkach na moim poście). Koncert w pamiętnym dla mnie kinie Śląsk, dzisiaj wspaniały odnowiony teatr Capitol, ze znakomitą akustyką. Dawny Śląsk to wrocławska operetka więc spodziewałem się, że jakość soundu będzie ok. I była. Koncert, spektakl, musical, event muzyczny czy jak to nazwiemy -  był oczywiście wspaniały i byłem dumny z tego, że tyle ludzi z pewnością zdziwi się, że Beatlesi mieli tak różnorodny repertuar i tyle przebojów (niestety dzisiejsze radiostacje nie rozpieszczają nas ich muzyką, jeśli już to tylko kilka wybranych hitów).
Koncert wspaniały i co ciekawe - muzycy zaprezentowali nam w czasie odtwarzania przebojów Wielkiej Czwórki, skróconą historię zespołu z pewnymi ograniczeniami, których się nie spodziewałem, ale o tym później - miał także wiele cech z oryginalnych koncertów Beatlesów, choć na pewno nie było to zamierzone, a więc czasem nie słychać było jakiegoś instrumentu (np. harmonijki w 1-szej zwrotce 'Love Me Do', prawie niesłyszalna gitara w 'Blackbird') a czasem chórki zagłuszały główny wokal. Podkreślę, że szybko to korygowano. The Beatles dzisiaj, jak nikt bardziej jest biznesem, znakiem, symbolem, towarem zastrzeżonym (pamiętajcie o długiej nieobecności w sieci nagrań zespołu). Stąd, pomijając kilka clipów w tle, kiedy można było ich dostrzec, wiele wspaniałych prezentacji multimedialnych, która jako całość była po prostu rewelacyjna, musiało zabraknąć pewnych odniesień, z pewnością strzeżonych drogimi prawami autorskimi (np. cały fragment z pierwszym występem Beatlesów w programie Eda Sullivana). Jeśli ktoś jest fanem zespołu, wiedział o co chodzi (dekoracje sceniczne  - strzałki wycelowane w zespół, kurtyna w Ed Sullivan Show itd), jeśli niespecjalnie, z pewnością nie przeszkodziło mu to w zabawie. Także to, że 'Yesterday' wykonano w blogu 1964.

  Muzycy. Przesympatyczni, podobnie jak ich idole, świetni showmani  (wspaniałe dla mnie, wielkiego fana Fab4 i chyba trochę coś tam o tym zespole wiedzącego, było dostrzeganie pewnych smaczków, niuansów w ich odgrywaniu na scenie swoich pierwowzorów (przebieranie nóżkami na scenie, koliste ruchy ręką w czasie gry na gitarze 'George'a Harrisona', gestykulacje 'Paula', wymachiwanie ręką do tłumów przez 'Johna', maniery w czasie pracy w studiu i wiele, wiele innych). Oczywiście widoczny cały czas absolutny profesjonalizm muzyczny, niezależny od rodzaju muzyki. 'Paul' oczywiście grał na basie lewą ręką, w 'Hey Jude' oczywiście za pianinem, 'George' znakomity we wspomnianym przebieraniu nogami 'wczesnego Harrisona', znakomity w solówce w 'Something' czy w 'Here Comes The Sun'. Podobnie z 'Johnem' i 'Ringo'. Znakomici muzycy, świetnie czujący się przy każdym instrumencie, równie świetni wokalnie (szczególnie 'John' w "This Boy", czego się bardzo obawiałem rozpoznając pierwsze takty utworu). Pochwał mógłbym tutaj wymieniać bez liku. Jak napisałem wcześniej znakomici showmani, profesjonaliści na scenie, skupieni na grze ale i pełni luzu, naprawdę dobrzy (podkreślę to, bo to ważne, bo jestem w tym względzie ogromnie, może nawet przesadnie wymagający) w odgrywaniu swoich ról, nawet w detalach, dla innych niezauważalnych. Całość obrazuje świetne nagłośnienie, oświetlenie, wspomniane w tle fantastyczne prezentacje multimedialne. I cały czas obecny, nieodzowny humor, cechujący przecież ich idoli. Ze smutkiem obejrzałem ten fragment clipów na ekranach, gdzie zespół z Beatlesami w czasie swego tour zmierzał w stronę... Warszawy. Ah, piękne marzenie.Podobno była szansa zaproszenia zespołu do Polski w połowie lat sześćdziesiątych z okazji jakieś tam rocznicy (nieważne, kiedyś napiszę specjalny post o tym, dlaczego Fab Four nie zagrali w Warszawie). Szkoda. 

MAGICAL MYSTERY TOUR LIVE  - WROCŁAW 2016   

Wspaniały wieczór w pięknym Capitolu, pięknym Wrocławiu, przy fantastycznej (podkreślam to!) publiczności, przy fantastycznej muzyce, fantastycznym show oraz fantastycznych ludziach na scenie [mam tutaj na myśli całą ekipę Magical Mystery Tour Live, co do ludzi - oczywiście siebie :)]. I to wszystko dzięki dwóm wspaniałym dziewczynom, które ściągnęły teh show do naszego kraju. Jeśli kiedyś pozwolą mi (mam nadzieję, że przeczytacie ten tekst) opisać tutaj ich słowami 'historię' ściągnięcia do Polski MMTL, oczywiście to zrobię. Na koncert w Poznaniu za kilka dni z pewnością nie ma już biletów, ale zawsze możecie jeszcze spróbować je zdobyć. 23 maja - Poznań. 
Na razie fotki z wczoraj, z koncertu we Wrocławiu możecie obejrzeć: tutaj.



  

MAGICAL MYSTERY TOUR LIVE  - POZNAŃ 2016 


_____________

PS.I W czasie koncertu nie robiłem zdjęć, siedziałem zresztą trochę daleko, brak profesjonalnego aparatu, no i oczywiście świadomość, że pewnie jest to zabronione. Stąd link do oficjalnych zdjęć, ale niebawem na blogu zdjęcia z tego - pewnie i poznańskiego - koncertu. W powyższym tekście posiłkowałem się zdjęciami z musicalu 'Let It Be', wystawianego w Londynie (dzięki któremu zespół został zauważony przez Dwie Wspaniałe Dziewczyny, Justynę i Asię które....). Wiem, że zespół przeczytał mój tekst na blogu i zwrócił uwagę, że zdjęcia są z tego musicalu a skład zespołu był wtedy inny. Najmocniej przepraszam za to. Tych zdjęć już nie ma! Niebawem zdjęcia z koncertu i sprostowania, a może coś więcej o zespole, tych wspaniałych muzykach, może więcej o koncercie poznańskim, na który wybierają się moi przyjaciele, więc będę miał relację z pierwszej ręki. 
    Magical Mystery Tour Live - Boys! This Blog is Yours!
PS.II. Zdjęcia w tekście są już z wrocławskiego koncertu, ale myślę, że niebawem otrzymam od organizatorów większą ilość zdjęć z tego wieczoru.
_____________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.