Kilka faktów.
Dziewiętnasty kolejny album dinozaurów i prekursorów metalu, pierwszy studyjny
od 1995 roku. Trzech ponownie muzyków z pierwotnego, najsłynniejszego składu,
tylko bez Billa Warda, którego na bębnach zastąpił Tommy Clufetos z
zespołu Ozzy'ego na aktualnej trasie ale przede wszystkim Brad Wilk w czasie
nagrywania tego albumu, muzyk znany przede wszystkim z gry w innych kapelach jak
Rage Against The Machine i Audioslave. Ale przede wszystkim w zespole są głos
czyli Ozzy Osbourne, bas czyli Geezer Butler oraz lider czyli Tony Iommi.
Black Sabbath to
kultowa kapela bez dwóch zdań, choć w USA większą karierę zrobił wokalista. Ozzy
do tego stopnia był tam popularny, że MTV nakręciła swoisty program w typu Big
Brothera, podglądający na co dzień życie pokręconej rodzinki „szalonego”
wokalisty zespołu, który akurat w tej serii dziwnych filmików był wyciszony i
oddalony, schowany w tle, moim zdaniem zawsze naćpany. Tony „obijał” się przez
te wszystkie lata kontestując popularność macierzystego zespołu w różnych
superbandach, ale nie jako członek line-up ale gościnnie zaproszony gość.
Występował z przeróżnymi gwiazdami rocka jak choćby z Def Leppard, nieodmiennie
ubrany tak samo, na czarno, złowieszczym srebrnym krzyżem na piersiach (krzyż
klasyczny, nie żaden odwrócony z szatanologii). I jak zawsze pierwsze,
momentalnie rozpoznawalne ciężkie riffy, dźwięki jego gitary witane były z
zachwytem. Nie będę opisywał historii tego zespołu, niespecjalnie byłem ich
fanem; słuchałem ich muzyki bo znajomi ściągali wtedy z zachodu tylko takie
płyty, od razu polubiłem inne bandy metalowe (wtedy to hard-rocka, heavy metalu)
jak Deep Purple, Zeppelini czy nawet Nazareth. Ale zawsze podobał mi się głos
Osbourne'a i niektóre kawałki kapeli, zwłaszcza najlepszy moim zdaniem ich numer
„National Acrobat” a tak dzisiaj zapomniany. „Paranoid” czy „Iron Man” ledwie
tolerowałem ale... Tolerowałem ich muzykę zawsze, to nie była kuźnia z
headbanging, ale ostra muzyka z pewnym hm... dostojeństwem, powagą, klasą. Ale
nie grałem w lidze metalu.. Ale czas zmienia wszystko. Nie żebym „dojrzał” do
nudnawej lekko dla mnie muzyki zespołu, po prostu nie jestem zwolennikiem
ciężkiego brzmienia, lubię np. tylko wybiórczo numery AC/DC czy Metalliki i by
polubić ciężki numer, muszę odnaleźć w nim ciekawą melodię. Np. znakomitą
melodię ma dla mnie hałaśliwy numer wspomnianej kapeli AC/DC „For Thouse About
To Rock (We Salute You)”. Ważnym jest zawsze fakt, gdy Legenda wydaje nową
płytę, tutaj legenda, która zakończyła działalność u szczytu popularności, sam
Iommi nie zepsuł sobie nazwiska nagrywaniem byle czego, a Ozzy to już całkowicie
stał się Superstar, choć zdaje się tak naprawdę to miał tylko jeden światowy
hit, oblegający swego czasu wszystkie listy przebojów na świecie. I to tylko w
duecie, z Litą Ford : 'If I Close my Eyes Forever'. Ale wszystkie albumy
Ozzy'ego sprzedawały się znakomicie, ja uwielbiam jego hity „I Just Want You”
czy „See You On The Other Side”, tych dwóch piosenek mógłbym słuchać
stale.
Butler, Wilk, Osbourne i Iommi. |
Czy nowy album Black
Sabbath jest hołdem sobie, swojej muzyce, fanom od rocka ? Hm... Słucham go od
dwóch dni. Czytam... Rick Rubin, mój ulubieniec ale w czasach współpracy z
Beastie Boys, z którymi popularyzował hip hop ale akcentując go metalowymi
gitarami.Lista późniejszych artystów, z którymi Rubin pracował przyprawia o
zawrót głowy: wspomniani Metallika czy Beasties ale nawet U2.Co wynikło ze
współpracy genialnego producenta i ikony dawnego heavy rocka ? Jeśli Rubin
chciał zmienić Black Sabbath by brzmieli dzisiaj inaczej to zdecydowanie mu się
nie udało, jeśli chciał zachować ich styl, brzmienie i „podrasować” nie psując
dawnego soundu to mu się udało. Nowa płyta to jakby kolejna płyta zespołu,
ciężko nawet byłoby mi ją osadzić między którymiś albumami w ich bogatej
dyskografii. Aż takim fanem grupy o czym wspominam drugi raz nie jestem, nie
byłem i także nie będę.Nie dlatego, że płyta jest zła, po 15 minutach łomotu
męczy mnie każda płyta metalowa, choć tutaj jest mniej łupaniny i pompatyczne,
prawie dostojne riffy Iommiego budzą nostalgię za dawnymi czasami, zwłaszcza za
czasami, że każda muzyka z Zachodu była dobra, bo ...takiej u nas nie było.
Powstawały szybko zespoły naśladujące Beatlesów, Stonesów, bluesowe, ale kiedy
pojawił się pierwszy zespół polski grający hard rocka ?
Black Sabbath 36 lat wcześniej, pierwsza 3 z lewej wciąż w składzie |
Czy to początek końca
(zespołu?,wspólnego grania?) czy też koniec początku (reaktywacji zespołu już na
serio?) jak śpiewa Ozzy w otwierającym płytę numerze? Nie wiem, przypuszczalnie
nawet muzycy tego nie wiedzą. Jak się przyjęła płyta na świecie. Na stronie
oficjalnej Billboardu podano informację, że może to być pierwszy numer 1 zespołu
na liście TOP200 amerykańskiego magazynu. Najbliższe notowanie 19 czerwca,
zobaczymy.
1. End of the
Beginning
2. God is
Dead?
3. Loner
4.
Zeitgeist
5. Age of
Reason
6. Live
Forever
7. Damaged
Soul
8 Dear
Father
End of the Beginning
*** Music blog *** Muzyczny blog *** Mój Top Wszechczasów ***
TOP Best Songs - ever
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
TOP Best Songs - ever
BEST ALBUMS - EVER, BEST SONG - EVER
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz