Uwielbiam muzykę Toma. Na przestrzeni ok. 40 lat nagrał kilkanaście albumów. Przeważnie ze swoim zespołem The Heartbreakers, w którym pomagał mu czasem tworzyć materiał muzyczny jego najbliższy przyjaciel Mike Campbell. Gitarzysta, Tom nie był wirtuozem gitary, choć oczywiście zawsze na niej grał na koncertach i swoich płytach. Mike grał także na każdym albumie solowym Toma a zespół cierpliwie czekał aż przyjdzie kolej na album zespołowy. Z Tomem współpracowali wielcy: męska połowa Eurythmics, Dave A. Stewart, Jeff Lynne, który pomógł mu w napisaniu jego najbardziej komercyjnych przebojów z albumu 'Full Moon River'. Tom napisał także piosenkę na pierwszy, bez macierzystego zespołu Fleeetwood Mac, singiel Stevie Nicks. Pomógł także w powrocie do showbiznesu Rogerowi McGuinnowi, liderowi The Byrds, na których muzyce Tom przecież się wychowywał. Spełnieniem marzeń muzyka był udział w przedsięwzięciu muzycznym pod nazwą The Travelling Willburys, w którym Tom zagrał nie dość, że ze swoim idolem z dzieciństwa, Beatlesem George'm Harrisonem, to także idolem każdego rockmana w Ameryce, Bobem Dylanem. Piątkę Willburych uzupełniali Jeff Lynne oraz Roy Orbison.
Muzykę Toma określiłbym mianem 'kalifornijskiego rocka' (nazywano ją także 'southern rock' - rock Południa Stanów). Mieszaninę rocka, country, folku a nawet bluesa. W czasie wywiadów Tom mówi taką południową, specyficzną angielszczyzną, gdy śpiewa brzmi fantastycznie. Przypomnę (zboczenie muzyczne oczywiście), że gdy Beatlesi pojawili się w Stanach, na konferencjach prasowych ich 'liverpoolszczyzna' była często niezrozumiana. Podobne wrażenie mam gdy słucham Toma, choćby na koncertach, zapowiadającego piosenkę. 'Olright, i'll seeng now for 'ya nju sang'.
Śmierć Toma jest ogromnym zaskoczeniem w Stanach. Nie pojawiały się żadne plotki o chorobie muzyka. Żadnych plotek o narkotykach, alkoholu, niehigienicznym życiu rockmana z działki: sex, drugs and rock and roll. Muzyk był szczęśliwie żonaty. Drugi raz. Z pierwszego miał dwie córki. Szczęśliwe życie, uznanie, pozycję znakomitego muzyka wśród przyjaciół nie tylko muzycznego światka. Był gwiazdą megaformatu, ze swoją na słynnej alei Gwiazd w Hollywood, członkiem renomowanej Rock And Roll Hall Of Fame. Za sobą wielką przyjaźń z George'm Harrisonem, którą doceniła wdowa po ex-Beatlesi, podarowywując mu w czasie koncertu 'Dla George'a' oddzielny set muzyczny (Tom z Hearbreakersami fantastycznie wykonali 'Taxman' oraz 'I Need You'). Przypuszczalnie miał spełnione życie. Przyjaźnił się z dwoma żyjącymi Beatlesami, a zawsze podkreślał, że jego całe dorosłe życie zdefiniował wieczór, kiedy jako młody czternastolatek, wraz z rodziną (i 70 000 000 Amerykanów), z wypiekami na twarzy oglądał pierwszy występ The Beatles w programie Eda Sullivana. Poznał swoich idoli, ba, nagrywał z nimi, przyjaźnił się. I to tyle. Żegnam Toma. Odszedł ale zostawił nam wspaniałą muzykę. Oczywiście żałuję, że muzyk nie jest tak w Polsce popularny jak na to zasługuje. Wielu moich znajomych rozpoznało oczywiście kilka jego przebojów, ale był im zupełnie anonimowy z nazwiska. Szkoda, liczyłem na to, że może kiedyś odwiedzi nasz kraj. Odejście każdego z artystów, wielkich ludzi boli. Ta najbardziej ze wszystkich ostatnich.
I kilka clipów. Razem z wcześniejszymi w poprzednich postach to już mała próbka muzyki Toma.
'Don't Come Around Here No More' - Wspólna kompozycja z Dave A. Stewartem (z Eurythmics)
'Stop Draggin' My Heart Around'
Z gigantami rocka, przyjaciółmi z The Traveling Wilburys - ,She's My Baby', oraz 'Inside Out'
'Taxman'. Na koncercie pamięci G.H. I jeszcze 'The Last DJ'
oraz 'Kings Of Highway'
Dzięki za opisanie muzyki Toma. Adam
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za całość bloga. Przypomina mi on zapomniane utwory i wykonawców lub odkrywa nieznanych. Szczególnie dziękuję za ukazanie mi genialnosci piosenki Supertramp "Don't Leave Me Now".
OdpowiedzUsuń