Znakomity. To słowo chyba najlepiej opisuje seans, choć inne przymiotniki również by pasowały.Wspaniały,
odlotowy, spektakularny, cool! Oglądać The Beatles w ich najlepszym
występie na żywo na gigantycznym ekranie z potężnym dźwiękiem to
spełnienie tych marzeń, które miałem gdy pierwszy raz usłyszałem, że
powstanie nowa wersja "starego filmu" "LET IT BE" w reżyserii Petera
Jacksona. Wtedy nie spodziewałem się, że efektem finalnym stał się
3-odcinkowy serial i - jak sądzę - niejako przy okazji zmontowany na
potrzeby kin ta właśnie wersja. By być sprawiedliwym to oczywiście
jakość obrazu, choć podrasowana cyfrowo oczywiście nie umywała się do
reklamówek seansów IMAX ale przecież nie mogła. Materiał filmowy to
jednak z 1969 roku a więc 50 lat temu i o ile dzięki technice
komputerowej cuda można zrobić z dźwiękiem to najbardziej zaawansowana
obróbka taśm filmowych nie spowoduje, że obraz będzie jak przysłowiowa
żyleta, choć niewiele mu brakowało. To żadna wada ani czepianie się. To
co się ogląda na ekranie każdemu fanowi zespołu przynosi tyle wzruszeń i
doznań, że trudno to tak naprawdę opisać. 50 lat nie ma zespołu i jego
magia wciąż żyje. I krótko o filmie. Prócz samego koncertu na dachu w
filmie jest krótki wstęp przypominający lub wskazujący widzowi, w którym
miejscu znalazł się zespół gdy nagrywał i występował na dachu swojej
wytwórni.
...
PAUL: Myślę, że największym nieporozumieniem pod koniec istnienia The Beatles było to, że to ja doprowadziłem zespół do rozpadu. Długo z tym żyłem. Kiedy coś takiego pojawia się w nagłówkach to trzyma się mocno. To było wielkie. Dokument The Beatles - Get Back" zmienił moją percepcję na ten temat. Pomógł mi się z tym uporać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz