Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

Po premierze filmu (24.09.2014)

Tak, magia The Beatles wciąż działa.Absolutnie to stwierdzam po obejrzeniu wczorajszej premiery 'odnowionej' wersji filmu w Polsce. Wrażenia? Mógłbym krótko odpowiedzieć, że każde obcowanie ze Wspaniałą Czwórką, oglądanie na olbrzymich ekranach pięknych twarzy George'a,  Johna i pozostałej dwójki to dla każdego - nie tylko dla takiego fana jak ja - ogromne przeżycie. Ale mam też inne niestety wrażenia. Spróbuję się z nimi krótko podzielić. Kibic jadący na mecz Barcelony chce obejrzeć ukochaną drużynę ale oczywiście przede wszystkim genialnego Messiego. Gdy Messi zacznie już grać w jakimś innym klubie, np. w paryskim PSG (właściciele klubu są szejkami, myślą o tym, więc nie jest to tam nieprawdopodobne, o ile sam piłkarz się zgodzi, co jest wątpliwe), chęć obejrzenia go będzie wśród fanów nadal wielka ale ... 
Otóż ja wczoraj chciałem zobaczyć Messiego w koszulce FC Barcelona i może zbyt mocno się na to nastawiłem i przyznaję, że nie przygotowałem się do tej premiery tak jak powinienem, podobnie jak z poprzednim postem. Dlaczego. Bo film 'A Hard Day's Night' był czarno-biały a dźwięk... Zobaczyłem wczoraj Barcelonę ale bez Leo. Kapitalnie podrasowany cyfrowo obraz prezentował się na ekranie fantastycznie, ale ja czekałem - niepotrzebnie, przyznaję - na kolor. 

Wspomniany dźwięk także był daleki od tego czego oczekiwałem - znowu niepotrzebnie, kolejna mea culpa. Gil, syn George Martina, odpowiadający za dźwięk 'nowego' filmu, zremasterował go ale nie w sposób, jaki słyszymy choćby na albumie 'A Hard Day's Night' z 2009 roku, ale w sposób jak najbardziej zbliżony do tego oryginalnego w 1964. Tak więc mimo przestrzeni systemu 'surround w 5.1 dźwięk nie otacza nas jak w dowolnym filmie, jakie oglądamy w multikinach ale płynie z ekranu, z wyczuwalnym nawet lekko słabym efektem stereo. Cofając się w czasie do 1964 roku, dźwięk nie odbiega specjalnie - choć jest oczywiście wspaniały -  od tego jaki słyszeli widzowie brytyjskiej premiery w 1964 roku  i chyba bardzo dobrze. Tak, napiszę, że bardzo dobrze, bo zupełnie możliwe, że gdyby uderzyły we mnie dźwięki jakże dobrze znanych mi przebojów zespołu z każdego zakątka sali kinowej, jak to jest w zwyczaju w takich kinach, wrażenie byłoby lekko odmienne. Tak jak do super nowoczesnego salonu z futurystycznymi meblami, wstawić np. stylowy barokowy, ręcznie, kunsztownie rzeźbiony sekretarzyk. 
Znakomicie przetworzony cyfrowo obraz, idealnej naprawdę jakości, był przecież dla każdego widza TYLKO obrazem filmowym z 1964 roku, dźwięk nie mógł tego zakłócać. O ile podobają nam się zremasterowane albumy z 2009, wersje stereo monofonicznych nagrań zespołu, to w przypadku filmu sprawa przestawia się inaczej. Film jako całość, obraz plus dźwięk, przeniósł mnie do Anglii z 1964 roku, w czasy szczytowej Beatlemanii. Niczego nie zakłócił i chyba jestem za to twórcom filmu wdzięczny. Kolorowa wersja pewnie już jest gdzieś gotowa (skoro u nas poradzono sobie udanie z 'Samymi Swoimi') i czekam oczywiście na nią z niecierpliwością ale szczęśliwy z wczorajszej premiery.     Ostatnie wrażenie, nie wszystkie dowcipy filmowe bawią, te, w których nie uczestniczą Beatlesi najmniej. Ale jak wiemy dla Brytyjczyków ten film to doskonały dokument tamtych czasów, tamtej Anglii i epoki. Wrażenie na mnie po raz kolejny zrobiła ta scena,w której Norman Rossington, grający menadżera zespołu, ciągle narzekającego na 'niegrzecznego' Lennona, że kiedyś go zabije.   Siedziałem - jak wszyscy na sali do samego końca, nikt nie wychodził wcześniej. W końcowej czołówce filmu nadal niestety umieszczony był napis (zgodnie z wersją z 1964 roku), że autorami wszystkich piosenek są Lennon i McCartney, choć jak wiemy wykorzystano w filmie piosenkę Harrisona 'Don't Bother Me'.




Muzyczny blog  Historia The Beatles  Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz