BON JOVI - „What About Now” '2013
Niedawno napisałem, że przymierzam
się do recenzji pierwszego albumu. Ale najpierw krótko o drugim,
najnowszym albumie Bon Jovi. Nigdy specjalnie nie przepadałem za tym
zespołem, w zasadzie to mogę słuchać tylko dwóch piosenek tej
kapeli: „I'll Be There For You” oraz „Save A Prayer”,
niezłych, ale niczym ale to niczym nie różniących się od tysiąca
innych jakie zespół nagrał - w ten sam sposób, monotonnie, z
przesadą i pompatycznością. Najnowszego albumu jak i singla
„Because We Can” po prostu nie da się słuchać. Te same
brzmienie, takie same aranżacje, taki sam śpiew, takie same
refreny, takie same chórki – płytkie jak basen dla niemowlaków w
moim lokalnym aqua-parku. Piosenki pisane pod publiczkę, z
chwytliwymi pozornie – w stylu „a ona tańczy” weekendu (celowo
używam małych liter) – może to i ok, ale w przypadku kapeli,
która sama siebie nazywa dinozaurami rocka a sam Jon miał kiedyś
czelność powiedzieć – sam to słyszałem - że jego piosenki
młodzi Amerykanie lepiej znają niż elementarz – to już po
prostu żenada. Uff, koniec o tym.
Biffy Clyro i „Opposites”. Szósty
album sympatycznych – tak mi się wydaje – Szkotów to dwupłytowe
wydawnictwo. Zgrałem sobie całą płytę na komputer, później do
mp3 i słuchałem sobie jej przez 2-3 tyg, w celu wybrania
najlepszych i zrobienia z niej płyty, którą będę mógł np.
słuchać w samochodzie. I tak naprawdę na 70 minutowy CD nie
zmieściły mi się tylko dwie piosenki, na pewno utwór otwierający
płytę, drugiego nie pamiętam, ale wciąż mam oryginalne 2CD.
Płyta kapitalna, po prostu kapitalna. Taka muzyka jaką kiedyś
sobie zakodowałem w pamięci w odniesieniu do tej kapeli. Rockowa,
czasem mocniejsza, czasem łagodniejsza z bardzo charakterystycznym
głosem Simona Neila i jego manierą wokalną, która urzeka. Od
początku spodobał mi się numer „The Thaw” oraz „Black
Chandelier” ale miarę słuchania zrozumiałem, że fajnie słucha
się wszystkich utworów, choć ciężko je – i dzięki Bogu
zanucić. Zespół nie odkrywa Ameryki, ale akurat w rocku chyba już
nic nowego nie można wymyślić a tylko starać się nie zepsuć
kanonu gatunku. Kto chce nucić łzawe balladyjki i pseudo-numery
rockowe – to Bon Jovi, ale radzę unikać tamtego wydawnictwa.
Wyjątkowo w przypadku obu płyt – w jednym ze zrozumiałych
względów – nie podam tutaj zestawu piosenek szkockiego bandu,
polecam po prostu każdy numer.
Black Chandelier
*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów ***
TOP Best Songs - ever
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz