Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

BILL PAXTON ODCHODZI...


25 lutego 2017 i Bardzo lubiłem tego aktora, stąd nie mogłem zignorować posta o nim, jego jakże niespodziewanej śmierci.. Paskudnie się zaczyna 2017. Aktor może nie pierwszej ligi z Hollywood ale tuż za nią. Filmografia aktora jest imponująca, wymienię kilka: Obcy (II), Apollo 13, Predator (2), Tombstone, fantastyczny epizod w True Lies (komedia z Arnim), U-571. Wiele wiele innych plus kultowa rola w epickim miniserialu Hatfield & McCoys (z Kevinem Costnerem). Dwie wypowiedzi aktorów, którzy z nim grali:
Tom Hanks: Bill był po prostu wspaniałym człowiekiem. Cudownym człowiekiem...
Jamie Lee Curtis: Nieeee. Bill odszedł. Jakimże był kochanym, uroczym, utalentowanym człowiekiem.

________________


SONG(s) 4 2 DAY: Guns Of Brixton (2x)




THE CLASH - Guns Of Brixton
1979
CYPRESS HILL - What's Your Number
2004

Dwie znakomite piosenki. Jedna to wielki przebój The Clash z ich legendarnego albumu "London Callings" z 1979 roku, jedna z nielicznych wykreowana przez basistę kapeli, także przez niego zaśpiewana -  Paula Simonona (na zdjęciu na pierwszym planie). Druga to hip-hopowy przebój amerykańskich raperów z Cypress Hill z gościnnym udziałem Tima Amstronga, zbudowana na ścieżce dźwiękowej (samplu) przeboju The Clash. Przebój Clash to społeczna opowieść o życiu w Brixton w południowym Londynie.W latach 70-tych lepiej było tam się nie zapuszczać bez specjalnego powodu. Brixton zamieszkiwali biedni Anglicy plus emigranci, w tym z Jamajki. Bohater piosenki zanapda na bank, "łapią go z bronią w ręku", "musi się pożegnać ze słońcem Brixton". Tekst prosty ale bardzo wymowny w przekazie. No i ta wspaniała linia basu, specyficzny 'angolski' akcent plus gitary reggae. Muzycy zespołu wychowywali się słuchając angielskiej muzyki rockowej z płyt, w telewizorach, na ulicy słuchając ulicznego reggae granego przez emigrantów. 
Wszystkie przeboje Clash firmował duet Jones-Strummer, Paulowi Simononowi w trakcie trwania wielkiej kariery Clash trafiła się tylko ta perełka. 'Możesz mnie stłuc, stłamsić, zdusić, ale na koniec będziesz musiał posłuchać odpowiedzi strzelb z Brixton'. W utworze pierwsze skrzypce gra linia gitary basowej. Reggae-rock a la The Clash. Piosenka nie została wydana na singlu ale stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych, znanych numerów klasyków punk rocka. Klasyk muzyki rockowej!

Cypress Hill napisali do podkładu z 'Guns Of Brixton' ironiczny tekst o balangach, podbojach dyskotekowych, no i panienkach. Świat raperów, panienek szukających okazji poznania kogoś ustawionego, nie przyznających się jednak do tego. Wszak Tupac z Dr Dre śpiewali w 'California Love', że w Kalifornii wiedzą jak się bawić. Wie o tym bohater piosenki (i bohaterka). Dziewczyna wzbrania się przed poznaniem kogoś niestosownego dla niego, szuka kogoś na serio, poważnego, ułożonego, należy do tych, których bardzo trudno zdobyć nawet numer telefonu. Dla bohatera piosenki to oczywiste wyzwanie. Wszak uważa, że wszystkie dziewczyny są takie same. Pod koniec wieczoru dziewczyna kończy na tylnej kanapie mercedesa faceta, mimo wcześniej deklarowanych obiekcji. Powód? "Oh my God you must be a famous rapper!". Wszystko jasne. Dwa znakomite numery. W fajnie zrealizowanym clipie zobaczymy między innymi Everlasta i Slasha z Guns'N'Roses.





When they kick at your front door
How you gonna come?
With your hands on your head
Or on the trigger of your gun

When the law break in
How you gonna go?
Shot down on the pavement
Or waiting on death row

You can crush us
You can bruise us
But you'll have to answer to
Oh, the guns of Brixton

The money feels good
And your life you like it well
But surely your time will come
As in heaven, as in hell

You see, he feels like Ivan
Born under the Brixton sun
His game is called survivin'
At the end of the harder they come

You know it means no mercy
They caught him with a gun
No need for the Black Maria
Goodbye to the Brixton sun

You can crush us
You can bruise us
Yes, even shoot us
But oh-the guns of Brixton

When they kick at your front door
How you gonna come?
With your hands on your head
Or on the trigger of your gun

You can crush us
You can bruise us
Yes, even shoot us
But oh-the guns of Brixton

Shot down on the pavement
Waiting in death row
His game is called survivin'
As in heaven as in hell

You can crush us
You can bruise us
But you'll have to answer to
Oh, the guns of Brixton 
Let's go

I met her a club, her friend liked me but she didn't
She noticed a lot of girls giving up their phone digits
She didn't wanna be one of those hoes
In clothes exploiting her body from head to toes
She had glossy lips she was swaying her hips
On the dance floor and every nigga's flashing her grip
Trying to impress her in vain she gave no play
Niggaz hit her up for numbers and she said no way
I thought to myself let it go and roll on, B
But like Smokey said she really had a hold on me
I couldn't stop staring I started to fantasize with her
Voices in my head said she's tantalizing ya
Even if I moved to the other side of the party
I had pictures in my head of her moving that body
I was beside myself with hunger pain
So I slowly walked over and I asked her name

  What's your name, what's your number?
I'd like to get to know you
Can we have a conversation?
The night is young, girl give me a chance! 


 She gave a smile but I got no answer though
I took a while before she gave a chance she's acting cold
I offered her a drink she turned me down blat
She said if you want my name you gotta do better than that
I said OK, now your shit don't stink
I'ma walk away only tried to buy you a drink
As I began to walk away she said I'm sorry for real
But every guy in the club tried slipping me pills
I don't trust guys each and every one will lie to you
I said I understand but it's not what I try to do
I wasn't even gonna come to your table
But if I didn't I knew that I'd regret it later
I go after what I want but I got class
For me no need to slip a pill if I want ass
She gave me a funny look I couldn't tell what it meant
She let her guard down and on our conversation went

She said I want a man with a plan and ambition
Not an immature nigga on a "pussy-hit mission"
I'm too good for that I have so much to offer
Got a good job working at my mom and dad's law firm
You got goals, that's what she asked
Yeah I wanna fill my home with platinum plaques
It takes hard work but you know it's coming after
She said 'oh my God you must be a famous rapper!'
I do all right but I'm never satisfied
I'm told when you still love what you do it never gets old
I strive for more but that's enough about me
Why don't we skip out the club and take a walk on the street
We slipped out of the club with no worries
Seems she wanted to get out in a hurry
We hung all night till we lost our friends
Till they caught us bangin in the back of a Benz 





******************

CHRIS MARTIN & GEORGE MICHAEL - 22.02.2017 BRIT AWARDS



Wzruszający moment tegorocznej gali Brits Awards, smutny, spodziewany. W tym roku wyjątkowo było kogo żegnać (David Bowie pośmiertnie został wybrany Brytyjskim Artystą Roku w kategorii męskiej, jego album "Blackstar" brytyjskim albumem roku). Lista winnerów tegorocznej gali znajdziecie tutajAle post jest najciekawszym chyba wydarzeniu na uroczystości. Wyjątkowo pięknie pożegnano Michaela. Zanim na scenę wkroczył lider Coldplay i wykonał (w duecie...) 'A Different Corner' (na ekranie mignie nam ... Prince zapowiadający George'a Michaela), zmarłego muzyka pożegnali Andrew Ridgeley, jego partner z duetu Wham! oraz wokalistki z duetu Pepsi and Shirley, duetu będącego częścią Wham! O ile w sieci pojawiły się komentarze, że śpiewowi Martina brakowało obecnej u George'a duszy, to dla mnie ta kompilacja - wykorzystana podobnie jak kiedyś czynili tak Bee Gees na koncercie, śpiewając wspólnie ze zmarłym Andy Gibbem  najmłodszym bratem, z kranu - bardzo się spodobała.


Andrew: W Dzień Świąt Bożego Narodzenia 2016, najwspanialszy wokalista, twórca piosenek swojej generacji, ikona swojej ery, mój ukochany przyjaciel, George Michael nas opuścił. Piękna świecąca supernowa zgasła a ja poczułem się jakby spadło na mnie niebo. A wszystko zaczęło się zwyczajnie. W 1975 byliśmy dwoma chłopcami, którym przyszło wspólnie dzielić podobne poczucie humoru, miłość do życia, muzyki, artystów, płyt, wspólne poczucie zrozumienia".
Pepsi (Helen DeMacgue):  Zawsze wiedzieliśmy, że przeznaczeniem George'a było stanie się gwiazdą, na jego własnych warunkach. Jego głos był oszałamiający, brzmiał perfekcyjnie a występy urzekające. George, Andrew, oraz Shirlie zmienili moje życie wybierając mnie bym dołączyła do Wham!"
 Shirlie (Shirley Holliman): Każdy kto poprosił George'a o pomoc otrzymywał ją zawsze. Był dla mnie jak brat i zawsze będę dumna z jego niesamowitych osiągnięć.


i wersja autorska w wykonaniu nieodżałowanego George'a































****









114. MTW: JOHN PORTER - "Life"

Album: "Helicopter", 1980
Kompozycja: John Porter
Wytwórnia: Pronit
Album nagrany w Studio Polskiego Radia w Opolu w dniach 10-13 grudnia 1979 r
Foto: Chris Saw.
Projekt: Wojtek Mazurek / Disco Frisco
Długość: 5:40
 K. Cwynar, J. Porter, A. Mrożek, L. Chalimoniuk



Obsada:
John Porter - śpiew, gitara akustyczna
Aleksander Mrożek - gitara
Kazimierz Cwynar - gitara basowa
Leszek Chalimoniuk - perkusja


"Helicopters", nagrywana w 1979, premiera w 1980. Czasami się zastanawiam gdzie byłaby polska muzyka rockowa gdyby nie ukazała się ta płyta? Na naszym rynku. Miernym, gdzie prym wiodły tylko dwie wytwórnie: Polskie Nagrania i Tonpress. Inne to były nisza. Chyba precyzyjniej byłoby spytać o to samo, gdyby w naszym kraju nie osiadł walijski muzyk John Porter, do dzisiaj w jakiś zadziwiający sposób zamiłowany w naszym kraju, w Warszawie. Po głośnym romansie, małżeństwie Johna z Anitą Lipnicką z pewnością każdy fan muzyki w naszym kraju już go zna. Szkoda, że przeważnie z tego powodu, gdyż John obecny jest na naszym rynku muzycznie cały czas od prawie 40 lat. Ale ogromną popularność ostatnimi czasy przyniósł mu związek z Anitą i wspólna z nią muzyka (kilka udanych przebojów). Czy przeciętny fan zna nagrania Portera solo? 




Nie jestem taki pewien jeśli chodzi już o piosenkę "Life" czy pierwszy wydany w naszym kraju album zespołu Johna Portera, wspomniany "Helicopters". Album wielki, kultowy, w naszym kraju legendarny. W owym czasie nagrany przez anglosaskiego muzyka, po angielsku, w naszym, zapyziałym, komunistycznym państewku.Do dzisiaj płyta wcale się nie zestarzała, to nadal dobrze zagrany, zaaranżowany, zaśpiewany rock. 
Album (dzisiaj niedoceniany niestety) przełomowy, ponadczasowy no i mający w sobie prawdziwe arcydzieło. "Life". Zanim przejdę do mego nr 114 Topu wspomnę, że słuchając całego albumu Johna można łatwo tam dojrzeć jego muzyczne fascynacje, od Beatlesów po popularny w owym czasie punk rock, skończywszy na Dire Straits, bo album Portera najbardziej przypomina wczesne dokonania Marka Knopflera. Wszystko podane w podobnej, szalenie smacznej przyprawie gitarowej.


John Porter to szalenie barwna postać. Ur. 1950, od 1976 w Polsce. Skończył politologię, został hippisem, pomieszkiwał w Berlinie, w Australii (u brata), włóczył się po całym świecie, żyje dzisiaj w Polsce, często bywa w Anglii. Jak sam mówi w wywiadach, w każdym miejscu gdzie jest w danej chwili pisze muzykę inaczej, inną, zawsze rockową. Wspomina: "Ja dopiero w Polsce zdałem sobie sprawę, że chcę być muzykiem, tutaj zacząłem tworzyć, stąd moja muzyka jest częściowo polska... Miałem opanowaną technikę gry bo od 6 roku życia uczyłem się gry na gitarze, sam. Tak jak przystało na szanującego się muzyka - vide Hendrix czy The Beatles - nie potrafiłem czytać z nut. Moim przewodnikiem w Polsce był Maciej Zembaty [nieżyjący już dziennikarz muzyczny, wielki fan i tłumacz poezji Leonarda Cohena], który poznał mnie z undergroundem, mnóstwem ciekawych ludzi. Miał w radiu audycję "Zgryz". Kiedyś zaproponował bym u niego coś zaśpiewał. Był to wtedy mój medialny debiut. Odzew był fajny. Wow! To mi dało wiarę w siebie. Zacząłem pisać utwory na album "Helicopters"
 Czy powstałyby takie zespoły jak Maanam, Perfect, dziesiątki innych bez Portera i jego muzyki? Pewnie tak, ale czy grałyby to co grały? Bo nagle John obudził we wszystkich nadzieję, kazał przełamywać kompleksy, pokazał że i nad Wisłą może powstawać wspaniała muzyka, że i tutaj mogą przyjeżdżać, emigrować i osiadać u nas prawdziwi artyści. I mimo dostępności zachodnich płyt u nas, pokazał jaki powinien być teraz rock. Wprost, nagrał fantastyczną płytę w kraju, który już wtedy pokochał (ożenił się z Polką). W katalogu niezwykłych, hołubionych przeze mnie płyt a w jakiś niepojęty sposób wydanych u nas, to właśnie płyta "Helicopter" plasuje się tuż obok Christie i albumu "Yellow River" czy płyty Omega w "blaszanej" okładce (miłe, udane niespodzianki naszych wydawców, które co prawda zaczęły pojawiać się coraz częściej).

 "Life". Jak wspomniałem arcydzieło, choć czytałem opinie o utworze, że jest na albumie tylko przerywnikiem, nie pasującym do całego klimatu albumu. Bzdura oczywiście. 
Miałem przyjemność oglądać kiedyś koncert Johna i miałem przyjemność przez chwilę z nim porozmawiać. Nie sam na sam. W przejściu, wśród wielu fanów. Powiedziałem mu, że po prostu ta płyta jest fantastyczna, że ją kocham. Chciałem nawet powiedzieć, że przede wszystkim dla "Life" ale muzyk mnie ubiegł. Usłyszał pytanie po angielsku, zwrócił na mnie uwagę.  Uśmiechając się spytał: Which song? Ja na to krótko: Life. On (śpiesząc się): Why? Odwracał się już  by wejść do swojej garderoby czy jakiegoś pomieszczenia (to był klub w Poznaniu, nie pamiętam już jego nazwy...) ale uśmiechnął się usłyszawszy moją odpowiedź. Pokiwał głową, skinął głową i rozdzieliły nas różni ludzie, on zniknął. Byłem wtedy, jak to młody facet, speszony rozmową z gwiazdą (co ciekawe, kojarzono go wtedy bardziej z tego, że był jednym ze współtwórców pierwszego składu Maanamu, który w tym czasie kiedy obejrzałem koncert Johna był polską megagwiazdą). Moja odpowiedź na pytanie Johna, dlaczego najbardziej podoba mi się "Life" była jednowyrazowa. Po angielsku. Zapewne odpowiedziałbym tak samo po polsku. Epic! Epicka! Bo to właśnie jest taki utwór. Epicki. Szlachetny. Pierwszej próby!  Diamentowy. Z fantastycznymi gitarowymi akordami, z perkusją pojawiającą się na chwilę w środku utworu by zaraz zniknąć, z magnetycznym głosem Johna, niespotykaną manierą i swobodą wokalną.  Z pewnością mógłby być wielkim przebojem Johna na Zachodzie. Przy słuchaniu "Life", co ostatnio ma miejsce bez przerwy, przypomina mi się fragment biografii Led Zeppelin 'Młot bogów" Stephena Davisa. Opisując największy song tej kapeli, "Schody do nieba" (Stairways To Heaven) Davis pisze (cytuję te słowa z pamięci): czy był w owym czasie inny jakiś utwór, przy którym już od jego pierwszych dźwięków publiczność milkła, wstawała z miejsc i wysłuchiwała go w milczeniu jak hymnu państwowego... Przy zachowaniu odpowiednich proporcji w naszych polskich realiach dla mnie takim utworem jest dla mnie "Life", choć z pewnością większe emocje wzbudzają u nas inne rockowe hymny jak 'Autobiografia' Perfectu czy 'Jolka' Budki Suflera. Zwróćcie jeszcze uwagę słuchając "Life" na produkcję. Utwór brzmi dzisiaj jakby został nagrany niedawno, podczas gdy dwa wspomniane wcześniej - choć nagrane po Porterze - dużo bardziej przestarzale. Niebawem na blogu oddzielny tekst o Johnie Porterze.

Have you had enough of changes
Have you had enough of changing
Like a bird you have flown through the shadows of
Your own forsaken hopes
You broke out, came to me
Trying

Through the mansions of the ‘watch –me- now’s’
You were bought, you were caught
You broke free, came to me
Flying

Life is for those to live
Life is for those to live

When you’ve had enough of fighting
When you’ve had enough, try smiling
Like a siren in a sailor’s dream
You touched the pure, the obscene
You broke out without doubst
Flying

As you walk down to the cafe to hear what your friends have to say
They are bored, ahhh but learning

Life is for those who live
Life is for those who live
Life is for those,life is for those
Life is for those who live



 
____________________

 MÓJ TOP WSZECH-CZASÓW '2016




***


SONG 4 2DAY: FLEETWOOD MAC - "Peacekeeper"





Singiel, 2003
Album: "Say You Will"
Kompozycja: Lindsey Buckingham
Producent: Lindsey Buckingham & John Shanks 
Wytwórnia: Warner Bros.
Długość: 4:12




Obsada:
    Lindsey Buckingham – wokal, gitary, instrumenty perkusyjne
    Stevie Nicks – wokal
    Mick Fleetwood – perkusja, instrumenty perkusyjne
    John McVie – gitara basowa
    Dodatkowo:    John Shanks –  klawisze



Odlotowy numer. Jak go posłuchacie z pewnością zaczniecie nucić w refrenie te takie frazowane w tle i jakże dodające uroku: oh,oh, oh, oh. Kompozycja Lindsey'a Buckinghama, wokal wspólnie ze Stevie Nicks. Z oryginalnego składu w zespole w czasie nagrywania albumu i tego utworu zabrakło Christine McVie ale dzisiaj Christine jest znowu w bandzie (od 2014) i twórcy wielkiego, jednego z najlepszych albumów w historii rocka, "Rumours" znowu razem - dodam, że od ok. 40 lat. Jedyny taki zespół na świeci, w którym w pewnym czasie występowały dwie pary małżeńska i prawie, potem dwie pary ex-partnerów. Wyjaśniam, Lindsey i Stevie byli w bardzo bliskim związku (na marginesie, Stevie romansowała także z Mickiem), Christine była żoną basisty zespołu, Johna. Obie pary rozstały się się ale nie przeszkodziło im to pracować nadal razem. Fajnie jakby zespół przyjechał do Polski. Jeden z ostatnich takich wielkich zespołów, wciąż w tym samym składzie. 
Omawiana piosenka nie jest żadnym z największych ani najbardziej znanych utworów zespołu. Jest w sam raz na tą chwilę, ponieważ jest to naprawdę song wyjątkowo piękny, energetyczny i wpadający w ucho. Napisał go Lindsey na swój solowy album jego wytwórnia dostrzegając ogromny potencjał w nim namówiła go na reaktywację (no tak, zespół często zawieszał działalność) zespołu i wydanie go na singlu pod szyldem kapeli. Ani album ani singiel nie zrobiły furory co nikogo nie zaskoczyło, z pewnością fani byli szczęśliwi, ja ogromnie. Dodam, że "Peacekeeper" to jedna z nielicznych piosenek (obok np. Monaco i "What Do Yoy Want From Me"), którą lubię mieć zawsze w aucie, na którejś ze składanek.






We make all of our suns the same
Every one will suffer the fire we've made
They all explode just the same
And there's no going back on the plans we've made

Peacekeeper take your time
Wait for the dark of night
Soon all the suns will rise
Peacekeeper don't tell why
Don't be afraid to fight
Love is the sweet surprise

Only creatures who are on their way
Ever poison their own well
But we still have time to hate
And there's still something we can sell

When the night is cold and still
When you thought you'd had your fill
Take all the time you will
This is not a test, it's not a drill
Take no prisoners, only kill

You know all of our friends are gods
And they all tell us how to paint our face
But there's only one brush we need
It's the one that never leaves a trace


When the night is cold and still
When you thought you'd had your fill
This is not a test, it's not a drill
Take no prisoners, only kill 

Mick Fleetwood, Stevie Nick, Lindsay Buckingham, John i Christine McVie '2014

Piękni i młodzi: John, Stevie, Mick, Christine i Lindsay
________________

No i na koniec jeszcze raz magiczne wykonanie piosenki, o której pisałem tutaj. Prince swoją pozycję genialnego mistrza gitary zdobył przede wszystkim dzięki piosence "Purple Rain", w którym zawarł wspaniałe solo na gitarze. Fleetwood Mac miało mnóstwo wielkich światowych przebojów i wydaje mi się, że gdyby na którymś z nich znalazło się jakieś wyjątkowo udane solo gitarowe Lindsey'a, miałby on szansę być znany także jako wybitny wirtuoz gitary, którym z pewnością jest, jednak świat zna go tylko jako lidera Fleetwood Mac. Szkoda. Jak gra Lindsey w poniższym clipie. "I'm Not Afraid" i cała piątka muzyków w czasie trasy "The Dance" w 1997 roku (polecam dvd koncertowe).



Robi wrażenie, prawda?


115. MTW: DAVID BOWIE - "Space Odity"




Singiel, 1969
Strona B:  Wild Eyes Boy From Freecloud
Album: "David Bowie"
Kompozycja: David Bowie
Producent: Gus Dudgeon
Wytwórnia: Philips
Długość: 5:15



Obsada:
David Bowie - wokal
Rick Wakeman - mellotron
Mick Wayne - gitara
Herbie Flowers - gitara basowa
Terry Cox - perkusja
Dodatkowo: anonimowi muzycy grający na skrzypcach.


 "Ground Control to Major Tom" - te pierwsze słowa najsłynniejszego songu Davida Bowiego (prawdziwe nazwisko Jones) trafiły bardzo szybko do słownika w świecie muzycznym, również w mowie potocznej. Anglosasi do dzisiaj używają go w wielu sytuacjach, na serio lub ironicznie, zazwyczaj wtedy gdy rozmówcy brak jest kontaktu, zrozumienia u adwersarza. Amerykanie mają jeszcze inne: Houston, zgłoś się.. W piosence kłopoty z komunikacją z bazą kontroli lotów na Ziemi swojej kosmicznej odysei ma wspomniany major Tom, astronauta, fikcyjna postać, kolejna stworzona dla panteonu rocka przez Davida (obok Ziggy'ego Stardusta). Major urzeczony pięknem kosmosu zrywa łączność z Ziemią i unosi się w kosmiczną pustkę... Romantyczne, prawda? Do postaci majora Toma Bowie odwoływał się później jeszcze kilkukrotnie, między innymi w utworach "Ashes To Ashes" (...I've heard a rumour from Ground Control, ...Ashes to ashes, funk to funky We know Major Tom's a junkie... ), "Hello Spaceboy" czy w videoclipie do "Blackstar". W 1983 roku Peter Schiling, niemiecki muzyk nagrał swój największy przebój, odwołujący się wprost do piosenki Bowiego:"Major Tom (I'm Coming Home)". W "Rocket" Def Leppard wliczają majora Toma do swojej listy ikon rocka.
  Piosenka napisana w okresie gdy cały świat pasjonował się pojedynkiem pomiędzy Ameryką i Związkiem Radzieckim w podboju kosmosu. W tym samym czasie kiedy ukazał się singiel, Amerykanie wystrzelili kolejną misję (tym razem bezzałogową) na Apollo 11. Niebawem, bo 20 lipca 1969, człowiek po raz pierwszy wylądował na Księżycu (w osobach:  Neila Armstronga oraz Buzza Aldrina). W czasie transmisji lądowania, BBC emitował w tle fragmenty piosenki Bowiego. Bardzo mu to pochlebiało, ale śmiał się później, że widocznie producentowi decydującemu o puszczeniu jego piosenki jako podkładu nie wspomniano pewnie o finale piosenki, w którym Astronauta ucieka w przestrzeń kosmiczną. Faktem jest, że jak wspominano wtedy ten dzień wśród ekipy telewizyjnej BBC, istniała obawa, że jeśli misja Amerykanów nie powiedzie się, piosenka może być nieodpowiednia. Za genezą powstania piosenki kryło się coś innego.
 Na muzyku ogromne wrażenie zrobił w owym czasie nakręcony (rok wcześniej) arcy-genialny, do dzisiaj klasyk gatunku film Stanley'a Kubricka, zatytułowany  "Space Odyssey 2001". Po latach artysta powiedział: W Anglii zawsze domniemywano, że ta piosenka została napisana o lądowaniu w kosmosie, ponieważ w owym czasie był to bardzo popularny temat. Napisałem ją z innego powodu, filmu '2001', który dla mnie był wprost zdumiewający. Oglądałem go kilka razy, przeważnie naćpany i zawsze był dla mnie rewelacyjny. To on skłonił mnie do napisania tej piosenki.
To pierwszy wielki utwór Davida Bowie, największego Kameleona Rocka (przydomek nadano mu ze względu na jego ciągłe zmiany wyglądu - image'u, stylu muzycznego, ciągłe kreowanie siebie na nowo po czym porzucanie swej poprzedniej "artystycznej" powłoki - patrz kolaż zdjęć artysty na dole), dzięki któremu zaczął poznawać go świat. Początkowo miał mieć bardzo skromną oprawę, bo Bowie nagrał ją tylko z akompaniamentem własnej gitary akustycznej, ale bardzo zdolny i pomysłowy producent Gus Dudgeon (znany przede wszystkim z wcześniejszych nagrań z Eltonem Johnem - obaj na zdjęciu obok) prze aranżował ją i... utwór stał się epicki. Bowie, czując ogromny potencjał piosenki, próbował wcześniej zaangażować do jej nagrania George'a Martina, producenta The Beatles, ale nie udało mu się. Wobec tego producent, przyjaciel Bowiego Tony Visconti zasugerował Dudgeona i był to strzał w 10-tkę.
Herbie Flowers, grający w tym utworze na gitarze basowej wspomina: Pierwszy raz kiedy grałem z Bowiem to była sesja do "Space Odity". Pamiętam jak Gus Dudgeon strasznie się nad nią trząsł. To mogła być pierwsza taka rzecz, którą kiedykolwiek wyprodukowano. "Space Odity" była dziwną hybrydą. Rick Wakeman (klawiszowiec) wyszedł i kupił za siedem szylingów mały stylofon w jakimś pobliskim sklepie za rogiem Trident Studios. Z tym i aranżacja na smyczki wyszło jak jakiś numer prawie orkiestrowy.
  W utworze mógł zagrać jeszcze - prócz Wakemana (przyszłego klawiszowca Yes) inny wielki muzyk... Jimmy Page, który w 2008 roku wspomniał: Grałem w tym numerze, wiedzieliście o tym? Na jego wczesnej wersji, kiedy jeszcze nazywał się Davy Jones & The Lower Third. Nagranie W produkcji The Shel Talmy'ego. Przypominam sobie dwie indywidualne sesje, które zrobiłem z nim. W kórymś z wywiadów powiedział [Bowie], że na jednej z tych sesji pokazałem mu te akordy, których użył w "Space Odity" i dodał, 'Nie mówcie o tym Jimmy'emu, mógłby mnie pozwać'. Ha, ha, ha.


Miejsce Nr 5 w Wielkiej Brytanii było już sporym sukcesem, choć nie zaskoczeniem, bo poprzedni singiel muzyka "The Laughing Gnome" otarł się o pierwszą piątkę - numer 6. Utwór otwierający drugi album muzyka tak samo zatytułowany, jeden z czterech, które znalazły się wśród  500 Najwspanialszych Utworów Rockowych Wszechczasów - 500 Rock and Roll Hall of Fame (Songs That Shaped Rock and Roll - piosenek, które ukształtowały Rock and Rolla). Najwięcej we wspomnianym zestawieniu - 8 piosenek - umieścili oczywiście ... The Beatles (wspólnie z The Rolling Stones). O jedną mniej Elvis. "Kosmiczna Odyseja" otrzymała w 1970 roku nagrodę im. Ivora Novello (tzw. Ivory) za swoją oryginalność. Amerykanie na fali zainteresowania Bowiem w 1972 (jego single "Changes" oraz "The Jean Genie" weszły odpowiednio na miejsca 66 oraz 71 tamtejszych list przebojów) wydali jeszcze raz jego singiel "Space Odity", który tym razem dotarł do miejsca nr 15 i stał się pierwszym amerykańskim hitem muzyka za oceanem.

David Bowie jak wiemy odszedł w ubiegłym rocku i cóż, wciąż trudno się oswoić z tą wiadomością. Wiadomo było, że gdzieś tam jest, nagrywa, koncertuje... To była tak dobra świadomość. Użyję zwrotu, który poznałem w czasie pisania na blogu o The Beatles tekstu o George'u Harrisonie, w którym cytuję wypowiedź jednego z fanów ex-Beatlesa: "Nie znałem nigdy George'a, ale wspaniale było wiedzieć, że on gdzieś tam jest, że oddychamy tym samym powietrzem, dzielimy ze sobą ten sam świat". To samo czułem zawsze w stosunku do Davida. Nie byłem bardzo wielkim fanem jego muzyki, wolę wciąż Beatlesów, Pink Floydów, kalifornijski rock itd, ale utworów Bowiego, które kocham jest bez liku. Z pewnością jest nią opisywana dzisiaj piosenka. Działa na mnie ogromnie, wzrusza... sam finał, gdy astronauta zachwycony pięknem pustki kosmicznej opuszcza kapsułę swego statku uświadamia mi siłę tych słów, przy których czasem myślę, że będąc w identycznej sytuacji, mógłbym postąpić tak jak Major Tom.

Ground Control to Major Tom
Ground Control to Major Tom
Take your protein pills and put your helmet on
Ground Control to Major Tom (Ten, Nine, Eight, Seven, Six)
Commencing countdown, engines on (Five, Four, Three)
Check ignition and may God's love be with you (Two, One, Liftoff)

This is Ground Control to Major Tom
You've really made the grade
And the papers want to know whose shirts you wear
Now it's time to leave the capsule if you dare
"This is Major Tom to Ground Control
I'm stepping through the door
And I'm floating in the most peculiar way
And the stars look very different today
For here am I sitting in a tin can
Far above the world
Planet Earth is blue
And there's nothing I can do

Though I'm past one hundred thousand miles
I'm feeling very still
And I think my spaceship knows which way to go
Tell my wife I love her very much, she knows
Ground Control to Major Tom
Your circuit's dead, there's something wrong
Can you hear me, Major Tom?
Can you hear me, Major Tom?
Can you hear me, Major Tom?
Can you hear And I'm floating around my tin can
Far above the Moon
Planet Earth is blue
And there's nothing I can do."






______________________________________ 
 MÓJ TOP WSZECH-CZASÓW '2016