________________
Dzisiaj bardzo ciekawe wspomnienie Billy'ego Prestona (1946-2006), barwnej i ważnej postaci w Historii The Beatles. Ze wszystkich osób, które nazywano Piątymi Beatlesami (Epstein, Martin, Best, Sutcliffe, Nichols, Murray The K), Billy najbardziej pasował na te miano, gdyż rzeczywiście przez pewien okres czasu był piątym muzykiem zespołu. Pracującym z wielkim zespołem nie epizodycznie, nie jako wynajęty, studyjny muzyk, ale przez dłuższy okres, w czasie ich sesji nagraniowych w 1969. Billy był wtedy 'prawie' na prawach członka a dość napięta wewnątrz zespołu atmosfera ułatwiała mu taką pozycję. O tym oczywiście więcej, w szczegółach na blogu o The Beatles.
W dwóch clipach: 1969: Billy (w migawkach) w czasie słynnego, ostatniego publicznego koncertu The Beatles na dachu swojej wytwórni Apple - piosenka 'Get Back' oraz 2003: w czasie koncertu poświęconego George'owi Harrisonowi w piosence 'my Sweet Lord'.

BILLY PRESTON (2002): Aż
trudno uwierzyć, że minęło już 40 lat od czasu, kiedy po raz pierwszy
spotkałem The Beatles w Hamburgu w 1982 roku. Przyjechałem do Niemiec Z
Little Richardem by występować przez dwa tygodnie w Star Clubie. Richard
był ich idolem więc byli mocno pod jego wrażeniem, sądzę też, że i pod
moim, ponieważ miałem wtedy tylko 16 lat a pracowałem z taką gwiazdą.Nie
różniliśmy się aż tak bardzo wiekiem, szczególnie z George', więc
między nami zaiskrzyło od samego początku. Od samego początku
zauważyłem, że oni różnili się od tych wszystkich zespołów, z którymi
miałem do czynienia, lub je widziałem. Ich harmonie, sposób w jaki się
ubierali, ich osobowości różniły ich od innych. Byli też unikalni w owym
czasie w różnicy w jaki sposób jako biali podchodzili do czarnej muzyki
i umieli także coś do niej dodać. Poszliśmy wszyscy swoimi drogami i
minęły lata zanim przyjechałem do Londynu z Rayem Charlesem a George
przyszedł na koncert i rozpoznał mnie w zespole. Wysłał mi potem
wiadomość byśmy się spotkali. Trochę razem jammowaliśmy i tak od słowa
do słowa skończyło się na tym, że nagrywałem z nimi w studiu. Prasa
nazwała mnie Piątym Beatlesem a ja po prostu byłem szczęśliwy będąc tam z
nimi.
To był wtedy bardzo trudny dla nich okres. Brian umarł, było dużo
polityki, spraw finansowych, sprawy z Apple, ale wspięli się ponad to
wszystko i wierzcie mi, dojrzeli do tego by mi zaufać - byłem jakby
namiastką obcych uszu, świeżym spojrzeniem, nowymi uszami. Traktowali
mnie jak członka zespołu. Zatrzymałem się u George'a w Henley, jadaliśmy
razem lunche w biurze, graliśmy ze sobą i nagrywaliśmy razem.
Zaznaczenie mego udziału w 'Get Back' było dla mnie wielkim przywilejem i
uznaniem - wszystko co pamiętam, to graliśmy i nagle ktoś powiedział:
'teraz masz solo'. Potem moje nazwisko ukazało się na płycie.

To był bardzo udany okres dla mnie, świetnie się bawiłem. Tylu
świetnych muzyków pracowało z nimi, ludzie tacy jak Eric Clapton, ale
oni mnie wybrali by umieścić moje nazwisko obok nich. Byłem im za to
bardzo wdzięczny. Skończyło się na tym, że podpisałem kontrakt z Apple i
zrobiłem z nimi kilka albumów. To także dało mi okazję pracować także
na ich solowych albumach. Przez te wszystkie lata okazało się, że nie
było dla nich łatwo wydostać się poza ramy macierzystego zespołu ale
przez cały czas byli bardzo kreatywni.
Ludzie zawsze pytają
mnie jak to się dzieje, że po tylu latach oni nadal są otaczani taką
czcią, uwielbieniem i to jest wielkie pytanie. Myślę, że dlatego, że
tworzyli wszystko wprost z serca, eksperymentowali z wieloma rzeczami a
pisali piosenki tak, że każdy mógł się z nimi utożsamiać.
_________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz