Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

20. MTW: FRANK SINATRA - "My Way"

Singiel, 1968
Strona B: "Blue Lace"
Album: "My Way"  
Kompozycja: Giles Thibault & Jacques Revaus, ang. słowa: Paul Anka Producent: Sonny Burke
Długość: 4:35
Wytwórnia: Reprise







Dla mnie największy przebój "Błękitnookiego" (Blue-eyed, Baby Blue Eyes - to przydomki bohatera niniejszego postu). Obok jego "New York, New York" absolutny klasyk amerykańskiej, klasycznej muzyki rozrywkowej. Z pewnością znalezienie się tej piosenki na mojej liście All-Time Hits aż tak wysoko, może niektórych czytelników tego bloga zaskoczyć. U fana The Beatles i Pink Floydów Sinatra ???
Cóż, wychowałem się na tej piosence. Gdzieś ją zawsze miałem w głowie, jako pamiątkę z lat dziecięcych, obok filmów z Flipem i Flapem czy filmami z Fredem Astaire. Także westernów czy produkcji Disney'a. Do The Beatles i Pink Floydów dorastałem. I co ciekawe, gdy Frank nagrał swój największy hit, kariera The Beatles powoli się kończyła. Myślę, że w 1968 roku wszyscy wiedzieli, że dni Fab Four są policzone. I warto bym tutaj dodał, że Frank Sinatra był pierwszym muzykiem, na punkcie którego. może nie było aż takiego szaleństwa jak w czasach Beatlemanii, czy wcześniej szaleństwie za Elvisem, ale po raz pierwszy odnotowywano aż tak zbiorowe uwielbienie, łącznie z mokrymi majteczkami, pozostawianymi przez kobiety po koncertach. Wcześniej podobnym uwielbieniem całej Ameryki, szczególnie wśród kobiet, cieszył się chyba tylko Rudolf Valentino, gwiazda niemego kina. 
I mam tutaj na myśli naprawdę takie szaleństwo, może w okrojonej skali, dopasowanej do swoich czasów, jakie widzimy na kronikach Beatlemanii, Elvisomanii czy nawet zbiorowego bzika młodych ludzi na punkcie Michaela Jacksona. Frank był tym pierwszym, który posiadł rząd dusz kobiecej, choć nie tylko, Ameryki. I nieważne, że popularność podobno zdobył, czy raczej na nowo odzyskał, jak to zasugerowano w pierwszej części filmu "Godfather" (Ojciec chrzestny), dzięki wsparciu mafii i udziałowi w filmie "From Here To Eternity" (Stąd do wieczności), kolejnym moim ulubionym filmie (książce też) z lat młodzieńczych.


Sinatra,  prawie od samego początku kariery zaliczał się do grona panteonu megagwiazd, nazywanego przeze mnie na własny użytek jako "Gwiazdy z Las Vegas". Czyli bardzo eleganckich, bogatych, w smokingach, frakach, zapełniających ogromne sale koncertowe, zawsze śpiewających z orkiestrą. Zawsze otoczonych wianuszkiem pięknych kobiet, z kilkoma żonami na koncie, często filmami z Hollywood. Do Olimpu Gwiazd, który skradł wracającego z wojska Presley'a, którego już nigdy nie oddał. John Lennon miał powiedzieć wtedy, że Elvisowi w wojsku "wyrwano jaja". I Elvis początkowo znakomicie się odnalazł w tym towarzystwie, koncertując, występując w TV obok Sinatry, czy innych tego typu gwiazd, jak choćby Dean Martin czy Sammy Davis Junior. Sinatra potrafił w tym świecie przeżyć wspaniałe życie, pełne romansów, ślubów, rozwodów, wzlotów i niewielkich upadków, bo zawsze będącym na szczycie. Jak skończył Elvis, wiemy wszyscy.


  Sinatra zbył znakomitym odtwórcą piosenek, podobnie jak wspomniany Elvis. Nie zanotowali obaj żadnego przeboju napisanego czy skomponowanego przez siebie. Zresztą Takie były czasy, gdzie komponowali inni, zawodowi twórcy piosenek. Ten schemat dopiero złamali John Lennon i Paul McCartney, czyli The Beatles, śpiewający własne przeboje. Omawiana dzisiaj piosenka nie wyszła jednak spod pióra zawodowców na Tin Pan Alley czy z innego miejsca Ameryki. To piosenka napisana przez parę Francuzów, wymienionych w stopce, w 1967 roku, zaśpiewana przez znanego wówczas piosenkarza, Claude'a Francois: "Comme d'habitude" (Jak zwykle). Oryginał w clipie powyżej. I słuchając go z pewnością dojdziecie do takiego samego przekonania co ja, że dopiero Frank dał tej piosence siłę, choć nie tylko. Piosenka jest oczywiście wspaniale zaśpiewana, dobrze, bo nie rewelacyjnie zaaranżowana (Don Costa), ale jak dla mnie - może podobnie jest z niedawno zamieszczonym przebojem Dona McLeana, "American Pie" - o geniuszu, epickości tej piosenki decyduje jej tekst, napisany zresztą przez średniej klasy piosenkarza czy poety muzycznego, gwiazdki lat 50-60, Paula Anki,  Tak, tak, tego samego od "Diana", swojego największego, choć nie jedynego, przeboju z 1957 roku. Paul Anka  usłyszał piosenkę w czasie swoich wakacji we Francji.Wielki, dramatyczny, naprawdę epicki tekst o przemijaniu. Wydaje mi się, że gdy przeczytacie moje tłumaczenie (trochę się postarałem i nie słowo w słowo), to zrozumiecie, co mam na myśli.Dodam tylko, że tekst francuski opowiadał o kryzysach uczuciowych śpiewającego, nie tak dramatycznych jak w wersji angielskiej, ale z pewnością  'rozliczeniowy' tekst francuski mógł być podpowiedzią dla Paula Anki, w którą stronę zmierzać z własnym.
Bo piosenkę Sinatry zacząłem doceniać właśnie dużo później, gdy w którejś audycji, bodajże Wojciech Mann, opowiedział o niej. A w owym czasie straciłem w rodzinie kogoś bardzo bliskiego i ta piosenka jakoś tak została ze mną na zawsze, w tamtym okresie pełnym bólu. Zwrot "My Way" jest bardzo szerokim zwrotem. Sam tytuł może oznaczać: "Moje życie na moich warunkach", "Mój sposób życia", "Moja recepta na życie", gdyż głównym wersem, przebijającym się z piosenki jest ten "I did it my way" - robiłem (postępowałem)  to po swojemu, robiłem to na mój własny sposób, żyłem według własnych zasad.  
Nie wiem na ile to jest prawda, ale co ciekawe, Sinatra miał nienawidzić piosenki, która przecież stała się jego wizytówką. Kiedyś opisał ją jako "huczna pop piosenka Paula Anki, która stała się prawie hymnem narodowym". Córka muzyka, Tina wspominała w 200o roku (dwa lata po śmierci ojca), że ojciec uważał piosenkę za "samograja" oraz w swoim tekście, za zbyt pobłażliwą wobec głównego bohatera. Ale miała przylec do niego jak guma do żucia do podeszwy buta, więc nie umiał się jej pozbyć. Sinatrze także miały się nie podobać banalne rymy napisane przez Ankę: losing/amusing, curtain/certain.
Wydaje się, że Sinatra, jak mało kto, rzeczywiście może traktować tekst piosenki jak swoją autobiografię, stąd zawsze ogromny aplauz i wzruszenie na widowni, gdy piosenkarz zaczynał ją śpiewać. Znacie piękną piosenkę "Dear Prudence" Johna Lennona i The Beatles ? Poświęcona Prudence Farrow, z którą Beatlesi na początku roku 1968 medytowali przez kilkanascie tygodni w Indiach. Prudence to siostra Mii Farrow, gwiazdy filmu "Rosemary's Baby" Romana Polańskiego. Jednej z żon Franka Sinatry.
W Stanach Zjednoczonych, w roku, w którym się ukazała, piosenka nie zdobyła szczególnej popularności, bo tylko 27 miejsce na liście Billboardu, za to bardzo podobała się w Wielkiej Brytanii, pojawiający się na listach przebojów kilka razy w okresie 1970-1976. Brak komercyjnego sukcesu w 1968 takiej piosenki jak ta nie powinien dziwić. Królowali jak zawsze The Beatles z 'Białym Albumem', wciąż trwała epoka dzieci-kwiatów, Scotta McKenziego i jego "San Francisco". Czemu w Zjednoczonym Królestwie tak? Bo zawsze Europa, w tym UK zapatrzona była w mit gwiazd z Hollywood i tego wszystkiego, co symbolizował Sinatra.

Frank Sinatra i druga z jego ośmiu żon, wielka gwiazda Hollywood, Ava Gardner. Z jej utratą podobno nigdy się nie pogodził. 

W Wielkiej Brytanii piosenka Sinatry to dzisiaj najczęściej wykorzystywany utwór w ceremoniach ... pogrzebowych. Pod koniec swojego życia (w 1977)  dodał piosenkę do swojego repertuaru scenicznego Elvis, a dwa lata później, na kilka miesięcy przed swoją tragiczną śmierci tragiczna postać punk -rocka,  basista Sex Pistols, legendarny Sid Vicious.


And now, the end is near
And so I face the final curtain
My friend, I'll say it clear
I'll state my case, of which I'm certain
I've lived a life that's full
I traveled each and every highway
And more, much more than this, I did it my way

Regrets, I've had a few
But then again, too few to mention
I did what I had to do and saw it through without exemption
I planned each charted course, each careful step along the byway
And more, much more than this, I did it my way

Yes, there were times, I'm sure you knew
When I bit off more than I could chew
But through it all, when there was doubt
I ate it up and spit it out
I faced it all and I stood tall and did it my way

I've loved, I've laughed and cried
I've had my fill, my share of losing
And now, as tears subside, I find it all so amusing
To think I did all that
And may I say, not in a shy way
Oh, no, oh, no, not me, I did it my way

For what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught
To say the things he truly feels and not the words of one who kneels
The record shows I took the blows and did it my way

1968. George Harrison wraz z Patti Boyd (parze towarzyszy Mal Evans) odwiedzają Franka w siedzibie Reprise Records, która wydała album i singla "My Way". Rok później Sinatra określił piosenkę George'a "Something" z albumu "Abbey Road" mianem najpiękniejszej piosenki miłosnej XX wieku.


____
 
Teraz,gdy koniec już blisko 
 W obliczu opadającej, finalnej kurtyny
Mój przyjacielu, powiem Ci to wprost
 

Wyjawię jasno, to czego jestem pewien.
Przeżyłem czerpiąc z życia ile się dało,
Przemierzając wszystkie możliwe autostrady,
I jeszcze więcej. lecz  co najważniejsze
Zrobiłem to po swojemu

Miałem kilka powodów do skruchy
Może więcej, zbyt dużo  by je wszystkie wspominać
Robiłem to  co musiałem robić
I doprowadzałem wszystko bez wyjątku do końca,
Starannie planując wyznaczone sobie cele,
Każdy nawet ostrożny krok na skróty
I co najważniejsze
Zrobiłem to po swojemu

Tak, bywały chwile,o których z pewnością wiedziałeś
W których może byłem zbyt zachłanny
Ale zawsze wtedy, gdy tylko naszły mnie wątpliwości
Rozsądek zwyciężał i rezygnowałem
Stawałem twarzą w twarz, bo miałem odwagę
by robić to po swojemu

Kochałem, śmiałem się i płakałem
Miałem swój udział we wszystkich stratach
Lecz dziś, gdy łzy obeschły
Wszystko to wydaje mi się zabawne
Bo myślę sobie, że wszystko to zrobiłem
I mogę wyznać to bez wstydu w stylu "Och nie, to nie ja,"
Bo żyłem tak jak ja chciałem

Bo kim jest człowiek, cóż w nim takiego jest?
Bo jeśli nie jest on sobą, jest przecież niczym
Jeśli nie mówi tego co naprawdę czuje,
Nie słowa klęczącego na kolanach
Cóż, widać,że dostawałem też w życiu lanie, 
Ale wszystko odbywało się na moich warunkach...

Tak, robiłem zawsze wszystko "my way"

To była "moja droga"...

1 komentarz: