Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

Ostatni koncert The Beatles na dachu Apple we wspomnieniach K. Mansfielda (1)

 



Te i dwa następne posty to, jak sądzę, będzie naprawdę spora gratka dla fanów mego bloga i oczywiście The Beatles. Ostatni koncert na dachu został na blogu dość szczegółowo opisany, znajdziecie posty z opisem, clipami piosenek wykonanych w czasie tego magicznego wydarzenia oraz mnóstwo zdjęć (tutaj). Opublikowany kilka lat temu ('2021) fantastyczny film "Get Back" oraz 3-częsciowy serial Petera Jacksona (również oba tutaj szczegółowo na blogu  opisane)  ukazują kilka najważniejszych fragmentów koncertu zespołu na dachu. Dzięki np. seansom filmowym na ekranach IMAX-a można było się poczuć prawie świadkiem tego wydarzenia. Ale przeczytajcie jak pięknie wspomina je Ken Mansfield, pracownik beatlesowskiej Apple (szef jej filli w USA) w swojej książce  "The Roof The Beatles' Final Concert". Na okładce widzimy samego autora w białej koszulce, co starannie zaakcentował i zresztą opowie o tym. Ok, zanurzmy się jeszcze raz w ten dzień, chłodny 30 stycznia 1969 i poznajmy kulisy tego wszystkiego, co nazywamy "Ostatnim koncertem The Beatles na żywo - na dachu swojej wytwórni Apple". 
 
 




„HEJ, IDZIEMY NA DACH.”


Podniosłem wzrok znad mojego pożyczonego biurka w jednym z biur Apple i zobaczyłem Mala Evansa górującego nade mną. Nawet gdy stał przy moim boku, łagodna, olbrzymia postać Mala sprawiała, że czułem się, jakby – jak zawsze – miał mnie pod swoją opieką.  
Staliśmy się bliskimi przyjaciółmi w bardzo krótkim czasie, a na jego twarzy widniał ten wyraz, który mówił, że zamierza podzielić się ze mną czymś wyjątkowym. Mal był bardzo dziecięcy dla tych, którzy go znali, a jego zaproszenie było podobne do sposobu, w jaki dzieci chcą podzielić się czymś naprawdę fajnym ze swoimi kumplami. On i ja rozwinęliśmy szczególną więź, która zaczęła się w dniu, w którym się poznaliśmy, i trwała nieprzerwanie aż do niespokojnego telefonu, który wykonał do mnie praktycznie na kilka minut przed swoją śmiercią tamtej strasznej nocy w 1976 roku, kiedy policja go zastrzeliła, by powstrzymać go przed zrobieniem sobie krzywdy.  Zawsze miałem przeczucie, że – oprócz opiekowania się Beatlesami – Mal wziął mnie pod swoje skrzydła jak kwoka i włączył mnie do swojego kręgu odpowiedzialności. Wiem jedno: powodem, dla którego od samego początku miałem tak świetne i ciepłe przyjęcie ze strony chłopaków, było natychmiastowe błogosławieństwo Mala. Oni mu ufali, on ufał mnie i... to było takie proste. W tamtych czasach nie zbliżało się do Beatlesów, jeśli najpierw nie przeszło się próby u Mala lub Neila. Dzięki Malowi zostałem zaproszony do jednego z wewnętrznych kręgów, który pozwolił mi uczestniczyć w wielu fascynujących momentach Apple i Beatlesów.
Gdybym miał wskazać jedno wydarzenie, które wyróżniało się ponad wszystkie inne w czasie, kiedy pracowałem w przemyśle muzycznym i z Beatlesami, to bez wątpienia byłby to ich ostatni „koncert”. To dzikie i improwizowane wydarzenie oznaczało koniec pewnej czasowej bańki, intymne zgromadzenie, ogólnoświatowe wydarzenie i moment jak żaden inny. Odbyło się w piekielnie zimne południe czwartku, 30 stycznia 1969 roku, i rozgrzało nasze serca. Fakt, że ostatecznie stałem się małą częścią historycznego muzycznego fenomenu zwanego The Beatles, zaczął się od bycia we właściwym miejscu o właściwym czasie. To, że pracowałem w Apple w Londynie, gdy to wydarzenie miało miejsce, to chyba najlepszy przykład szczęścia w moim zawodowym życiu.     Co masz na myśli, mówiąc, że idziemy na dach? – odpowiedziałem, wiedząc, że sposób bycia Mala oznacza, że coś ekscytującego ma się zaraz wydarzyć. Wtedy powiedział mi, że o 13:00 nasze nagranie na żywo do filmu "Let It Be" odbędzie się zaledwie kilka kroków stąd. Ponieważ rzeczy dziejące się w Apple zawsze wydawały się jakby nie z tego świata, jego entuzjazm napełnił mnie dziecięcą niecierpliwością. Hałas i nietypowa aktywność fizyczna, która od kilku dni przenikała budynek, nabrały sensu i wszystko stało się jasne.
    Nasze wcześniejsze wspólne wyprawy zwiadowcze, by znaleźć miejsce na koncert rockowy na Saharze lub na pustyni Sonora, sprowadziły się do tego dnia i tej chwili w przestrzeni rock’n’rolla. Dostałem cynk na krótko przed „czasem pokazu” i na jego komendę ruszyłem po schodach, by stać się częścią „Dachu”.
    
Dach był rozwiązaniem w ostatniej chwili i rozsądnym pomysłem na uzyskanie materiału wideo do filmu. Był zdecydowanie najbardziej oszczędnym pomysłem i okazał się bardzo skuteczny, jeśli chodzi o surowy wysiłek potrzebny ze strony wszystkich. Pracownicy Apple, ekipy sceniczne i stolarze przygotowali powierzchnię dachu oraz sprzęt do nagrywania i filmowania. To był prawdziwy występ i nie było skomplikowanej logistyki, hoteli, przelotów, diet, niekontrolowanych rachunków za jedzenie i... żadnych związków zawodowych do ogarnięcia. Wszyscy po prostu przyszli tego dnia do pracy. Był czas i miejsce, i zespół. Nie było wcześniejszej zapowiedzi, ale zdecydowanie skończyło się na tym, że mieliśmy publiczność.
Gdy godzina zero się zbliżała, Mal zamknął drzwi na dole i pracownicy, technicy i gwiazdy stali się chętnymi więźniami ekscytującej mieszanki historii i muzyki tamtego cudownego dnia przy Savile Row 3. Powietrze wypełniła mieszanka spokoju i oczekiwania, gdy drzwi zostały zamknięte i nie było wątpliwości, że to się dzieje. Byliśmy jak dzieci bawiące się czymś znacznie większym, niż byliśmy w stanie zrozumieć.
Było nas tam tylko kilku i to było dobre – to było osobiste, to było wyjątkowe – i mieliśmy okazję być świadkami zebrania aniołów rock’n’rolla gotowych do lotu. Słowa i muzyka wkrótce wzniosły się z samego serca szacownej dzielnicy finansowej Mayfair prosto w uszy i dusze niczego niepodejrzewających ludzi na ulicach. Londyn był centrum nowoczesnej muzyki, a w sąsiednich budynkach tego tętniącego życiem miasta sekretarki, bankierzy, handlarze wełną i dostawcy zostali nagle ożywieni przez rocka, który niósł się z dachu Apple. Każdy w promieniu jednej mili od tego miejsca będzie dumnie mówił do końca życia, że był tamtego dnia, gdy muzyka rozbrzmiewała po ulicach, odbijając się echem i uderzając o czerwone ceglane budynki. Melodie i uderzenia perkusji wpadały przez szpary do sal konferencyjnych, podczas gdy lordowie i szaleńcy stali zamrożeni na Savile Row, z głowami zadartymi w stronę dachów. Natychmiast wiedzieli, kto to jest – próbowali tylko zrozumieć, co się dzieje. To nie były zwykłe dźwięki płynące ulicami spokojnej dzielnicy finansowej Londynu w porze lunchu.


Wkrótce ulice i chodniki zostały zablokowane przez dobrowolny przestój, otwarte okna zaczęły pojawiać się po bokach wcześniej zamkniętych budynków, a ciała zaczęły ustawiać się wzdłuż gzymsów sąsiednich konstrukcji. To wszystko było tak niewytłumaczalne, a jednocześnie tak niesamowicie cudowne.

 
 
 Więcej TUTAJ
 


Mój TOP 100 cz. 2. (51-100)

 






 
  Na blogu znajdziecie mój TOP 50 piosenek The Beatles, który powstał z ogromnym trudem – przesuwanie niektórych utworów z wyższych pozycji na niższe było naprawdę bolesne. Tworzenie tej listy oraz poniższego zestawienia spotkało się z licznymi prośbami o rozszerzenie do setki, bo taki format najczęściej pojawia się w sieci. Oczywiście, znajdziecie już na blogu The Beatles’ 50 Biggest Billboard Hits ( tutaj), a także 100-kę tutaj według NME.
    Podczas pracy nad drugą 50-tką moich ulubionych piosenek Beatlesów zadałem sobie jedno ważne pytanie: której piosenki The Beatles mógłbym słuchać bez przerwy, gdybym miał zabrać ze sobą tylko jedną na bezludną wyspę? Odpowiedź była prosta – Help!, która w poprzednim zestawieniu zajęła 6. miejsce. Uznałem wtedy, że utwory z miejsc 1-5 (takie jak A Day in the LifeGolden Slumbers Melody – choć nie każdy uznaje ten utwór, czasami występuje pod nazwą Abbey Road End - Medley – łączący Golden Slumbers, Carry That Weight i The End, Hey JudeStrawberry Fields Forever i All You Need Is Love są muzycznie bardziej wartościowe, są bardziej epickie mają większy kaliber i znaczenie w historii muzyki. Ciężko mi to ubrać w słowa, ale wiem, że "Help!" to piosenka, od której zaczęła się moja miłość do zespołu.
    Jako dzieciak często chodziłem do kina Lalka w Wałbrzychu, a w 1968 roku (to wtedy miała miejsce polska premiera filmu) zobaczyłem po raz pierwszy "Help!" Później oglądałem go wielokrotnie, także właśnie w tym kinie. Pierwsza scena, gdzie oddawana jest ofiara bogini Kali, a zaraz potem pojawia się czarno-biały klip z zespołem, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Film sam w sobie był dla mnie świetną przygodówką (wtedy jeszcze nie znałem stylu filmów z Jamesem Bondem, więc nie zauważyłem podobieństw), ale przede wszystkim zachwyciła mnie muzyka. To Help! zawładnęła mną najbardziej, zaraz po niej The Night Before, a potem You're Going To Lose That Girl.
    Tak, "Help!" to piosenka, którą chciałbym mieć ze sobą, gdybym musiał wybierać tylko jeden utwór The Beatles do zabrania na bezludną wyspę.
   A żeby jeszcze bardziej skomplikować opis i wybory na moim TOP100, dodam, że choć te dwie piosenki (oprócz Help!) zajmują odległe miejsca, to niezmiernie uwielbiam również dwie, które nie są autorstwa żadnego z członków zespołu. Chodzi o Please Mister Postman Twist And Shout. Być może powinny znaleźć się wyżej, a nie „tylko” na 26. i w otwarciu drugiej 50-tki.
   No cóż, zmierzcie się z moją „drugą” 50-tką Fabsów, zamieszczoną poniżej! 




51. Twist And Shout
52. 
If I Fell
53. 
Hello, Goodbye
54. 
Back In The U.S.S.R
55. 
Drive My Car
56. 
I Feel Fine
57. 
You've Got To Hide Your Love Away
58. 
A Hard Day's Night
59. 
Day Tripper
60. 
Thank You Girl
61. 
Lady Madonna
62. 
We Can Work It Out
63. 
Can't Buy Me Love
64. 
With A Little Help From My Friends
65. 
Your Mother Should Know
66. 
Paperback Writer
67. 
Octopus's Garden
68. 
Get Back
69. 
I Need You
70. 
She Loves You
71. 
You Won't See Me
72. 
When I'm Sixty-four
73. 
All My Loving
74. 
I'm Looking Through You
75. 
Free As A Bird
76. 
Things We Said Today
77. 
Another Girl 
78. 
Rain 
79. 
Love Me Do
80. 
Maxwell's Silver Hammer
81.
And Your Bird Can Sing
82.
Birthday 
83.
Blackbird
84.
Eight Days A Week
85. 
Michelle
86. 
Baby You're A Rich Man
87. 
I Should Have Known Better
88. 
Please Please Me
89. 
From Me To You
90. 
Helter Skelter
91.  
Baby It's You
92. 
There'a A Place
93. 
Magical Mystery Tour
94. 
Martha My Dear 
95. 
Any Time At All
96. 
Cry Baby Cry
97. 
All I've Got To Do
98. 
Fixing A Hole
99.
 All Together Now
100. 
I'll Get You



Historia The Beatles
History of  THE BEATLES


Mój TOP 50 The Beatles

 

 Dla zabawy przypominam post z portalu o The Beatles: MÓJ TOP50 FAB FOUR. Każda piosenka dokładnie opisana pod linkiem.

Przygotowanie tego zestawienia, dawno już zapowiadanego okazało się naprawdę trudnym zadaniem, ale jak wiem, zawsze jest to trudne, w przypadku każdego zbioru piosenek. Nie mam drugiego tak ukochanego zespołu jak Fab Four, czego zresztą bezdyskusyjnie dowodzi ten blog, którego kocham tak bardzo wszystkie piosenki, własne, jak i wykonywane przez nich czyjeś hity. Sam głos danego Beatlesa w określonym utworze nadaje mu swoistą magię, która jest jednak ściśle powiązana z obecnością w nagraniu (choć czasem nie) pozostałej trójki w nagraniu. Bo niestety nie podchodzę już tak samo do solowych nagrań Tingo, Johna, Paula i George'a. Nie. Musi być jednak przypisanie konkretnego utworu do szyldu "nagrania The Beatles", to mi wystarcza i już to mój faworyt. Nic na to nie poradzę. Uwiódł mnie ten zespół, jak i mniej więcej pół planety, fascynacja nim nie przechodzi, a może nawet wraz z każdym nowym wydawnictwem przybiera na sile. Kolejny raz powtórzę, że dowodem na to jest ten 
blog, prowadzony od 11 lat i naprawdę poniesiony spory wysiłek - jak i radość - przy jego tworzeniu.
   Top 60 moich ulubionych piosenek The Beatles tworzyłem kilka tygodni, nie śpiesząc się, co jakiś czas zmieniając kolejność utworów, czasem dodając jakiś, z bólem usuwając inny. Jak wiemy, w międzyczasie pojawiło się nowe nagranie zespołu, "Now And Then" i musiało zmieścić się w mojej 50-ce. Oczywiście analizowałem kilkukrotnie całą dyskografię zespołu, upewniając się, czy jakiegoś nagrania, które powinno wejść na listę nie pominąłem. Przychodziła mi czasem do głowy myśl, że może wzorem magazynu Rolling Stone zdecydować się na TOP100 (link tutaj), ostatecznie uznałem, że 50 będzie w sam raz. Na blogu "Mój Top Wszech-czasów" piosenek do topu Bee Gees uzbierałem 
niejako z trudem 40, niebawem pewnie podobny 40-piosenkowy top, także z trudem sporządzę dla Electric Light Orchestra, setka The Beatles byłaby dużo łatwiejszym zadaniem, choć pewnie borykałbym się przy niej z podobnymi problemami co teraz, gdyż w zasadzie słabych piosenek Wielka Czwórka prawie nie miała.
   Co do poniżej zamieszczonego topu muszę napisać pewne wyjaśnienie. Wielu z uważnych fanów zespołu może z zaskoczeniem zauważy, że na miejscu nr 2 jest utwór, którego w dyskografii zespołu nie ma. Tak, oficjalnie takiego utworu nie ma, jednakże od wielu lat w zauważonej przeze mnie przestrzeni muzycznej The Beatles trzy ostatnie utwory z albumu "Abbey Road" (pomijając rzeczywiście ostatni, nie powiązany z poprzednimi treścią "Her Majesty") nazywano są często właśnie jako "Golden Slumbers Melody" i traktowane jak jeden utwór. Tak zresztą traktuje je do dzisiaj Paul, często kończąc swoje koncerty ich wykonaniem. "Golden Slumbers Melody" ma dla mnie bardzo osobiste znaczenie. "Carry That Weight" kojarzy mi się ze śmiercią najbliższej mi osoby z rodziny dawno przed laty, gdy taką konotację tego utworu ze śmiercią zauważyłem na filmie "Sgt. Pepper's " z Bee Gees i Peterem Framptonem. Mam tak z nim do dzisiaj. Ponadto, o czym pisałem już w omówieniu piosenki, co rzeczywiście dziwne, wokal w tym utworze to najlepsza harmonia Beatlesów, choć nie śpiewa w niej John, a po raz pierwszy chyba - nie jestem w tej chwili pewny, czy nie jedyny - Ringo. Cały powiązany utwór to także esencja końca zespołu (stąd taki tytuł), gdyż Paul wymyślił, by w części finalnej utworu, po solo na perkusji Ringo, swoje sola gitarowe zagrali wszyscy pozostali Beatlesi. Swoiste piękne uczczenie wspólnego grania przez tyle lat.No i warte zaznaczenia jest to, że utwór zamykają przepiękne słowa Paula,a frazę tą John nazwał "kosmiczną". Nigdy stacje radiowe raczej nie puszczają któregoś z trzech utworów, na który składa się ten mix: "Golden Slumbers", "Carry That Weight" oraz "The End". Na mojej liście znalazła się tylko jedna piosenka, nie będąca kompozycją The Beatles, na 26. "Please Mister Postman", tuż za 50-tką inny cover, "Twist And Shout". I mnóstwo fantastycznych utworów na dalszych miejscach. Jak czytam tytuły niektórych, np. "I Feel Fine", "Drive My Car", "Michelle", "Revolution" zaczynam powątpiewać w sens takich zestawień...
    Czy ta 50-tka to rzeczywiście najlepsze utwory Fantastycznej Czwórki wybrane starannie z ich bogatej dyskografii? Nie wiem, przypuszczalnie dla każdego fana zespołu takie zestawienie będzie inne, bo w tak dużej ilości utworów nagranych przez zespół muszą się znaleźć takie "osobiste", z którymi wiąże nas unikalna więź, przypuszczalnie związana z jakimś okresem, sytuacją,wydarzeniem w naszym życiu.Ostatecznie mamy taką listę, na której zrezygnowałem z pozycji ex aequo, co może pozwoliłoby przemycić do niej więcej utworów zespołu

 

 1.A DAY IN THE LIFE
 2.Golden Slumbers Melody
 3.Hey Jude
 4.Strawberry Fields Forever
 5.All You Need Is Love
 6.Help!
 7.Let It Be
 8.Something
 9.Girl
10.I Am The Walrus
11.The Fool On The Hill
12.Across The Universe
13.Because
14.Here Comes the Sun
15.While My Guitar Gently Weeps
16.Yesterday
17.Nowhere Man
18.Eleanor Rigby
19.Ticket To Ride
20.Penny Lane
21.In My Life
22.I Want To Hold Your Hand
23.The Night Before
24.Oh! Darling
25.The Long And Winding Road
26.Please Mister Postman
27.Lucy in the Sky With Diamonds
28.For No One
29.Here There And Everywhere
30.Come Together
31.You're Going To Lose That Girl
32.She's Leaving Home
33.Don't Let Me Down
34.Taxman
35.Getting Better
36.Happiness Is A Warm Gun
37.I Saw Her Standing There
38.I'm Only Sleeping
39.This Boy
40.Dear Prudence
41.And I Love Her
42.A Hard Day's Night
43.Yes It Is
44.Norwegian Wood (This Bird Has Flown)
45.Sgt. Pepper'sLonely Hearts Club Band
46.Now And Then
47.You Won't See Me
48.The Ballad Of John And Yoko
49.Ob-La-Di, Ob-La-Da
50.It Won't Be Long

druga 50-tka tutaj.




Historia The Beatles
History of  THE BEATLES




 

Nowe clipy The Beatles - AI cz. 1

 

 

 

Post jako ciekawostka, nic więcej, tak ja rysunek ilustrujący ten post. Czy tak wyglądaliby dzisiaj John i George ? Trudno powiedzieć, jeśli tak, to moim zdaniem nieźle. Tak więc potraktujcie ten post jako mały , luzacki przerywnik w bardzo poważnym traktowaniu tutaj The Beatles. Niemniej niektóre clipy stworzone przy pomocy sztucznej inteligencji urzekają. Wszystkie oczywiście stworzone bez udziału Paula czy Ringo, jak to miało miejsce w przypadku użycia narzędzie AI przy pracy nad powstaniem finalnej wersji "Now And Then". Tam oczywiście udział AI był najważniejszy, bo dzięki niej wydobyto i przetworzono głos Johna do dobrej jakości z taśmy demo nagranej w mono na zwykłym magnetofonie kasetowym. Reszta to już praca studyjna Paula, Ringo i Gilesa Martina jak na zwyczajnej sesji nagraniowej w tradycyjnym stylu. Na blogu umieściłem posty dokładnie poświęcone powstawaniu ostatniego singla Beatlesów.  
  Dzisiaj umieściłem clipy stworzone także przy udziale sztucznej inteligencji, ale najprościej stworzony został ten pierwszy. To przede wszystkim dźwięk, nie obraz. Piosenka tytułowa z albumu Paula z 2013 roku z wkomponowanym głosem Johna, całkowicie stworzonym przez AI, an podstawie próbek głosu Lennona, których mamy przecież bez liku. Tekst nie jest o Johnie, Paul wspominał, że poświęcił piosenkę Nancy, ale niektóre fragmenty brzmią jak mrugnięcie okiem do Johna.  We can do what we want, we can live as we choose / You see there's no guarantee, we've got nothing to lose (
Możemy robić, co chcemy, możemy żyć, jak nam się podoba /
Widzisz, nie ma żadnej gwarancji – nie mamy nic do stracenia)
- to przecież mogłoby dobrze pasować do filozofii Lennona z lat 60. — ta wolność, buntowniczy duch, eksperymentowanie z życiem i sztuką. A fragment: All my life I never knew What I could be, what I could do Then we were new, ooh (Całe życie Nie miałem pojęcia, kim mogę być, co mogę osiągnąć / Aż pojawiliśmy się my – tacy nowi...)  - czy nie może nam się kojarzyć z przyjaźnią z Johnem, czy w ogóle z The Beatles.  I choć nie ma tam bezpośredniego odniesienia do Johna, klimat piosenki — jej brzmienie i radosny ton — przywodzą na myśl beatlesowskie utwory, szczególnie z czasów "Magical Mystery Tour" czy "Sgt. Pepper's" - czego Macca się nie wypierał. 
 
 


 Pozostałe klipy to oczywiście przede wszystkim "praca" sztucznej inteligencji, ale przede wszystkim reżyseria, produkcja, montaż, sama idea i wybory to już sprawa człowieka, nieznanych mi fanów The Beatles (w clipie na początku są ich nazwy). W jaki sposób powstają takie clipy spróbuję prosto omówić. Zaczyna się od człowieka i pomysłu, jaką piosenkę bierzemy na warsztat i jakiego typu chcemy stworzyć teledysk. Człowiek decyduje (choć może czasem nie, nie wiemy tego dokładnie w przypadku poszczególnych prac AI)
jakie emocje i znaczenia wydobyć z tekstu, które wersy piosenki zilustrować bardziej dosłownie, a które symbolicznie, wreszcie czy czy klip ma być melancholijny (jak „Eleanor Rigby”), nostalgiczny (jak „Penny Lane”), czy surrealistyczny (np. „Tomorrow Never Knows”).
 
 

 

GLASVEGAS. NIEUSTANNIE LUBIĘ. FANTASTYCZNA MUZA.

Przypominam ten post sprzed kilku lat. Któryś już raz. W tym roku zespół wydał nowy album, który mi umknął. Znajdę go i opiszę  a  póki co w clipach próbki muzyki szkockiego bandu sprzed 2021. Ostatnie dni ona towarzyszyła mi,  oproćz rzecz jasna obowiązkowych christmasowych hitów.   Glasvegas.  Cudna muza.
Sympatia, jaką darzę ten zespół jest dla mnie niezrozumiała. Naprawdę. Polubiłem ten zespół z okazji jego pierwszej płyty, zatytułowanej tak samo jak nazwa zespołu w 2008. Utworzyłem wtedy na Interii swój pierwszy blog, zalążek tego, który czytacie teraz, wtedy specjalnie by zareklamować ten zespół i płytę. Zespół do dzisiaj niespecjalnie u nas znany, z granicą podobnie,  choć mający swoich wiernych fanów i będący bywalcem najbardziej popularnych muzycznych programów muzycznych w Wielkiej Brytanii (np. u Joolsa Hollanda). Debiut zespołu, pierwszy album dotarł do 2-go miejsca list przebojów w UK. Kolejne poza pierwszą 30-tkę, w USA wszystkie niezauważone. Nie będę się specjalnie rozpisywał o tym szkockim zespole, gdyż niewiele o nim wiem, znajdziecie wszystko w sieci (najlepiej na oficjalnej stronie zespołu 'glasvegas.net'). 

It's My Own Cheating Heart That Makes Me Cry

Wrócę tylko do podjętej myśli na początku. Prócz ukochanych The Beatles skonstatowałem zaskoczony, że to jedyny chyba wykonawca, którego lubię wszystko. Wszystkie cztery albumy, wszystkie utwory. Są oczywiście na ich płytach lepszej gorsze numery, ale lubię słuchać ich albumów w całości, nawet ten wydany oficjalnie z wersjami demo pierwszego albumu, niewiele zresztą się różniącego od oryginału. 

 Daddy's Gone - studio i live


Urzeka mnie głos wokalisty oraz zazwyczaj 'brudna' ściana dźwięku przesterowanych gitar oraz malujących tło klawiszy, równie nieczystych (żadnych symulujących smyczki itd). W utworach Glasvegas nie ma - ja nie zauważyłem -  majstersztyków wokalnych, unikalnych, niezwykłych  aranżacyjnych, rozwiązań melodycznych, jest jednak w zamian coś, co każe mi odkładać płyty, zwłaszcza pierwszą (Glasvegas, 2008, w moim TOPie Albumów Wszech - Czasów miejsce nr 87) i trzecią (Euphoric Heartbreak , 2011) zawsze gdzieś w pobliżu domowych odtwarzaczy muzycznych. Uwielbiam muzykę tego zespołu, po prostu.


Geraldine - wersja live

Po pierwszym albumie bardzo czekałem na kolejne i nie byłem zawiedziony. Muzyka, w którą lubię odlecieć, gdy nie słucham Beatlesów lub muzyki hm... przebojowej w stylu mego TOP 2016. Muzyka Glasvegas, z czego zdaję sobie sprawę, nie odbiegając od rocka, jest jednak dla mnie taka bardzo moja, specyficzna. W filmikach kilka piosenek, które lepiej wyrażą czy opiszą muzykę zespołu. 
 Na pewno plus za wokalistę. Głos urzeka, narkotyzuje. Polecam!
Euphoria, Heartbreak

     Aktualny skład zespołu: na dole James Allan, wokalista, lider zespołu, gitara, stoją: od 2010 Jonna Loefgren (perkusja w zespole należy do kobiet: zastąpiła Caroline McKay, obecna na wyższych  zdjęciach), Rab Allan - gitara solowa oraz basista Paul Donoghue.

Dyskografia:(albumy): 
Glasvegas (2008)
A Snowflake Fell (And It Felt Like A Kiss) - EP-ka (2008)
Euphoric Heartbreak (2011)
Later... When The TV Turns To Static (2013)

Fantastyczne 'Go Sguare'

AIRBAG - "Nunca lo olvides" - Vivo en Velez (Live at Velez Stadium)

 

 

Słucham tego numeru i oglądam jego wersji koncertowej (clipy) prawie non-stop. Gdy jestem na Fitness - na rowerach:) Stało się to już od kilku miesięcy niejako tradycją, gdy idę na stacjonarny rower zaczynam od tych dwóch clipów.  Wykonanie na żywo nie gorsze niż studyjne.  Singiel zespołu z 7 grudnia 2023 roku.
Polecam. Znakomita muza trzech charyzmatycznych  braci argentyńskiego  (z Buenos Aires) zespołu Airbag, Patricio (wokal, gitara solowa, klawisze), Guido (wokal, gitara rytmiczna, klawisze) i Gastona Sardelli (gitara basowa, wokal), ale nie mogę jej nigdzie znaleźć poza youtube. I jak śpiewają, choć o czymś innym, nie mogę jej zapomnieć. 
Kompozycja wszystkich braci, choć głównym kompozytorem większości utworów zespołu jest Patricio (główny wokal w przedstawianej dzisiaj piosence). Na samym dole clip dowodzący, że zespół świetnie czuje się w klasykach. Kiedyś właśnie od piosenek CCR (ale i Beatlesów) zaczynali swoją karierę. "Have You Ever Seen The Rain". 

Na samym dole dopisuję jeszcze tłumaczenie tytułowej posta piosenki. Nie znam hiszpańskiego, więc poprosiłem AI o poetyckie tłumaczenie tekstu utworu. Z ciekawości, czy nawet w tłumaczeniu może wyjść jakiś banał czy coś w tym stylu. I czy ja wiem...  Chyba to niezły miłosny liryk.
 Na koniec mała refleksja. Muzyka rockowa, pop to oczywiście język angielski. Ciekaw jestem jak brzmiałaby ta piosenka po angielsku, ale tutaj bardzo pasuje mi hiszpański. Tak jak nawet ... podkreślam "nawet" ... rosyjski w repertuarze Victora Tsoi i Kino.




Gaston Patricio i Guido Sardelli
 
Nunca lo olvides - Nigdy nie zapominaj.

I znowu zostają tylko puste kieliszki,
Rozlane wino, twoje ciało i moje.
Minęło tyle czasu, a nic się nie zmieniło,
Każdej nocy wciąż o tobie myślę.

Nie mogę już żyć w oczekiwaniu,
Nie wiem, czy to sen, czy właśnie się budzę.
Chcę ci powiedzieć, co czuję,
Nie chcę zgubić się w tej chwili.

Jestem tutaj, znów raz jeszcze.


Nie martw się, nic nie jest na próżno,
Nawet jeśli zawsze przegrywasz pierwsze rozdanie.
Chcę ci opowiadać wciąż tę samą historię,
Bo już wiemy, kto przegrywa jako pierwszy.

Nic, co było z tobą, nie budzi we mnie żalu,
Przy tobie umieram, przy tobie odżywam.
Jesteś moim zwycięstwem, jesteś moją porażką,
Jesteś wszystkim, co dobre, i wszystkim, co złe.

Jestem tutaj, znów raz jeszcze.

Jestem twoim żołnierzem z opuszczonymi ramionami,
Zawsze w tej wojnie oboje wychodzimy ranni.
Jak mam ci wytłumaczyć to uczucie,
Skoro nie potrafię się do niego przyzwyczaić, skoro go nie rozwiążę?

Nigdy nie zapomnij, że oddaję ci swoje życie,
Tęsknię za tobą nocą, kocham cię za dnia.
I chcę cię zabrać na zawsze ze sobą,
Donikąd, w nieskończoność.

Jestem tutaj, znów raz jeszcze.

Chcę zgubić się w twoim labiryncie,
Chcę być twoim niewolnikiem, umrzeć razem z tobą.
Choćbym próbował, nie potrafię cię zapomnieć,
Nie mogę cię okłamywać, nie chcę odchodzić.

I nie zapomnij, że oddaję ci swoje życie,
Zamienię je na twoje, ukradnij mi moje.
Jesteś lekarstwem na cały mój ból,
Jesteś fantazją, moim słodkim przekleństwem.

Jestem tutaj, znów raz jeszcze.


Brian Wilson (Beach Boys) & The Beatles

 

 

 

 

 

BRIAN WILSON: Paula McCartneya poznałem później, w latach 60, w studiu. Wtedy prawie zawsze bywałem w studiu.Pojawił się tam, kiedy byliśmy na Columbia Square, pracując nad dubbingiem wokali, i odbyliśmy krótką pogawędkę o muzyce.Wszyscy już wiedzą, że „God Only Knows” była ulubioną piosenką Paula – i to nie tylko jego ulubioną piosenką Beach Boys, ale jedną z jego ulubionych piosenek z tamtego  okresu.To fakt, coś o czym ludzie piszą w swoich notatkach czy opowiadają w talk show.Kiedy ludzie to czytają, w pewnym sensie patrzą na to zdanie, ono się rozprzestrzenia.
Ale pomyśl, jakie to dla mnie miało znaczenie, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym na Sunset Boulevard.
To ja napisałem „God Only Knows”, a inna osoba – osoba, która napisała „Yesterday” i „And I Love Her” oraz wiele innych piosenek – stwierdziła, że to jego ulubiona.To naprawdę powaliło mnie na kolana. Nie był jedynym Beatlesem, który tak myślał.John Lennon zadzwonił do mnie po "Pet Sounds" – chyba zadzwonił do mnie, jak twierdzą Brytyjczycy – aby powiedzieć mi, jak bardzo podobała mu się ta płyta. 

 


Paul i ja pozostaliśmy w kontakcie. Niedługo potem odwiedził mnie w domu i opowiedział mi o nowej muzyce, nad którą pracuje. „Jest jedna piosenka, którą chcę, żebyś usłyszał” – powiedział. „Myślę, że to ładna melodia”. Włączył taśmę i usłyszałem „She’s Leaving Home”. Moja żona Marilyn też tam była i zaczęła płakać. Słuchanie, jak Paul gra nam nową piosenkę, pozwoliło mi lepiej widzieć moje własne piosenki. Trudno mi było myśleć o wpływie, jaki moja muzyka wywiera na innych ludzi, ale łatwiej było zobaczyć, kiedy to był inny twórca piosenek.

 


PAUL:  To naprawdę, naprawdę świetna piosenka... to moja ulubiona piosenka. Niedawno poproszono mnie o podanie dziesięciu ulubionych piosenek dla japońskiej stacji radiowej... Nie zastanawiałem się nad tym długo i intensywnie, ale umieściłem tą ("God Only Knows") na szczycie mojej listy. Jest bardzo głębokie. Bardzo emocjonalne, zawsze trochę przyprawiające mnie o dreszcze... Są pewne piosenki, które po prostu mi zapadły w pamięć i stanowią najdziwniejszy zbiór piosenek... ale muszę przyznać, że ta zajmuje wysokie miejsce na mojej liście.

PAUL: Brian Wilson w pewnym sensie udowodnił, że jest naprawdę niesamowitym kompozytorem. W tamtym czasie interesowałem się akordami, harmoniami i tak dalej, i skończyło się na czymś w rodzaju rywalizacji między nami. Wypuściliśmy piosenkę, Brian ją usłyszał, a potem napisał inną. Co było miłe – to tak jak u nas, ze mną i Johnem. Wiesz, cały czas próbujecie się nawzajem przegonić...

W innym wywiadzie: "God Only Knows” to jedna z niewielu piosenek, przy których za każdym razem, gdy ją słyszę, wzruszam się do łez. To tak naprawdę piosenka o miłości, ale zrobiona znakomicie. To pokazuje geniusz Briana. Właściwie to grałem ją z nim i boję się przyznać, że podczas próby dźwięku się rozwaliła mnie. 

Wydarzenie to miało miejsce na gali charytatywnej Adopt-A-Minefield w Los Angeles w 2002 roku. Pomimo osiągnięcia wszystkiego, co było do osiągnięcia w branży muzycznej, McCartney nie mógł zachować spokoju w ciągu dnia występu i ogarnęły go emocje. Kilka razy przecież nazywał piosenkę Wilsona i Beach Boysów "najwspanialszą w dziejach muzyki".  Miał prawo się wzruszyć, prawda? Przekonacie się o tym słuchając poniższego clipu.


PAUL [1990]: Zwróciłem na Beach Boys uwagę już przy ich wczesne płyty surfingowe… Znałem je jako materiał muzyczny i lubiłem je wszystkie, ale nie zainteresowały mnie specjalnie, po prostu był  naprawdę fajny sound…  Kiedyś podziwialiśmy ich śpiew, harmonie, wysokie falset i teksty w stylu „California”... Ale już  później…  to "Pet Sounds" wytrąciło mnie z równowagi. Przede wszystkim te teksty Briana. Bardzo mi się podoba ten album. Właśnie kupiłem moim dzieciom po egzemplarzu do nauki o życiu... Myślę, że nikt nie jest dobrze wykształcony muzycznie, dopóki nie usłyszy tego albumu. Sam przecież zajmowałem się pisaniem i piosenkami...  Inną rzeczą, która naprawdę kazała mi usiąść i zwrócić na to uwagę, były linie basu w "Pet Sounds" ...Trochę popracowałem, jak przy „Michelle”, gdzie nie używasz oczywistej linii basu. I po prostu uzyskujesz zupełnie inny efekt, jeśli grasz G, podczas gdy zespół gra w C. Wytwarza się pewnego rodzaju napięcie. Nie bardzo rozumiem, jak to się dzieje muzycznie, ponieważ nie jestem zbyt techniczny muzycznie. Ale dzieje się coś wyjątkowego. Zauważyłem, że przez cały ten czas Brian używał nut, które nie były oczywistymi nutami. Jak już powiedziałem , „G, jeśli grasz w C - tego typu rzeczy. A także umieszczanie melodii w linii basu. Myślę, że to prawdopodobnie miało duży wpływ, który skłonił mnie do myślenia, kiedy nagrywaliśmy "Peppera", to mnie wprawiło w dobry nastrój przez kilka lat prawie zawsze pisałem całkiem melodyjne linie basu... Wykorzystałem te pomysły przy wstępie do "Here, There And Everywhere". 
 
Johna i mnie bardzo interesowało to, jak kiedyś, dawni twórcy piosenek zwykli nazywać tą jej część, a którą obecnie nazywamy intro... no, cała ta preambuła do piosenki i
coś takiego chciałem mieć na początku "Here There And Everywhere".  John i ja bardzo coś takiego lubimy w dawnych piosenkach, które to zawierały, i umieszczając to (w „To lead a Better Life”) na na początku  „Here, There and Everywhere”, tworzyliśmy harmonie, a inspiracją do tego byli właśnie Beach Boys. Nie sądzę, żeby ktokolwiek, chyba że im powiedziałem, w ogóle to zauważył, ale często tak robiliśmy: podbieraliśmy coś od artysty lub artystów, których naprawdę lubiliśmy i myśleliśmy o nich podczas nagrywania, aby siebie inspirować i wyznaczać kierunek... ale prawie zawsze ostatecznie brzmiało to bardziej jak my niż oni... 
I to wytrzymuje próbę czasu... Kiedy "Sgt. Pepper's" ukazał się na CD to na nowo się nim zainteresowałem. Zwykle dojazd do Londynu zabiera mi 2 godziny. Więc słuchałem w jedną stronę "Peppera", w drugą "Pet Sounds" i oba albumy naprawdę się nie zestarzały, wytrzymują próbę czasu a nawet więcej. Więc powstaje pytanie: "Co ludzie robili w międzyczasie? Gdzie jest rozwój?" Nie dostrzegam teraz nic specjalnie tak nowoczesnego ja tamte. Oczywiście w stosunku do jednego z nich jestem nieco nieskromny, ale myślę, że są bardzo ekscytujące, mimo że naprawdę zostały nagrane w dość prymitywny sposób w porównaniu do obecnych możliwości.
  "Pet Sounds" puszczałem tak często, że nawet gdyby jej nie znał, to musiałby poznać. Jeżeli nagrywanie mają reżysera to reżyserowałem proces "Peppera". Oczywisty wpływ na mnie miał wtedy "Pet Sounds". John też był pod jego wpływem, choć pewnie nie tak jak ja.  Z pewnością była to płyta, którą wszyscy graliśmy, no wiecie, to była płyta tamtych czasów, prawda?
   Coś na koniec? Nadal jestem wielkim fanem Briana. Myślę, że po tym, co tu napiszesz, on będzie o tym wiedział. Po prostu daj Brianowi znać, że go kocham i że nadal uważam, że dokona jeszcze wielkich rzeczy. Powiedz mu powodzenia, bądź zdrowy dla mnie i myśl dobrze, pozytywnie.”