Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

"BOHEMIAN RHAPSODY" - koniecznie!!!

"Bohemian Rhapsody", 2018
Produkcja: USA, UK
Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Anthony McCarten

Obsada: 
Rami Malek - Freddie Mercury
Gwilym Lee - Brian May
Ben Hardy - Roger Taylor
Joseph Mazello - John Deacon 


Znakomity film, choć tak naprawdę, jak dla mnie zbyt mocno wyeksponowano losy samego Mercurego, zaś slogany reklamowe filmu głosiły, że bardziej niesamowita niż muzyka zespołu jest jego historia. Film, zrealizowany naprawdę z rozmachem, z dokładnością co do detali (jak choćby w tym, że cała ścieżka dźwiękowa to oryginalne taśmy Queen; kto mógłby zaśpiewać jak Freddie, prawda?), nie przedstawia całej historii zespołu. W zasadzie skupia się - oczywiście, spokojnie, są w nim przedstawione zapewne najważniejsze fakty z historii zespołu - na okresie od przyłączenia się Mercurego do dwójki członków zespołu Smile (Brian May, Roger Taylor, obaj wyłożyli pieniądze na produkcję filmu, Deacon zniknął z życia publicznego, z zespołu w 1997), do historycznego występu zespołu na koncercie Live Aid, uznawanego dzisiaj, za najlepszy występ rockowy wszech-czasów (zespół zagrał tam tylko 20 minut, ale jak!). Historia zespołu w filmie to przede wszystkim historia jego wokalisty, choć czytałem sporo o perypetiach życiowych pozostałej trójki. Tutaj pełna zgoda, nie tak dramatycznych jak Mercurego. Jak wspomniałem, film autoryzowali swoimi pieniędzmi dwa członkowie wciąż działającego zespołu Queen, więc możemy być pewnie, że większość wydarzeń pewnie została przedstawiona tak jak widzimy ją na ekranie, choć, np. z biografii Mercurego dowiedziałem się, że rodzice muzyka nie zaakceptowali jego prywatnego życia do końca, bojkotują podobno do dzisiaj jego grób, ale w filmie to ładnie podkoloryzowano. I nie oszczędzając samego Mercurego, przedstawiono go jednak w sposób nie przesadnie pomnikowy, ale taki, który zmusza do akceptacji. Całkowitej. Dostrzegałem to na twarzach ludzi opuszczających salę kinową. I ich łzy...

Sumując, film absolutnie godny polecenia. Dla tych widzów, którzy zobaczą (poczują) w kinie atmosferę koncertów, może będzie to sygnał, że warto na nie chodzić, a teraz nasz kraj nie omija nikt. Absolutnym dla mnie zaskoczeniem było obsadzenie - jakże trafne! - w roli Freddiego Rami'ego Maleka, którego wciąż podziwiam w kapitalnym serialu "Mr. Mercedes" (wg. prozy Stephena Kinga). Gdyby ktoś wcześniej powiedziałby, że ten aktor, poznany przeze mnie właśnie w tym serialu, będzie tak fantastycznym odtwórcą roli wokalisty Queen, pewnie bym pomysł ten wyśmiał. A Malek zagrał w filmie rolę życia (co prawda, ma bardzo skromną filmografię), i nie zdziwię się, jeśli będzie nominowany za nią do Oscara. Malek jako Freddie zmienia się w kolejne wcielenia artysty, szkoda tylko, że pozostała trójka 'Queenów', zwłaszcza aktor grający Rogera Taylora, przez cały okres fabuły (okresu w  filmie), wygląda tak samo. No, może tylko zauważamy zmianę w postaci basisty zespołu. W skali 1-10 mocna ósemka. Może nawet dziewięć! 
Rewelacyjny Malek jak Freddie.
O zespole Queen i samym utworze, który posłużył za tytuł filmu jeszcze niebawem na moim blogu, gdyż z pewnością dla nikogo, kto śledzi mój Top Wszech czasów,  piosenka ta musi się znaleźć w zestawieniu.
Live Aid 1985.


2 komentarze: