Druga część zestawienia dziennikarzy magazynu Rolling Stone, próbujących sklasyfikować najlepszych wokalistów / wokalistek wszech-czasów w muzyce rozrywkowej. Podobnie jak w poprzednim zestawie - przypomnę, że opisałem dokładnie najbardziej interesujące wg. mnie pozycje (artystów), rezygnując z przedstawienia pełnej 200-ki - w zamieszczonym niżej znalazło się wśród wybranych przeze mnie kilka niespodzianek, jak np. Van Morrison.
W ostatnim poście umieszczę link do pełnego zestawienia, które musi każdego zaskoczyć. Listę tworzyło kilku dziennikarzy RS i przypuszczalnie każdy chciał na nim odcisnąć swoje piętno, nie kwestionując oczywiście tego, że każdy może mieć swój gust, własną ocenę tego czy innego artysty.
77. Bruce Sprtingsteen Jako piosenkarz nie mniej niż lider zespołu, Bruce Springsteen ma wielki talent do dynamiki. Od
szeptu do krzyku to duża część tego, co robi — wystarczy posłuchać
drugiej zwrotki „Born to Run”, która zaczyna się jak guma do żucia Roya
Orbisona, a potem zamienia się w Wilsona Picketta na motocyklu. Łatwo
jest wyśmiać gburowatego faceta, który wyśpiewuje swoją zwrotkę „We Are
the World”, ale emocjonalne zaangażowanie Springsteena zawsze
koncentruje się na pieniądzach: szczerze zdesperowany w „The River”,
mocno przerażający w „State Trooper”, całkowicie radosny w „The River”. Rosalita (Come Out Tonight)”, smutny, napalony wrak w „I’m on Fire”.
71. Roy Orbison - Elvis Presley nazwał go „najwspanialszym piosenkarzem na świecie”, a on z szacunku odmówił coverowania jego nagrań . Dolly Parton powiedziała: „Nigdy żaden głos nie poruszył mnie bardziej”. Kris Kristofferson zgodził się: „Jeden z najpiękniejszych głosów w historii nagrań muzycznych”. W
„Only the Lonely”, „Crying” i „In Dreams” Orbison wykorzystał swoją
kontrolę, zakres trzech oktaw i głęboki smutek, aby przekazać niemal
gotycki melodramat. Ale
sprawdź wciąż zdumiewającą piosenkę Traveling Wilburys „Not Alone Any
More”, nagraną i wydaną mniej niż dwa miesiące przed śmiercią Orbisona w
1988 roku, aby dokładnie usłyszeć, dlaczego nie można było nie użyć
słowa „operowy”, opisując przytłaczające brzmienie Orbisona.
63. Robert Plant
słusznie spotyka się z krytyką za swoje liberalne zapożyczenia z
tekstów bluesowych, jego rzeczywisty styl wokalny, inspirowany przez wczesne nagrania Skipa Jamesa i Blind Lemon Jeffersona,
szybko przekształcił się w coś wyjątkowego. Weźmy
„Immigrant Song” z piskliwym zawodzeniem i dziwnie ospałym nuceniem lub
rozmarzona świergotanie, które przyjmuje w „Kashmir”. Dzieła Led Zeppelin, w których osiągnął szczyty, niektóre z nich to nawet jedne z największych osiągnięć wokalnych
Planta miały miejsce, gdy dążył raczej do spokoju niż dzikości (patrz:
„Going to California”, „The Rain Song”, „Ten Years Gone”). To
prawie tak, jakby od zawsze wiedział, że odkryje siebie na nowo jako
mistyczny folkowiec – i jest to jeden z powodów, dla których jego
późniejsza współpraca z Alison Krauss i muzykami z Mali i Maroka to
jedne z najbardziej wiarygodnych dzieł wokalnych byłego rockmana z
późnej kariery.
62. George Michael - Idol
nastolatków, który stał się mistrzem soul-popu, miał giętki, ale mocny
tenor, który radził sobie z niemal wszystkim, co mu rzucono – udręką
„Careless Whisper”, motywującym gospel-popem „Freedom! ’90”, spiżowym protest songiem „Praying for Time”, urozmaicane różnymi gatunkami coverów, które wrzucał do swoich koncertów. Jego
ukoronowaniem był koncert w hołdzie Freddiemu Mercury'emu w 1992 roku w
Londynie, kiedy wziął udział w arcydziele „Somebody to Love” — a
dzięki jego waleczności i charyzmie cały stadion Wembley reagował tak,
jakby był kolejnym frontmanem zespołu Queen. Nawet
Brian May się z tym zgodził: „Kiedy nagrywał „Somebody to Love”, w jego
głosie wyczuwalna była pewna nuta, która była czystym Freddiem” —
powiedział gitarzysta dla magazynu Q w 1998 roku. Ale cały pakiet Michaela był jego
własnością.
60. Kate Bush miała
zaledwie 15 lat, kiedy nagrała taśmę demo, która trafiła do Davida
Gilmoura z Pink Floyd, który pomógł jej zdobyć pierwszy kontrakt
płytowy. „Zdecydowanie uważałem, że jest prawdziwym oryginałem i ma wielki talent” – powiedział. Nie
krępując się tradycyjnymi oczekiwaniami wytwórni, wykonywała akrobatyczne
wyczyny swoim głosem w wybuchowym zapale „Wichrowych Wzgórz”,
determinacji „Cloudbusting” i poczuciu kobiecego człowieczeństwa w „This
Woman's Work” i „Running Up That Hill” ”. Nawet
w „Wild Man”, piosence, którą nagrała po pięćdziesiątce, po tym, jak
jej głos się pogłębił, w refrenie wykonywała genialne wygibasy. „Musisz złamać kręgosłup, zanim zaczniesz mówić o emocjach” – powiedziała kiedyś. W clipie poniżej mój drugi ulubiony numer Kasi Krzaczek, jak ją nazywał kiedyś Tomasz Beksiński, "A Man With Child In His Eyes". To bodajże drugi singiel Kate - miałem go. Małe arcydzieło, choć dzisiaj nie znajduję je nigdzie w playlistach światowych radiostacji.
57. Brian Wilson
jest tak znany ze swoich umiejętności produkcji i pisania piosenek, że
często pomija się jego talent jako wokalisty, zwłaszcza że jego koledzy z
zespołu byli tak niewiarygodnie utalentowani w tej dziedzinie. Ale posłuchaj „Wouldn't It Be Nice” i usłysz smutek i tęsknotę, które wlewa w słowa. Sprawdź „The Warmth of the Sun”, w którym uderza niewiarygodnie wysokimi nutami. Nawet
jeśli nie śpiewa jako wiodący, nadal łączy głosy z kolegami z zespołu i
tworzy jedne z najbardziej wysublimowanych harmonii, jakie kiedykolwiek
zarejestrowano na taśmie. Według Wilsona wszystko to było pod wpływem grupy wokalnej Four Freshman z lat pięćdziesiątych. „Tutaj nauczyłem się układać harmonie, a także śpiewać falsetem” – powiedział Wilson. „Ich czteroczęściowa harmonia była całkowicie oryginalna”.
56. Barry White mógłby przysiąc, że dorastając, jego głos był przenikliwy. Zmieniło
się to, gdy miał 13 lat: „Przestraszyły mnie te wszystkie wibracje i
inne rzeczy, i na pewno przeraziło to moją matkę”, powiedział w 1977
roku. „Od tego czasu głos był tym, czym jest dzisiaj. Super klasą”. Powtórzę: „głos”, bas, o którym nawet jego właściciel myślał jako o odrębnej istocie. Tak rezonujący był White. Brzmiał
najbardziej bezpośrednio w całej epoce disco (gdzie było przecież dużo
konkurencji), a potem patrzył, jak jego muzyka odżywa w latach
dziewięćdziesiątych, wspomagany dzięki sprytnemu, gościnnemu występowi w The
Simpsons.
Nie oglądałem Simpsonów, za to byłem wielkim fanem serialu "Ally McBeal", w którym piosenki Barry'ego pojawiały się w fantazjach jednego z głównych bohaterów serialu, granego przez Petera MacNicola. Wyjątkowo dla Barry'ego dwa clipy.
55. Tina Turner - Surowa, namiętna, a także okrutna: Tina Turner nie bez powodu jest królową rock and rolla. Jej
chrapliwe, uduchowione występy podczas występów na czele Ike & Tina
Turner Revue połączyły segregację między R&B a popem, inspirując
dekady kolejnych piosenkarzy rockowych do naśladowania jej żywej
zmysłowości i emocjonalnej siły, co można usłyszeć tak wyraźnie na
płycie, jak to tylko możliwe zobaczyć, kiedy była na scenie. Podczas
gdy wczesne hity Ike'a i Tiny, takie jak „Nutbush City Limits” i „Proud
Mary”, nadawały ton, to jej cudowny powrót z lat 80. umocnił jej
dziedzictwo. Autorytatywne
opanowanie przez Turner zręcznych trendów produkcyjnych lat
osiemdziesiątych na albumach takich jak "Private Dancer" i "Break Every
Rule" zmieniło ją w popową divę, do której zawsze była przeznaczona, nadając
ton pop-rockowym hymnom i balladom mocy na nadchodzące dziesięciolecia.
52. Mick Jagger
- Za każdym razem, gdy otwiera swoje wyjątkowo szerokie usta, by
śpiewać, Mick Jagger ujawnia jedną ze swoich inspiracji jako wokalisty:
jego gardłowe, warczące momenty pokazują jego miłość do bluesa, jego
skoki w falset ujawniają jego głęboką więź z R&B i soulem oraz te śmiertelnie poważne akcenty łączą go z muzyką country i innymi korzeniami. Ale od najwcześniejszych bluesowych coverów The Rolling Stones, Jagger nigdy nie był naśladowcą. Mimo wszystkich jego wpływów, ten czasem złowrogi, czasem niefrasobliwy, czasem błagalny głos zawsze był jego własnym głosem. Inni
próbowali go naśladować, ale Jagger pozostaje jednym z najbardziej
charakterystycznych wokalistów w historii rocka, niezależnie od tego,
czy igra z ogniem, sympatyzuje z szatanem, czy po prostu tęskni za tobą
49. Rod Stewart - Rod the Mod (Nastrojowiec) nie tylko naśladował ziarnistą powagę swojego wokalnego bohatera, Sama Cooke'a; wyobraził sobie to na nowo od środka i wyrósł na jednego z wielkich interpretatorów rocka. Stewart
może złamać ci serce, śpiewając jako wodzirej, może sprawić, że
skrzywisz się lub uśmiechniesz z równą łatwością - kiedy jest włączony,
może sprawić, że zwykły materiał będzie brzmiał tak dobrze, jak nowy
garnitur. A kiedy materiał jest świetny, nie można mu się oprzeć. Gdyby
wszystko, co kiedykolwiek nagrał, to tylko „Every Picture Tells a Story” z
1971 roku – wokalny majstersztyk, w którym każda emocja została
precyzyjnie wywołana – znalazłby się na tej liście. Ale wciąż uczy się nowych sztuczek, o czym świadczą albumy "Songbook".
39. Louis Armstrong - Nowoczesna era amerykańskiej muzyki popularnej zaczyna się od Louisa Armstronga. Jego
głos, z natychmiastowo charakterystycznym, chropowatym tonem, był
również natychmiast sympatyczny, działając zarówno komicznie („You
Rascal You” z 1931 roku), jak i tragicznie (jego „Black and Blue” z 1929
roku stał się piosenką przewodnią). Co
więcej, jego luźne, ostre poczucie swingu całkowicie zmieniło popowe
poczucie rytmu — nie tylko w instrumentach, ale także w śpiewie. Posłuchaj
nagrania studyjnego z lat pięćdziesiątych, w którym ponownie uczy Lotte
Lenyę — piosenkarkę, która zapoczątkowała ten utwór — jak machać „Mack
the Knife”. Posłuchaj, jak bardzo chce się uczyć — bo wiedziała, że uczy się od najlepszych. Nie mówiąc już o jego rewolucyjnej grze na trąbce.
37. Van Morrison - Aby doświadczyć szczytu wokalnego geniuszu Van Morrisona, musisz wyjść poza słowa. Skoncentruj
się na, powiedzmy, swobodnej połowie występu „Listen to the Lion” z
1974 roku, w którym zaczyna się słodkim nuceniem i błogim nuceniem,
wypróbowuje około tuzina różnych kadencji na słowie „ty” i ostatecznie pozwala latać z pełnymi pomrukami i jękami. Od
swoich wczesnych dni w Them, poprzez jawnie mistyczne lata Astral Weeks
i Veedon Fleece, aż do obecnego wcielenia jako szorstkiego piosenkarza
R&B (tak, z głęboko błędnymi poglądami na temat szczepionek Covid-19
i blokad), zawsze miał
na celu połączenie jęków i okrzyków jego idoli, takich jak Lead Belly i
Ray Charles, z nienasyconym poszukiwaniem tego, co Greil Marcus (za
pośrednictwem Ralpha J. Gleasona) lubi opisywać jako „yarragh” —
podstawową prawdę danej piosenki. Tu pełne zaskoczenie, przyznam się. W zasadzie niespecjalnie przepadam z jego muzyką, lubię chyba tylko jego wczesny hit "Browneyed Girl". Przypuszczalnie nie wsłuchałem się nigdy zbyt dokładnie w jego twórczość, ale sorry, nawet wymieniony tutaj hit "Listen to the Lion" nie robi na mnie wrażenia, ani wokalnie ani melodyjnie. 37 miejsce ? No cóż, tak.
36. Kurt Cobain - Głos
Kurta Cobaina był dźwiękiem toczącym wojnę sam ze sobą: często
szorstkim, aż do groteskowego, ale zdecydowanie melodyjnym, nawet w
najbrzydszym wydaniu. Jest
to mieszanka zrodzona z jego różnorodnych wpływów wokalnych, od śpiewu
Eugene'a Kelly'ego i Frances McKee z The Vaselines po zranione
warknięcie Grega Sage'a z Wipers. Rezultatem
był głos, który mógł znaleźć haczyki zakopane w zjadliwym noise-metalu
„School” lub „Breed” i odsłonić żyletkę w środku grunge-popowego jabłka w
„Drain You” lub „In Bloom”. „Dla
mnie zawsze był to głos, który mnie powalił” – powiedział Rolling Stone
John McCauley z Deer Tick, który nagrywał covery Nirvany z pozostałymi
członkami zespołu. „Słyszałem ludzi o chropowatym głosie, ale głos Kurta był inny. To nie jest ładny głos; w żadnym wypadku nie był wyszkolonym śpiewakiem. Ale to dało mi nadzieję”.
32. David Bowie - Bogaty
baryton i aktorska intonacja Davida Bowiego sprawiły, że początkowo
wydawał się odległy dla uszu wykształconych na bluesowych,
konwersacyjnych stylach wokalnych. Ale
w jego śpiewie nie było dystansu, a gdy wczuł się w rolę gwiazdy rocka,
stawał się coraz luźniejszy i bardziej władczy — szczególnie w
przypadku wysokoenergetycznych numerach, które pozwalały mu wokalnie
rozdzierać scenerię. W rzeczywistości było to nieodłączną częścią jego teatralnej zuchwałości – „Life on Mars?” pomogło ustawić szablon power-ballady. A jego liczne odprężenia z amerykańską muzyką soul zaowocowały jednymi z jego najbogatszych śpiewów; falsetowy podział „Young Americans” mógł być królewskim szczytem Bowiego. Hm... lubię Davida, ale osobiście uważam, że znalazł się on tutaj za wysoko. Nie przypominam sobie żadnej jego piosenki, w której zachwyciłby mnie swoim wokalem, choć oczywiście w jego przypadku główne role grał tekst, przypuszczalnie na równi z muzyką, ale także "teatralność" utworu, gdyż największy kameleon w muzyce zawsze miał to na uwadze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz