(vol. 1)
- Wersja tego samego postu z filmami: tutaj
Cóż, powyższym tytułem z pewnością zaintrygowałem fanów czy to jednego czy top drugiego zespołu. Faktem jest, że do napisania szerszego postu o najlepszym albumie Pink Floydów (choć wielu uważa, że jest nim bądź 'The Wall' a nawet 'Wosh You Were Here'). Okazją stała się wciąż wciągająca na nowo w historię zespołu, w zasadzie podobnie jak z Beatlesami, wydawałoby się, że znaną, lektura książki perkusisty zespołu Nicka Masona o swoim zespole. Szczerze polecam.
- Wersja tego samego postu z filmami: tutaj
Cóż, powyższym tytułem z pewnością zaintrygowałem fanów czy to jednego czy top drugiego zespołu. Faktem jest, że do napisania szerszego postu o najlepszym albumie Pink Floydów (choć wielu uważa, że jest nim bądź 'The Wall' a nawet 'Wosh You Were Here'). Okazją stała się wciąż wciągająca na nowo w historię zespołu, w zasadzie podobnie jak z Beatlesami, wydawałoby się, że znaną, lektura książki perkusisty zespołu Nicka Masona o swoim zespole. Szczerze polecam.
Z
tejże pozycji wydawniczej dowiedziałem się o nieznanym mi fakcie, który
posłużył mi do takiego a nie innego tytułu tego postu. Zanim jednak
dojdziemy do niego, ciekawym pewnie będzie dla Was przeczytanie o paru
faktach z okresu powstawania albumu "Ciemna Strona Księżyca", epokowego
dzieła na miarę innych najwybitniejszych albumów muzyki XX wieku jak
choćby "Abbey Road" The Beatles. Fragmenty oczywiście wybiórczo wybrane
przeze mnie. Jak zawsze warto słuchać na YT ( z linków tutaj tych
utworów, o których jest mowa w tekście - choć myślę, że jeśli ktoś
zainteresował się tym tekstem to Pink Floydów i omawiany album zna na
pamięć).
Wspomnienia Nicka Masona, prowadzące oczywiście do tytułowego wątku czyli powiązania The Beatles z tym albumem, podzieliłem na kilka części. W trakcie też tworzenia tego postu postanowiłem więcej uwagi poświęcić omówieniu słynnego albumu Pink Floydów - niebawem na tym blogu. Wspomnienia Masona do mały przyczynek do tego tematu a jak wiecie album Pink Floydów "The Dark Side Of The Moon" znajduje się na drugim miejscu mojego prywatnego TOP-u WSZECH-CZASÓW w katergorii albumów.
Wspomnienia Nicka Masona, prowadzące oczywiście do tytułowego wątku czyli powiązania The Beatles z tym albumem, podzieliłem na kilka części. W trakcie też tworzenia tego postu postanowiłem więcej uwagi poświęcić omówieniu słynnego albumu Pink Floydów - niebawem na tym blogu. Wspomnienia Masona do mały przyczynek do tego tematu a jak wiecie album Pink Floydów "The Dark Side Of The Moon" znajduje się na drugim miejscu mojego prywatnego TOP-u WSZECH-CZASÓW w katergorii albumów.
NICK MASON:
Gdy w 1968 roku Syd opuścił zespół, główny ciężar tworzenia tekstów
spadł na Rogera (Watersa). David i Rick podejmowali się tego jedynie
przy wyjątkowych okazjach. Rick powiedział nawet kiedyś: "Jeśli słowa
powstawałby w taki sposób, jak muzyka - a nie mielibyśmy poza tym nic
do roboty - wówczas rzeczywiście moglibyśmy napisać sporo niezłych
rzeczy". Na "The Dark Side Of The Moon" zadania dostarczenia słów
podjął się więc tylko Roger i wywiązał się z tego znakomicie. Dzięki
jego talentowi ta płyta miała jak dotąd najlepsze teksty - choć później
od czasu do czasu narzekał na ich poziom, określając je jako materiał "z
szóstej klasy podstawowej". Mimo to zdecydowaliśmy się - po raz
pierwszy - opublikować je w całości na okładce naszej nowej płyty.
Pierwotna, ale już dająca się pokazać na żywo wersja "The Dark Side..."
powstała w ciągu kilku tygodni. Pierwsze pełne prezentacje sceniczne
utworu anonsowanego wówczas jako "Dark Side Of The Moon - A Piece For
Assorted Lunatics" (Ciemna strona księżyca- dzieło dla rozmaitych
wariatów) miały miejsce w połowie lutego podczas kolejnych
czterech koncertów w londyńskim Rainbow Theatre... Wtedy mieliśmy już
mniej więcej dziewięć ton sprzętu, mieszczącego się w trzech
ciężarówkach, siedem głośników skierowanych na widownię, nawet
nagłośnienie i mikser z 28 wejściami na cztery kwadrofoniczne systemy.
Wszystkie trudy wynagrodziła publiczność, która przez cztery wieczory z
rzędu zasiadała w komplecie na widowni teatru. Wielkie ogłoszenia
zajmujące ostatnią stronę "Melody Maker" zrobiły swoje [od lat w obiegu
są oczywiście bootlegi z tego wydarzenia - RK].
Choć pierwsze wersje koncertowe 'Ciemnej strony..." stanowiły mniej
więcej kompletne, sesje nagraniowe w studiu rozciągnęły się na cały rok
1972. Powodem tego były nie tylko nasze wieczne trasy, ale kilka innych
projektów ubocznych: płyta "Obscured By Clouds", premiera filmu "Live
At Pompeii" i inne koncerty jak te z udziałem Ballets de Marseille
Rolanda Petita. Na szczęście realizacja "Ciemnej Strony..." przetrwała
te wszystkie zawirowania. Nie czuliśmy się w żadne sposób przytłoczeni
ogromem pracy, jaką mieliśmy do wykonania - wprost przeciwnie, daliśmy
dowód aktywności i profesjonalizmu. po trudach i znojach, jakie
towarzyszyły sesjom nagraniowym płyty "Atom Heart Mother", odzyskaliśmy
wiarę w sens i celowość naszych wspólnych wysiłków... Po powrocie zza
oceanu i zagraniu kilku koncertów w Europie mogliśmy zabrać się do
poważnej pracy nad "Dark Side..."
W
ten sposób cały czerwiec spędziliśmy w studiu przy Abbey Road.
Zabraliśmy się do tematu z wielką starannością, rezerwując sobie kilka
trzydniowych sesji. Czasami nasz pobyt w studiu rozciągał się na cały
tydzień, ale zawsze wszyscy byliśmy obecni, pełni zapału do pracy. Od
czasu płyty "Meddle" sami ustanawialiśmy dla siebie wszelkie standardy i
procedury - tym razem więc postanowiliśmy pracować nad każdym utworem z
osobna i dopiero po doprowadzeniu do satysfakcjonującego wszystkich
kształtu, brać się za następny. Tej sesji towarzyszył nastrój znacznie
większego luzu i swobody niż podczas naszych wcześniejszych wizyt w
studiu EMI. Pojawiło się wówczas nowe pokolenie inżynierów dźwięku i
operatorów taśm... Na początku sesji nagraniowej przydzielono nam
nadwornego inżyniera dźwięku w osobie Alana Parsonsa [na dole na
zdjęciu, w czasie miksowania omawianego albumu - RK]. Współpracował on
już z nami przy płycie "Atom Heart Mother". Pełniąc obowiązki operatora
taśm, odpowiadał za miksowanie ich w wersjach stereo- oraz
kwadrofonicznych. Był cholernie dobrym realizatorem.
Do
tego miał znakomite ucho i ogromne uzdolnienia muzyczne, co w
połączeniu z wrodzonym talentem dyplomatycznym, bardzo pomagało nam w
ciągu całej sesji i bez wątpienia odcisnęło ślad na ostatecznym
kształcie albumu. Byłem zachwycony brzmieniem jakie Alan potrafił
wydobyć z moich bębnów. W muzyce rockowej jest to zawsze test
umiejętności dla każdego inżyniera. Gdy przystąpiliśmy więc do
nagrywania "Ciemnej strony..." ogromne kompetencje Alana szybko ujawniły
się w całej rozciągłości.
Utwór "Speak to Me",
pomyślany jako rodzaj uwertury, był przedsmakiem wszystkiego, co pojawi
się za chwilę. Zbudowany został na bazie nałożonych na siebie
wszystkich kompozycji na płycie. Tych nakładek dokonałem naprędce u
siebie w domu, a potem doprowadziliśmy je do porządku w studiu.
Otwierający całość odgłos bicia serca próbowaliśmy początkowo
zarejestrować ze szpitalnych nagrań prawdziwego pulsu - wszystkie jednak
wydawały się raczej przygnębiające. Zdecydowaliśmy się więc
wykorzystać możliwości tkwiące w instrumentach muzycznych. "Bicie
serca" uzyskaliśmy uderzając owiniętą miękkim filcem pałką w bęben
basowy. Ten dźwięk wypadł zaskakująco realistycznie, choć dla naszych
potrzeb tempo normalnego pulsu (72 uderzenia na minutę) było nieco za
duże. Spowolniliśmy je więc do stopnia, przy którym każdy szanujący się
kardiolog okazałby wyraźną troskę o los pacjenta. Potężny, zagrany na
fortepianie akord ciągnął się przez minutę, przy stopniowo zwalnianym
"głośniejszym" pedale. Potem puściliśmy ten fragment od tyłu,
podkładając go niejako w tle, całość zaś przechodziła w następny,
właściwy utwór.
Był nim "Breathe",
który stanowił realizację naszego pomysłu wykorzystania tej samej
melodii w dwóch różnych utworach - albo mówiąc ściślej, wstawienia dwóch
zupełnie różnych fragmentów (czyli w tym przypadku "On The Run" i
"Time") pomiędzy zwrotki innego numeru.
Speak To Me / Breathe
On The Run
"On The Run"
stanowił dość radykalną przeróbkę znanego z koncertów instrumentalnego
łącznika i był jednym z ostatnich kawałków, które dodaliśmy do całości
materiału. Tylko bowiem w jednym momencie mieliśmy dostęp do syntezatora
EMS SynthiA, następcy słynnego VCS3. Tego właśnie syntezatora użyliśmy w
kilku miejscach płyty "The Dark Side Of The Moon". Problemem był tu
jednak brak klawiatury - na szczęście SynthiA miał takową, umieszczoną
na pokrywie futerału. W przypadku "On The Run" oznaczało to, że
bulgoczące dźwięki można było zagrać bardzo powoli, a potem przyśpieszać
elektronicznie. Przy tej okazji wywołaliśmy spore zamieszanie w
dźwiękowej bibliotece EMI i daliśmy powód do wykorzystania komory z
efektem echa (na tyłach Studai 3) do nagrania odgłosów ludzkich kroków.
Speak To Me / Breathe
On The Run
Niebawem ciąg dalszy ...
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz