Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

ŚWIETNY SERIAL! "MR. INBETWEEN"

 

O serialach czasami pisałem na blogu. I kończąc trzeci sezon "Mr. Inbetween" pomyślałem, że może zachęcę czytelników moich blogów (blogów, bo sądzę, że polscy obserwatorzy bloga o The Beatles czasem wpadają na ten drugi) do tego australijskiego serialu. To bardzo ciekawy serial, którego bohaterem jest płatny zabójca, Ray Shoesmith, grany przez charyzmatycznego Scotta Ryana, od drugiego sezonu także współproducenta, scenarzysty i czasem reżysera serialu. Krótkie 25-30 minutowe odcinki, dość czasem brutalna akcja, zawsze okraszona czarnym humorem i taki specyficzny klimat serialu, do którego chce się wrócić. Głównym atutem serialu jest oczywiście tytułowy bohater, postać niejednoznaczna, może nawet niespecjalnie pozytywna, ale która mimo pewnych inklinacji do zła daje się lubić. Dzięki wspomnianemu Scottowi. Wcześniej nie widziany w innych produkcjach, ale coś mi podpowaida, że serial ten może być dla niego jakimś paszportem do Hollywood. Serial kręcony w latach 2018 - 2021 i nie wiem czy powstaną kolejne serie, ostatnie wypowiedzi odtwórcy głównej roli nie brzmią zbyt optymistycznie. Co poza tym w serialowym moim światku. No cóż, drugi raz zaliczam "Breaking Bad", aktualnie skończyłem na 4 sezonie i nieodmiennie wydaje mi się, że to chyba jest moim zdaniem najlepszy serial, przed "Grą o tron" czy nawet "Rodziną Soprano".                                                                     


Nadal czekam na kolejne sezony "Yellowstone" i cieszę się bardzo, że niezależnie od 4 sezonu (premiera chyba już pod koniec tego roku, listopad?), trwają już prace na tzw. prequelem oraz spinoffem głównej części. Będzie krwawo, bo 4 sezon ma być zatytułowany, "Zemsta, na którą warto było czekać". Wspaniale. Czekam także na 4 sezon, ostatni już dramatu "Ozark" oraz na kolejne sezony "Better Call Saul", prequelu "Beaking Bad". No i oczywiście muszę dodać, że nie pamiętam już dokładnie który to już raz oglądam "Friends". Czasem 1, czasem 2 odcinki późnym wieczorem przed snem. 2-3 razy w tygodniu. Film "Przyjaciele - spotkanie po latach" (Friends. The Reunion) uciął jednoznacznie nadzieje, na powstanie kolejnych sezonów i chyba dobrze. Niech mit pozostanie mitem. Bez operacji plastycznych i botoksu.




"Rzeźnicza sesja" Beatlesów

 



 

 Z bloga o The Beatles, może Was zainteresuje, jeśli jeszcze nie...

 

Dzisiaj trzeci i nie ostatni post (dwa poprzednie na blogu) poświęcony miejscu Fab Four w fascynującym 1966 roku, roku o którym często się mówi, że zakończył epokę singli przed zbliżającą się dominacją wydawnictw "dużych", longplay'ów, dzisiaj zwanych albumami, co zapoczątkowali oczywiście swoim "Pepperem" bohaterowie mojego bloga. Dzisiaj jedno wydarzenie, specyficzne, szokujące, jak na "grzecznych chłopców" bulwersujące. Rzeźnicza Sesja!
The Beatles zwykle portretował modny w danej chwili fotograf.  25 marca 1966 takim kimś był właśnie Robert Whitaker. Miał swój wielki moment w karierze, choć spotkanie słynnych Beatlesów nie robiło już na nim wrażenia. Znali się dobrze - obracał się w kręgu osób skupionych wokół zespołu przynajmniej od roku.  Szczególna zażyłość łączyła go z Johnem - mieli podobną wrażliwość artystyczną, która ciążyła ku temu temu, co niesmaczne i surrealistyczne. The Beatles nigdy nie byli wdzięcznym obiektem dla fotografów, choć wszyscy byli niesamowicie fotogeniczni, a po trzech latach spędzonych w aurze światowej sławy i uwielbienia, zaczynali, jak to ujął Lennon, szczerze tego nienawidzić - sesje zdjęciowe były ciężką próbą i trzeba się było starać wyglądać normalnie, a tak się przecież nie czułeś.
Widząc o tym wszystkim Robert Whitaker wpadł na skomplikowany pomysł, którego efekt miał się znaleźć na wkładce do longplay'a. Zatytułowany 'A Somnabulant Adventure' (Lunatyczna przygoda) został zainspirowany "Psem andaluzyjskim", filmem nad którym Luis Buñuel 
współpracował z Salvadore Dalim, oraz twórczością Niemca Hansa Bellmera, znanego przede wszystkim z przyprawiających o mdłości projektów z lalkami. Tamtego popołudnia Beatlesi pozowali dla niego do serii fotografii, która miała stanowić komentarz do formatującej, toksycznej natury ich globalnej sławy.

 
Fotograf wspominał: Miałem już powyżej uszu robienia gładziutkich fotek Beatlesów i pomyślałem sobie, że zrewolucjonizuję patrzenie na idolów popkultury. Poprosiłem o trochę lalek. Wybrałem się do Barley Mow Passage, gdzie była fabryka lalek, ale tam powiedzieli, że mają tylko fragmenty. Wpakowali mi je do pudła, które potem opróżniłem przez Beatlesami. Zaczęli się z nimi wygłupiać - George położył sobie rękę lalki na ramieniu, Ringo dostał dodatkową nogę. Zespół nie miał nic przeciwko temu, aż do momentu kiedy zacząłem przynosić na plan tace z mięsem. George nie był tym szczególnie zachwycony.
  
Whitaker zrobił kilka rolek. Na jednej fotografii George wbija gwoździe w głowę pogrążonego w błogostanie Johna - to aluzja do trepanacji. Krótko przed śmiercią  w 2013 roku fotograf powiedział: Uważałem, że są ludźmi i to właśnie chciałem pokazać, nie idoli, za którymi wzdychają miliony nastolatek. Postanowiłem więc przykryć twarz Johna drewnianą fakturą, tak by jego głowa przypominała klocek drewna, a gwoździe i młotek miały być zrobione z futerka. To właśnie dlatego, że widziałem, jak takie smarkule ubóstwiają Beatlesów. Zawsze myślałem, że gdyby te wrzeszczące, sikające w majtki dziewczynki mogły się do nich dobrać, to rozszarpałyby ich na strzępy.
  Na innych ujęciach, które znalazły się w środku albumu, John trzyma pudełko, w które jak w ramkę wpisana jest głowa Ringo - napisano na nim "2000000", z kolei George spogląda na nas z wnętrza klatki dla ptaków. Jest takie zdjęcie, na którym wypakowuję Ringo z pudła, właśnie z tego pudła z fabryki lalek. John miał otwierać te pudło, a w środku byłaby głowa, z alabastru w stylu Chopina czy Mozarta, w serii 2000000 egzemplarzy. A co do klatki, to była klatka mojej własnej papużki falistej. Nie chodziło o nic innego jak o bezczelność wsadzania Beatlesów do klatki dla ptaków.
 

 
 
Na zdjęciu, które początkowo miało się znaleźć na okładce płyt, młoda kobieta - miała reprezentować miliony fanek - klęczy w uwielbieniu przed czwórką młodych mężczyzn, z których jeden, Lennon, trzyma w rękach pęto kiełbasy. Whitaker: Miało wychodzić z łona kobiety, zaś w prawym rogu miała być widoczna pierś  i te kiełbasy byłyby pępowiną, co wydało mi się  trochę zbyt śmiałym przedstawieniem jak na owe tamte czasy
  Robert Whitaker (1939 -2011)


 
 
 
 
 
 
 


 
Sesja ukazuje Beatlesów w krainie snu, zespół zostaje zniekształcony, jak w rozszczepiającym światło pryzmacie. Sława, jaką osiągnęli, zaczynała się odciskać na wszystkim w ich życiu. Całkiem dosłownie groziło im rozczłonkowanie - fizyczne, że strony fanów, a także psychiczne z powodu ich celebryckości. Fotografie są niezgrabne, połowicznie wykadrowane i - jak zwykł twierdzić Whitaker - niedokończone, ale opowiadają prawdę. Poruszając się po omacku, fotograf wyraził to, co odczuwali wszyscy członkowie The Beatles: że to, co zaczęło się jako niewinna zabawa i frajda, zmienia się w coś mrocznego i niebezpiecznego; że co za dużo, to niezdrowo. 
 Na najbardziej uderzającym portrecie cała czwórka siedzi na niskim stole. Beatlesi mają na sobie białe laboratoryjne/rzeźnickie fartuchy, narzucone na ich modne golfy, których czystość już na zawsze brukają części ciał rozczłonkowanych lalek i czerwone płaty surowego mięsa. każdy członek zespołu łypie obłąkańczo w obiektyw, z rozdziawioną gębą i rozszerzonymi od zioła źrenicami. Ringo sprawia wrażenie nie do końca obecnego, a George z trudem maskuje niesmak, jednak zarówno Paul, jak i John, siedzący w pierwszym rzędzie, są w  100% zaangażowani, podpisując się pod ideą triumfalnej rebelii.

 

Historia The Beatles
History of  THE BEATLES



 


Jean-Paul Belmondo 1933-2021


Wczoraj odszedł kolejny bohater mojego dzieciństwa. Filmu z Winnetou, japońską Godzillą, komedie z Louisem de Funesem, no i kapitalne komedie z Belomondo. Dodam, że filmy amerykańskie wtedy były od 16 lat zazwyczaj więc ciężko mi się było na nie dostać, choć oczywiście takie klasyki jak "Dwa z Teksasu", "Rzeka czerwona", "Rio Bravo", "Złoto McKenny" czy "Łowcy skalpów" oglądałem na dużym ekranie. Belmondo i ulubiony "Człowiek z Hong-Kongu", krwawy, gangsterski "Człowiek w pięknym krawacie" (pamiętam, nam dzieciakom, nie podobał się w nim kolor krwi, bardziej pomarańczowy niż czerwony), szalona komedia "Mózg" , gdzie prócz Belmondo błyszczeli na ekranie Bourvil i David Niven. Przypomniałem sobie (clip na dole), że bardzo podobała mi się piosenka otwierająca ten film, jak widać średnia. Kin w moim mieście wtedy było bez liku, trzy najbardziej popularne kilkaset metrów od domy, w niedzielę zawsze na 12, zresztą wtedy się chodziło do kina non stop, na wszystko co popadło. Tak przecież poznałem "Help!" z Beatlesami. Oczywiście Winnetou, japońskie filmy z potworami, no i jak wspomniałem filmy ze zmarłym wczoraj Francuzem. Próbowałem kiedyś wrócić do niektórych z nich, niestety, nie wytrzymują próby czasu. Ale Belmondo, to nieodłączny składnik mego nastoletniego życia. I zawsze, gdy ktoś taki odchodzi... 

 
Uroczy, przesympatyczny aktor, który ze swojej brzydoty zrobił atut i dzięki osobistemu czarowi uznawany był za przystojniaka. Obok na prawdę super przystojnego Alaina Delona, z którym stanowili parę dwóch największych francuskich gwiazd kina. "Ej, nie bądź taki belmondziak". Aktor wybitny, który jednak zrezygnował z ambitniejszego kina na rzecz produkcji bardziej rozrywkowych, choć nie do końca, o czym może cie przeczytać w tekstach w sieci, teraz pojawiających się jak grzyby po deszczu.Z trochę smutnego kronikarskiego obowiązku nie mogłem pominąć informacji o jego śmierci. RIP Jean-Paul. 
 

Zmarł Jean-Paul Belmondo. W sierpniu gwiazdor francuskiej Nowej Fali  przeszedł udar mózgu - tvp.info

Jean-Paul Belmondo nie żyje - 06.09.2021, Sputnik Polska

Nie żyje Jean-Paul Belmondo. Francuski aktor miał 88 lat - TV Republika

                        Filmowy weekend 'Wyborczej': 5 klasycznych filmowych bójek. Poleca Jacek  Szczerba