Album: “Slang” 1996
Def Leppard zachwycili świat grając staranny popowy rock starannie zaaranżowany na wiele gitar, chórki I perfekcyjna produkcję. Ich albumy od początku kariery naładowane są melodyjnym przebojami. Lenny, lider z Motorhead napisał, że Defów może słuchać tylko przez 5 minut , później są już za słodcy. Dla niego oczywiście i trudno się dziwić słowom członka zespołu grającego rock przypominający warkot traktora. Urzekła mnie „Hysteria”, do dzisiaj jedne z lepiej się sprzedających się albumów w historii rocka, następne albumy (mimo dojścia nowego gitarzysty w miejsce zmarłego od narkotyków i alkoholu – która to już postać zabrana z rocka w ten sposób?) utrzymane były w podobny tonie choć może z mniejszą ilością hitów. I w 1996 roku zespół nagrywa „Slang”, album z brudnymi, przesterowanymi gitarami, ścianą dźwięku jakze odmienną od tego do czego przyzwyczaił swoich fanów. Przyznaję, że usłyszawszy po raz pierwszy album poczułem jak opadła mi szczęka. Gdzie się podziali moi ulubieni Deflepardowcy z np. ostatniej przed albumem pięknej ballady „When Love And Hate Coolide” ? Ale nie zrażałem się i płyta była non-stop w odtwarzaczu. Pokochałem z tego albumu właśnie „All I Want Is Everything”, najbardziej zbliżona w swej melodyce i wokalu do dawnych przebojów, dowodząca, że członkowie bandu nie zatracili umiejętności komponowania miłych dla ucha melodii ale piosenka podoba mi się także ze względu na inne niż dotychczas gitary, ten właśnie zmieniony , nieczysty dźwięk, chropowaty i jak wspomniałem już raz – brudny. Cały album po kilkukrotnym przesłuchaniu podobał mi się coraz bardziej i jest jednym z nielicznych, który poprzez swoją różnorodność i trudniejszy niż zazwyczaj repertuar wytrzymuje próbę czasu i o dziwo wracam do niego z albumów DF najczęściej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz