Faktem
bezspornym jest, do czego po latach przyznawali się wszyscy Beatlesi,
że sami muzycy o historii swego zespołu wiedzieli najmniej. Z pewnością
John, gdyby żył, zdziwiłby się, czytając o swoich wojażach z zespołem po
Ameryce, gdzie całej czwórce, siedzącej przecież w 'oku cyklonu'
umykały pewne wydarzenia, nie docierały do nich lub były przed nimi
blokowane. Ogromna ilość książek poświęconych zespołowi przybliżyła
samym Beatlesom dokładną faktografię, opis wydarzeń, ich analizę, ocenę.
RINGO: Często tylko chichotaliśmy, nikt z nami się nie mógł
dogadać, byliśmy zupełnie odcięci od świata... Robiliśmy to, co nam
kazał Brian, nic więcej nas nie obchodziło.
Niestety nie mam jeszcze tej książki, o której wspominałem na blogu tutaj.
Jeden z bardziej znanych 'beatlesologów' (obok Lewisohna, Daviesa),
Philip Norman napisał biografię drugiego z liderów zespołu, zatytułowaną
tak samo: Life (Życie). Przypuszczalnie niebawem ukaże się książka w
przekładzie na polski i chyba wtedy ją zakupię.Gdy tak się nie stanie,
sięgnę po oryginał. Póki co poniżej zamieszczam przedruk recenzji
książki z Times Polska (była ona książką tygodnia w drugim tygodniu maja
tego tej renomowanej brytyjskiej gazety) pióra Daniela Shipmana
(tłumaczenie: Zbigniew Mach). Recenzja jest ciekawa i w pewien sposób
przybliża nam obraz tego, czego możemy się spodziewać po tej książce. A
więc mimo wszystko książki, którą Norman chce wynagrodzić Paulowi swoje
"zaniedbania" w stosunku do jego osoby we wcześniejszych swoich
publikacjach. Przypomnę, że Norman deklarował się jako większy fan Johna
niż Paula. Oczywiście z żadnej publikacji nie dowiemy się całej prawdy o
opisywanym bohaterze, co sugeruje tytuł artykułu. Potwierdza zresztą to
recenzja.
Czy
nie mogę się doczekać tej książki? Nieszczególnie. Trudno mi sobie
wyobrazić, że ujawni ona jakieś szczególnie nieznane, nowe fakty, które
rzucą światło na jakieś wydarzenie z historii Fab Four. Norman rozlicza
się z Paulem, zarabia kolejne pieniądze. Rynek fanów wchłonie i tą
pozycję. Wszyscy będą zadowoleni z McCartney'em na czele. Choć
rzeczywiście wątpię, by Paula coś już dzisiaj ruszało. Jest żywym
Pomnikiem, Bogiem Muzyki, nic nie jest w stanie tego zmienić. Nawet taka
książka, bez względu czy byłaby ona bardzo pochlebna, czy też krytyczna
wobec ex-Beatlesa. Jak widać jednak, nie jest to jakieś specjalnie
ważne dzieło o Paulu. Trudno. Paul żyje, Norman przyjaźni się z
Beatlesem i książka wydaje się być tylko przyjacielskim hołdem. I jak
wspomniałem wcześniej, rozliczeniem się i 'przeprosinami'.
Najprzyzwoitszy z czwórki Beatlesów. Cała prawda o Paulu McCartneyu.
Na rynku brytyjskim ukazała się
autorytatywna biografia „najprzyzwoitszego” Beatlesa Paula McCartneya. Philip
Norman nie potrafił jednak zmierzyć się z prawdziwą istotą geniuszu znakomitego
muzyka. Najnowsza biografia Paula McCartney’a pokazuje, jak reaguje on na
różnego rodzaju presje, jakim podlegał. Jawi się jako człowiek, który odciął się
od zachowań i wymagań innych ludzi i żył zwykłym życiem. - Pewnego ciepłego
popołudnia Linda wracała do domu sama. Pod bramą ich domu czekała jakaś pikieta.
Ktoś cisnął jej w twarz deser lodowo-czekoladowy. Chwilę później z bramy
wyskoczył rozwścieczony Paul. „Kto u diabła rzucił lodami w Lindę?” „Zaraz,
zaraz” - poprawił go napastnik. „To był mus czekoladowy”. reklama Jak to jest
być Paulem McCartneyem? Pod twoim domem na okrągło czatują ludziska uwielbiający
cię tak bezgranicznie, że zaczynają cię nienawidzić tylko dlatego, że nie
zwracasz na nich uwagi. Wszyscy chcą kasy, uwagi, czegoś, czegokolwiek. Wszyscy
przypominają ci zdanie, które wypowiedziałeś pół wieku temu. Miliony chcą się z
tobą przespać lub kto wie, czego w ogóle pragną. Zawsze być świadomym, że
dzisiejszy przyjaciel lub współpracownik jutro wrzuci prasie jakąś nieuczciwą
historię na twój temat. Dlaczego? Bo forsa czy szacunek, jakimi go obdzieliłeś,
okazały się za mało. Jeden z przyjaciół McCartneya wspomina jak kiedyś wsiadł do
jego samochodu. Muzyk poprosił go by, wziął z miejsca dla pasażera torbę pełna
listów. - Śmiało, przeczytaj jeden, wszystkie są takie same - powiedział
piosenkarz. I od tej samej kobiety twierdzącej, że ma z nim dziecko. Do tego
jeszcze John Lennon. I jego - mimo że był geniuszem - czasem zupełnie
bezsensowne zachowania. W drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku wybuchowa
mieszanka zgryźliwego charakteru, naturalnej skłonności do lenistwa, narkotyków
i wpływu Yoko Ono sprawiała, że stawał się on coraz bardziej niewygodnym i
bardzo trudnym partnerem. Na koniec - wręcz nie do zniesienia. Biografia pióra
Philipa Normana nosi tytuł „Paul McCartney: The Biography”. To opasłe liczące
bite 864 strony tomiszcze. Pierwsza biografia napisana za cichą zgodą samego
muzyka. Autor zajmuje się głównie tym, jak jego bohater reaguje na wszelkiego
rodzaju presje, jakie nieustannie podlegał. Paul McCartney jawi się nam jako
nieodrodny syn swoich rodziców. Wytwór niezwykłej uprzejmości, życzliwości i
rozwagi ojca oraz łagodnej i opiekuńczej matki, także jej ambicji dotyczących
dzieci. Muzyk próbuje - i w ogromnym stopniu mu się to udaje - odciąć się od
zachowań i wymagań innych ludzi oraz, na ile tylko może, żyć zwykłym życiem.
Gitarzysta Davida Bowiego Carlos Alomar w połowie lat 80. nagrywał wspólnie z
McCartneyem.
Wspomina, że jego styl życia bardziej przypominał mu styl
miejscowego rolnika niż międzynarodowej gwiazdy rocka. Krążą niezliczone
opowieści na temat drobnych grzeczności czy uprzejmości, jakie wyświadczał
ludziom. Paul nawet po dekadach od przypadkowego spotkania pamięta imię danej
osoby. Zwalnia, gdy widzi, że jezdnią idzie akurat koń sąsiada. Staremu
przyjacielowi dał pieniądze na operację jego dziecka. Takie zachowania tworzą
całkiem imponujący obraz osobowości piosenkarza i kompozytora. Książka Normana
nie jest napisana równie cierpkim - by nie powiedzieć: zgryźliwym - tonem, co
wydana w 2010 „Fab: An Intimate Life of Paul McCartney” Howarda Sounesa. Ogólnie
biorąc Norman bagatelizuje rolę wydarzeń jego zdaniem epizodycznych. Jak choćby
takich, do których doszło podczas nagrywania 6. studyjnego albumu muzyka „Press
to Play” (1986). Producent Hugo Padgham acz niechętnie skrytykował wokale
McCartneya. Odpowiedź muzyka? - Hugh, kiedy ostatni raz wprowadziłeś krążek na
pierwsze miejsce listy przebojów? Autor nie rozpisuje się też na temat
traktowania przez McCartneya członków The Wings. Piosenkarz był tu osobą
bardziej dominującą. Trochę inny Paul. Z pewnością jednak Norman trzyma jego
stronę, gdy chodzi o najważniejszą batalię życia muzyka - rozpad Beatlesów.
Po śmierci w 1967 roku menedżera grupy Briana Epsteina Paul postanawia
„ocalić” Beatlesów przed nimi samymi. Staje się ich siła napędową, rozwija nowe
projekty, robi film o nich dla telewizji i planuje kolejny. Chce by znowu
występowali na żywo. To w znacznej mierze on stoi za powstaniem słynnego krążka
„Abbey Road”. Stara się znaleźć odpowiednie osoby służące im doradztwem
finansowym i zawodowym. reklama Jednak zamiast wdzięczności pozostali członkowie
odpłacają mu coraz bardziej niechętnym stosunkiem do jego zapędów kierowania
grupą. George Harrison nie ukrywa rozgoryczenia. Wręcz nie znosi samej myśli, że
ktoś może nakazywać mu, co ma robić. Lennon staje się człowiekiem coraz
trudniejszym w kontakcie. Zwłaszcza po nawiązaniu romansu z Yoko. I rzecz
katastrofalna - podpisują kontrakt z zupełnie nieodpowiednim człowiekiem
menedżerem Allenem Kleinem. Skutki? Sprawy sądowe ciągną się latami. Koniec
końców wszyscy muszą przyznać, że to od samego początku miał rację. Taka
konstatacja nie oznacza, że relacja między nimi staje się prostsza. Ale
przynajmniej wpływa na jego determinację, by nigdy więcej nie stracić kontroli
nad realizowanymi przez siebie projektami. Dodajmy jeszcze jego własne silne
poczucie współzawodnictwa. Znakomicie czyta się rozdział dotyczący zatrzymania
muzyka i osadzeniu go w areszcie w Japonii w 1980 roku za posiadanie marihuany.
Norman przytacza tu reakcję McCartneya na wiadomość, że być może będzie musiał
spędzić w tym niezbyt przyjemnym miejscu nawet kilka dni. - Dobra. Będę
pierwszym, który wstaje razem z zapalaniem świateł. Pierwszym, który czyści celę
i pierwszym który myje siebie i zęby - oświadcza Paul. Jeśli ma być więźniem,
będzie więźniem najlepszym. Ten instynkt każący mu nieustannie wspinać się w
górę - zapewne związany z oczekiwaniami nieżyjącej już matki - wiele wyjaśnia w
jego zachowaniach. Norman już raz mierzył się z historią czwórką z Liverpoolu.
Napisał biografię „Shout!. The True Story of the Beatles” (2004), gdzie w sposób
tak niedorzeczny zaniżał wartość wkładu McCartneya w rozwój grupy, że teraz we
wstępie do omawianej biografii przyznaje, że jego ówczesna ocena była „szalona”.
Jednak ten błąd sprawia, że w nowej książce boi się podejmować wszelkich analiz.
Przykład? Cytuje, co krytycy mówili - często błędnie - na temat różnych płyt
zespołu, ale w ogóle się do tych opinii nie odnosi. Paul McCartney to człowiek
niezwykle błyskotliwy i spontaniczny pod względem twórczym. Niepowtarzalny i
świetnie wykształcony, gdy chodzi o sztukę w ogóle. Ma swoje własną ideę tego,
co znaczy być „spoko”. Dla niego spoko to postawa optymistyczna, prostota,
dzieci, życie codzienne i „głupie” piosenki o miłości. Lubi prostych, szczerych
i normalnych ludzi. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie dostrzeżesz sensu większej
części jego beatlesowskiego dzieła. Czy też tego, co robił już po rozpadzie
słynnego zespołu. Nie pojmiesz też, dlaczego ludzie wciąż w milionach
egzemplarzy kupują krążki The Wings. I je kochają. Nie chodzi o to, że Norman
nie zgadza się z taką opinią. Ale że o tym nie pisze.
Zresztą to nie jedyne, co
frustruje czytelnika. Podczas koncertów w Hamburgu McCartney przejmuje od
Stuarta Sutcliffe’a gitarę basową i grając na niej próbuje jednocześnie śpiewać.
Norman ani słowem nie wspomina, jak ogromny wpływ na jego muzykę miała ta
zmiana. Pisze o iście imponujących ilościach marihuany palonej przez Paula i
Lindę, ale nie pisze, jaki ślad odcisnęło to na jego życiu i dziele. A musiał on
być znaczny. Czytasz tom o objętości 800 stron, ale nie wiesz, co bohater myśli
o polityce czy o sprawach społecznych. Pomijając narkotyki i niejedzenie mięsa.
Czytelnik odnosi wrażenie, że Philp Norman z zadowoleniem jedynie się przygląda,
ale nie ma zamiaru sięgnąć głębiej. Na samym końcu pisze, jak poszedł na pewien
koncert McCartneya i wyszedł przed końcem. Nie że nie podobała mu się muzyka,
ale po trzech godzinach stania na nogach, zdecydował, iż mam dosyć”. To
dziwaczne i osobliwe podejście. Byłem nim zdziwiony, ale nie zaskoczony.
Daniel Shipman.
(źródło: The Times Polska)
Daniel Shipman.
(źródło: The Times Polska)
_______________________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz