Dan zmarł dwa dni temu i choć może dzisiaj dla wielu czytelników mego bloga nazwisko te nic nie mówi. Możliwe, że również nazwa jego zespołu, Nazareth. A może nie. Nazareth to wielka kapela mej młodości. Jako młody nastolatek z fascynacją usłyszałem zjawiskowo, niesamowicie brzmiące mi wtedy nazwy dwóch zespołów, Nazareth i Black Sabbath. Jeden z kolegów mego starszego brata, wtedy w technikum, był fanem tych dwóch zespołów i pożyczał nam taśmy z ich muzyką. Nie mieliśmy wtedy w domu żadnego radia z Trójką więc nie mogliśmy nagrywać z tej stacji muzyki a wtedy tylko ta stacja - dawana Trójka - dostarczała nam każdej dobrej muzyki ze świata. W przypadku Nazareth albumem, który non stop leciał w domu był "Hair of the Dog" stąd jego obecność na moim topie albumów. Trzy utwory z tego album wciąż mnie ruszają, stąd poniżej ich clipy: tytułowy z albumu, "Mis Misery" oraz "Please Don't Judas Me". Zespół nie miał może wielkich światowych hitów, z wyjątkiem jednego, własnej wersji cudzego utworu "Love Hurts" z 1976, który z pewnością zna każdy fan muzyki, nie tylko rockowej i jest przekonany, że Nazareth są jego autorami. Tak, to przykład, że czasem cover potrafi przebić oryginał. Clip na samym końcu. Czy nazareth odcisnął swoje piętno na historii muzyki rockowej? Zdecydowanie tak. W chwili gdy zasilił szeregi zespołów grających cięższy rock, nazywany od razu hard rockiem, potem heavy, z czasem metalem itd. 20 kwietnia 2013 roku byłem na ich wrocławskim koncercie w Hali Stulecia. Rewelacyjny! Zagrali fantastycznie a Dan wciąż urzekał swoją skalą głosu i ekspresją. Pamiętam, że specjalnie dużej frekwencji na tym koncercie nie było i trochę mi było przykro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz