Jeff Lynne's ELO
Wytwórnia: Columbia
Producent: Jeff Lynne
Wydany: 13 listopada 2015
1. "When I Was a Boy"
2. "Love and Rain"
3. "Dirty to the Bone"
4. "When the Night Comes"
6. "Ain't It a Drag"
7. "All My Life"
8. "I'm Leaving You"
9. "One Step at a Time"
10. "Alone in the Universe"
11. "Fault Line"
12. "Blue"
13. "On My Mind"
Nowy album ELO Lynne'a promuje singiel 'When I Was A Boy" i jest to udana promocja całego albumu. Bo dla mnie jest naprawdę bardzo udane wydawnictwo. Po kilku przesłuchaniach, zacząłem się czepiać niektórych utworów, że są zbyt podobne w warstwie melodycznej do innych przebojów zespołu (np. "When the Night Comes"), ale później przyszła refleksja, że tak naprawdę, to który artysta nie plagiatuje z czasem samego siebie ? Jeff Lynne nie musi zabiegać o nowych fanów, nie musi kokietować. Lynne to wielka muzyczna postać. Legenda. Jego muzyczne dokonania imponują: bardzo udana kariera z Electric Light Orchestra, także solowa, okres w Travelling Willburys (George Harrison, Bob Dylan, Tom Petty i Roy Orbison) Później niezwykle udana kariera producencka, np. płyt Toma Petty, z ukoronowaniem kariery i spełnieniem marzeń - współpraca z The Beatles, rola producenta na ich dwóch ostatnich singlach z 1995. The Beatles to oczywiście ukochany zespół Jeffa, o czym wielokrotnie wszędzie obwieszczał.
Na albumie 'Alone In The Universe' odnajdujemy to wszystko co było w starych nagraniach ELO z takich albumów jak 'Out Of The Blue' czy 'Discovery', tak więc i zalety i wady. Nie ma może już tych takich typowo 'elowskich' chórków, które tworzył Jeff z basistą ELO, Kelly Groucottem, ale Jeff grający na wszystkich instrumentach (!) odtworzył nawet niepowtarzalne brzmienie i styl gry swego dawnego perkusisty, Beva Bevana (przy pierwszym przesłuchaniu albumu byłem przekonany, że Bev wrócił do zespołu kolegi). Perkusja Bevana była kiedyś jednym ze znaków firmowych zespołu, o innych w dalszej części tekstu. Przyznam się, że zaskoczył mnie trochę fakt, że w nagrywaniu albumu nie brał udziału Richard Tandy, klawiszowiec oryginalnego składu ELO, jedyny który cały czas współpracuje z Jeffem, grając z nim do dzisiaj na koncertach (np. na sławnym już koncercie z roku 2014 - czytaj tutaj), wierny przyjaciel Lynne'a. Jeff przejął - jak to w jego stylu -pełną władzę nad całym procesem produkcji albumu: produkując go, komponując wszystko, nagrywając i śpiewając wszystko samemu (jedna osoba, kobiecy głos w chórkach, jedna osoba na tamburynie). Ba!, nawet mając decydujący głos przy projekcie okładki (zespół Jeffa zachował prawa do używania na swoich albumach oryginalnego logo zespołu - kolorowego spodka latającego z literkami ELO), produkcji videa oraz procesu promocji albumu. Gdzie był nagrywany album ? Oczywiście w domu Jeffa, przez 18 miesięcy.
Na albumie 'Alone In The Universe' odnajdujemy to wszystko co było w starych nagraniach ELO z takich albumów jak 'Out Of The Blue' czy 'Discovery', tak więc i zalety i wady. Nie ma może już tych takich typowo 'elowskich' chórków, które tworzył Jeff z basistą ELO, Kelly Groucottem, ale Jeff grający na wszystkich instrumentach (!) odtworzył nawet niepowtarzalne brzmienie i styl gry swego dawnego perkusisty, Beva Bevana (przy pierwszym przesłuchaniu albumu byłem przekonany, że Bev wrócił do zespołu kolegi). Perkusja Bevana była kiedyś jednym ze znaków firmowych zespołu, o innych w dalszej części tekstu. Przyznam się, że zaskoczył mnie trochę fakt, że w nagrywaniu albumu nie brał udziału Richard Tandy, klawiszowiec oryginalnego składu ELO, jedyny który cały czas współpracuje z Jeffem, grając z nim do dzisiaj na koncertach (np. na sławnym już koncercie z roku 2014 - czytaj tutaj), wierny przyjaciel Lynne'a. Jeff przejął - jak to w jego stylu -pełną władzę nad całym procesem produkcji albumu: produkując go, komponując wszystko, nagrywając i śpiewając wszystko samemu (jedna osoba, kobiecy głos w chórkach, jedna osoba na tamburynie). Ba!, nawet mając decydujący głos przy projekcie okładki (zespół Jeffa zachował prawa do używania na swoich albumach oryginalnego logo zespołu - kolorowego spodka latającego z literkami ELO), produkcji videa oraz procesu promocji albumu. Gdzie był nagrywany album ? Oczywiście w domu Jeffa, przez 18 miesięcy.
I bardzo dobrze. Jako fan ELO, otrzymałem album jakiego osobiście bardzo oczekiwałem, bez niespodzianek, bez poszukiwania nowego stylu, brzmienia, aranżacji. Kiedyś główną wadą repertuaru zespołu, wytykaną boleśnie przez krytyków, była prostota i infantylność tekstów. Dzisiaj to już nie razi. Na pewno mnie. Z uśmiechem odnajdywałem na nowym albumie znowu prościutkie zwrotki, refreny, prawie "częstochowskie" rymy (dzięki Bogu nie pada tutaj forever - tohether), ograne do bólu tematy (vide: pierwszy singiel), na szczęście wszystko ładnie, zgrabnie podane w aranżacji typowej dla dawnej, starej, dobrej ELO.
Kiedyś aranżacje nagrań zespołu zaskakiwała. W zespole grało dwóch skrzypków i jeden wiolonczelista. Wersja zespołu 'Roll Over Beethoven' z wkomponowaną w utwór słynną muzyczną otwierająca frazą z V Symfonii Beethovena było na owe czasy rewolucyjna i nowatorska. Na nowym albumie Jeff wszystko gra na klawiszach ale elektronika nie zakłamuje brzmienia, nadal słyszymy klasyczne ELO, tego z Jeffem, jego ELO. Jeff Lynne's ELO.Z albumu wykrojono już trzy single, wspomniany "When I Was a Boy" oraz "When the Night Comes" i "One Step at a Time". Album doszedł do 4 miejsca na listach przebojów w rodzimej Wielkiej Brytanii, na całym świecie został również świetnie przyjęty.
Kiedyś aranżacje nagrań zespołu zaskakiwała. W zespole grało dwóch skrzypków i jeden wiolonczelista. Wersja zespołu 'Roll Over Beethoven' z wkomponowaną w utwór słynną muzyczną otwierająca frazą z V Symfonii Beethovena było na owe czasy rewolucyjna i nowatorska. Na nowym albumie Jeff wszystko gra na klawiszach ale elektronika nie zakłamuje brzmienia, nadal słyszymy klasyczne ELO, tego z Jeffem, jego ELO. Jeff Lynne's ELO.Z albumu wykrojono już trzy single, wspomniany "When I Was a Boy" oraz "When the Night Comes" i "One Step at a Time". Album doszedł do 4 miejsca na listach przebojów w rodzimej Wielkiej Brytanii, na całym świecie został również świetnie przyjęty.
Poniżej clip do 'When Was I Boy', przypuszczalnie bardzo biograficzny utwór Jeffa. Od małego chciał grac, nie chodzić do znienawidzonej pracy (tylko śpiewać, czy pokochasz mnie kochanie), uczył się grac na gitarze i oczywiście słuchał radia. Pięknie brzmią słowa refrenu: radiowe fale były moimi kumplami i to były przepiękne dni, gdy brakowało forsy, kiedy bylem chłopcem o tym właśnie marzyłem.
________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz