WIMBLEDON 2017 (1)


_______________________________
Od jutra rusza najstarszy i najsłynniejszy turniej tenisowy na świecie. Czas na szampana i oczywiście deser z truskawek, podstawowe dwa dania serwowane w czasie turnieju. 
Drugi pod kątem wypłacanych nagród pieniężnych (za US Open), ale najbardziej prestiżowy. Tytuł szlachecki w tenisie. Prawie dosłownie, bo zwycięzcy turnieju mają prawo grać z członkami rodziny królewskiej kiedy tylko sobie zażyczą. Czyli kiedy zażyczą sobie arystokraci  pałacu w Buckingham, czyli w zasadzie nigdy, ale możliwość taka istnieje. Trudno mi sobie wyobrazić by wygrał turniej ktoś spoza Wielkiej Czwórki, która znowu jest w tym podstawowym składzie, a pamiętajmy, że jeszcze rok temu i Roger i Rafa wypadli z pierwszej czwórki rankingu ATP. 
Ale obaj kłopoty mają za sobą. Rafael udowodnił, że jest królem mączki, choć jak spisze się na najszybszych z możliwych kortów na świecie nie wiadomo. Roger upewnił się na kortach w Australii, że jest jeszcze w wieku 35 lat w stanie znieść trudy 2 tygodniowych zawodów, w których gra się do trzech wygranych setów. I wygrać. No i jego wygrana w Halle na trawie dowodzi, że Wimbledon jest w jego zasięgu. Możliwe zresztą, że to ostatni rok występów Szwajcara w Wielkich Szlemach. Novak Djokovic będzie wspierany w Londynie cały czas przez Andre Agassiego
. Wygrał wczoraj turniej w Eastbourne na trawie i pokazał, że wraca do wielkiej, dawnej formy. Został jeszcze Andy Murray, który w Londynie jak co roku musi wygrać. Tego oczekuje od niego cały kraj. Nie wiadomo w jakiej jest teraz formie Szkot, w tym roku gra słabo, ale to wciąż numer 1 wśród graczy ATP. Dla przypomnienia: Roger wygrywał Wimbledon w 2003, 2004, 2005, 2006, 2007, 2009, 2012,  Rafa w 2008, 2010, Novak w 2011, 2014, 2015,Andy w 2013 i rok temu. Czyli od 2003 nikt spoza tych graczy nie triumfował w turnieju i nie otrzymywał pucharu (przegrany otrzymuje pamiątkową tacę, zdjęcia). Warto dodać, że w czasie wygrywania przez tą czwórkę turnieju, czyli w latach 2003-2016 tylko sześć razy przegranym w finale nie był nikt z niej (przegranymi byli Australijczyk Mark Philippossiu, aż trzy razy Amerykanin Andy Roddick, Czech Thomas Berdych i rok temu Kanadyjczyk Milos Raonic). Czech i Kanadyjczyk  grają nadal. Milos jest na krzywej wznoszącej się, ale nie na tye by wygrać turniej. Ktoś jeszcze? Gdybym musiał jeszcze kogoś typować to z pewnością nie Japończyka Keia Nishokoriego, dla którego turnieje Wielkiego Szlema to za mocna fizycznie przeprawa. Także nie Stana Wawrinkę, który, pomijając jego chimeryczność, nie lubi trawy. Więc może Thiem? Sami więc widzicie, tylko ktoś z tej czwórki niżej.
 Typuję wg. kolejności zdjęć. Ale najpierw krótki skok w przeszłość. Mija pewna epoka, Pete'a Samprasa. Widzimy tutaj pierwszy tytuł Rogera, który pokonuje w finale Wimbledonu swego idola. Wygląd i fryzura młodego Szwajcara, z której tyle razy naśmiewał się Andy Roddick (aż ten ją zmienił), nie sugeruje, że angielska widownia ogląda na kortach przyszłego, najbardziej seksownego tenisistę świata, za jakiego Federer uchodzi do dzisiaj.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz