Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

Falco na blogu "Wysoka jak nigdy"

 

 

Wiele lat temu umieściłem na blogu post z dedykacją dla moich przyjaciół ze studiów, w którym główną rolę, jeśli mogę tak to nazwać "odgrywała" piosenka "In The Army Now" holenderskiego duetu braci Bolland, współtwórców największych przebojów austriackiego muzyka Falco. Przebój Bolland & Bolland był wielkim hitem w czasie moich studiów, zanim jeszcze spopularyzowali go na świecie Status Quo. W poście poruszyłem też temat Falco, którego kilka przebojów ogromnie lubię. To przede wszystkim "Rock me Amadeus" (wolę tą wersję zremiksowaną na nowo na rynek amerykański, bez niemieckiego rapu muzyka, tzw Salieri version, obie wersje przeboju obok siebie, a tak przy okazji dodam, że oryginalna wersja była numerem 1 w USA i był to chyba pierwszy hit numer 1 za oceanem rapowy, jeszcze przed eksplozją tego gatunku (gdyż tak można chyba nazwać wokalizę Falco w utworze). Kolejne moje ulubione numery austriackiego muzyka to "Vienna Calling", obie części "Jeanny" - wszystkie napisane w koprodukcji muzyka i braci Bolland oraz chyba "Out of the Dark" Wszystkie te piosenki na dole w clipach w ostatniej części postu, zaś niżej Falco live w swoim wielkim hicie. 

Tak na marginesie to dodam, że czytając  wiele materiałów, tekstów o Falco, pisze się o tym jakie wielkie miał przeboje, że był jedynym Austriakiem, który miał w Stanach - największym muzycznym rynku świata - numer 1, ale niewiele się pisze, że tak naprawdę 90% swojej kariery zawdzięcza współpracy z dwójką braci Bolland, którzy byli twórcami muzyki jego największych hitów, a przyznać trzeba, że w muzyce, w piosence jest ona najważniejsza. Teksty oczywiście ważne, ale główna zaleta największego hitu muzyka to oczywiście główny motyw melodyjny oraz wprzęgnięte w piosenkę fragmenty popularnych fragmentów z muzyki wielkiego Amadeusa. Dziwi mnie, że w biografiach muzyka niewiele lub zdawkowo opisuje się tą kwestię, także fakt, że nie udało mi się znaleźć wspólnego zdjęcia Falco z Robem i Ferdim Bolland.

 


No i najważniejsza część w tym poście. We wspomnianym wpisie napisała do mnie Daria, autorka bloga (czy strony www) "Wysoka jak nigdy", znakomitego jak sami się przekonacie. Przeczytałem na nim świetne teksty o życiu prywatnym Falco, jego smutnych perypetiach związanych z ojcostwem, także o tajemniczym wypadku, w którym poniósł śmierć na egzotycznej Dominikanie (Daria podesłała mi link do youtube z wizualizacją tego wypadku i ten clip zamieszczam także na dole. Poprosiłem Autorkę (widoczną na zdjęciu przy grobie muzyka) o tekst o Falco dla czytelników mego bloga, a ostatnio między paczką moich przyjaciół w czasie urlopu sporo dyskutowaliśmy o przeboju Bolland i przy okazji o Austriaku i jego twórczości.  Otrzymałem tekst, który publikuję niżej, zachęcając oczywiście do lektury bloga Darii, nie tylko znakomitych oraz ciekawych tekstów o Falco, którą oczywiście zapraszam do publikacji (muzycznych) na moim blogu.

Smutne, że jego śmierć, która była prawie narodową tragedią w jego ojczyźnie, w świecie pozostała prawie niezauważona, choć bracia Bolland nie za pomnieli o nim i wydali na singlu pośmiertny dla niego hołd, "Tribute to Falco" (ostatni clip) a niedawno zaangażowali się w produkcję musicalu o muzyku, zatytułowanym, a jakże, "Rock Me Amadeus". Dwaj najsłynniejsi twórcy muzyki w Austrii połączeni  już chyba na zawsze.

 

 

Tekst z bloga pod adresem:  https://wysokojaknigdy.com/
 

 

 

Dlaczego niektórzy twierdzą, że Falco popełnił samobójstwo? Kilka faktów o śmierci Hansa Hölzel.

 



Nie pamiętam dokładnie jak zaczęła się moja fascynacja Falco. Wiem tylko, że byłam wtedy dzieckiem. Prawdopodobnie moją uwagę przykuł jego wytworny wygląd, który wokół siebie roztaczał. No, bo która z popowych gwiazd ubiera się w smoking? Falco natomiast przypominał mi eleganckich panów z orkiestry, których widywałam w operze podczas szkolnych wyjazdów. I to mi się podobało.
Jednak z tamtego okresu jeden moment pamiętam bardzo dokładnie. Miałam wtedy niespełna 19 lat. Jak zwykle siedziałam w pokoju dziennym przy stole. W rogu pod ścianą w telewizji leciał Teleekspress, na który patrzało się w moim domu każdego dnia. W tamtych czasach najbardziej interesowały mnie tylko fragmenty, w których Marek Sierocki prezentował muzyczne nowinki. Tamtego dnia usłyszałam, że w wypadku zginął Falco — był luty 1998 roku.
Choć wolę pamiętać Hansa Hölzel (bo tak właściwie nazywał się Falco) raczej z okresu, gdy święcił triumfy, to jednak nie można zaprzeczyć, że właśnie przez swoją śmierć jest najbardziej zapamiętany. Wielu zadaje sobie pytanie, czy w jego wypadku kryje się jakaś tajemnica? Czy rzeczywiście był to nieszczęśliwy wypadek, a może on sam rzucił się pod koła pędzącego autokaru? Tego już nigdy się nie dowiemy. Bo choć wiele znaków przemawia za niefortunnym wypadkiem, są również przesłanki, które budzą powątpiewania.
Hans Hölzel zginął w miejscowości Puerto Plata w Dominikanie 06 lutego 1998 roku — niespełna 2 tygodnie przed swoimi 41 urodzinami. Do wypadku doszło w momencie, gdy wyjeżdżał z parkingu lokalnej dyskoteki, w której to często przebywał. Jak podaje Peter Lanz w książce „Falco. Die Biografie”, o 16.40 Hans wrzucił pierwszy bieg w swoim Mitsubishi Pajero i ruszył z miejsca, wjeżdżając wprost pod koła nadjeżdżającego z lewej strony autokaru wycieczkowego. Ponieważ autokar poruszał się z prędkością ponad 100 km/H, samochód Falco został zmieciony jak kartka papieru. Zginął na miejscu jako jedyna ofiara tego wypadku.
Był taki momenty w moim życiu, że chciałam odpowiedzieć sobie na to pytanie, czy rzeczywiście był to wypadek. Poszukiwałam wielu informacji, aby poznać odpowiedź. Tak trafiłam na telewizyjny wywiad z lekarzem z Dominikany, który uczestniczył w obdukcji Falco. Potwierdził on, że po jego śmieci w krwi wykryto bardzo dużą ilość kokainy, marihuany i alkoholu. Prawdopodobnie właśnie taka mieszanka środków odurzających przyczyniła się do spowodowania wypadku. Czytałam też fragment obdukcji, z której jedno zdanie utkwiło mi w pamięci. Był to fragment, w którym został opisany grymas twarzy Falco — opinano w nim, że na jego twarzy rysowało się przerażenie, a oczy pozostały otwarte. To był moment, w którym przestałam poszukiwać więcej informacji. Było to dla mnie potwierdzenie, że jednak Falco nie spodziewał się tego, co wkrótce nastąpiło. Gdy moja wyobraźnia zaczęła mi podsuwać obrazy jego martwej twarzy, stwierdziłam, że czas skończyć moje poszukiwania. Nie chciałam już nic więcej wiedzieć na ten temat. Chciałam po prostu zapamiętać go z tych czasów, w których odnosił sukcesy.
Podsumowując wszystkie zgromadzone argumenty, zaczęłam bardziej przychylać się do tezy, że Falco po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Za nieszczęśliwym wypadkiem przemawiają takie fakty, jak przerażone otwarte oczy Hansa, które zostały opisane w raporcie z obdukcji. Był to też czas, gdy Falco planował swoje 41 urodziny, które miał świętować za 13 dni, czyli 19 lutego. Znajomi potwierdzili, że Falco planował imprezę z tej okazji, co oznaczałoby, że jednak miał plany na przyszłość. Hans pracował również nad nowym albumem „Out of the dark”, który to ukazał się po jego śmierci. Ostatecznie potwierdzeniem nieszczęśliwego wypadku mogą być słowa menadżera Falco — Horsta Bork, który w jednym ze współczesnych już wywiadów z pełnym przekonaniem stwierdził, że znał Hansa doskonale i nigdy nie uwierzy w jego samobójstwo. 

Ale… I tych „ale” też można kilka wyliczyć. Po pierwsze Hans miał wielki problem z alkoholem i innymi używkami. Te demony towarzyszyły mu w zasadzie od początku jego kariery. Nie była to żadna tajemnica. Niestety Falco miał depresyjną naturę, co w przypadku takich osób jak on, kończy się przeważnie sięganiem po używki. Nie można więc wykluczyć, że w tym jednym momencie obudziła się w nim ta ciemna strona natury, która niestety wyzwoliła w nim obojętność i chęć targnięcia się na swoje życie. Niewykluczone, że do takiego chwilowego depresyjnego stanu przyczyniły się dodatkowo narkotyki i alkohol, które spożył krótko przed wypadkiem. Fakt jest jeden: Falco nie raz sięgnął dna i skrywał w sobie demony. Natomiast najpopularniejszym argumentem, który przytacza się jako potwierdzenie jego samobójstwa, są słowa, które pojawiają się w utworze „Out of the dark”. To utwór, nad którym w tym czasie pracował, a który to oficjalnie został wydany po jego śmierci. Pojawia się w nim zdanie: „Muss ich denn sterben, um zu leben?” (tłum. „Czy muszę umrzeć, aby żyć?”). Choć do mnie przemawia jednak inny argument. W 1982 roku Falco w jednym z wywiadów udzielonym przyjacielowi Peterowi Leopoldowi powiedział, że gdyby miał przedwcześnie umrzeć, to chciałby umrzeć jak James Dean na skrzyżowaniu w samochodzie, trzask-prask i koniec. (Oryginał: „Wenn ich schon mal zu früh sterben sollte, dann wie James Dean — auf einer Kreuzung, im Porsche. Zack. Aus”).

Nie poznamy nigdy odpowiedzi, jaka jest prawdziwa przyczyna śmieci Hansa Hölzel. Zawsze gdzieś pozostanie nuta niepewności, że może jednak Falco tego chciał. Ja jednak nie mogę pozbyć się myśli, że jeżeli nie ten wypadek w Puerto Plata, to z pewnością zdarzyłoby się inne nieszczęście.

 



 Wizualizacja wypadku muzyka na Dominikanie.

 


 ________________________________

 


 

                                                                        Salieri version


 


 



 


 



The 500 Greatest Songs of All Time wg. Rolling Stone - cz. 10

 

 

 

Ostatni post  z serii. Finalna 20-ka. Sporo jak dla mnie zaskoczeń, choć opisy przy piosenkach próbują uzasadnić wysoką pozycję tej czy innej piosenki.  Lista amerykańska na wskroś i mam wrażenie, że większość biorących udział w tworzeniu tego rankingu to czarni muzycy, krytycy, producenci, podkreślający bardziej znaczenie songu niż jego typową muzyczną urodę. Ale na tym polega tworzeniu tego typu zestawień, choć wyższość piosenki Outkastu "Hey Ya!" nad chociażby "Imagine " Lennona musi szokować. Dla kogoś - sam tak mam - niektóre piosenki są ważne z innych, pozamuzycznych powodów. Pełna lista 500 utworów "The 500 Greatest Songs of All Time" magazynu Rolling Stone pod linkiem tutaj.

To nie tak, że pomyślał: «Och, to może być hymn» – Yoko Ono wspominała wiele lat później, kiedy w marcu 1971 r. powstała ta piosenka. „Imagine” było „właśnie tym, w co wierzył John: że wszyscy jesteśmy jednym krajem, jednym świat, jeden naród. Chciał wypuścić ten pomysł na światło dzienne. Lennon przyznał, że „Imagine” to „praktycznie Manifest Komunistyczny”. Jednak elementarne piękno jego melodii, ciepły spokój w głosie i poetycki akcent współproducenta Phila Spectora, który skąpał występ Lennona w delikatnych instrumentach smyczkowych i echu letniej bryzy, podkreśliły fundamentalny człowieczeństwo utworu. Lennon wiedział, że napisał coś wyjątkowego. W jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że „Imagine” jest tak dobre, jak wszystko, co napisał z Beatlesami.
 


Producent Rich Harrison miał trudności z przekonaniem przyjaciół i rówieśników, że rytm „Crazy in Love” ma duży potencjał. Dodał więc dźwięk rogu z pięcioma alarmami, zaczerpnięty z soulsterów z lat siedemdziesiątych, Chi-Lites, z utworu „Are You My Woman? (Tell Me So)”, a także jego własne instrumentalne popisy i trzymał go w pogotowiu na właściwy moment i odpowiedniego artystę – „Dopóki nie dostałem telefonu od B” – powiedział później. Jako singiel, który zainaugurował solową karierę Beyoncé, utwór dobitnie oznajmił jej nadejście jako dominującej potęgi popu tamtej epoki. Zabójczy werset Jaya-Z został dodany w ostatniej chwili. Bey i Jay właśnie wtedy zaczęli się spotykać, a tekst piosenki i porywający przekaz odzwierciedlały to, co określiła jako „pierwszy krok w związku tuż przed rozstaniem”.





Napisałem to. Nie było takie złe, po prostu - Bob Dylan powiedział o swojej największej piosence wkrótce po jej nagraniu w czerwcu 1965 roku. Nie ma lepszego opisu „Like a Rolling Stone” – jego rewolucyjnego projektu i wykonania – młodego mężczyzny, który właśnie skończył 24 lata, który to stworzył. Dylan zaczął pisać dłuższy fragment wiersza – 20 stron w jednej relacji, sześć w drugiej – czyli, jak stwierdził, „po prostu rytm na papierze, opowiadający o mojej ciągłej nienawiści, skierowany w pewnym momencie, który był szczery”. Po powrocie do domu w Woodstock w stanie Nowy Jork, na początku czerwca, przez trzy dni Dylan zaostrzył całość utworu, aż do konfrontacyjnego refrenu i czterech napiętych wersetów, pełnych przeszywających metafor i zwięzłej prawdy. Przed udaniem się do nowojorskiego studia Columbia Records, aby nagrać piosenkę, Dylan wezwał Mike'a Bloomfielda, gitarzystę zespołu Paul Butterfield Blues Band, do Woodstock, aby nauczył się piosenki. Powiedział: «Nie chcę, żebyś grał cokolwiek z tego gówna B.B. Kinga, żadnego pieprzonego bluesa» – wspomina Bloomfield (zmarły w 1981 roku). Chcę, żebyś zagrał coś innego. Tak jak Dylan naginał korzenie i formy muzyki ludowej do własnej woli, tak przekształcił popularną piosenkę, nadając jej treść i ambicję „Like a Rolling Stone”. A swoim elektryzującym występem wokalnym, najlepszym w historii, Dylan udowodnił, że wszystko, co robi, było przede wszystkim rock & rollem. „Rolling Stone” to najlepsza piosenka, jaką napisałem” – stwierdził stanowczo pod koniec 1965 roku. Nadal nią jest.