Słucham ostatnio cały czas Carsów. Na tyle na ile mi czas pozwala. Czasem niepotrzebnie go marnuję jak np. na obejrzenie drugiej części horroru "To". Książka Stephena Kinga to dla mnie absolutnie numer 1 w swej kategorii. Pierwsza część, rok temu grana w kinach, była rewelacyjna. Wtedy wydawało mi się, że można Mistrza (pisarz wystąpił w filmie w epizodzie, sprzedawca rowera; wygląda sam bardzo odpychająco) sfilmować wreszcie udanie, druga to wielkie rozczarowanie. Ale wracam do The Cars i zmarłego niedawno lidera i głównego wokalisty zespołu. Całość repertuaru zespołu całkowicie wyszła spod ręki Ocaska. I podobnie jak w przypadku np. Jeffa Lynne'a z ELO czy Martina Gore'a z Depeche Mode, którzy również jak Ric podpisywali się pod wszystkimi przebojami macierzystych kapel,tak solowe dokonania im nie wychodziły. Zabrakło magii grupy, klimatu najbliższych członków zespołu czy ich wkładu muzycznego w finalny produkt, nie wymienianych pod utworami?
Poniżej pięć clipów. Bodajże jeden z największych solowych przebojów Ocaska, "Emotion in Motion" ("Silver" niestety nie zawojował fanów). I dwa z najlepszego albumu Carsów, "Heartbat City", rok temu wydanego w w wersjach dla kolekcjonerów (tzw. deluxe edition), zremasterowanego jeszcze pod okiem zmarłego. "Why Can't I Have You", trójkowy numer 1 i otwierający wspomniany album numer "Hello". Czyste perełki zmarłego muzyka. Przedostatni clip to demo "Drive", największego przeboju zespołu, które ukazało się właśnie na nowej wersji "Heartbeat City". Wersja próbna ukazuje niezwykły potencjał tkwiący w numerze, który wydobyto całkowicie w wersji finalnej. Magicznej. Przypomnę, że "Drive" było hymnem koncertu Live Aid w 1985. I z tego koncertu jeszcze dodaję bonusowo koncertowy "Heatbeat City".
Heartbeat City - wersja rozszerzona (z tekstem)
Niewiele wiem wciąż o śmierci muzyka. Podobno był to zawał serca spowodowany rozedmą płuc. Jego ex-żona opowiedziała, że Ric po operacji (nie wspomniała jakiej) dochodził do siebie. Rano weszła do jego pokoju, ale on spał. "Dotknąłem jego policzka, był zimny. Zdałam sobie sprawę, że odszedł spokojnie w czasie snu". Para miała dwóch synów. Ric jeszcze czwórkę z dwóch poprzednich małżeństw. Wciąż nie mogę się pogodzić ze śmiercią muzyka. Marzyłem tak sobie, że może w ramach jakiejś rocznicowej trasy zespół zawita do Polski. Niestety. Polecam na koniec obejrzenie na YT bardzo przyzwoity koncert zespołu z Houston z 11 września 1984, gdy The Cars byli u szczytu swojej popularności. Link tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz