Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

40, MTW: THE BEATLES - "Across The Universe"

Album: 'Let it Be', 'Let it Be Naked'
Kompozycja: John Lennon (100 % ) & Paul McCartney
Producent: Phil Spector, George Martin
Wytwórnia: Apple
Wydany: 12 grudnia 1969
Długość: 3:47


 Obsada: 
JOHN LENNON: wokal chórki, akustyczna gitara, organy
PAUL McCARTNEY: chórki, akustyczna gitara, fortepian 
GEORGE HARRISON: chórki, gitara elektryczna, tambura, marakasy
RINGO STARR: perkusja, instrumenty perkusyjne, svaramandal
Lizzie Bravo: chórki
Gayleen Pease: chórki
Muzycy studyjni (orkiestra)
JOHN LENNON: To jeden z najlepszych tekstów, jakie kiedykolwiek napisałem. Możliwe, że najlepszy. To dobra poezja, czy jak ją tam chcesz nazwać. Wiesz, najlepsze piosenki, to te, w których tekst broni się sam, bez melodii. Nie muszą mieć żadnej melodii, możesz je czytać jak wiersz.
 
Teraz tylko krótko odnotujmy song na topie na miejscu 40, bo piosenka ze swoim dokładnym opisem czeka na swoją publikację w odpowiednim dla niej czasie (chronologicznie wg. HISTORII ZESPOŁU) na moim blogu o The Beatles. Fascynująca melodia, jeden z najlepszych tekstów Johna w całej karierze, fascynująca historia ukazania się piosenki. The Beatles już nie istnieli. Album produkował Phil Spector, zamiast nadwornego producenta zespołu, George'a Martina. W zespole trwały problemy. Rozpadał się. John był śmiertelnie zakochany w Yoko i zespół interesował go coraz mniej, podobnie George Harrison, zauroczony Indiami jak i odkryciem w sobie talentu, oraz przekonania, że najwyższy czas wyrwać się z zespołu, spod dominacji McCartney'a.  Wynajęty inny, znany producent, Phil Spector (aktualnie odsiaduje teraz wyrok za morderstwo),bez wiedzy i zgody zespołu dograł do piosenki kobiece chórki, partie orkiestrowe, co zaszokowało wszystkich Beatlesów, szczególnie McCartney'a. Zresztą Spector kombinował przy każdym utworze wydanym na albumie "Let It Be", uznawanym za ostatni album w historii Fab Four. 
Dopiero  w 2003 roku ukazał się album, takie, jakiego chcieli w 1979 Beatlesi. Pod nową nazwą: "Let it Be - Naked" (Nadzy). Piosenki zostały już poddane niewielkiej obróbce, zremiksowane do postaci takiej, w jakiej nagrał ją zespół i jak chciał je wydać. 
Na 40 miejscu mojego TOPu piosenka dla mnie magiczna w obu wersjach. Podrasowana orkiestracją i kobiecymi chórkami przez Spectora oraz oryginalna tylko czwórki grających w niej Beatlesów. Więcej o piosence niebawem na blogu o Fab Four. 



 


Jai guru deva om
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world

Images of broken light which dance before me like a million eyes
They call me on and on across the universe
Thoughts meander like a restless wind
Inside a letter box they
Tumble blindly as they make their way
Across the universe

Jai guru deva om
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world




Sounds of laughter shades of life are ringing
Through my open ears inciting and inviting me
Limitless undying love which shines around me like a million suns
And calls me on and on across the universe

Jai guru deva om
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world
Nothing's gonna change my world

Jai guru deva
Jai guru deva
Jai guru deva
Jai guru deva
Jai guru deva
Jai guru deva...











41. MTW: LED ZEPPELIN - "All Of My Love"

Album: "In Through The Out Door"
Kompozycja: John Paul Jones, Robert Plant
Producent: Jimmy Page
Wytwórnia: Swan Song
Wydany: 15 sierpnia 1978
Długość: 5:53





Obsada:
Robert Plant: wokal
Jimmy Page: gitary
John Paul Jones:  gitara basowa, syntezator
John Bonham: perkusja

Robert z Karacem na ręku, obok Carmen.



Plant i Jones
Jedna z najpiękniejszych ballad rockowych w historii muzyki. Użyłbym do jej zobrazowania podobnego wyrazu, którego używam opisując inny numer zespołu, sławne "Stairway To Heaven". Majestatyczna! 
Pamiętam doskonale pierwsze przesłuchanie. Intrygujący riff syntezatorach imitujących smyczki na początek, wokół których zbudowane jest całe nagranie. Led Zeppelin jakby za najlepszych czasów, nowy, świeży, odkrywczy, choć wtedy powoli rozpoczynał się łabędzi śpiew zespołu. Tragicznych wydarzeń nikt się nie spodziewał. "Całą moją miłość kieruję teraz do Ciebie..." Wtedy wydawało mi się, że to po prostu miłosna ballada z niespecjalnie odkrywczym tekstem. Znajomość jej przesłania dodaje piosence odpowiedniego ciężaru. I smutnego piękna.
Skomponowana przez basistę grupy, najmniej popularnego członka charyzmatycznej kapeli, z tekstem wokalisty  (swego czasu na ścianach mego pokoju wisiał olbrzymi plakat Roberta, w zółto-jasnych odcieniach, wielka burza włosów), w hołdzie synkowi tego ostatniego. 26 lipca 1977 roku Led Zeppelin w ramach trasy po Ameryce Północnej udali się do Nowego Orleanu. Zespół chce przerwać złą passę. Dwa lata wcześniej trasa koncertowa została odwołana z powodu wypadku samochodowego Roberta z żoną, w czasie ich wakacji na greckiej wyspie Rodos (byłem, znam!) Po okresie dochodzenia do siebie Plant zapadł na poważną chorobę krtani, która postawiła pod znakiem zapytania całą jego przyszłą karierę wokalną. Kłopoty Led Zeppelin w owym czasie to temat na oddzielny post. Pomimo całkowitego uzależnienia Jimmy'ego Page'a od heroiny zespół chciał wszystko odwrócić. Pozycję lidera powoli przejmował John Paul Jones. Tego dnia  Led Zeppelin miał wystąpić na obiekcie Superdrome przez ogromnym tłumem 80 000 fanów. Głodnych kontaktu z zespołem.   W feralny wieczór Robert Plant odbiera telefon od swojej żony Maureen. Z powodu niezidentyfikowanej infekcji ich synek Karac poważnie chory odwieziony jest do szpitala. Drugi telefon informuje go, że synek zmarł. Miał tylko 5 lat. W ostatnim clipie na dole, udanym miksie piosenki, zobaczycie muzyka z synkiem.
Jak wspomniałem wyżej, obowiązki lidera w tym trudnym okresie dla zespołu (alkoholizm Bonhama) przejął Jones. Także głównego kompozytora. No i organizatora wewnątrz grupy, bowiem Plant rozważał wtedy opuszczenie zespołu i porzucenie całkowicie muzyki, sceny, rocka (polecam tutaj książkę "Hammer of the Gods" - Młot Bogów -  biografię zespołu pióra Stephena Davisa). Jones skutecznie namówił Planta do zostania. Przekonał go, że muzyka i... miłość są najlepszym lekarstwem,  nie tylko dla niego jak i dla całego zespołu. Obaj muzycy po raz pierwszy napisali piosenki tylko we dwójkę. Na dotychczasowych siedmiu albumach kapeli większość materiału muzycznego to autorstwo pary Page - Plant, ewentualnie kombinacji trzech lub czterech nazwisk z zespołu. Na albumie "In Thrugh The Out Door" z 11 piosenek, aż pięć jest autorstwa spółki Jones (muzyka) i Plant (tekst), pozostałe wspomnianej dwójki plus Page. Powstaje całkowicie odmienny od wszystkich innych album Led Zeppelin
Jimmy Page
 Piosenka (jak i cały album) nagrywana jest pomiędzy listopadem a grudniem 1978 w studiu Polar w Sztokholmie, którego właścicielem są dwaj panowie z ABBY. Zespół rozpadał się. Album, z którego pochodzi piosenka to sesje, na których prawie nigdy nie było całego kwartetu. Page i Bonham znikali na całe dni, pojawiając się wieczorami i dogrywając swoje partie wg. własnego uznania, czyli według wskazówek Jimmey'ego.

"All My Love" w studiu nagrali Plant i Jones sami, pozostawiając dopracowanie nagrania Page'owi. Piosenkę nagrano podczas jednej szybkiej sesji, gdyż Robert nie mógł dłużej śpiewać rozdzierającego mu serce tekstu. Robert lubiący w swoich tekstach nawiązywać do starych celtyckich legend, oraz mitów i tutaj wtrąca frazę o starej walijskiej bogini Arianrhod, która miała prowadzić dusze umarłych do swego zamku Aurora Borealis, położonym u brzegu morza Walii. Cały tekst, jak to u Planta, prócz oczywistego tekstu to zestaw surrealizmu połączonego z mniej lub bardziej jasnymi metaforami.
Jeden z muzycznych krytyków opisując piosenkę napisał: Gdy słyszysz nazwę Led Zeppelin wyobrażasz sobie grzmienie mocnych bębnów Johna Bonhama, elektryzującą ciężką gitarę Jimmy'ego Page'a, brudne gitarowe riffi i skomlący wokal Roberta Planta. Znani są najbardziej z tekstów o seksie, narkotykach czy hobbitach. Swoją łagodniejszą stronę prezentuje w  balladzie "All My Love". Piosenka pozornie może wydawać się jedną z kolejnych takich piosenek, ale jej szczególne znaczenie dla wokalisty i kontekst jej powstania każe spojrzeć na nią z uwagą. A ta pozwala zatopić się w romantyzmie utworu.

 
Jones zastrzegł, że chce mieć w utworze rozbudowaną własną partie na syntezatorze (Yamaha). To skłoniło Jimmy'ego do stworzenia jeszcze bogatszej aranżacji utworu. Pamiętajmy, że to były czasy progresywnego rocka spod znaku Yes, Genesis, suit rockowych ELO. Page zaakceptował całkowicie główny pomysł Jonesa na utwór. Zdawał sobie także sprawę z wartości utworu oraz uczuć, które musiały towarzyszyć Plantowi w czasie pisania słów do songu. Zrobił z niego arcydzieło, choć podobno bardzo nie lubił tego utworu, ale z powodu Karaca nie mógł go jawnie krytykować. John Bonham dograł bębny bogów! Całe nagrywanie albumu zajęło zespołowi tylko trzy tygodnie. Album zostaje wydany w 1979. Robert i Maureen spodziewają się kolejnego dziecka. Synka, Logana Romero. Cztery lata później para się rozwodzi. W 1991 Robertowi rodzi się jeszcze jeden syn. Matką jest Shirley Wilson, siostra ... Maureen.



Powyżej wersja live omawianej dzisiaj piosenki, z 1 lipca 1980, Berlin, ostatni raz Led Zeppelin w swoim oryginalnym, 4-osobowym składzie, 25 września 1980 umiera John Bonham. Led Zeppelin przestaje istnieć.Poniżej jedno z ich ostatnich zdjęć z tego koncertu.
 I jeszcze posumowanie (o Led Zeppelin napiszę jeszcze przy omówieniu 'Schodów do Nieba"). Led Zeppelin reaktywowali się tylko raz. W 2007 roku, z Jasonem Bonhamem, synem ich zmarłego  przyjaciela. Miało to miejsce dokładnie w czasie koncertu “Celebration Day” w londyńskiej hali O2 (rozgrywane tam są finały tenisowe wieńczące koniec roku sezonu ATP) - 10 grudnia 2007. Zespół ustanowił rekord, odnotowany w Księdze Guinessa. 20 000 000 zamówień na bilet w ciągu 24 godzin. Niestety, zespół nie wykonał wtedy "All My Love", więc o tym koncercie więcej przy wspomnianych już - ujawniona pozycja na topie! - "Stairway To Heaven".
 
Robert Plant, Jimmy Page, John Paul Jones, Jason Bonham.
PLANT: Próbowaliśmy reaktywować się już kilka razy. Robione to było zawsze w pośpiechu i nigdy to nie zadziałało. Dlatego koncert O2 był tak starannie przygotowany. Ćwiczyliśmy sporo z Jasonem po to, aby poczuł się częścią zespołu a nie tylko jego ciekawostką (nowinką). Zresztą wszyscy tego potrzebowaliśmy. Ale nie mogę powiedzieć, że zrobimy to znowu, ponieważ potrzebujemy na to zgody wszystkich i zgody z właściwego powodu. Led Zeppelin był kreatywną siłą, której nie można ot tak na nowo stworzyć. To była mieszanka czterech mistrzów muzyki, z których każdy tak samo był ważny dla całego zespołu.



2 grudnia 2012 prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama na uroczystej gali wręczył zespołowi nagrodę za ich wkład w "kulturalne życie amerykańskiego narodu i całego świata". na zdjęciu prezydent i trójka Zeppelinów: od lewej Jones, Plant, Page.







Should I fall out of love, my fire in the light
To chase a feather in the wind
Within the glow that weaves a cloak of delight
There moves a thread that has no end

For many hours and days that pass ever soon
The tides have caused the flame to dim
At last the arm is straight, the hand to the loom
Is this to end or just begin?

All of my love, all of my love
All of my love to you now
All of my love, all of my love
All of my love to you now

The cup is raised, the toast is made yet again
One voice is clear above the din
Proud Arianne one word, my will to sustain
For me, the cloth once more to spin

All of my love, all of my love
All of my love for you now
All of my love, all of my love
All of my love to you child

Yours is the cloth, mine is the hand that sews time
His is the force that lies within
Ours is the fire, all the warmth we can find
He is a feather in the wind

All of my love, all of my love
All of my love to you now

All of my love, oh, yes
All of my love to you now

All of my love, all of my love
All of my love love

Sometimes, sometimes
Sometimes, sometimes

All of my love, all of my love
All of my love to you now

All of my love, all of my love
All of my love to to you, you, you

I get a little bit lonely
Just a little, just a little
Just a little bit lonely
Just a little bit lonely









ROLAND GARROS 2018

Kwalifikacje do drugiej lewy Wielkiego Szlema 2018 rozpoczęły się. Pozwolę sobie na kolejny tekst o tenisie, ponieważ tenis obok muzyki to moja pasja (sam grywam w niego), z drugiej strony bohaterowie tej dyscypliny to moim zdaniem najbardziej charyzmatyczni sportowcy globu. Ale krótko i do rzeczy. Po rzymskim finale, w którym Nadal pokonał Alexandra Zvereva, mając w sumie prawie przegrany mecz utwierdził mnie w przekonaniu, że tylko cud może mu zabrać koronę w Paryżu. Porażka z Thiemem w Madrycie, ogromne kłopoty w rzymskim finale to oczywiście pewne rysy na cokole Hiszpana. I jak to bywa w sporcie, nic nigdy nie jest pewne na 100%, ale trudno mi sobie  wyobrazić tryumf innego gracza niż on. Bo to gracz niesamowicie inteligentny. Austriaka Dominica Thiema Rafa zdecydowanie moim zdaniem zlekceważył. Miał podstawy. 
Trzy tygodnie wcześniej oddał mu tylko dwa gemy w meczu w turnieju w Monte Carlo (ta sama nawierzchnia). Zrobił to także drugi raz w meczu ze Zverevem, którego pokonał w pierwszym secie 6:1 i przypuszczalnie był przekonany, że w dalszej części meczu czeka go spacerek.
______________________________ 

   Na oficjalnej stronie turnieju... nie ma jej jeszcze, więc nie znam rozstawienia. Oczywiście Rafa z 1, z powodu absencji Federera Zverev z dwójką. Dalej Cilic, Dimitrov, Del Potro, Anderson, Thiem, Goffin. Z dalekimi numerami będą rozstawieni za to gracze, którzy mogą się liczyć, choć może nie jako zwycięzcy turnieju. Novak Djokovic i Kei Nishikori, aktualnie numery 22 i 21 rankingu ATP. Oczywiście znowu bez Murray'a. Więc Rafa! W każdym razie będzie to fascynujący turniej.


CZY NOVAK DJOKOVIC JUŻ WRÓCIŁ ???





Od czasów Bjoerna Borga, Johna McEnroe w świecie męskiego tenisa zaświeciły wielkim blaskiem tylko cztery nazwiska. Szwajcara Rogera Federera, Hiszpana Rafaela Nadal, Serba Novaka Djokovica oraz Szkota (choć Anglicy wolą go nazywać Brytyjczykiem) Andy'ego Murray'a. Ani wcześniej Lleyton Hewitt, Ivan Lendl czy nawet Pete Sampras nigdy nie zdobyli tak gigantycznej, medialnej, porównywalnej do popularności jaką cieszą się gwiazdy rocka, sławy na całym świecie. Tylko ta czwórka i to w podanej przeze mnie kolejności. I z tej czwórki pierwsza dwójka bije pozostałą o lata świetlne. Pamiętajmy, że i Hiszpan i Roger cieszyli się tytułami najbardziej seksownych sportowców na świecie, to w tym roku Roger trafił wg magazynu Time do setki najbardziej … WPŁYWOWYCH ludzi na świecie. I jeszcze na chwilę wrócę do popularności sportowej Rogera i Rafy, prywatnie bliskich przyjaciół. 

Obaj znaleźli się na liście sportowców rozpoznawalnych globalnie na wzór Pespi czy Coca Coli. Fani footbalu, zapatrzeni w dwóch megagwiazdorów dyscypliny czy Ronaldo i Messiego, koszykówki w Kobe Bryanta czy LeBrona Jamesa, golfa w Tigera Woodsa jednym tchem obwieszczą zapytani o najlepszych tenisistów świata obu aktualnych liderów rankingu ATP. W kobiecym tenisie takich gwiazd nie było i raczej nie będzie. Owszem, ogromną popularnością swego czasu (dzisiaj także) cieszyły się siostry Williams, fenomen Marii Szarapowej wykracza daleko poza dyscyplinę, wcześniej, o romansie Kim Clisters i Lleytona Hewitta pisała cała światowa prasa... tenisowa, ale z racji, że sam tenis kobiecy nie przyciąga takiej uwagi na całym świecie. Wspominały o tym niedawno gwiazdy z czołówki WTA, przede wszystkim Serena Williams, że to niesprawiedliwe, że kobiety w turniejach nie zarabiają tyle co mężczyźni. Dyrektor turnieju US Open w Nowym Jorku odpowiedział – fakt, niezgrabnie, za co poniósł konsekwencje – że zawodniczki kobiecego tenisa powinny być i za to wdzięczne, bo nikt nie zrobił dla popularności tenisa na świecie tyle co Nadal i Federer.


Andy, Nole, Roger i Rafa

Wracam do głównego wątku postu, choć wprowadzenie wyżej musiało nastąpić. O ile świat tenisowy pogodził się z zaskakującym faktem spektakularnych powrotów do czołówki tenisa – i to w jakim stylu – skazywanych wcześniej na sportową emeryturę Rogera i Rafaela, tak w tym roku wszystkich ciekawi fakt, czy Nole Djokovic powróci do do elity tenisa męskiego. O wciąż niegrającym Szkocie pisze w zasadzie już tylko brytyjska prasa, zastanawiając się czy Szkot zdąży chociaż w tym roku na Wimbledon, tak Serab ocenia się po tegorocznych występach. I gdyby nie Rzym wypadałoby pisać w minorowych nastrojach. Serb w tym roku przegrywał bardzo wcześnie, z zawodnikami, z którymi kiedyś nie miałby żadnego problemu. Madrycki turniej (seria 1000 ATP) pokazała, że Novaka stać w turnieju na jeden, dwa dobre mecze. Sama sylwetka Serba zmieniła się znacznie. Do niej wrócę.Tu od razu wspomnę, że będąc nadal fanem Rogera i Rafy, wkurzającym się kiedyś za narodowościowe gestykulacje na korcie (bicie się pięścią w serce, wskazywanie flag serbskich itd.), tak ogromnie z sympatią obserwuję jego trudny powrót. I za jego upór, ambicję, i mnóstwo wcześniej obecnych także cech, zwyczajnie polubiłem go i bardzo mu kibicuję. Także z powodu, że tenis go potrzebuje. Choćby dla takich meczów, jaki wczoraj stoczył w półfinale turnieju w Wiecznym Mieście z Rafą. Rafa jest w tym sezonie na ziemi absolutnie niepokonany, mimo zaskakującej porażki w Madrycie z Austriakiem Thiemem, któremu wyszedł mecz życia. Zaskoczył mnie Nole wygrywając trudny mecz z Japończykiem Kei Nishikorim (także wracającym w tym roku po kontuzjach), zwłaszcza po pierwszym, łatwo wygranym przez Kei'ego secie. W półdinale z Nadalem nie dawałem mu większych szans. Grając wczoraj sam o tej porze w tenisa (wcześniej byłem umówiony, amatorska liga, nie można odpuszczać), byłem przekonany, że wrócę do domu, gdy będzie już po meczu. Tym bardziej, że sprawdziłem na telefonie wynik meczu, kiedy było 5:2 dla Hiszpana. Wróciłem do domu gdy było 6:6 i rozpoczynał się tie-break. 


Znakomita gra obu, ogromna ambicja obu graczy. Novak wcześniej wyglądał na tak samo szczupłego, ale miał bardziej atletyczną budowę. Tym razem nie zauważałem na jego rękach zarysów dawnych bicepsów. Serb wyraźnie zeszczuplał, ale myślę, że to jego świadomy wybór. Nie znam się na tym. Gracz ma sztab żywieniowców, trenerów od kondycji itd. itp. Wracając do meczu. Hiszpan wygrał, choć nie był to mecz, w którym dominował całkowicie na korcie. Jak to zwykle bywa na tym poziomie, najważniejsze piłki wygrywał Hiszpan, kilka w stronę Serba (np. milimetry obok linii) i mogłoby być różnie, tym bardziej, że o ile Serb zdawał się z góry pogodzony z porażką i grał chyba z mniejszym obciążeniem niż Rafa. Ten z kolei pamiętał, że z ostatnich 15 meczów wygrał tylko trzy i porażki na ziemi, swojej ulubionej nawierzchni, zwłaszcza z Serbem, nie brał pod uwagę. Tym bardziej, że pamiętał o meczu z Thiemem. Sumując, wydaje się, że Novak Djokovic wrócił! Na ziemi, za którą niespecjalnie przepada zagrał dwa świetne mecze, z Nadalem, Nishikorim. Pewnie zapomniał już, ze przegrywał niedawno z takimi graczami jak Klizan czy Edmund. Świat męskiego tenisa, ja sam, potrzebuje takiego gracza. Z charyzmą, osobowością, swoim kolorytem. Najpiękniejsze mecze Zvereva (młodszego, dzisiejszego przeciwnika Nadala w finale), Cilica, wspomnianego Nishikoriego to nie tej klasy spektakle, kiedy na kortach naprzeciwko siebie stają gracze z pierwszej czwórki. Nawet gdy ich mecze są średniej jakości. To tak jak filmy z De Niro czy Pacino. Słaby scenariusz, reżyseria nie przesłania nam delektowaniem się grą aktorską tych obu panów.

I na koniec. Ostatni z wielkich graczy, który już wrócił na kort, ale bez sukcesu to Stan Wawrinka. Piąty gracz, którego bardzo brak na kortach. A gdy jest w formie jego tenis urodą przebija tylko gra Rogera Federera. Przy całym szacunku i sympatii do gry Rafaela Nadal, Novak Djokovica czy Andy'ego Murray'a. Ich gra to siermiężna gra z polotem, ale bez wirtuozerii. Rafa nadrabia to wielką osobowością. Na kortach, poza nimi, stąd jest tam gdzie jest. Bajowy tenis grają: zawsze Roger i będący w formie Wawrinka. Obaj Szwajcarzy. Hm... A wczoraj na mistrzostwach świata Szwajcaria wygrała w hokeja z Kanadą!!! Hokej w Szwajcarii jest leciutko, leciuteńko popularny, w Kanadzie to sport narodowy. Nawet coś więcej niż sport. Eh, ci Szwajcarzy...



42: MTW: DEEP PURPLE - "Child In Time"


Singiel, 1970
Album: Deep Purple In Rock,
Kompozytor: Deep Purple 
Producent: Deep Purple
Wytwórnia: Harvest
Długość: 10:18






 
Jon Lord, Ian Paice, Ian Gillan, Ritchie Blackmore, Roger Glover
Obsada:
Ian Gillan: wokal
Ritchie Blackmore: gitara prowadząca 
Jon Lord: instrumenty klawiszowe (organy)
Roger Glover: gitara basowa
Ian Paice: perkusja




Kamień milowy muzyki rockowej. Kompozycja wszystkich pięciu członków zespołu. Muzycy Głębokiej Purpury nigdy nie ukrywali, że numer ich powstał pod wpływem piosenki 'Bombay Calling' (w clipie na dle) amerykańskiej grupy It's A Beautiful Day, z którą kiedyś wspólnie koncertowali w Ameryce
JON LORD(1941-2002): Mieli kawałek 'Bombay Calling', który bardzo nam się podobał, bo był dość szybki w porównaniu do innych kawałków zespołów z zachodniego wybrzeża. David LaFlamme grał w tej świetnej grupie na elektrycznych skrzypcach (It's A Beautiful Day - na zdjęciu obok). Byliśmy w sali prób w Hanwell w zachodnim Londynie zaraz po dołączeniu Iana Gillana. Jamowaliśmy na bazie różnych pomysłów, gdy Ritchie zapytał, czy pamiętamy utwór 'Bombay Calling', i powiedział, że moglibyśmy go nagrać. My na to: "Nieee, teraz powinien powstać album z materiałem autorskim". Zacząłem więc grać 'Bombay Calling', ale o wiele wolniej: pam, pam, pam, tu, tu, tuuu.... 
Ritchie powiedział, że w wolnej wersji brzmi całkiem dobrze... Zacząłem  improwizować prawą ręką niby-wschodnią melodię, zespół dołączył do mnie. W naturalny sposób zaczęło to narastać. Ian zaczął od niesamowitego, delikatnego głosu, przeszedł w średni poziom krzyku a potem w zadziwiającą górę zaśpiewaną pełnym głosem. Wywoływało to dosłownie ciarki na plecach, magiczna chwila. Przerwaliśmy grać i popatrzyliśmy na siebie. Poszło świetnie.
Ian Gillan i Ritchie Blackmore
IAN GILLAN: To było całkowicie spontaniczne, bez przygotowanego wcześniej konceptu, a w trakcie rozwijania utworu, z niewielkim udziałem ciasnych spodni, odkryłem ten krzyk. Zaśpiewanie "Child In Time" jest dla mnie trudne po dziś dzień. Tempo i moc wykonania może być koszmarem, jeśli nie jestem we właściwym nastroju.


Utwór powstał jako protest song przeciwko wojnie w Wietnamie jeszcze w 1969 roku, epoce flower-power, dzieci kwiatów, długim Lecie Miłości, okresie kontestacji przez młodych wszystkiego, zwłaszcza uwikłania się Zachodu (USA) w wojnę w dalekiej Azji. Deep Purple poza niewielkim sukcesem swego pierwszego singla, zatytułowanego "Hush" byli prawie nieznanym zespołem. To miało się zmienić po wydaniu albumu "Deep Purple In Rock", z którego wykrojono dwa  single. Najpierw "Black Knight" (nr 2 w Wielkiej Brytanii, na drugiej stronie zespól umieścił przebojowego"Speed King"), potem w wyniku zaobserwowania ogromnej popularności na koncertach "Child In Time" (piosenkę podzielono na dwie strony płytki).
IAN GILLAN: Są dwie strony tej piosenki - muzyczna i liryczna. Muzyczna została oparta na piosence "Bombay Calling" zespołu o nazwie It's A Beautiful Day. Gdy Jon to zagrał na klawiszach brzmiało tak świeżo i oryginalnie. Brzmiało dobrze więc zaczęliśmy jamowac wokół tego motywu, coś tam trochę zmieniając i robiąc coś nowego. Ja wtedy nie znałem oryginalnego nagrania 'Bombay Calling'... Napisałem linię 'Sweet child in time' Tak pojawił się tekst. partie Jona i Ritchiego przygotowywali swoje partie. Piosenka w zasadzie powstała spontanicznie, odzwierciedla nastrój chwili i dlatego zyskała taką popularność. 

Podobno po dziś dzień Ian Gillan zastanawia się jak mogło dojść do powstania tego tak tajemniczego tytułu: "Dziecko w czasie". Nie pamięta dokładnie, ale podkreśla, ze nie o to mu chodziło. Że to kwestia interpunkcji. Miał na myśli słowa "Drogie dziecko" (Sweet Child). Tu powinien być przecinek lub następna linijka: Nadejdzie czas, gdy ujrzysz linię/linię oddzielającą/ dobro od zła. Być może sprawcą zamieszania był ktoś z wytwórni płytowej.
  Tekst utworu/ Słowa o ślepcu strzelającym do świata (See the blind man shooting at the world) muszą być odczytywane w kontekście historycznym, gdy trwał, jak wspomniałem już wyżej , angażujący młodzież protest przeciwko wojnie w Wietnamie. 
GILLAN: Jest to utwór o głupocie, jest to utwór o zaślepieniu przywódców świata. Użyłem eufemizmu, mówiąc o "ślepcu". Miałem na myśli tych, którzy z zamkniętymi oczami są gotowi rozstrzelać świat - dla nich jednostka zupełnie się nie liczy. A powołują się na ideologie, które są zupełnym szaleństwem. Podjąłem ten temat jeszcze raz, kilka lat później w utworze "Mutually Assured Destruction". Chodziło o głupotę... Wiem, że także tam (muzyk odpowiada o popularność zespołu za Żelazną Kurtyną w latach 70-tych i 80-tych) wiele osób z mojej generacji, które dorastały przy muzyce Deep Purple, miało bardzo szczególny stosunek do "Child In Time". Tak więc ten utwór zajmuje szczególne miejsce w naszym dorobku.








Sweet child in time, you'll see the line
Line that's drawn between the good and the bad
See the blind man shooting at the world
Bullets flying, ooh taking toll
If you've been bad - Oh Lord I bet you have
And you've not been hit oh by flying lead
You'd better close your eyes, aahaouho bow your head
Wait for the ricochet

Ooo-ooo-ooo-ooo..
Ooo-ooo-ooo-ooo..
Aaa-aaa-aaa..
Oh, I wanna hear you sing..
Aaa-aaa-aaa..
Oaoh..
AAA-AAA-AAA!!
AAA-AAA-AAA!!


Sweet child in time, you'll see the line
Line that's drawn between the good and the bad
See the blind man shooting at the world
Bullets flying, mm taking toll
If you've been bad - Lord I bet you have
And you've not been hit oh by flying lead
You'd better close your eyes, aahaao bow your head
Wait for the ricochet

Ooo-ooo-ooo-ooo..
Ooo-ooo-ooo-ooo.. Aaa-aaa-aaa..
Oh, I gotta hear you sing..
Aaa-aaa-aaa..
Oaoh.. AAA-AAA-AAA!!
Oh..
AAA-AAA-AAA!!

Oh..god oh no..oh god no..oh..ah..no ah..AAh..oh..AAWAAH!!..oh




W przygotowaniu tekstu jak zawsze korzystałem z wielu źródeł. Na początku tworzenia blogu zaniechałem tego (szkoda), dzisiaj nie zawsze jestem w stanie podać dokładnych źródeł. W powstaniu tekstu 'Child In Time' sporo pomógł mi artykuł poświęcony temu wspaniałemu utworowi pióra Bartka Koziczyńskiego, zamieszczony, jakżeby nie, w magazynie 'Teraz Rock'.









43. MTW: THE BEATLES - "Because"


Album: Abbey Road
Roboczy tytuł: 
Kompozycja: Lennon (100%) & McCartney
Napisana: lipiec 1967
Wydany: na albumie: 26 września 1969(UK), 1 listopada 1969 (USA) 
Nagrywana:1,4 sierpnia 1969 (Studio 2),  5 sierpnia 1969 (Studio 2 i 3, oraz 'room' 43)
Miksowana:12 sierpnia 1969 (Studio 2) Two)
Wytwórnia: Apple
Producent: George Martin
Inżynier: Phil McDonald, Geoff Emerick
Asystenci inżynierów: John Kurlander
Podejścia:  23
Długość: 2:46


Obsada:
JOHN: wokal główny i chórki, gitara rytmiczna (1965 Epiphone ES- 230TD Casino)
GEORGE: chórki,  syntezator Mooga (1967 Moog IIIp)
PAUL: chórki, gitara basowa (1964 Rickenbacker 4001 S )  
RINGO: nagranie bez perkusji, uczestniczył "duchowo" ;)
GEORGE MARTIN: Elektryczne harmonium (Baldwin Combo CW-8-S)



Arcydzieło wokalne Wspaniałej Czwórki. Tak samo nagrywanie kompozycji Lennona wspomina ich inżynier dźwiękowy studia Abbey Road, uczestniczący w większości nagrań zespołu:
GEOFF EMERICK: Tego dnia ujrzałem czterech Beatlesów na swoim najwyższym poziomie, od wszystkich biła maksymalna, stuprocentowa koncentracja - nawet Ringo, siedział z zamkniętymi oczami, milczący, wspierający w myślach swoich trzech kolegów do jak najlepszego wykonania utworu. Wszyscy pracowali w tandemie. Był to mocny, surowy przykład wspólnej, zespołowej współpracy, której tak brakowało od lat. Kusząca myśl to taka, co The Beatles mogliby jeszcze razem osiągnąć, gdyby tylko udało im się schwytać oraz utrzymać tego ducha jeszcze trochę dłużej. 


 

 Więcej o piosence na blogu o The Beatles






-