O tym, że był to koncert magiczny nie ma chyba sensu bym pisał, gdyż ukazało się sporo
w naszej prasie krajowej laurek pochwalnych, tekstów poświęconych temu
wydarzeniu. WYDARZENIU! Pisane dużymi literami! Jednakże na gorąco kilka
osobistych wrażeń pozwolę sobie zamieścić.
Prawdopodobnie
najpiękniejszy, najbardziej efektowny i zapadający w pamięć (a byłem na
kilkudziesięciu koncertach), który miałem okazję oglądać.
Poniedziałkowy
koncert Sir Paula McCartney'a, tym razem w przepięknej Tauron Arena, w
pięknym Krakowie, dla mnie byłby zawsze niesamowitym przeżyciem, z
oczywistych powodów, o których nie powinienem nawet wspominać, gdyż
czytacie ten tekst na TYM blogu. Być na koncercie Paula, ex-Beatlesa,
wspaniałego muzyka, ikonę muzyki rozrywkowej jak i całego XX wieku to
dotykanie historii, prawie namacalny kontakt z kimś 'wielkim' -
niezmierzalne. W moim prywatnym świecie. Obcując muzycznie z człowiekiem
przyjaźniącym się z Johnem Lennonem, Dylanem, Hendrixem, Brianem
Jonesem, wzorcem dla ...milionów ludzi, idolem dzisiejszych wielkich
gwiazd muzyki - po prostu to zawsze coś, co zostaje w pamięci na zawsze.
Szczerze, to koncertów Rolling Stonesów, Genesis, Aerosmith, Cure czy
innych, prawie nie pamiętam. Warszawski jak i krakowski basisty The
Beatles zostaną już ze mną, i jak napisał mi po koncercie mój
przyjaciel, jeden z naszej czwórki obecnej w Arenie: 'Będziemy te chwile celebrować już zawsze'.
Koncert
wspaniały pod każdym względem. Jako muzyczne wydarzenie, medialne, nie
tylko dla fanów The Beatles czy samego Paula. Po prostu fantastyczne
przedsięwzięcie rozrywki na najwyższym poziomie. Wspaniałe
nagłośnienie, oświetlenie (choć irytowały cztery białe reflektory nad
lewą stroną sceny - od strony widza, oślepiające i czasem wprost
uniemożliwiające patrzenie na scenę), bardzo dużo - wreszcie - Beatlesów
na telebimach. Ten sam, od kilkunastu już lat skład zespołu
towarzyszącego muzykowi plus dodatkowa sekcja trzech muzyków grających
na instrumentach dętych. Repertuar przewidywalny, choć zaskoczyła mnie
obecność piosenki (chyba druga) "Save Us". Piosenki w kolejność prawie
identycznej jak w podanym poprzednio poście. Z bonusowego repertuaru
wypadła "I Saw Her Standing There", w zamian tego dostaliśmy 'Birthday'.
Nie było niestety 'Yesterday', oraz tak cichutko oczekiwanej przeze
mnie 'The Long And Winding Road' (w każdym koncercie Paul coś tam dodaje
z 'beatlesowskiego repertuaru'. Sam Paul to oczywiście bestia
sceniczna. Żartujący, flirtujący z publicznością, zapraszający fanów na
scenę, dostrzegający ich w tłumie. Cały czas w ruchu, bez zadyszki.
Zmieniający miejsca na scenie, instrumenty. Showman! Dający wszystkim
widzom swoją energię jak i od nas ją czerpiący. Wspaniale nawet
podziękował, że zrobiony mu show z migotającymi w ciemności telefonami.
Klasa, wdzięk, czar, polot.
No
i ostatnia refleksja. Przy 'Something' Paul jak zawsze opowiada o
George'u i swojej grze z nim 'Something' na ukelele. Po pierwszej solowo
wykonanej właśnie na tym instrumencie, 'Something' brzmi już dalej z
całym zespołem w aranżacji znanej z 'Abbey Road'. I oczywiście na
telebimach z tyłu ożywia George, sam, z Paulem, czasem razem ze
wszystkimi Beatlesami. Pięknie, wzruszający moment koncertu. Hołd Paula
nieżyjącemu koledze. Ale wcześniej muzyk oddaje hołd także Johnowi w
'Here Today', podobnie jak w Warszawie trzy lata wcześniej na
podnoszonej scenie. I myślę, że nie tylko ja oczekiwałem innej oprawy
graficznej dla tej piosenki. Niestety na ekranach nie pojawiło się ani
jedno zdjęcie. Nikogo. Żadnej fotki Johna, wspólnych fotografii Johna i
Paula, a przecież 'Here Today' jest wyznaniem Paula o minionej wielkiej
przyjaźni, miłości łączącej obu liderów The Beatles. Przy 'Something'
zdjęcia takie się pojawiały. Ok, rozumiem, że przy 'Maybe I'm Amazed'
Paul zrezygnował z pokazywania na filmiku Lindy, choć widząc ujęcia
Paula z córkami, ze swojej szkockiej farmy, ujrzymy Lindę, która miała
jakiś tam swój udział (inspiracja) w powstaniu śpiewanej akurat
piosenki. Próbuję doszukać się klucza, powodu, dlaczego Paul zrezygnował
z pokazania zdjęć Johna przy 'Here Today', ale nie potrafię. Ok,
'Something' to kompozycja George'a więc zgoda, pokazujemy go na ekranie,
'Here Today' - Johna nie ma na ekranie. 'Bo 'Here Today' to autorska
kompozycja Paula. Ok, w czasie koncertu muzyk śpiewa jedną piosenką,
100% kompozycję Johna. To 'Mr. Kite'. Więc w czasie wykonywania tego
utworu była okazja ucieszyć widzów zdjęciami drugiego nieżyjącego
przyjaciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz