Wczoraj sensacja na
Wimledonie, ta największego kalibru. Wcześniej co prawda odpadł Nadal – w 1-szej
rundzie ze Steve'm Darcisem, ale nie od dzisiaj wiadomo, że choć Rafa wygrał w
Londynie na trawie Szlema to nie to jego ulubiona nawierzchnia. Niski ranking
Hiszpana bo nr 5 (wielomiesięczna kontuzja w 2012) i takie rozstawienie,
spowodował, że dwaj wielcy przeciwnicy czyli Rafa i Roger mogli się spotkać
nawet w ćwierćfinale. Po odpadnięciu Rafy wydawało się więc, że szczęście się
uśmiechnęło do Szwajcara, obrońcy tytułu i droga do finału jest łatwiejsza bo
bez najgroźniejszego rywala. Nic z tego. Wczoraj przeciwnikiem Rogera był
przesympatycznie wyglądający Ukrainiec Siergiej Stakhovsky, szczupły młodzian o
urodzie słowiańskiej, taki typ wesołego ciamajdy.
Pierwszy set obejrzałem po łebakch, Szwajcar wygrał w tie-breaku i sądziłem, że mimo dobrej gry Ukraińa to już jest po meczu, wszak Roger zawsze się wolno rozkręca i niska runda z pewnością – plus tenisista spoza setki – nie mobilizują go do gry na najwyższym poziomie. Ale kolejne gemy, zero przełamań, łatwość z jaką Ukrainiec wygrywał swoje gemy serwisowe przy przecież niezłej grze Rogera kazały mi się maksymalnie skoncentrować na meczu. A był fascynujący. Sumując Roger przegrał 7:6, 6:7, 5:7,6:7 w fantastycznym meczu gdzie przeciwnik Wielkiego Rogera był po prostu lepszy, staranniejszy, bardziej finezyjny i częściej grał genialnie niż Roger. Szwajcar z pewnością był wkurzony, zdenerwowany. W czwartym secie po raz 1-szy przełamał Ukraińca i wydawało się, że może teraz ale Siergiej nie dawał wielkiemu rywalowi szans. W najważniejszych momentach nie zawodził, choć czasami wyciągał jakby pomocną rękę do Szwajcara, myląc się (nic dziwnego, mógł być speszony grając po raz 1-szy na korcie centralnym ze swoim idolem – bo, któregoż tenisisty Roger nie jest (był) idolem ?) by po chwili jakimś genialnym zagraniem, akcją przywrócić mego ulubionego tenisistę do pionu.
Odpadnięcie Federera to strata dla uroku turnieju, dla sponsorów, wszyscy uwielbiamy patrzeć na jego grę, obietnica oglądnięcia jego gry z Murray'em lub Djokovicem – teraz dwoma murowanymi kandydatami do finału – była kusząca ale nic z tego. Ukraniec zasłużył na zwycięstwo i mam nadzieję, że następne mecze zagra lepiej i nie powtórzy się sytuacja ze wspomnianym Belgiem Darcisem, który po wspaniałym meczu i pokonaniu Nadala w drugiej rundzie skreczował, dając tym samym wolną drogę naszemu Łukaszowi Kubotowi do 3 rundy.
Ale Ukrainiec będzie miał już gorzej. Następny jego rywal nie będzie go lekceważył jak niewątpliwie musiał zrobić tak Roger. Każdy widział wczorajszy mecz i na mecz z sensacyjnym pogromcą Szwajcara będzie inaczej nastawiony. A Roger jak wyczytałem – to już znamienne u niego, zresztą jakie jest inne wyjście niż takie zachowanie – bagatelizuje przegraną, nie widzi w tym zmierzchu swojego tenisa, zamierza grać nadal i jest wciąż zadowolony z tego sezonu. A przecież jak na niego to tragedia ale ...
Pierwszy set obejrzałem po łebakch, Szwajcar wygrał w tie-breaku i sądziłem, że mimo dobrej gry Ukraińa to już jest po meczu, wszak Roger zawsze się wolno rozkręca i niska runda z pewnością – plus tenisista spoza setki – nie mobilizują go do gry na najwyższym poziomie. Ale kolejne gemy, zero przełamań, łatwość z jaką Ukrainiec wygrywał swoje gemy serwisowe przy przecież niezłej grze Rogera kazały mi się maksymalnie skoncentrować na meczu. A był fascynujący. Sumując Roger przegrał 7:6, 6:7, 5:7,6:7 w fantastycznym meczu gdzie przeciwnik Wielkiego Rogera był po prostu lepszy, staranniejszy, bardziej finezyjny i częściej grał genialnie niż Roger. Szwajcar z pewnością był wkurzony, zdenerwowany. W czwartym secie po raz 1-szy przełamał Ukraińca i wydawało się, że może teraz ale Siergiej nie dawał wielkiemu rywalowi szans. W najważniejszych momentach nie zawodził, choć czasami wyciągał jakby pomocną rękę do Szwajcara, myląc się (nic dziwnego, mógł być speszony grając po raz 1-szy na korcie centralnym ze swoim idolem – bo, któregoż tenisisty Roger nie jest (był) idolem ?) by po chwili jakimś genialnym zagraniem, akcją przywrócić mego ulubionego tenisistę do pionu.
Odpadnięcie Federera to strata dla uroku turnieju, dla sponsorów, wszyscy uwielbiamy patrzeć na jego grę, obietnica oglądnięcia jego gry z Murray'em lub Djokovicem – teraz dwoma murowanymi kandydatami do finału – była kusząca ale nic z tego. Ukraniec zasłużył na zwycięstwo i mam nadzieję, że następne mecze zagra lepiej i nie powtórzy się sytuacja ze wspomnianym Belgiem Darcisem, który po wspaniałym meczu i pokonaniu Nadala w drugiej rundzie skreczował, dając tym samym wolną drogę naszemu Łukaszowi Kubotowi do 3 rundy.
Ale Ukrainiec będzie miał już gorzej. Następny jego rywal nie będzie go lekceważył jak niewątpliwie musiał zrobić tak Roger. Każdy widział wczorajszy mecz i na mecz z sensacyjnym pogromcą Szwajcara będzie inaczej nastawiony. A Roger jak wyczytałem – to już znamienne u niego, zresztą jakie jest inne wyjście niż takie zachowanie – bagatelizuje przegraną, nie widzi w tym zmierzchu swojego tenisa, zamierza grać nadal i jest wciąż zadowolony z tego sezonu. A przecież jak na niego to tragedia ale ...
czwarte zdjęcie jest świetne ;3 przy okazji zapraszam na mojego bloga
OdpowiedzUsuńhttp://niewiemcotuwpisacxd.blogspot.com