ZBIGNIEW WODECKI
(6.05.1950 - 22.05.2017)
Dzięki czarnoskórym muzykom i ich rock and rollowi lat 50, potem Elvisowi i wreszcie The Beatles świat zafiksował na punkcie anglosaskiej muzyki i tak już zostało. Angielski nadaje się ponoć najlepiej do śpiewania, poezja najbardziej banalna, błaha w tym języku brzmi inaczej. Tak jest i kropka. Na palcach, no dwóch rąk powiedzmy, można wymienić artystów spoza Ameryki i Wielkiej Brytanii, którzy zrobili kariery na świecie. takie prawdziwe. Z Polski niestety nikt. I nieważne czy 'Annę Marię' Czerwonych Gitar chciał nagrać sam Elvis, że Skaldowie eksperymentowali z wykorzystaniem instrumentów z muzyki poważnej w swojej, przed lub w tym samym czasie co Beatlesi. Wszyscy byli spoza magicznych dwóch krajów, których wykonawców akcent nie powalał lub nie rozśmieszał. No i przechodzę do sedna.
I jest jeszcze coś. Jako dzieciak pamiętam, że nauczycielka muzyki w podstawówce opowiadała, że podkochuje się w młodym polskim artyście, właśnie w Zbyszku. I jako dzieciak czy nastolatek wiedziałem, że specjalnie nie podobające mi się wtedy utwory muzyka, jak 'Izolda' czy 'Zacznij od Bacha', to muzyką przez duże M, a nie muza śpiewających Trubadurów, Połomskich, Hulewiczów, Cwynarów itd. Wielka, wielka szkoda i mocny osobisty smutek.
Żegnaj Panie Zbyszku.
Szacun p. Zbyszku i szacun Tobie Ryszardzie, że wspomniałeś o tym na swoim blogu. Anna
OdpowiedzUsuń