Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

ELVIS PRESLEY - "If I Can Dream"

 

Singiel: 5 listopada 1968
Strona B: "Edge of Morality"
Album: "Elvis live"
Nagrana: czerwiec 1968

Twórcy: Walter Earl Brown
Producent: Mac Davis
Wytwórnia: RCA
Długość: 3:08

 Ta piosenka to moje odkrycie po dwóch seansach z "Elvisem".Ale o niej za chwilę. Film kapitalny, pisałem o tym w poprzednim poście. Tak jeszcze przy okazji kolejnego delektowania się nim to zwróciłem uwagę, że twórcy filmu pominęli lub słabo zaakcentowali kilka innych rzeczy związanych z Królem, wartych moim zdaniem ich poznania. Artysta słynął wprost nie tylko z ogromnej rozrzutności ale też - to rzeczy powiązane - ale nie niesłychanej hojności. Nie tylko członkowie jego paczki przyjaciół, tzw. Mafii z Memphis obdarowywani byli nowymi cadillakami, złotą biżuterią, opłacaniem ich i ich rodzin codziennych wydatków i wieloma innymi darami, to Elvis nie stronił od brania udziału w wielu aukcjach charytatywnych, nie odmawiałem nigdy pomocy, gdy go o to poproszono, bądź sam się o czymś takim dowiedział.  I jedna mała rzecz. Uważny fan, który znajdzie zdjęcia młodego Elvisa zauważy, że muzyk był szatynem, nawet niespecjalnie ciemnym. Z czasem Elvis popadł w manię, bo trudno to inaczej nazwać, farbowania swojej czupryny na kolor czarny. Na tak mocno czarny, że czasami włosy odbijały się ciemną niebieską barwą - jak wspominali o tym w swoich biografiach Kinga jego ochroniarze. Wracam do piosenki, głównego tematu postu. Pisałem kilka razy na blogu, że nie jestem specjalnym fanem Elvisa. Zastanawiam się teraz czy jest to już czas przeszły... Mam kilkanaście płyt Kinga w swojej kolekcji, słucham czasem jedynie jego składanek największych przebojów, oryginalnych wydawnictw bądź zrobionych przeze mnie. Ukochaną piosenką mojej zmarłej niedawno Mamy, wielkiej fanki Elvisa, była naprawdę udana piosenka "Moody Blue". Uwielbiam "Can't Help Falling In Love" czy "Always on My Mind" i wiele innych, w większości zaprezentowanych w najnowszym filmie o nim. W czasie pierwszego seansu moją uwagę zwróciła jednak tylko jedna, ukazana w filmie w krótkim fragmencie, ale to wystarczyło.  "If I Can Dream", nagrana przez Kinga dwa miesiące po śmierci Martina Luthera Kinga, którą piosenkarz, mocno związany z kulturą kolorowych, bardzo kochający muzykę gospel, rythm and bluesa, rock and rolla bardzo przeżył, zresztą jak prawie cała nierasistowska Ameryka. Show "Elvis Special" znany jako "Elvis Is Back", program telewizyjny miał przypomnieć artystę całemu krajowi jak i światu, po okresie gdy kariera muzyka znalazła się "w kiblu" (cytat z filmu), po latach grania w filmowych gniotach i nagrywaniu takich samych piosenek.

 

Nowy show miał zwrócić Artystę do swoich korzeni, pozwolić mu zaśpiewać swoją ulubioną muzykę. W  tym czasie został zastrzelony Robert Kennedy i producenci programu musieli zamienić Elvisowi piosenkę związaną z nadchodzącymi świętami Bożego Narodzenia. Nie był to czas na śpiewanie radosnej kolędy gdy naród pogrążony był w kolejnej traumie.   Wcześniej poproszono amerykańskiego muzyka, twórcy piosenek  Waltera Earla Browna   o napisanie specjalnej piosenki dla Elvisa. Brown rozmawiał z Elvisem, wiedział o jego wielkiej fascynacji zmordowanym pastorem Kingiem, smutkiem po tragedii jego śmierci, wyczuł dobroć serca muzyka jak i jego nastawienie do swego nowego rozdziału w karierze. 

Elvis zapowiedział, że już nigdy nie nagra piosenki, której nie będzie chciał jak i podobne stanowisko ujawnił w sprawie występów w filmach, programach tv itd. To był wielki negatywny zwrot w relacjach muzyka ze swoim menadżerem, Tomem Parkerem (na zdjęciu). Brown napisał piękny utwór, nawiązujący tytułem (I had a dream - słynne słowa pastora) jak i zawartymi w niej zwrotami do słów znanych z przemówień lidera kolorowej mniejszości Ameryki.

Elvisowi utwór się bardzo spodobał, zaśpiewał go w show w dwóch odsłonach, pokazane w clipie, ubrany w skórzany strój oraz biały garnitur. I króciutki fragment tego drugiego show ukazany na filmie po prostu mnie rozwalił. W czasie drugiego seansu bardzo szybko w czasie jego trwania włączyłem aplikację Shazam by rozpoznać utwór. W tej scenie w filmie śpiewał oryginalnie Elvis, nie Austin. To wszystko. Film podobno bardzo popularny w Ameryce (trzeci clip), może znany i u nas, może każdy fan Króla go zna, jak poznałem go dzięki filmowi i ta piosenka zostanie już zawsze w moim sercu. Fakt jej poznania skłania mnie do pewnej refleksji. W zasadzie dwóch. Może warto dokładniej się wgłębić w dyskografię Elvisa, może jest w niej jeszcze co najmniej kilka perełek, których nie znam. Druga to Elvis na żywo. Znamy wszyscy skalę wokalu Freddiego Mercurego, mistrzostwo wykonywania piosenek na żywo przez wielu wykonawców (lista byłaby długa), ale gdybym dzisiaj miał wybrać mój numer 1 wokalisty wszech czasów Elvis byłby zdecydowanie numerem 1.

Pewnie jeszcze wrócę do tego ciekawego wątku, bo warto to może dokładniej uzasadnić. 

   


 Ostatni clip  to po prostu ciekawostka, pokaz technologii i jak można dzisiaj komputerowo wkleić czyjś hologram na żywo w czasie jakiegoś koncertu tuż obok prawdziwej postaci. W 2007 roku w  programie "American Idol" na scenę "wyszli" Elvis Presley i Celine Dion. Wykonali piosenkę z 1968 roku, tego roku, w którym urodziła się piosenkarka. Magia techniki.



 

There must be lights burning brighter somewhere
Got to be birds flying higher in a sky more blue
If I can dream of a better land
Where all my brothers walk hand in hand
Tell me why, oh why, oh why can't my dream come true
Oh why

 
There must be peace and understanding sometime
Strong winds of promise that will blow away the doubt and fear
If I can dream of a warmer sun
Where hope keeps shining on everyone
Tell me why, oh why, oh why won't that sun appear
 
We're lost in a cloud
With too much rain
We're trapped in a world
That's troubled with pain
But as long as a man
Has the strength to dream
He can redeem his soul and fly
 

Deep in my heart there's a trembling question
Still I am sure that the answers, answers gonna come somehow
Out there in the dark, there's a beckoning candle, yeah
And while I can think, while I can talk
While I can stand, while I can walk
While I can dream
Oh, please let my dream
Come true
Right now
Let it come true right now
Oh yeah

 

 

 

 


ELVIS - film 2022

 


 

 
 
Film: ELVIS, USA
Premiera: 24.06. 2022
Reżyseria: Baz Luhrman
Scenariusz:  Baz Luhrman, Sam Bromell, Craig Pearce, Jeremy Doner
Obsada: Austin Butler , Tom Hanks, Olivia DeJonge
Długość: 159"
Produkcja: Bazmark Films The Jackal Group 
(dystrybucja Warner Bros)

 

 



Austin Butler, Baz Luhrman, Tom Hanks

 Jestem już po przed premierze w naszych kinach (karta Unlimited Cinema City) filmu "Elvis". Trailery, temat filmu, obecność Toma Hanksa zwiastowały świetne kino i rzeczywiście film mnie absolutnie nie rozczarował. Przed seansem wiedziałem już o nim dużo, i że film opowiadający historię Kinga, pomnika, dobra narodowego Ameryki może być tylko taki jaki zobaczyłem. Więc absolutnie żadnych negatywnych obrazków o Kingu, prócz tych oczywistych, zaznaczonych zresztą zdawkowo. Tych w życiu genialnego muzyka - to absolut!!! - było przecież sporo, że wymienię w dowolnej kolejności takie jak lekomania, zdrady małżeńskie, uzależnienie się od seksu, nadmierna rola w jego życiu tzw. Mafii z Memphis, czyli paczki przyjaciół mieszkających z Kingiem i Priscillą ( wg. mnie aktorka średnio dobrana do tej roli) w ich domu w Graceland na zasadzie stałych domowników, absolutnie podstawowych członków rodziny, niszczących małżeńskie życie prywatne, czy rodzinne, mania na punkcie sztuk walki (miał rzeczywiście czarny pas w karate, uwielbiał Bruce'a Lee), fanatyczne prawie kolekcjonowanie broni palnej, nienawiść do komunizmu czy choćby samego Johna Lennona (pisma-donosy do FBI).


 


Austin Butler i Priscilla Presley


Także niezwykłe - wiem o tym z kilku biografii Kinga - uzależnienie Elvisa od matki, tu zaznaczone lecz nie nadano tej relacji odpowiedniej, rzeczywistej wagi. Podstawowej w życiu muzyka. Co ciekawe, Austin Butler stracił swoją matkę w tym samym wieku co Elvis, 23 lat. Aktor powiedział, że ta świadomość pomagała mu przy niektórych scenach: "Ten fakt rezonował we mnie. Mówiłem sobie, w porządku, boisz się, on też się bał, tak to czuł, ja też, to jest w porządku, tak to musisz pokazać". Tak naprawdę to dzisiaj trudno jednoznacznie odróżnić fakty od mitów pokazanych na ekranie. Do dzisiaj ukazało się na świecie kilkaset książek, biografii Króla, w których bardzo często te same wydarzenia opisywano całkowicie inaczej. Ale tym karmi się każda prawdziwa Legenda więc akurat w przypadku Elvisa, Największego z Największych ikon muzyki nie ma znaczenia. Ikon muzyki bo oczywiście większymi muzykami od niego są Paul McCartney, Bob Dylan. Ale czy ktoś mógł się równać z głosem Elvisa Presley'a, jego przepiękną barwą, sposobem śpiewania, modulacji, interpretacji ? Wielkim, ogromnym kompleksem artysty był fakt braku talentu do tworzenia muzyki.
 Pamiętajmy, że Elvis nie napisał ani jednej swojej piosenki, nie napisał ani jednej linijki tekstu, który śpiewał. Jego bodajże jedynym wkładem twórczym w swojej karierze była choreografia do tzw. sceny więziennej do piosenki "Jailhouse Rock". Aktorsko również słabo, żeby nie ocenić go mocniej. Moim zdaniem i zdaniem wielu krytyków Elvis wypadł najlepiej w swoim pierwszym filmie, w którym zaśpiewał tytułową piosenkę, "Love Me Tender". 
 


Baz Luhrman i Austin


Ocenę Elvisa swoich mizernych dokonań w filmie pokazano tylko w jednej krótkiej scenie. Czy za mało, nie wiem. Reżyser filmu Baz Luhrman powiedział: Nie jestem tu, by mówić światu, że Elvis jest wspaniałą osobą. Powiem, kim on jest dla mnie. Każdy ma swojego Elvisa.
Struktura filmu to oczywiście w miarę dość dokładna muzyczna biografia Presley'a ale skadrowana przez pryzmat wspomnień Pułkownika Toma Parkera, menadżera Elvisa, w filmie i w rzeczywistości jego guru, twórcy sukcesu ale i przypuszczalnie upadku, prawdziwego Złego Charakteru, co udowodniono mu już po odejściu Elvisa. Nie trzeba dodawać, że gra aktorska Toma Hanksa w tej właśnie roli jest wyśmienita, choć moim zdaniem aktor czasem przerysowuje rolę, zbyt czytelnie zaznaczając na ekranie swoje ukryte (czytaj: podstępne) intencje, ale co ciekawe, nie ustępuje mu w tym względzie Austin Butler, odtwórca głównej roli. Dla aktora Elvis był raczej nieznaną ikoną muzyki, poprzedniej epoki. Wspominał, że jego babcia była nastolatką w czasach artysty i puszczała mu czasem jego płyty i on jako dzieciak tańczył czasem do "Blue Suede Shoes".

 

Czytałem o tym jak aktor przymierzał się do roli i było to podejście naprawdę imponujące. Ale i nie zaskakujące. Przykład Rami Maleka i otrzymany Oscar za rolę Freddiego Mercurego w filmie "Bohemian Rhapsody" wskazywał drogę. W takich filmach jak wspomniany o zespole Queen i jego wokaliście i "Elvis" dla głównego aktora są tylko dwie drogi: całkowicie, ale to już tak naprawdę permanentnie położyć rolę albo zagrać na miarę Oscara i tak chyba moim zdaniem powinno się stać w tym przypadku. O ile w pierwszym filmie wszystkie wokale Freddiego zostały podłożone z oryginalnych taśm, tak tutaj również skorzystano z tego zabiegu, przy czym wszystkie wczesne piosenki Elvisa z początków kariery wykonywał już osobiście Butler. I to jak. Ktoś kto nawet zdawkowo zna muzykę Elvisa, widział fragmenty jego wywiadów, zapowiedzi , rozmowy, ten musiał w czasie filmu zwrócić uwagę na specyficzną barwę, sposób mówienia aktora w roli Elvisa i domyślać się, że tak naprawdę mówił Artysta i aktor próbuje to odtworzyć. (to są oczywiście te smaczki, które najlepiej odbiorą Amerykanie). Aktor uczył się miesiącami tej sztuki, kopiował na taśmy nagrania głosu Elvisa, wycinał poszczególne wyrazy i uczył się ich oddzielnie. Jeśli dodamy, że zwracał też uwagę na naukę głosu Elvisa, jego zmiany w trakcie jego 20 lat kariery, to naprawdę jeszcze bardziej możemy być wobec niego i twórców filmu pełni szacunku, choć dodam znowu, że pomijając talent i profesjonalizm aktorski, przypisany każdemu który pragnie zrobić karierę, aktor musiał wiedzieć, że ta rola to możliwy gigantyczny krok do przodu w jego jak dotąd dość niewielkiej karierze (warto tylko zaznaczyć, że zagrał rolę Texa, maniakalnego członka rodziny Mansona w "Once Upon A Time" Tarantino, ale nie zwróciłem tam na niego uwagę). Umiejętność gry na gitarze pomogła aktorowi być jeszcze bardziej wiarygodnym w roli plus jego bezsprzecznie osobista charyzma. Sceny ze słynnym poruszaniem się muzyka (Elvis - pelvis = "Elvis - miednica") na scenie robią wrażenie. Konkurencja do roli była spora, duże szanse miał np. Harry Styles, spora teraz gwiazdka, dawny członek boysbandu One Direction. Kluczowym momentem miała być scena, kiedy kręcono wykonywanie przez "Elvisa" piosenki "Suspicious Minds".


Austin Butler wspomina: Wróciłem do domu i pomyślałem sobie: cóż, nie wydaje mi się, żeby mi się udało, czułem w trakcie tego, jakbym miał związane ręce... Tydzień później zadzwonił do mnie z Australii Baz Luhrman. Patrzę na telefon i myślę, OK, to teraz, niech będzie.  Podniosłem słuchawkę, a on brzmiał bardzo dramatycznie i przygnębiony. Powiedział: „Austin, po prostu chciałem być pierwszym, który do ciebie zadzwoni i powie… Czy jest pan gotowy do lotu, panie Presley?”


Ciekawostką jest fakt, że reżyser Baz Luhrman szukając aktora do roli otrzymał od Butlera domowe video z jego wykonaniem "Unchained Melody", którą tą piosenkę aktor wybrał ze względu na fakt utraty matki w tym samym wieku co Elvis. Nagranie się spodobało reżyserowi, który dodaje, że w sprawie Austina zadzwonił do niego także Denzel Washington, którego Luhrman nie znał, który zaskakująco chciał pochwalić etykę pracy Butlera po tym, jak para aktorów dzieliła scenę na Broadwayu w „The Iceman Cometh” Eugene'a O'Neilla w 2018 roku (obaj na zdjęciu).  
Austin Butler wspomina: Wróciłem do domu i pomyślałem sobie: cóż, nie wydaje mi się, żeby mi się udało, czułem w trakcie tego, jakbym miał związane ręce... Tydzień później zadzwonił do mnie z Australii Baz Luhrman. Patrzę na telefon i myślę, OK, to teraz, niech będzie.  Podniosłem słuchawkę, a on brzmiał bardzo dramatycznie i przygnębiony. Powiedział: „Austin, po prostu chciałem być pierwszym, który do ciebie zadzwoni i powie… Czy jest pan gotowy do lotu, panie Presley?”


Duże znaczenie dla aktora miało spotkanie na początku kręcenia filmu z Priscillą Presley, którą odwiedził w słynnym Graceland. Ex-pani Presley powiedziała mu, że musi wejść w ogromne buty, ale ma wsparcie wszystkich i na końcu obejmując go dodała: "Wierzę, że duch Elvis jest tutaj w Graceland, więc musisz tu spędzić trochę czasu|. Aktor cały jeden dzień spędził w domu Elvisa, od wielu lat muzeum. 

Baz Luhrman: Co za objawienie. Od momentu, gdy wszedł na nasze pierwsze spotkanie aż do samego końca, żył jako Elvis. Nie w sposób, w jaki zrobiłby to aktor Metody. To było bardziej organiczne. Jego naturalny głos obniżył się nawet podczas sesji. W jakiś sposób po prostu stał się Elvisem.



 

Tom Hanks: Baz na pierwszym spotkaniu powiedział: "Słuchaj, to jest historia o dwóch osobach. Nigdy nie byłoby Elvisa bez pułkownika Toma Parkera i, w jego własnym mniemaniu, nigdy nie byłoby pułkownika Toma Parkera bez Elvisa”. Gdy tylko to powiedział, pomyślałem: "Cóż, to będzie nowy grunt, godny pełnego konfetti, maksymalistycznego, filmowego stylu Baz'a”Tom Hanks wspomina też swoje spotkanie z Priscillą Presley na początku kręcenia filmu. Opisała swojego byłego męża jako "artystę tak wyjątkowego jak Picasso i tak popularnego jak Charlie Chaplin, który najbardziej swobodnie, jak w domu czuł się wtedy kiedy śpiewał".  

 


Duże znaczenie dla aktora miało spotkanie na początku kręcenia filmu z Priscillą Presley, którą odwiedził w słynnym Graceland. Ex-pani Presley powiedziała mu, że musi wejść w ogromne buty, ale ma wsparcie wszystkich i na końcu obejmując go dodała: "Wierzę, że duch Elvis jest tutaj w Graceland, więc musisz tu spędzić trochę czasu|. Aktor cały jeden dzień spędził w domu Elvisa, od wielu lat muzeum. 

Tom Hanks, Olivia DeJonge (Priscilla) i Austin Butler

 


Priscilla Presley:Tym co widziałeś, było tym, co miałeś na scenie. Widziałeś jego osobowość. Czasami rozmawiał z publicznością i był taki bardzo przejrzysty w tym co mówił. Zawsze miał dużo energii. Ale był też bardzo opiekuńczym człowiekiem, bardzo zainteresowanym ludźmi. I opiekował się swoją rodziną... Ludzie nie wierzą, kiedy mówię, że był z natury nieśmiały, bo prawie całkowicie zamknął się przed światem... Miał swoich ludzi, którzy byli wokół niego, nie tylko po to, by go chronić, ale by być przy nim, to był w zasadzie nasz świat. I nie chciał się tak bardzo mieszać w inne sprawy, ponieważ po prostu czuł się lepiej z ludźmi, których znał. Więc nigdy nie wychodził na zewnątrz.

 Cóż jeszcze mogę dodać? Kolejne plusy filmu to przybliżenie klimatu epoki, w której trwała kariera Elvisa, zwłaszcza jego początki i ciekawe uzasadnienie wpływu czarnej muzyki, czarnych muzyków na sposób jego śpiewania, dzięki czemu muzyczny biznes Ameryki, zdominowany jeszcze przez białych odbiorców mógł przedstawić im rock and rolla bez podkreślania w nim roli tzw. kolorowych. Pięknie ukazano wrażliwość Kinga na sprawy rasowe, kulturowe (przyjaźń z B.B. Kingiem, fascynacją Little Richardem, Mahalią Jackson, muzyką gospel, rythm and bluesem, reakcje na śmierć pastora Martina Luthera Kinga czy senatora Kennedy'ego. I jeszcze na koniec muzyka. Wspaniała. Jak dla mnie to ukazana tak, że naszła mnie znowu ogromna ochota powrotu do muzyki Elvisa i wiem, że ten stan trochę potrwa. W filmie słyszymy chyba wszystkie największe przeboje Elvisa, widzimy największe koncerty i występy telewizyjne (robią ogromne wrażenie fragmenty te z show "Elvis is Back" gdy ten cały w skórzanym ubraniu naprawdę wraca w amerykańskim showbiznesie na należne mu miejsce oraz ten gdy rozpoczyna swoje występy w Las Vegas - próba z orkiestrą plus premierowy występ) i dla mnie jest jasne, co zresztą nigdy nie podlegało dyskusji,  dlaczego ten człowiek wywarł na całej muzyce tak ogromne wrażenie i dzięki któremu - chyba, choć precyzyjnie wynika to z wypowiedzi wszystkich czterech muzyków - świat otrzymał The Beatles i wielu innych muzyków i zespołów.


 

O scenie kiedy "skórzany" Elvis występuje w show "Elvis Is Back", która była jedną z pierwszych dużych scen nakręconych dla filmu  Austin opowiada: Czułem wtedy, że cała moja kariera jest zawieszona na linii, czułem ogromny strach, dokładnie to, co wtedy czuł Elvis. Stawką była jego kariera muzyczna, to był dla niego decydujący moment. Więc mogłem sie na tym oprzeć. Potem wyszedłem stamtąd i było to doświadczenie jakbym był poza swoim ciałem. Poniżej fragment oryginalnego występu Elvisa w tym programie w jednym ze swoich największych przebojów, "Blue Suede Shoes".



W czasie premiery filmu w rodzinnym mieście Elvisa, Memphis brała udział Lisa Marie Presley, córka Króla, która skomentowała film dla z Memphis Commercial Appeal: Jedynym powodem, dla którego tu jestem, jest to, że zostało to zrobione dobrze. 

Na koniec napiszę, że dzięki swej roli w filmie "Elvis", filmie, który na pewno znowu wskrzesi popularność  - ostatnio z pewnością dla młodszej widowni przebrzmiałej  - na punkcie jednej z najbardziej kultowych postaci w historii nie tylko muzyki  Austin Butler wskakuje do wyższej klasy aktorskiej, bez względu na fakt, czy otrzyma Oskara czy nie. Czekam na wielki film o historii The Beatles. Tyle na gorąco, wybierajcie się do kina już dzisiaj. 



 

 


 

 

 

PAUL kończy 80 lat. WSPANIAŁE ŻYCIE MUZYKA

 



 


 




Paul McCartney 18 czerwca skończył 80 lat. Aby celebrować ten fakt na swoim blogu wpadłem na pomysł zamieszczenia tutaj lekko frywolnego tekstu, nie czekającego na polemikę z Waszej strony,  finał pewnej mojej rozmowy w gronie kilku przyjaciół. Ktoś zadał wtedy nam wszystkim pytanie byśmy zabawili się w spróbowanie udzielenia odpowiedzi na pytanie: Czyje byś życie wybrał gdybyś miał taką możliwość (no i konieczność, bo założenie było takie, że wszyscy oczywiście jesteśmy zadowoleni z tego jakie mamy). Pomysł zaczerpnięty z  "It's A Wonderful Life", wspaniałego filmu z Jamesem Stewartem z 1947. Pominę odpowiedzi innych osób a skupię się tylko na swojej. Oczywiście "życie Paula McCartney'a". Zignoruję tutaj oczywisty fakt, że nie znając nigdy dokładnych szczegółów czyjegoś życia możemy z całkowitą pewnością  stwierdzić, że każdy ma (miał lub będzie miał) jakieś większe lub mniejsze problemy. Idealnego życia nie ma nikt, ale są te lepsze i gorsze, prawda? Paul przeżył przecież tragedie wczesnej - był nastolatkiem - śmierci Matki, potem żony, Lindy w 1998. Ale przy wymogu dokonania jakiegoś wyboru wybrałem jego. Argumentami za tym iż "życie Paula" jest tak wyjątkowe i warte przeżycia są następujące, podam je w dowolnej kolejności, nie wybierając tych bardziej ważnych przed tym mniej: 1. Paul był Beatlesem, członkiem największego zespołu świata, dzięki czemu zaznał i zaznaje nieprawdopodobnej popularności - Beatlemania!!! -
  i wszelkich z tym związanych splendorów (bogactwo, powodzenie - tak, tak, tak - u płci przeciwnej, niespotykany szacunek w branży u swoich kolegów i całym showbiznesie, status osoby, z którą liczą się i przyjmują u siebie co najmniej  jak równych sobie prezydenci, premierzy, koronowane głowy, szlachectwo w ojczyźnie i niejako bycie dobrem narodowym Wielkiej Brytanii, pomniki za życia na świecie), 2. ten punkt również łączy się z faktem bycia Beatlesem, ale i bardzo aktywnym muzykiem po rozpadzie tego zespołu: możemy sobie tylko wyobrazić  ileż radości, dumy,  samozadowolenia przynosi Paulowi fakt, że dziesiątki milionów ludzi znają jego piosenki, napisane solo, razem z Lennonem, z okresu Beatlesów, Wings i kariery pod swoim tylko imieniem. No tak, takich muzyków, którzy doznali tego jest oczywiście cała masa (choćby Bob Dylan, Sting, Bruce Springsteen, wcześniej John Lennon, zmarły niestety w 40 roku życia, stąd nie brany przez nas pod uwagę), jednakże wielkość tutaj Paula jest bezsprzecznie zauważalna, tym bardziej, że jak żaden z nich sir Paul jest niesamowitym wprost "zwierzęciem sceny", któremu żartobliwie wieszczy się, że umrze w czasie koncertu. Nimb, aura, szacunek, podziw, szacunek do Paula możemy dostrzec na twarzach muzyków z I ligi światowego biznesu, gdy stoją z nim, dumni z tego faktu, na scenie obok i śpiewają - jakżeby inaczej - jego kompozycje. Bycie autorem "Yesterday", najczęściej nagrywanego utworu na kuli ziemskiej, którego nagrywali i Elvis i Dylan a nawet Frank Sinatra to coś, prawda? 3. Nie dosyć, że Paul zaznał (wciąż zaznaje, tu warto to podkreślić) nieprawdopodobnego sukcesu zawodowego, to jeszcze wydaje mi się, że takie same sukcesy odnosi w życiu prywatnym. 
 
 
 
 


 
 

 
W swoim czasie tworzył z Jane Asher najpiękniejszą parę w rodzinnym kraju (taka wczesna wersja Beckhamów), przed i po nim mając sporo flirtów i romansów, a przecież jako faceci musimy mu tego zazdrościć, następnie prawie 30-letnie wyjątkowo szczęśliwe małżeństwo z Lindą (niestety, wspomniałem o tym szczerze, zakończone jej śmiercią), potem - no tak, tu mamy spadek na wykresie linii sukcesów - bardzo nieudane małżeństwo z Heather Mills, zakończone bardzo nieciekawym emocjonalnie i niestety medialnie rozwodem i trwające od 11 lat wyglądające na super udane małżeństwo z Nancy Shevell. Udane życie prywatne  to oczywiście mnóstwo dzieci i wnuków, wdzięcznych losowi za posiadanie nazwiska dziadka legendy, żywego pomnika w Rodzinie. Paul zaznał w swoim życiu chyba wszystkiego o czym może marzyć każdy mężczyzna. Przede wszystkim robienie w życiu tego co tak bardzo kocha (tworzenie muzyki,  także tej poważnej, spełnienie się muzyczne także po odejściu z The Beatles, co było dla niego bardzo ważne, ale i inne skoki w bok jak pisanie książek dla dzieci, malowanie obrazów, pisanie poezji);  bycie idolem nastolatków, bożyszczem kobiet, autorem piosenek, które zna cały świat, podziwianym na całym świecie, czy to w Owalnym Gabinecie Prezydenta USA czy w Pałacu Buckingham. Grającym dla całych stadionów, wypełnionych dla niego czy to w Brazylii czy na Placu Czerwonym w Moskwie. Mającym bardzo udane życie prywatne, ukochane kobiety, miłość dzieci, wnuków, brak jakichś znanych ogółowi chorób, wypadków. Mnóstwo, mnóstwo pieniędzy i bardzo umiejętne korzystanie z tego daru losu. Wspaniałe posiadłości na całym świecie i bardzo mądre skorzystanie ze swojej popularności w takim stopniu, że muzyk już po rozpadzie Beatlesów zaczął żyć normalnym życiem, nie zamykając się za murami posesji czy plecami ochroniarzy. Jest jeszcze jedna ważna rzecz - dla mnie szczególnie - składająca się na wspaniałe życie sir Paula McCartney'a. Wiąże się to oczywiście z The Beatles. Osoba muzyka jest nierozerwalnie związana z tym zespołem, mimo faktu, że bycie członkiem tej kapeli to raptem około tylko 10 lat (przy ponad 50-ciu lat kariery solowej). Przyjaźń z Johnem Lennonem. Nie umniejszam tutaj jego podobnych relacji z George'm Harisonem i Ringo, jednakże jego wielka przyjaźń z Johnem i stworzenie największej kompozytorskiej pary, absolutnych  klasyków w muzyce rozrywkowej ma swój ciężar gatunkowy, z którym może się równać... ? Hm... Nie bardzo wiem co. 
 

 

Kończąc tekst pragnę jeszcze raz podkreślić, że nie chodzi mi tutaj o polemizowanie z nim, znajdywanie cieni i minusów w życiu Paula, udowadnianie mi, że np. życie Brada Pitta, mnichów buddyjskich czy np. Alberta Einsteina są bardziej wspaniałe. Każdy z nas powinien cieszyć się swoim, Myslovitz bodajże (nie sprawdzam, jeśli błąd, trudno) w "Acidland" podkreślają,że drugiego już nie będziemy mieli, więc te co mamy powinniśmy wykorzystać jak najlepiej. Dla mnie naprawdę Paul żyje życiem jakiego możemy mu pozazdrościć i dzisiaj z okazji 80-lecia życzyć by trwało jak najdłużej. Bono z U2 wykrzyczał na scenie w czasie Live 8 "thanks God for Macca" i ja podpisuję się pod tym hasłem. Muzyk obchodził swoje 80 urodziny na scenie śpiewając sobie "Birthaday" (w clipie życzenia złożone mu przez Jona Bonjovi na nowojorskim stadionie Metlife). Mam nadzieję, że muzyk przyjedzie trzeci raz do naszego kraju.







Zobacz jeszcze: Paul FOTKI

03. MOJA PLAYLISTA (OSOBISTA) czerwiec 2022

 

Kolejna moja playlista, którą aktualnie słucham. Jest co najmniej kilka osób, które czekają na posty z tej serii więc czemu nie, proszę. Oto 30 piosenek, które mam teraz w specjalnej playliście na siłownię, bieganie. Niektóre piosenki są tam prawie cały czas. Wciąż nie usuwam z niej "Master Plan"  Tears For Fears. Musi być także "Medicine At Midnight" Foo Fighters. Aha, jeszcze jedna sprawa. Ktoś w mailu spytał mnie dlaczego na tych listach tak mało Beatlesów a przecież jestem ich takim wielkim fanem. No bo Fabsów tak często i tak słucham, więc czasem zwyczajnie chcę od nich odpocząć. Wszystkie piosenki z poniższej listy są znakomite. Dzisiaj bez żadnego clipu. 
 
 
 
1. Tears For Fears - "Master Plan"
2. Foo Fighters - "Medicine At Midnight"
3. Daniel Powter - "Next Plane Home"
4. Blink 182 - "Adam's Song"
5. Kensington - "All For Nothing"
6. Rubettes - "Baby, I Know"
7. Offspring - "Behind The Walls"
8. The Church - "Under The Milky Way"
9. Engineers -"Come In Out Of The Rain"
10. Depeche Mode - "Policy Of Truth"
11. Strachy na Lachy - "Encore jeszcze raz"
12. Eagles Of Death Metal - "Family Affair"
13. Bryan Adams - "Fearless"
14. The Rifles - "The General"
15. CCR - "Have You Ever Seen The Rain"
16. Def Leppard -  "Hysteria"
17. New Radicals - "I Don't Wanna Die Anymore"
18. Jim Diamond - "I Should Have Known Better"
19. Graham Parker - "I'm Gonna Tear Your Playhouse Down"
20. REM -  "Imitation Of Life"
21. Cher -  "Just Like Jesse James"
22. OTE - "Jenny's Alright"
23. My Chemical Romance - "Kids From Yesterday"
24. My Chemical Romance - "I Don't Love You"
25. Kowalski - "Marian"
26. The Kinks - "Lola"
27. Def Leppard - "Love And Affection"
28. Wet Wet Wet - "Temptation"
29. Eric Clapton - "My Father's Eyes"
30. Roxy Music - "Oh Yeah"
 

 

 

 

AKURAT- Piosenka do protego człowieka / BULDOG - Do generałów.


Piosenka z jakże aktualnym tekstem, choć postał on prawie 100 lat temu. Napisał go Julian Tuwim a w 2003 roku spopularyzował go zespół Akurat umieszczając go na albumie "Prowincja". Bardzo mi klimat, tekst, wykonanie tego zespołu przypomina inny pacyfistyczny utwór, kapeli Buldog, "Do Generałów" (album "Chrystus miasta" 2010). W obuj piosenkach śpiewa Tomasz Kłaptocz. Obie te piosenki dzisiaj w clipach. Pomijając naprawdę świetne teksty zmuszające do refleksji, to oba songi to kawałek porządnego, solidnego rocka. Przyznam się też, że w świetle tego co się dzieje za naszą wschodnią granicą przesłanie ich nie jest już tak jednoznacznie jednokolorowe. Wsłuchując się w teksty piosenek jestem pewien, że zrozumiecie co mam na myśli. Teksty są bardzo antywojenne, ale czy zawsze jest czas i miejsce by być pacyfistą ?




Gdy znów do murów klajstrem świeżym
przylepiać zaczną obwieszczenia,
gdy "do ludności", "do żołnierzy"
na alarm czarny druk uderzy
i byle drab, i byle szczeniak
w odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
że trzeba iść i z armat walić,
mordować, grabić, truć i palić;
gdy zaczną na tysięczną modłę
ojczyznę szarpać deklinacją
i łudzić kolorowym godłem,
i judzić "historyczną racją"
o piędzi, chwale i rubieży,
o ojcach, dziadach i sztandarach,

o bohaterach i ofiarach; [x2]

gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
pobłogosławić twój karabin,
bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
że za ojczyznę - bić się trzeba;
kiedy rozścierwi się, rozchami
wrzask liter z pierwszych stron dzienników,
a stado dzikich bab - kwiatami
obrzucać zacznie "żołnierzyków". -

- O, przyjacielu nieuczony,
mój bliźni z tej czy innej ziemi!
wiedz, że na trwogę biją w dzwony
króle z panami brzuchatemi;
wiedz, że to bujda, granda zwykła,
gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
że im gdzieś nafta z ziemi sikła
i obrodziła dolarami;
że coś im w bankach nie sztymuje,
że gdzieś zwęszyli kasy pełne
lub upatrzyły tłuste szuje
cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj, broniąc swej krwawicy:

"Bujać - to my, panowie szlachta!"
- O, przyjacielu nieuczony,
mój bliźni z tej czy innej ziemi!
wiedz, że na trwogę biją w dzwony
króle z panami brzuchatemi;
wiedz, że to bujda, granda zwykła,
gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
że im gdzieś nafta z ziemi sikła
i obrodziła dolarami;
że coś im w bankach nie sztymuje,
że gdzieś zwęszyli kasy pełne
lub upatrzyły tłuste szuje
cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj, broniąc swej krwawicy:

"Bujać - to my, panowie szlachta!"


Warczy straszy groźnie ściąga brwi
Byle generalisko obwieszone gwiazdami
Pamiętajcie że tutaj my
Zamyśleni przechodnie
My jesteśmy tu generałami

Nonszalancja pompa szlify szyk
Tajemnice sztabowe adiutanci bale
Słówko rzuci i robi się krzyk
„Dziękujemy panie generale"

Śmieszne rzeczy no bo niby co
Bierzcie ze mnie przykład chodzę skromnie
A mam władzę panowie że hoho
Cały wielki świat należy do mnie

A mam władzę panowie że hoho
Cały wielki świat należy do mnie

A mam władzę panowie że hoho
Cały wielki świat należy do mnie

Nie dosłuży się żaden z was
Do tej rangi wolnego poety
Bóg nie rzuci wam takich gwiazd
Na mundury i na epolety

Nie powierzy wam żaden sztab
Naszych słodkich i strasznych sekretów
Nie znajdziecie na żadnej z map
Tajemniczej ojczyzny poetów

Wam czerwone wyłogi za rzeź
Za morderstwo gwałty i pożogi
My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi

My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi

My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi

Z armat waszych pocisków grad
Śmierć i dym zostawia bomb miotacze
Ale życiem i ogniem
Nawet za tysiąc lat
Będą pękać naszych słów kartacze

Więc przestańcie udawać lwy
Śmieszni ludzie obwieszeni gwiazdami
Pamiętajcie że tutaj my
Zamyśleni przechodnie
My jesteśmy tu generałami

Pamiętajcie że tutaj my
Zamyśleni przechodnie
My jesteśmy tu generałami

Takie mamy szkarłatne wyłogi
My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi
My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi
My do serca rozdzieramy pierś
Takie mamy szkarłatne wyłogi




Największy sportowiec świata. RAFA NADAL.

31 stycznia 2022 zamieściłem tak zatytułowany post (kolor fioletowy). Największy sportowiec świata. RAFA NADAL. To było tuż po wygraniu przez niego Australian Open, 21 lewę Wielkiego Szlema. Kilka miesięcy później ten niesamowity gracz zdobył już 22-gą i po raz 14-ty tytuł na kortach Rolanda Garrosa. Jaki to wyczyn niech wytłumaczą Wam wszystkim słowa jakie sportowiec wypowiedział w Paryżu po meczu z Djokovicem: "Nie jestem kontuzjowany, ja cały czas żyję z kontuzją". Bo wiemy już wszyscy jakie gigantyczne problemy ma Hiszpan ze stopą (kłopoty z kośćmi, zwyrodnienie itd). Mimo tych przeszkód, przypuszczalnie grając na środkach przeciwbólowych, Hiszpan wygrał w tegoroczny paryski turniej, choć nie bez przeszkód. Mecz z Serbem, Novakiem Djokovicem był bardzo zajadły i każdy set mógł się inaczej skończyć. Półfinał z Saszą Zverevem i jego kontuzja przy stanie 7:6, 6:6 dla Rafy zakończyła mecz, choć naprawdę mogło być różnie. Obaj gracze spędzili 3 godziny na korcie a zagrali tylko 2 sety. Oba padali z nóg a pamiętajmy, że Hiszpan jest starszy od Niemca o 10 lat. Sumując, rekord na kortach Rolanda Garrosa zdaniem Johna McEnroe nie zostanie pobity nigdy. To znaczy, że nigdy już żaden sportowiec nie wygra 14 tytułów na tym samym turnieju, niekoniecznie nawet Wielkiego Szlema.


 

   No i nasz Iga. Mamy wielkiego sportowca w tak cudownej dyscyplinie. Rafa pozostaje dla mnie i milionów ludzi na świecie największym sportowcem, Iga zaś chyba zdominuje kobiecy tenis na lata. Niebawem Wimbledon. Rafael chyba już z tego turnieju zrezygnował. Czy pojawi się tam Roger, nie wiemy. Dzień, w którym ci dwaj sportowcy zakończą kariery zbliża się coraz bardziej. Cieszmy się jeszcze ich obecnością.



Oglądając mecze Rafy z Rogerem miałem zawsze ten komfort, że o ile może trochę bardziej kibicowałem Szwajcarowi, to zwycięstwa z nim Hiszpana również mnie cieszyły. Wczoraj Nadal udowodnił całemu światu to, o czym ja wiedziałem cały czas, że to największy wojownik w sporcie, najbardziej waleczny i ambitny tenisista. Także gracz, który niesamowicie zmienił tą dyscyplinę. Jeśli Federer to wirtuoz tenisa i najpiękniej grający zawodnik ATP, to Hiszpan zdefiniował na nowo sposób gry, podkręcania piłki, walki na korcie do upadłego. Dlatego większość dzieciaków grających w tenisa  pytanych o swojego idola, o to z kim chcieliby być w przyszłości porównywani, wymieniają nie Szwajcara, nie Serba, Novaka Djokovica ale właśnie Rafę. A jego natręctwa w czasie serwów, omijanie w czasie schodzenia na przerwę linii kortu, precyzyjne ustawianie butelek z napojami rozczulają niż irytują. Oglądanie go we wczorajszym epickim meczu z Daniilem Medvedevem było ucztą dla oczu, ducha i serca. Post jest dla fanów tenisa i oglądających wczorajszy mecz, więc nie mam co więcej dodawać. 21 turniej szlemowy dla Rafy. Rekord i wspaniałe życzenia przesłane z tej okazji właśnie przez Rogera. Znajdziecie je w sieci. (31.01.2022)


 

Mój TOP5 zespołu PILOT.

 

Przypomniałem kiedyś już ten zespół na blogu, dzisiaj z przyjemnością jeszcze raz i z clipami. Szkocka, dzisiaj już zapomniana kapela Pilot choć z niezapomnianymi - dla mnie -  hitami z połowy lat 70-tych. Nie były to wielkie, światowe przeboje, niemniej pięć poniższych, tych największych wciąż miło się słucha i według mnie raczej się nie zestarzały. Aranżacyjnie, produkcją, wykonaniem. Soft pop, może nawet odrobinę w tym rocka. Największym przebojem grupy jest "Magic", często przypominany nawet  w naszych stacjach radiowych, który zaistniał na listach po obu stronach Atlantyku, 11 w UK i aż 5 w USA.Inny singiel  "January" co prawda był w UK nawet numerem 1 ale za to całkiem w USA całkowicie  przepadł. Zdarza się, prawda?  Oba lubię, ale szczególnie  cudne "Just A Smile", bardzo energetyzujący i wprawiający w dobry humor. Skłaniający nie tylko tytułem do uśmiechu, sprawdźcie. Składankę zespołu na początku lat 90-tych ściągałem aż ze Stanów i do dzisiaj wciąż ją mam. Znalazły się na niej wszystkie największe przeboje zespołu, bez "Call Me Round". Ze szkockich zespołów w latach 70-tych największą popularność zdobyła 5-tka z Bay City Rollers.  Do tego stopnia, że na Wyspach obwieszczano "Rollermanię". Okazuje się, ze dwóch muzyków z Pilot o mało nie zostało Rollersami. Dzisiaj Pilot jest mniej znaną kapelą, choć uważam, że mieli bardziej melodyjne przeboje, niekoniecznie jak to miało miejsce u Rollersów tylko dla najmłodszych nastolatków. 
  Członkowie Pilot pisali własne hity, BCR raczej rzadko. No i ciekawostka, pierwszy album zespołu produkował słynny Alan Parsons. Ten od swego Alan Parsons Project, także jako inżynier dźwiękowy przy nagraniach The Beatles i Pink Floyd. Dwóch muzyków z zespołu, jego lider, basista i kompozytor, David Paton oraz gitarzysta Ian Bairnson grali na pierwszym albumie Kate Bush, tym gdzie znalazł się jej wielki przebój "Wuthering Heights". W 2021 ukazała się na rynku składanka największych przebojów zespołu. Zamierzam ją zdobyć i napisać o niej na blogu. Póki co polecam poznanie kapeli i kilku jej kapitalnych hitów a może i całej dyskografii. 
 
 

Just A Smile, 1974

 

Magic, 1974

 

 January, 1975

Call Me Round, 1975

Canada, 1976