Pierwszy turniej ATP-1000 w tym roku na kortach Indian Wells dla Novaka Djokovica (zmiótł w finale Milosa Raonica) oraz dla ... Białorusinki Victorii Azarenki. O ile zwycięstwo Serba nie jest żadnym zaskoczeniem, to już przegrana Sereny Williams owszem.
Po dwóch setach wygranych w tie-breakach z Francuzem Tsongą, spodziewałem się, że Serb będzie miał więcej trudności i w półfinale z Rafą Nadalem (walka tylko w 1-szym secie) oraz w finale, z grającym swój tenis życia Kanadyjczykiem Raonicem (posiadaczem jednego z najszybszych serwisów na świecie). Nic z tych rzeczy. Po zwycięstwie Djoko umocnił się na pozycji lidera rankingu ATP z tak kolosalną przewagą (prawie dwukrotnie więcej niż drugi w zestawieniu Szkot Andy Murray), że nie przypominam sobie, by taka sytuacja miała wcześniej miejsce. Abstrahując od genialnej przez cały czas gry Novaka, to jednocześnie splot pewnych okoliczności. Kontuzje Rafy, częsta nieobecność na niektórych turniejach oszczędzającego siły 34 latka Federera czy nawet Murray'a i Wawrinki. Serb gra w każdym najważniejszym turnieju na świecie i oczywiście wygrywa. Cóż, jak napisałem tutaj nieraz, Novak jest tylko jeden. Jeśli ktoś w obecnej dobie tenisa może zdobyć klasycznego Wielkiego Szlema to tylko on. Ma już jedną lewę, Australian Open. Najbliższa, kolejna zaczyna się w połowie maja w Paryżu i korty Rolanda Garrosa to jedyny turniej Wielkiego Szlema, którego puchar nie stoi w kolekcji Novaka w rodzinnym Belgradzie. Rok temu było blisko, ale prawdopodobnie swój najlepszy mecz w życiu zagrał Stan Wawrinka. Stawiam jednak, że w tym roku Serb zdobędzie Paryż. Ale mimo wszystko tenis Serba widowiskowo nie porywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz