Nie pamiętam już kiedy, na pewno to sporo latek, jakaś piosenka wpadła mi do hm... ucha, przypadła tak mocno do gustu, żebym np. w czasie 1, 2 godzinnych spacerów z psem, jazdy samochodem słuchał tylko tej jednej. Ostatnio pisałem o pewnej fascynacji, czy sporym zainteresowaniu się muzyką nieznanego mi zespołu Kino i Victora Coja, co jakiś czas polecam piosenki do słuchania na dzisiaj itd, itd. Ale kiedy usłyszałem w Radiu Nowy Świat utwór Dave'a Grohla i jego Foo Fighters, tytułowy ich ostatniego zespołu, "Medicine at Midnight" po prostu coś we mnie zaskoczyło. Utwór momentalnie polubiłem, choć przy pierwszym słuchaniu na komputerze nie rozpoznałem zespołu dawnego perkusisty Nirvany. Zidentyfikować song pozwoliła mi szybko aplikacja Shazam no i przypomniałem sobie, że no tak, FF wydali przecież nowy album. Album taki sobie, choć zdaniem zespołu, Dave'a, krytyków najbardziej łagodny, mniej rockowy a bardziej (!) taneczny. Choć utwór z tytułu posta to w mojej opinii jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy utwór Foo Fighters, to ich ostani album raczej, łagodnie mówiąc, rozczarowywuje i z pewnością to jeden z najsłabszych dokonań Amerykanów.
Ok, zdecydowanie wyróżnia się tak dla mnie genialny tytułowy, choć jak do tej pory nie został wydany jeszcze na singlu. Druga zwrotka z tekstem o wspólnym wyciu (z ukochaną) w szalonym tańcu nad ranem (przy "umierającym księżycu") rozwala, jak to mówi dzisiaj młodzież. Wspaniały rockowy numer, gdzie mocnemu wokalowi i rockowemu klimatowi utworu towarzyszą bardzo udanie wplecione... chórki kobiece! Chórki kobiece byłem w stanie zaakceptować tylko w utworach The Beatles na ich ostatnim albumie, w wersji producenckiej Phila Spectora oraz oczywiście u Pink Floydów. No i teraz w tym kawałku. Włączam go do mego zbioru piosenek, które muszę mieć zawsze gdzieś pod ręką, koniecznie na jakiejś składance w samochodzie, koniecznie na smartfonie, koniecznie na roboczych stacjach komputerowych lub podręcznym usb. Może kiedyś utwór wskoczy do mego Topu 200, nie wiem, na razie trochę zawieszam prowadzenie tego bloga, ale kto wie, co będzie dalej.
TOP mój zdecydowanie należy poprawić, pododawać niektóre utwory, inne przesunąć w dół poza pierwszą 200-tkę. Na koniec przypomnę jeszcze słowa bębniarza Metalliki, Larsa Urlicha, który w programie dokumentalnym o Foo Fighters powiedział słowa, które utkwiły mi bardzo w pamięć, które przypominam z pamięci, więc może nie słowo w słowo: To co robi ten facet [Dave Grohl] jest po prostu niesamowite. Grał na bębnach w Nirvanie, która pierwszym albumem uratowała na nowo świat mocnej muzyki rockowej, z wielki Cobainem, potem jakby zawsze to robił wziął się za wiosło i przesiadł się z tyłu do mikrofonu. Na obu wymiata!
Miałem przyjemność oglądać 9 listopada 2015 na Tauron Arena w Krakowie. Dave z nogą w gipsie na wózku, szalejący z gitarą i mikrofonem po specjalnych torach na scenie. Magiczny koncert!
Blog jeszcze żyje ?
OdpowiedzUsuńW sumie już chyba nie, choć nie do końca jestem pewien.
OdpowiedzUsuńJa ciągle czekam na tą obiecana recenzje McCartney 3, oczywiście wersję z remixami z pana strony
OdpowiedzUsuńDodajac od siebie, Seize the day w remixie, jest jednym z najlepszych piosenek tego 10lecia. Perfekcja kompozycji McCartney a tylko brakowało tego kobieciego wokalu i Rnb wajbu
OdpowiedzUsuńOdpowiadając samemu sobie :d czemu czekam na tą recenzje. Jedyne recenzję tej płyty jakie czytałem do tej pory, to ciągle porywanie McCartney a do Hey Judę, albo wymaganie od niego epokowosci, bądź zostawienie na nim latki "on już nic nie musi udowadniac'. Co jest bez sensu biorąc pod uwagę, że to jest kontynuacja McCartneya, płyt szyldowana jego nazwiskiem, i brakuje głosu wyjaśnjacego jak powstało McCartney I, później McCartney II a w końcu i III, bo te ciągłe porownaian do Hey Jude, są bądź co bądź, w kontekście Tych płyt, paradne
UsuńObiecuje, że moja recenzja ostatniej płyty Paula ukaże się, ale na blogu o The Beatles.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń