JACKSON: Wszystko szło nie tak. Jako ktoś, kto lubi opowieści bardzo cieszyłem się, że poszło w tą stronę. Ponieważ najnudniejszym filmem byłoby gdyby Beatlesi przybyli do studia Twickenham, odbyli dwa czy trzy tygodnie prób, które poszłyby im świetnie. Tak miało być. Kręcą specjalny film telewizyjny, to jest fantastyczne. Nagrywają album i wszystko jest OK. Byłoby to oczywiście mniej interesujące niż gdyby wszystko nie szło im gładko. Michael Lindsy-Hogg kręcił to wszystko. Z różnych powodów jednak wszystko nie układa się zbyt pomyślnie. Nieustannie próbują układać tory przez pociągiem aby ten się nie wykoleił i uzyskać jakąś dobrą jakość z chaotycznego projektu w którym biorą udział. Z punktu widzenia The Beatles, myślę że dowiadujemy się dużo o ich osobowościach, o tym jakimi są ludźmi, ponieważ reagują na rzeczy, które się nie udają, na to co nie działa dobrze. Kiedy masz do czynienia z kryzysem, tak naprawdę dowiadujesz się trochę więcej o ludziach, których obserwujesz. Szczerze mówiąc dla mnie jako dramaturga to było świetnie, że wszystko tam nie toczyło się tak jak sobie zaplanowali. Jestem za to bardzo wdzięczny.
W filmie jak wiemy robi się wesoło, jeśli nie wręcz w stylu Monty Pythona. Dzieje się tak nawet w momentach z nagrań w Twickenham, a a zwłaszcza gdy Beatlesi rozsądnie wracają do własnego studia Apple i wprowadzają w swoje grono Billy'ego Prestona jako piątego Beatlesa. Sami Beatlesi, zarówno ci żywi, jak i ci martwi, przez lata pozostawili po sobie szereg cytatów opisujących tworzenie „Let It Be” jako tylko nieszczęśliwe, traumatyczne zdarzenie. Przez to album był postrzegany jako ich „album rozwodowy”, mimo że zakończył się tak dobrze, że prawie natychmiast zabrali się do następnego, "Abbey Road", ostatniego albumu, który nagrali, ale przedostatniego, który został wydany. Więc Peter Jackson mówi pozostałym dwóm członkom zespołu, że jeśli wspominają to wydarzenie jako traumatyczne, to mają syndrom fałszywej pamięci, gdyż tak naprawdę faktycznie wtedy dobrze się bawili. A było to tak. W grudniu 2017 Paul McCartney przybył do Nowej Zelandii na trasę koncertową i przy okazji spotkał się tam z Jacksonem by podyskutować o projekcie.
JACKSON: Miałem ze sobą iPada, udałem się z nim do jego garderoby, uścisnęliśmy sobie dłonie i powiedziałem: 'Paul, widziałem wszystkie odrzuty z "Let It Be". Spostrzegłem zdenerwowanie na jego twarzy. No bo on był tam, w 1969, ale nie widział materiału filmowego. Powiedział tylko: "Tak?". Widziałem na jego twarzy rysujący się niepokój. Powiedziałem: "Słuchaj, cokolwiek myślisz, to nie jest tym, o czym myślisz. Bo sądziłem, żę będzie tam smutek, a jestem zdumiony jak tam wszystko jest takie zabawne i szczęśliwe. To jest zupełnie inne niż to, czego się spodziewałem". Paul:"Tak, naprawdę?" ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz