Krótko kilka moich wrażeń z tego turnieju, mimo że zasługują wydarzenia tenisowe z NY na obszerniejszy tekst, ale brak czasu zmusił mnie tylko do tych kilku zdań. Od samego początku byłem przekonany i nadal jestem, że wygra całą imprezę Serb. Ale spodziewałem się ciekawego ćwierćfinału Nole z Rogerem. Pogoda, dokładnie olbrzymia wilgotność, wiek (37 lat!) no i mała w trudnych momentach (tak, tak) odporność psychiczna Szwajcara zdecydowała, że odpadł tak wcześnie z imprezy po chyba najgorszym meczu w życiu. Ciekawym podsumowaniem tego co napisałem przed chwilą nie jest już nawet pomeczowy komentarz Helweta, że nigdy nie cieszył się tak z końca meczu jak właśnie w boju z Australijczykiem Millmanem, ale komentarz twitterowy jednego z fachowców tego sportu, że po raz pierwszy w życiu widział na korcie spoconego Rogera!!! Czy to oznacza, że nie ujrzymy już Federera w 2018 roku w finale szlema. Niekoniecznie, choć teraz naprawdę to coraz mniej prawdopodobne. 38 lat, pamiętajmy.
Rafa. Jest wielki bez dwóch zdań. Wielki, ambitny wojownik. Mecze z Chaczanowem, Thiemem to po prostu dowód na ... niezwykłość Hiszpana. Pod każdym względem, ale zgadzam się ze słowami Austriaka, że w jego meczu z Rafą powinien paść... remis. Ale nie widzę Rafę jako winnera całej imprezy. Możliwe, że w półfinale pokona argentyńskiego olbrzyma, Juana Martina Del Potro, ale wątpię by w finale sprostał znakomicie grającemu (ściana tenisowa) Djokovicowi, bo oczywiście nie sądzę, by pokonał go czwarty półfinalista US Open, Japończyk Kei Nishikori.
Polonica? Alicja Rosolska w parze z Chorwatem Nikolą Mekticem w finale miksta. Łukasz Kubot z Marcelo Melo w półfinale debla. Nieźle. No i kilka fotek.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń