Alf Bicknell
był osobistym szoferem The Beatles w latach od 1964 do 1966.
Podróżował z zespołem na wszystkie ich trasy, stając się niejako
kolejnym obok Neila i Mala ochroniarzem zespołu. Po latach, w 1996 roku
na rynku ukazało się video zatytułowane "Alf Bicknell's Personal
Beatles Diary" (1996). Wywiad z tym przesympatycznym człowiekiem
przeprowadził Gary James z okazji ukazania się jego wydawnictw na rynku.
To przykład kolejnej osoby, która została w swoim życiu "napiętnowana
byciem z The Beatles", co w przypadku wszystkich ludzi, zmieniło ją na
zawsze i sprawiło, że stała się kolejną satelitą The Beatles, jakże
interesującą dla świata. Nadal! 45 lat po rozpadzie Fab4.
Alf Bricknell (po prawej). |
-
Kiedy
spotkałeś The Beatles ?
ALF
BRICKNELL: To
dość
osobliwa sprawa. Pracowałem już wtedy wcześniej z aktorami,
gwiazdami kina jak Charles Boyer czy David
Niven. Skończyłem akurat wtedy pracę przy
filmie właśnie jako kierowca choć nie tylko. Byłem w
swoim domu Number 28 Devonshire Mews, który stał z tyłu
budynku BBC, tuż koło Regents Park. Ktoś zapukał,
otworzyła drzwi Jean, moja żona i zawołała mnie, że to do
mnie. Zszedłem na dół a tam stał facet, który przedstawił się,
że jest z biura NEMS i spytał się, czy byłbym zainteresowany
pracą dla grupy pop. Powiedziałem, 'taaa, brzmi interesująco'.
Pracowałem wtedy dla agencji i nie miałem wtedy nic do roboty więc
powiedziałem,'To warte jest rozmowy. Pogadajmy o tym. A tak przy okazji o
jaki chodzi zespół?' A on na to, 'To The Beatles'. To mogło być gdzieś w
połowie 1964, w drugiej. Powiedziałem więc 'Yeah, tak, zgadzam się'.
Jakiś czas później zadzwonił do mnie i zaaranżował moje spotkanie z
Brianem Epsteinem, w jego mieszkaniu na King
Williams Mews,w Knightsbridge koło wielkiego sklepu Harroda. W
mieszkaniu był też inny facet, który zarządzał wszystkimi rozrywkami
Briana. Luncze, kolacje, spotkania biznesowe, tego typu rzeczy. Nazywał
sie Lonnie Trimbal. Przedstawiłem się: 'jestem Alf'. Spodziewali się
mnie. 'Wejdź, siadaj, czego się napijesz?' Postawił na stole butelkę whiskey, butelkę coki, papierosy, orzeszki. Siedziałem tam około dwóch godzin. Potem
Lonnie powiedział, że chyba Brian się nie pojawi. 'Ok, wezmę taxi i
wracam do domu'. Myślałem, że na tym koniec. Ale kilka dni później
dzwoni telefon. Znowu facet z NEMS. Pyta: 'Możesz teraz zdobyć jakąś
limuzynę?', 'Nie wiem - odparłem - daj mi numer, oddzwonię za chwilę'.
Zadzwoniłem do mego kumpla, który miał niewielką limuzynę w Zachodnim
Londynie. Spytałem go:'Jeśli masz teraz wolną brykę, pożyczysz mi ją?',
'Dla kogo?'. 'Dla grupy pop, to jakiś rock and rollowy zespół' (śmieje
się) Nie dodałem wtedy nic więcej. Powiedział, że ma dla mnie jedną, całkiem miłą.
Szybko
oddzwoniłem do biura Epsteina na Argyle Street, gdzie mieściło się
biuro NEMS, tuż obok London Palladium i powiedziałem, że mam auto.
Usłyszałem:' Dobra, tutaj masz adres gdzie masz je podstawić, jedź pod
ten adres i zobacz co się wydarzy'. Miałem więc ten adres, wskoczyłem do
samochodu, przejechałem cały Londyn, zaparkowałem pod adresem na
Emperor's Gate. Siedziałem sobie tam i patrzyłem na te primadonny,
facetów w czarnych garniturach, białych koszulach i czarnych krawatach,
Rolls, Royce obok. No, no, pomyślałem sobie, zobaczmy co będzie dalej.
Krótko po tym drzwi się otworzyły, tylne drzwi od limuzyny otwarto i
władowali się tam jacyś faceci a jeden facet podszedł od przodu do mnie.
Przedstawił się jako Neil Aspinall. Spojrzałem w tylne lusterko i tam
zobaczyłem cały zespół.Nazywali się John, Paul, George,
and Ringo. Byłem pod wrażeniem. Spytałem ich dokąd mam ich zawieźć.
Alf za Beatlesami, po prawej Neil. |
Neil
odparł 'Wracamy na King Williams Mews'. Później dowiedziałem się, że to
było to miejsce, w którym się wszyscy zbierali, przybywając ze swoich
domów i innych miejsc. Tam, przy okazji, także miał swoje mieszkanie Ringo.
Ruszyłem
spod Emperor's Gate, zatrzymałem się na światłach a tutaj dobiegają
mnie - w limuzynie były tylko zwykłe szyby - wrzaski 'Tam są
Beatlesi!'.W międzyczasie dotarłem do kolejnych świateł, ścigany przez
różne samochody, autobusy, motocykle, rowery, biegnących ludzi,
krzyczących, wrzeszczących. Byłem
wtedy już trochę nerwowy. Jechałem coraz szybciej. Dotarłem do Mews
gdzie była ślepa droga i gdzie oni wszyscy się robiegli. Gdy
dojeżdżałem, zahamowałem zbyt szybko i George uderzył się w głowę. Nie
wyglądał na zbyt zadowolonego. To była najszybsza, najbardziej szalona,
zwariowana, najkrótsza praca w całym moim życiu.
Szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Taki był początek mojego wspólnego
życia z Johnem, Paulem, George'm i Ringo. Muszę dodać, że gdy to się
wszystko zaczęło, no, kiedy wrócili z pierwszego występu u Eda Sulivana
to mieli już wynajętego kierowcę limuzyny, który kiedyś porzucił ich na
lotnisku, bał się jechać z nimi do Stanów, do Eda i na inne koncerty.
Sprzedał całą historię o nich gazetom. Gdy wrócili ze Stanów dowiedzieli
się o tym. I tak stałem się ich kierowcą. Gdy już zostałem z nimi
mieliśmy własną limuzynę. Miałem w niej przyciemniane szyby, ciemne. Gdy
ten Austin Princess gdzieś się pojawiał, wszyscy wiedzieli, że to
Beatlesi.
- Czy ten samochód leciał z zespołem za ocean w czasie tras?
ALF: Nie. On był głównie na Europę i Zjednoczone Królestwo. Kiedy przybyliśmy do Stanów to już była zupełnie inna sprawa. Mieliśmy limuzyny, eskortę policji i tego typu rzeczy. Taki był początek.
- Jeździłeś wszędzie z The Beatles?
ALF: Tak. Wszędzie gdzie pojechali John, Paul, George i Ringo, wszędzie gdzie jechali na posiłek do hotelu, czi restauracji, czy w zupełnie inne miejsca. Zazwyczaj było z nimi trzech ludzi, Neil Aspinall, ich osobisty 'roadie', z nimi od samego początku, prowazi teraz Apple Organization, Mal był tzw. muzycznym 'roadie' i co smutne, nie ma go z nami, niech go Bóg błogosławi, zginął tragicznie kilka lat temu w Los Angeles. To była tragedia. Tak, więc gdziekolwiek szli oni, za nimi była nasza trójka. Stałem się z czasem kimś więcej niż tylko kierowcą limuzyny, wymagało to coraz większej odpowiedzialności. Np na planie filmu "Help!" w Salisbury Plain. Przypominasz sobie te wszystkie sceny z wojskiem?
- Dokładnie.
ALF: Ok, no więc to była jedna z takich okazji, jechaliśmy z hotelu w Ainsbury w kierunku Whishire, to w południowo-wschodniej Anglii, i w czasie drogi, John pochylił się do mnie, z samego rana i mówi: 'Alf, chciałbyś jechać z nami w trasę jako nasz roadie?' Odpowiedziałem bez namysłu, szybko, póki temat był aktualny, gdyż czasem podjęte sprawy umykały później, że chętnie, że byłoby miło. Ale w środku podskoczyła mi adrenalina, ponieważ wiedziałem, że następna zbliżająca się trasa to Stany Zjednoczone. Tak więc w ten sposób zaproszono mnie do ich wąskiego grona. Później bardzo często cytowana wypowiedź Johna: 'Tak, Alf był z nami w samym oku cyklonu'. Czułem się bardzo dumny z tego co powiedział. Co oczywiste teraz, całkowicie mi ufali.
Odwiedziny u Elvisa, Alf obok auta. |
-
Jako roadie, jakie miałeś obowiązki. Prowadziłeś samochody jako
kierowca?
ALF: Nie. Nie byłem wtedy kierowcą. Moje dni i noce wypełnione były pilnowaniem, uważaniem na nich.
- Czyli jako asystent 'road menadżera' [trasy]?
ALF: Dokładnie.Stałem się kimś rodzaju ochroniarza. Zdjąłem trochę presji z ramion Neila i Mala. Mal był zawsze zajęty instrumentami i tym podobnym. Neil był w zasadzie cały czas z zespołem. Robiłem wszystko co tylko było do zrobienia, by nasze życie w trasie było łatwiejsze. Ludzie muszą zdawać sobie sprawę, że ich życie w trasie to były ciągłe przesiadki z limuzyny do samolotu, z samolotu do limuzyny, do garderoby, do hotelów, ciągłe przeskakiwanie w biegu z jednego miejsca do drugiego.Wszystko przy ciągłej obecności wokół rozentuzjazmowanych i podnieconych fanów Beatlesów. Musieliśmy ich cały czas ochraniać i nie z powodu, że ktoś chciał ich zranić ale także przez totalny chaos wokół, który uniemożliwiał zwyczaje uściśnięcie ręki.
- Przeprowadzałem wywiad z Bobem Bonisem... [na zdjęciu za Paulem i Ringo]
ALF: Tak, pamiętam go. Był też takim menadżerem w trasie, to Amerykanin.
- Dokładnie. Był menadżerem trasy The Beatles w ich letniej trasie po Ameryce w 1964.
ALF: Miał około 50-ki.
- Rozmawialiśmy o ochronie The Beatles w hotelach i powiedział mi, ze windy hotelowe ochraniali ex-agenci FBI, by upewniać się, że fani zespołu nie kryją się gdzieś na piętrach.
ALF: Mieliśmy dla siebie oddelegowanych ex-agentów F.B.I Na przykład, gdy byliśmy w Chicago w Cominskey Park, a następny koncert miał być w Seattle lub Oregonie lub gdzie indziej, ci faceci jechali tam wpierw i załatwiali wszystkie sprawy związane z ochroną, bezpieczeństwem i innymi rzeczami.
ALF: Nie. Nie byłem wtedy kierowcą. Moje dni i noce wypełnione były pilnowaniem, uważaniem na nich.
- Czyli jako asystent 'road menadżera' [trasy]?
ALF: Dokładnie.Stałem się kimś rodzaju ochroniarza. Zdjąłem trochę presji z ramion Neila i Mala. Mal był zawsze zajęty instrumentami i tym podobnym. Neil był w zasadzie cały czas z zespołem. Robiłem wszystko co tylko było do zrobienia, by nasze życie w trasie było łatwiejsze. Ludzie muszą zdawać sobie sprawę, że ich życie w trasie to były ciągłe przesiadki z limuzyny do samolotu, z samolotu do limuzyny, do garderoby, do hotelów, ciągłe przeskakiwanie w biegu z jednego miejsca do drugiego.Wszystko przy ciągłej obecności wokół rozentuzjazmowanych i podnieconych fanów Beatlesów. Musieliśmy ich cały czas ochraniać i nie z powodu, że ktoś chciał ich zranić ale także przez totalny chaos wokół, który uniemożliwiał zwyczaje uściśnięcie ręki.
- Przeprowadzałem wywiad z Bobem Bonisem... [na zdjęciu za Paulem i Ringo]
ALF: Tak, pamiętam go. Był też takim menadżerem w trasie, to Amerykanin.
- Dokładnie. Był menadżerem trasy The Beatles w ich letniej trasie po Ameryce w 1964.
ALF: Miał około 50-ki.
- Rozmawialiśmy o ochronie The Beatles w hotelach i powiedział mi, ze windy hotelowe ochraniali ex-agenci FBI, by upewniać się, że fani zespołu nie kryją się gdzieś na piętrach.
ALF: Mieliśmy dla siebie oddelegowanych ex-agentów F.B.I Na przykład, gdy byliśmy w Chicago w Cominskey Park, a następny koncert miał być w Seattle lub Oregonie lub gdzie indziej, ci faceci jechali tam wpierw i załatwiali wszystkie sprawy związane z ochroną, bezpieczeństwem i innymi rzeczami.
-
Bob Bonis powiedział mi, że nikt nie mógł się dostać do ich pokojów.
Teraz, ty powiedziałeś Davidowi Hinckley z New York Daily News 'Jest
niezaprzeczalnym faktem, że groupies nie istnieli dla The Beatles' .
Zdjęcie - perła! Kenwood, u Johna w domu. Z prawej Neil, podskakujący do zdjęcia mężczyzna to ... nasz Alf. |
ALF: Dokładnie.
- Jeszcze jedno. John Lennon powiedział, wierzę, że to było w książce Janna Wennera "Lennon Remembers", że był w łóżku z setkami gropies. Czy John przesadza, czy coś takiego nie miało miejsca?
- Jeszcze jedno. John Lennon powiedział, wierzę, że to było w książce Janna Wennera "Lennon Remembers", że był w łóżku z setkami gropies. Czy John przesadza, czy coś takiego nie miało miejsca?
ALF: No tak, nie mogę polemizować z Johnem, nie ma go tutaj. Sposób w jaki ja postrzegam gropies jest taki, jaki
widziałem będąc z innymi zespołami kiedy ok. 20, 30 młodych kobiet jest
wszędzie, w pokojach, w hotelach, siedzących i pijących drinka,
cieszących się towarzystwem zespołu i tak dalej. To mam na myśli mówiąc o
gropies. Jeśli Johna uszczęśliwiło zwierzenie się w tej książce, że
chodził do łóżka z takimi czy innymi groupies, to jest to coś o czym,
tak szczerze, nie mam ochoty dyskutować. Takie jest moje zdanie. Ja nie
widziałem tych setek, jak ich nazywasz groupies w pobliżu. To moja
prywatna obserwacja. Jeśli to się gdzieś odbywało w sposób dyskretny i
John zwierzył się z tego, to OK, ja tego nie mogę potwierdzić i w sumie
nie wierzę, by to się wydarzyło. Może Neil mógłby powiedzieć coś więcej
na ten temat i myślę, że potwierdziłby to samo co powiedziałem. To co
John powiedział to była jego sprawa i zdaje się chciał się tym
pochwalić. Kiedy się ukazała ta książka?
- Pod koniec '71, wczesnym '72. Late '71, early '72.
ALF: Ok, Ok. Opuściłem The Beatles w 1966. Pracowałem z The Beatles w okresie 'Beatlemanii'. On później miał '67 i "Sgt. Pepper" potem to wszystko z Yoko. Może wszystko się zmieniło gdy odszedłem. Nikt nie może zdyskredytować mnie z powodu tego co napisał David Hinckley. Powiedziałem tylko, że kiedy byłem z The Beatles w okresie ich największej popularności, niczego takiego jak groupies nie widziałem. Tylko tyle i mam nadzieję, że to zaakceptujesz.
ALF: Ok, Ok. Opuściłem The Beatles w 1966. Pracowałem z The Beatles w okresie 'Beatlemanii'. On później miał '67 i "Sgt. Pepper" potem to wszystko z Yoko. Może wszystko się zmieniło gdy odszedłem. Nikt nie może zdyskredytować mnie z powodu tego co napisał David Hinckley. Powiedziałem tylko, że kiedy byłem z The Beatles w okresie ich największej popularności, niczego takiego jak groupies nie widziałem. Tylko tyle i mam nadzieję, że to zaakceptujesz.
-
Tak. Jeśli wy, razem z Bobem Bonisem mówicie, że to prawda, więc tak
jest. To tylko potwierdza to, w co i tak wierzyłem. Dlaczego John
powiedział coś innego, on tylko wie. Powiedziałeś Davidowi Hickley'owi,
że "The Beatles spędzali swoje wieczory z innymi muzykami, ludźmi tego
typu jak Bob Dylan czy Allen Ginsberg". Bob Bonis powiedział mi, że
Beatlesi spędzali czas oglądając filmy lub grając w gry jak Monopol w
swoich hotelowych apartamentach.
ALF:
Dokładnie, tak jak powiedziałem, nie widzę
tutaj żadnej sprzeczności z moimi słowami.
-
Żadnej.
Neil i Mal |
ALF:
Właśnie. Jeśli wiesz cokolwiek na mój temat, to uczciwość to
moje drugie imię. Przecież nie mówię niczego dla sławy lub
innych rzeczy, no wiesz. Pamiętam czasy, kiedy się dołączyłem do
nich, kiedy Beatles byli na swojej drodze by stać się legendą, od
połowy roku '64. Wracając do kręcenia filmu "Help!" w
Salisbury Plain kiedy John zaoferował mi pracę. Było sporo do
zrobienia. Kilka dni zanim mieli pojawić się w Stanach, było sporo
pracy z uzyskaniem dla nich wizy wjazdowej. Wypełniałem wtedy te
wszystkie formularze. Siedzieliśmy w samochodzie i wypełnialiśmy
rubryki. Doszedłem do pola: zawód. Paul pochylił się, przeczytał
i powiedział: Reżyser musicali. Oczywiście nie wpisałem tego.
Doszedłem tak i do swego zawodu. Byliśmy wtedy wszyscy: John, Paul,
George, Ringo, Neil, Mal, Alf, oraz Brian Epstein. Tak było. Nie mam
zbyt dużo historyjek do dodania, opowiadam wszystko z ręką na
sercu jak było, nie tworzę własnych.
Alf Bricknell i Mal Evans |
- Odejdźmy na chwilę od The Beatles i porozmawiajmy o Brianie Epsteinie. Co o nim wtedy sądziłeś?
John, Cyn, z tyłu Brian i Alf |
- Czy Beatlesi byli naprawdę tacy zabawni i dowcipni jak w filmie "A Hard Day's Night?"
ALF: Taaa
- Czy cały czas żartowali ?
ALF: Oh, nie, nie , nie przez cały czas, zdarzały się oczywiste wahania nastrojów. Tak jak to w trasie bywa, byliśmy ciągle ze sobą, na koncercie czy potem w hotelu. Odwiedzali ich różni muzycy, aktorzy. Mieli wspaniałe posiłki, dobre wina, wszystko co najlepsze. To było dobre ale cały czas jakby byli 'w swoim sosie', ciągle ze sobą. Wiele razy George znikał gdzieś w swoim pokoju z kimś innym, muzykiem najczęściej i prowadzili tam ciche rozmowy. Ale spędzali wiele czasu ze sobą i zawsze było wesoło... Byli w oku cyklonu i spójrzmy prawdzie w oczy. Musieli zachowywać swoje poczucie humoru by w tym wszystkim nie zwariować.
Ale wiele razy milkli, byli cisi, skupieni, milczący, zamyśleni. Niezależnie od tego czy była trasa czy nie, czy mieliśmy ciche dni czy nie, to był jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu. ktokolwiek do mnie zadzwonił rano, już musiałem być na nogach i załatwiać różne sprawy. Inaczej trochę było w ich prywatnym życiu, w ich domach. Ale ujmę to tak, zawsze było we wszystkim dużo światła.
- Byłeś wtedy z The Beatles na Candlestick Park 29 sierpnia 1966 na ich koncercie, który okazał się ich ostatnim ?
ALF: Rzeczywiście byłem.
- W jakich byli nastrojach ?
ALF: Wszystko
zaczęło się zmieniać. Oprócz zimnej pogody, chłodnych nocy, dochodziły
zmiany ich nastrojów. To było trochę dziwne, ale jednocześnie było
sporym zaskoczeniem. Pamiętam, jak któryś z nich poprosił Tony'ego
Barrowa by nagrywał koncert na Candlestick Park. Oczywiście ten
koncert stał się ich ostatnim. Po koncercie, siedzieliśmy w garderobie,
potem w salonie, siedziałem obok Johna, popijałem drinka i usłyszałem
jak John mówi: 'To koniec. Dość jeżdżenia w trasy'. Potem usłyszałem jak
George dodał: 'Nie chcę być już dłużej Beatlesem'. Chociaż spodziewałem
się tego, byłem ogromnie zaskoczony. Do tego czasu, byłem z
nimi przez prawie dwa lata, byłem z nimi zdaje się na dwóch światowych
tournee. Wcześniej niewiele widziałem w życiu. Zawładnęli całkowicie
potem moim życiem. Tak jak powiedziałem, cieszyłem się każdą chwilą
bycia z nimi. Kiedy John powiedział: 'Dosyć tras', dodałem kilka minut
po nim 'To świetnie. Uporządkujemy wszystkie nasze sprawy jak tylko
wrócimy. Zamykamy to'. John odparł, że Ok, że w porządku. Ale dojście do
siebie po tym wszystkim zabrało mi kilka lat.
Konferencja, Stany Zjednoczone, Alf z tyłu, zakreślony kółkiem. |
ALF:
Od
różnych ludzi.Różnych przyjaciół. Znajomych. Mówili mi: 'Oh,
mamy kilka fotografii, stąd, stamtąd'. Niektórzy mieli zdjęcia z
Cow Palace w San Francisco w 1965. Dużo filmików, clipów, wiele
zabawnych, to daje ci dowód, że Alf był wśród The Beatles w
czasach "Beatlemania,".
Lot z Hong Kongu do Manili (1966 - World Tour). George Harrison, Brian Epstein, Ringo
Starr, Paul McCartney, John Lennon oraz Alf Bicknell
- Czy masz jakieś regularne kontakty z Paule, George'm,czy Ringo?
ALF: Nie, nie chcę
im przeszkadzać. Mają swoje życie. Wysłałem paczkę z moimi
wspomnieniami dla Paula, George'a i Ritchiego..., sorry,
Ringo. Paul był bardzo mile zaskoczony. To mówi mi, że
nasza przyjaźń, moja lojalność, moja miłość do nich została
doceniona
- Alf, dlaczego tak długo czekałeś z napisaniem swojej historii ?
ALF:
Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Ktoś kiedyś mi powiedział: Alf,
byłeś z zespołem w czasach Beatlemanii, jesteś zobowiązany do tego by
opowiedzieć swoją historię. Zadzwoniłem do nich. Rozmawiałem z George'm i
Paulem czery lub pięć lat temu. George, po tym jak wziąłem udział w
Beatles Convention, żebym coś z tym zrobił. Cokolwiek chcę. Takie było
między nami zaufanie. Zupełnie nie denerwowali się w związku z tym, co
zamierzam o nich napisać. Nie miało to dla nich znaczenia. Gdyby
którykolwiek z nich, George, Paul, nie rozmawiałem z Ringo, powiedział:
"Alf, wolelibyśmy abyś tego nie robił", dzisiaj byśmy ze sobą nie
rozmawiali. To brzmi tak prosto ale taka jest po prostu najprawdziwsza
prawda.
- Jakie plany na przyszłość Alf?
ALF: Muszę teraz
wszystko planować, bo ludzie są bardzo zainteresowani całą
historią, moją, począwszy od dzieciństwa do czasów pracy dla The
Beatles. To inna książka. Zamierzam spędzić teraz trochę czasu w
Ameryce, potem w Anglii, razem z moją ukochaną żoną. Chcę w tym
czasie coś napisać dla fanów The Beatles. To dla mnie teraz
najważniejsze. Minęło kolejnych 30 lat od tamtych wydarzeń,
ważnej części mojego życia, i myślę, że byłem ogromnym
szczęściarzem, jestem też ogromnie wdzięczny za okazję włożenia
swojej cegiełki w postaci "Personal Beatles' Diary". Mamy
jeszcze w zanadrzu inne pomysły na różne rzeczy, wszystko
oczywiście związane z Beatlesami. Sprawy w toku...
Za sceną, Birmingham 1990, Paul i Alf. |
Przedmowa do książki Alfa napisana przez George'a Harrisona.
Alf
Bricknell pierwotnie został zatrudniony przez The Beatles jako szofer w
1964 roku i chociaż woził nas wszędzie przez te wszystkie lata - to
zrobił znacznie więcej. Wspólnie z Neilem Aspinallem oraz Malem Evansem,
Alf Bricknell żył każdą chwilą z The Beatles, dzielił z nim przez te
wszystkie lata wszystkie chwile od poranka do zmierzchu (czasem od świtu
do świtu) w samochodach, samolotach, pociągach, halach koncertowych -
każdą minutę ich tras - Alf był zawsze z nimi. Alf był naszym
przyjacielem-obrońcą- ochroniarzem i powiernikiem, obecnym przy nas w
czasie zabawy ale i trudniejszych chwilach. W czasie tych ekscytujących
ale i gorących lat, bardzo ważnym dla Johna, Paula, Ringo i mnie była
świadomość obecności obok siebie ludzi, którym ufaliśmy.Świadomość, że
nie musimy się martwić o pogodę, wszystkie uzgodnienia w czasie naszych
podróży, bezpieczeństwo a także o dobrą filiżankę herbaty!
Zaufanie jest słowem, które słyszeliśmy wszędzie w każdej postaci, ale
my doświadczaliśmy jego złej odmiany przez ponad 25 lat i nie mogę
powiedzieć o tym dobrego słowa. Alf , wraz z Neilem i Malem byli
bezcenni. Ich współpraca z nami była nieoceniona, nawet w czasie
następnych lat, gdy mieli wiele okazji sprzedać 'swoje prawdziwe
historie' - prawda jest taka, że oni byli naszymi wypróbowanymi,
wiernymi przyjaciółmi a wszyscy wiemy, że prawdziwej przyjaźni nie
kupisz za żadne pieniądze.
Każdy kto został pobity przez bandziorów Imeldy Marcos jest moim
przyjacielem. Nawet w Manili w 1965(?) mieliśmy niedobre przeczucia w
stosunku do Marcos. The Beatles mieli zawsze dobry smak.
Mam czytelniku nadzieję, że książka 'Szofer Beatlesów' sprawi ci
radość, jaką sprawiła i nam - i nawiasem mówiąc Alf - wciąż jestem w
garderobie Boba Dylana.
z miłością
George Harrison
_________________________________
Alf Bricknell zmarł w wieku 75 lat, w 9 marca 2004 roku, w swoim domu w Banbury, w Anglii.
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Więcej wywiadów, więcej o The Beatles tutaj.
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz