Singiel, 1982
Album: 1974-1984
Kompozycja: R.Lipko / M.Dutkiewicz (tekst)
Wytwórnia: Polskie Nagrania Muza
Długość: 6:30
Obsada:
Felicjan Andrzejczak – śpiew
Andrzej Sidła – gitar
Mieczysław Jurecki – gitara i gitara basowa
Romuald Lipko – instr. klawiszowe
Tomasz Zeliszewski– perkusja
Realizacja dźwięku – Ryszard Gloger
Piosenka wyszła na płycie „1974-1984” (Polskie Nagrania 1984)
Jedna z najpiękniejszych polskich ballad rockowych, dla mnie wyjątkowa ze względu na swój tekst (rozliczenia z przeszłością głównego bohatera), zawsze nierozerwalnie złączona z drugim podobnym polskim epickim dziełkiem: 'Autobiografią' grupy Perfect. Oba utwory to czas prywatek na studiach, słuchania notowań Listy Przebojów Programu Trzeciego, morza tanich win, 'placka po węgiersku', stanu wojennego, strajków (także na uczelniach), ucieczek przed ZOMO, kartek na mięso, 'Żytniej' w Pewexie za 1 $, wchodzenia w dorosłe życie (baaaardzo powoli), oraz nawiązywania trwających do dzisiaj przyjaźni (przyjaciół dla których powstał ten blog np).
'Jolkę' śpiewa Felicjan Andrzejczak, artysta przez krótki czas złączony z Budką, która przecież kojarzy się nam przede wszystkim z Krzysztofem Cugowskim, wokalistą obdarzonym niezwykłym głosem, ale o niestety monotonnej, takiej samej przez lata, niezmienianej manierze wokalnej (czasem dla muzyka to zaleta, w jego przypadku minus). Cugowski na scenie jako rockman to zupełnie inna historia, ale nie miejsce i czas na opowiadanie tutaj dowcipów o tym, mimo wszystko zasłużonym zespole polskiej muzyki rockowej i jego flagowym wokaliście. Ciekawostka to Jan Borysewicz na gitarze, wtedy jeszcze w składzie Budki, ale Lady Pank już niebawem miał się pojawić na naszej cenie i to z hukiem!
Teksty dla Budki Suflera pisał wtedy Andrzej Mogielnicki, ale w tym czasie Lipko dostrzegał rosnące porozumienie między tym tekściarzem a Borysewiczem (założyli Lady Pank) i poprosił o napisanie tekstu do swojej nowej kompozycji Marka Dutkiewicza (na zdjęciu). Kłopoty kolejne to brak wokalisty (krótka współpraca ze Stanisławem Wenglorzem). Zespół rozstał się z poprzednim wokalistą, Romualdem Czystawem i pojawienie się Andrzejczaka było sporym zaskoczeniem. Pierwsze odsłuchania 'Jolki' i płaczliwego głosu Felicjana podłamywało, ale dzisiaj tylko jego wersja utworu jest akceptowalna. Wie o tym Lipko i w czasie jubileuszowej trasy zespołu zaprosił na nią wszystkich poprzednich wokalistów swego zespołu. Felicjan zaśpiewał jeszcze jeden bardzo udany przebój z Budką Suflera. Przygotowany specjalnie dla telewizji cover przeboju niemieckiej grupy Eloy 'Time to Turn' z polskim tekstem jako 'Noc komety' (by nagrać w poznańskim studiu 'Jolkę', Budka musiała nagrać drugi jakikolwiek numer na potrzeby programu sylwestrowego w tv i stąd to nagranie niemieckiego zespołu, nazywanego często 'Pink Floyd of Germany'). W refrenie tej bardzo udanej przeróbki przeboju Eloy pojawia się zaczynająca współpracę z zespołem Lipki wokalistka, używająca do dzisiaj zresztą pseudonimu Urszula.
Budka Suflera to oczywiście przede wszystkim Lipko, lider, multiinstrumentalista, bardzo zdolny kompozytor (cały materiał muzyczny zespołu to jego dzieło), autor przebojów dla innych wykonawców, wspomnianej np. Urszuli, czy choćby Izabeli Trojanowskiej. Uważam, że utwór 'Takie tango', udany choć niemiłosiernie zjechany przez radiostacje przebój Budki (możliwe, że z komercyjnego punktu największy), pewnie odniósłby sukces w każdym innym wykonaniu, niekoniecznie Cugowskiego. Ale dla mnie 'Jolka' to ... numer 190. Lubelski zespół pierwszy i ostatni raz na moim topie. Gdybym miał Wam podpowiedzieć jaki jeszcze utwór tej kapeli jest kilka setek niżej to refren piosenki zaczyna się tak: Lecz po nocy przychodzi dzień, A po burzy spokój ...
Więcej o powstaniu piosenki znalazłem w książce "Piosenka musi posiadać tekst i muzykę. 200 najważniejszych utworów polskiego rocka"Jana Skaradzińskiego i Konrada
Wojciechowskiego. Przytaczam w całości.
BUDKA SUFLERA „Jolka, Jolka pamiętasz”, 1982, (muzyka Romuald Lipko – słowa Marek Dutkiewicz): Najwierniejsza dziewczyna Budki.
To była niby normalna sesja, ale jej efekt okazał się zupełnie nienormalny. Sesja normalna, tyle że bardzo pracowita. Trwała niecały tydzień, a w tym czasie zespół nagrał trzy piosenki dla siebie i jedną dla Urszuli, nakręcił swoją część telewizyjnego programu sylwestrowego i jeszcze dał dwa koncerty. Nowy wokalista, nowe siły…
Każdy z utworów zaśpiewanych wtedy przez
Felicjana Andrzejczaka – który wchodził na miejsce Romualda Czystawa –
miał znaczenie. I „Noc komety”, i „Czas ołowiu”, i „Jolka,
Jolka pamiętasz”. Ale znaczenie jednego przekroczyło wszelkie
wyobrażenia…
Romuald Lipko skomponował muzykę dwa
lata wcześniej w Bytomiu na scenie miejscowego domu kultury przed
koncertem. Skomponował, jak to on, przy keyboardzie, ale uzyskała
gitarowe brzmienie, tworzone przez mieszaninę akordów durowych i
mollowych (pięć w zwrotce, cztery w refrenie). Przy czym piosenka
narodziła się nie jako wolna ballada, lecz średnioszybka rzecz w stylu –
tak mówią ci nieliczni, którzy słyszeli – The Beatles.
Sytuację, a mówiąc wprost tempo,
zmieniło pojawienie się tekstu, który wpłynął na reakcję pierwszej
słuchaczki, tak naprawdę czytelniczki. Marek Dutkiewicz: Historia do
tego stopnia wydała mi się fascynującym materiałem na tekst ballady
pełen dramaturgicznych smaków, że jak przestaliśmy się z bohaterką
spotykać, zrobiłem sobie notatki. Ale z racji szlagwortu, który od razu
chodził mi po głowie oraz – powiedziałbym – tej giga-epiki, trzeba było
całość zwolnić, co wydłużało numer i tak długi z samej natury rzeczy.
Choć z tą zmianą nie poszło łatwo, w każdym razie twórcy piosenki wtedy
nieco się poprztykali. Racja Dutkiewicza została wsparta reakcją
recepcjonistki hotelu Polonez w Poznaniu, gdzie zatrzymywali się klienci
studia Giełda, na której przeczytany tekst wywarł ogromne wrażenie. Romek
zdecydowanie nie był przekonany do wolnej wersji. Zmienił zdanie
dopiero kiedy recepcjonistka w hotelu przy nim czytała słowa, naprawdę
ze wzruszeniem przejmując się tą historią – wspomina Dutkiewicz.
Recepcjonistka odegrała wielką rolę nawet o tym nie wiedząc. Przemówiła
głosem ludu, a to przecież taka ludyczna piosenka.
W każdym razie średnioszybkich Beatlesów zastąpił powolny Rod Stewart.
W „Jolce” najmniej było cyzelowania dźwięku, jubilerskiej obróbki – opowiada realizator dźwięku podczas tamtej sesji Ryszard Gloger. Chodziło
o to, żeby zostawić w stanie lekko ascetycznym, dać maksimum
przestrzeni dla głosu, nie odciągać uwagi od słów. Romek nie podbijał basów Korgiem, nie żyłował jak w innych numerach. Mieczysław Jurecki: Gitarę
w refrenie nagrałem bez wajchy – z efektem obniżenia dźwięku powstałym
tak, że Rysiek Gloger na mój znak włączał szybkie przewijanie taśmy bez
przerywania nagrania, więc po odtworzeniu już na normalnej prędkości
powstał efekt jakbym zastosował wajchę. Jurecki grał i na gitarze, i
na basie – jak się przyznaje nie do końca na trzeźwo – a solo (w takim
utworze musiało być podniosłe) w finale jest dziełem Andrzeja Sidły.
Pozostawało tylko kluczowe pytanie, jak podoła Andrzejczak. Podołał, ale nie od razu. Felicjan na początku był spięty, usztywniony, śpiewał w sposób taki drewniany… – opowiada Gloger. Wersja
ostateczna „Jolki” to efekt piątego, szóstego podejścia. Pamiętam, że w
reżyserce były chwile zwątpienia. Ale wokalista nie słyszy tego, co się
mówi za szybą, więc do niego skierowane były tylko słowa zachęty,
dopingu. No i w końcu rozśpiewał się. Ta ostatnia wersja zawiera kilka
podrzutek, podmienionych fragmencików. A zespół, Romek i Marek bardzo
wierzyli w ten numer, w jego potencjał. Mnie, przyznam, na etapie bez
wokalu ten numer się nie podobał. Rozlazły, gniot, nic się nie działo –
tak myślałem. Antyprzebój. Wolałem „Noc komety”. Ale doszedł głos z
tekstem i uczynił ten utwór niezwykłym. Wtedy on ożył. Coś na
podobieństwo „Autobiografii”. Czy ktoś ma wątpliwości, że to piosenka życia Felicjana Andrzejczaka?
Ale właśnie – „Jolka” to jeden z hymnów
pokoleniowych początku lat 80., zapis czasu stanu wojennego, z którym
mogło identyfikować się tyle osób niezależnie czy było z Jolką czy
Beatą, w Karwi czy Zakopcu, czy miało miejsce zaćmienie słońca czy nie.
Ów zapis dotyczył atmosfery, a nie wydarzeń, bo dla ogromnej większości
(pomijając czynnych opozycjonistów oraz aktyw ich zwalczający) stan
wojenny to było normalne życie, tyle że w nienormalnych warunkach.
Pewnie dlatego piosenka działa na wyobraźnię nawet w rozwiniętym
kapitalizmie.
Sceniczna premiera „Jolki” nastąpiła w
październiku 1982 w warszawskim Parku na pierwszym koncercie Budki z
nowym wokalistą. Wtedy też swoich czarodziejskich umiejętności dołożył
do tej piosenki Piotr Kaczkowski. Od poniedziałku puszczał ją codziennie
bez żadnej informacji kto i co. Zaintrygował, bo nikt wówczas nie
kojarzył Budki ani z taką muzyką, ani z tym głosem. Karty prezenter
odkrył w sobotę, kiedy puścił „Jolkę” raz jeszcze i powiedział z
udawanym zdziwieniem: „To przecież nowa piosenka Budki Suflera. Jak
można tego nie wiedzieć?”.
Niesamowite
okazało się jeszcze to, że Andrzejczak właśnie wtedy tak naprawdę
zakończył współpracę nagraniową z Budką. Album, który nagrali, nie
ukazał się do dziś. Wyjaśnienie jest takie, że wszystko, co nagrałby ten
wokalista, i tak pozostałoby w cieniu „Jolki” i kojarzyłoby się z
„Jolką”. Co dotyczy również relacji odwrotnej – wszelkie podejścia do
„Jolki” właściwego wokalisty Budki, Krzysztofa Cugowskiego, których
wiele nie było, ale parę jednak się znajdzie (studyjna po angielsku,
koncertowa po polsku np. na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w
sierpniu 1992), kończyły się zupełnym fiaskiem. Zresztą Cugowski nie
ukrywał, że do „Jolki” nic nie czuje i bierze ją z musu. Ale nawet i
Cugowski uczestniczył w triumfalnym wykonaniu tego utworu. W finale
„Jolki” na Przystanku Woodstock prócz Andrzejczaka śpiewał jeszcze on z
synem Piotrem (o widowni nie wspominając), a grali dodatkowo Wojciech
Cugowski oraz Jurecki. To było symboliczne połączenie sił na pożegnanie
schodzącego ze sceny zespołu. Symboliczne i wyjątkowo poruszające – tak
zdaniem muzyków, jak i pół miliona słuchaczy, o głównym organizatorze
nie wspominając [sam wspomni z offu].
Właśnie dzięki „Jolce” supergwiazda lat
70. znalazła się wśród gwiazd nowego rozdania (i miała megaprzebój w
każdej z dekad swojej działalności w XX wieku). Jedynka na liście Trójki
(w grudniu 1982) to sprawa właściwie oczywista, zresztą ostatnio doszły
lepsze miary fenomenu „Jolki”. W Polskim Topie Wszech Czasów 2017 tejże
Trójki zajęła ona nie tylko najwyższe miejsce z utworów Budkowych, ale
wedle słuchaczy znalazło się jedynie siedem sławniejszych odeń piosenek.
A pół roku wcześniej na charytatywnej aukcji w Trójce dla Fundacji św.
Mikołaja manuskrypt tekstu „Jolki” (zreprodukowany na papierze firmowym
hotelu Kasprowy) wylicytowano z książką i płytą „Przeboje życia”
Dutkiewicza za 25 tys. zł, co jest ewenementem, rekordem, symbolem oraz
właśnie miarą tego fenomenu.
To, że Lipko pierwszą wódkę z firmowanej
przez siebie serii w 2017 nazwał tytułem tej piosenki nie jest może
ewenementem ani fenomenem, ale też ma swoją wymowę.
„Jolkę” wielokrotnie przywołuje Maryla Rodowicz w piosence „Zajączek słońca”.
słowa klucze.
„Żebrząc wciąż o benzynę” – to był czas wiecznego niedoboru podstawowych towarów, w tym alkoholu (o czym niżej) i właśnie benzyny. Określenie „żebrząc” oddaje to, że bohater był pod przymusem – wyjaśnia Dutkiewicz. A propos – Romek mnie skontaktował z facetem, który przywoził benzynę w kanistrach z namalowanym zieloną farbą olejną numerem jednostki wojskowej [śmiech]. Spytany czy się nie boi, mówił że nie. Ale któregoś dnia nie przyjechał i już go więcej nie zobaczyłem.
„Słońca zaćmienie” – w roku 1982 miały miejsce cztery, choć wszystkie częściowe. Autor nie potrafi wskazać, o które mu konkretnie chodziło.
„Plażą szły zakonnice” – w
Karwii faktycznie jest ośrodek wypoczynkowy dla Elżbietanek. Widok
spacerujących ich po plaży nasuwał autorowi skojarzenia z kadrami z
filmów Federico Felliniego.
„Z autobusem Arabów zdradziła go” – najsłynniejszy fragment tekstu „Jolki”. Dutkiewicz: Bohaterka
opowiedziała mi o swoim mężu, którego dawna dziewczyna zdradziła kiedyś
z Arabami, co wydało mi się niesłychanie zabawne. Bo to przecież nie
Jolka go zdradziła! Natomiast on dementuje tę sytuację chodząc po
Warszawie i mówiąc, że to wcale nie był autobus, tylko mikrobus. Lipko: Ten
fragment to nie dowcip. Na koncertach w Ameryce widzieliśmy pod sceną
Polaków latami odciętych od swoich korzeni społecznych – lekarzy
sprzątających sklepy czy pracujących na budowie. Do klubów polonijnych
przychodziły samotne kobiety i samotni mężczyźni, którzy wyjechali z
kraju, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. I będąc w Stanach wchodzili
ze sobą w relacje, które rozbijały ich małżeństwa. Ten autobus Arabów
był ostrzeżeniem przed poważnym problemem socjologicznym, spowodowanym
emigracją Polaków głównie do Ameryki. „Jolka” ma taką siłę, ponieważ nie
zdajemy sobie sprawy, iloma gwoźdźmi została przybita do tamtej
rzeczywistości.
„Czarodziejka gorzałka” – Dutkiewicz: Celnie to wymyśliłem, prawda? Prawda!
„Meta była o dwa kroki stąd” –
charakterystyczny dla ówczesnych czasów niedoboru rynkowego całodobowy
punkt z alkoholem znajdujący się w prywatnych rękach, cieszący się
powodzeniem zwłaszcza w pobliżu hoteli robotniczych i akademików. Dla
dociekliwych i dokładnych – te dwa kroki prowadziły na plac Zbawiciela w
Warszawie.
Mieczysław Jurecki |
ona. Historia jest
autentyczna i postać jest autentyczna, imię też się zgadza. Historia
jest autentyczna i postać jest autentyczna, imię też się zgadza,
nazwisko ma R. Dutkiewicz: Mieszka w Warszawie, od tamtych
czasów nie mamy kontaktu. Ale jej mąż szczyci się, że został opisany.
Moja babcia Jadwiga mówiła „Ludzie są różni” i miała rację… Widziałem
się, owszem, z jej małżonkiem, kiedy już wrócił z tej Anglii.
Pracował tam na budowie, dzięki czemu dobrze rozwinął się fizycznie,
zaciskały mu się pięści, ale kultura i ogłada jednak wzięły górę. Ale
nasza historia była epizodem, Jolka miała też inne sytuacje bardziej
znaczące. Kiedy on wrócił, nasza relacja dawno przestała być aktualna.
Została pieśń… Wziąłem od Jolki ustną, ale formalną zgodę na opisanie tych wydarzeń. Nie wiem tylko, czy się spodziewała, że to będzie opowieść zero-jedynkowa tak dokumentalnie wiarygodna.
komentarz źródłowy.
Dutkiewicz: To taka bardziej romantyczna wersja „Luz-blues, w niebie same dziury”, czyli ucieczka z klimatu stanu wojennego w erotykę. Zapis wyłącznie autentycznych wydarzeń, nie ma żadnej fikcji. Udało się „powąchać czas”. To dlatego, że utwór jest pełen autentycznych detali, przetrwał tak długo. Ale kluczem był Andrzejczak z takim jego „dziadowskim” zaśpiewem.
Dutkiewicz: To taka bardziej romantyczna wersja „Luz-blues, w niebie same dziury”, czyli ucieczka z klimatu stanu wojennego w erotykę. Zapis wyłącznie autentycznych wydarzeń, nie ma żadnej fikcji. Udało się „powąchać czas”. To dlatego, że utwór jest pełen autentycznych detali, przetrwał tak długo. Ale kluczem był Andrzejczak z takim jego „dziadowskim” zaśpiewem.
Lipko: Miałem marzenie zrobić
polskie „Sailing”, bo byłem pod wielkim wrażenie śpiewu Roda Stewarta,
co się w pewnym sensie udało. Ta piosenka musiała mieć takie tempo. Może
„rybę”, którą dostał ode mnie Marek, zagrałem trochę szybciej i taką
wersję dostał, ale jakie to teraz ma znaczenie?
Andrzejczak: Nie przypominam sobie
wykonania „Jolki” bez aplauzu. I nawet nie chcę myśleć, ile razy tę
„Jolkę” śpiewałem, nie chcę liczyć. No, już nudzi [śmiech], ale wiem, że powinienem być szczęśliwy z posiadania takiego hiciora, bo k a ż d y wykonawca chciałby posiadać w swoim życiorysie artystycznym piosenkę, którą śpiewa już trzecie pokolenie. Ale przyznam się, że moją ulubioną piosenką z tej sesji jest bluesik „Czas ołowiu” – zawsze, kiedy to śpiewam, coś zaczyna we mnie drżeć.
Andrzej Sidło |
z offu. Jurek Owsiak: Powiedzieliśmy sobie: „Dobra, niech Budka przyjeżdża”. Pierwsze reakcje ludzi
były ironiczne: „Ci wariaci będą na Woodstocku?”. Przełknęliśmy to. A
następnie publika poszła w drugą stronę: „A będzie «Jolka»?”. Dla mnie
ta piosenka była fajansowym numerem. Kiedy usłyszałem ją po raz
pierwszy, uznałem za żart, tekst wydawał mi się durny – o autobusie
Arabów, o kobiecie, która się z nimi puściła, o paliwie, którego
brakowało. Ale kiedy „Jolkę” zaśpiewał Felicjan Andrzejczak z Budką i
półmilionową publicznością na Woodstocku, nagle mnie olśniło. Ci młodzi
ludzie pod sceną zaśpiewali o tamtej codzienności, której na szczęście,
kurwa, nie ma; która się skończyła. Szczególnie zapamiętałem 19-letnią
dziewczynę wszystko nagrywającą telefonem. Dlaczego to robiła? Bo żyje w
wolnym kraju, wśród uśmiechniętego narodu i ta piosenka już nie ma
żadnych konotacji. „Autobiografia” trochę nas zasmuca, a „Jolkę” można
zaśpiewać na wesoło. Dziś już żeby się napić nie trzeba iść na metę ani
martwić się chronicznym brakiem pieniędzy. W tym wykonaniu piosenka
zabrzmiała jak hołd dla nowych czasów!
Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu,
Gdy pisałaś: "tak mi źle,
Urwij się choćby zaraz, coś ze mną zrób,
Nie zostawiaj tu samej, o nie".
Żebrząc wciąż o benzynę, gnałem przez noc,
Silnik rzęził ostatkiem sił,
Aby być znowu w Tobie, śmiać się i kląć,
Wszystko było tak proste w te dni.
Dziecko spało za ścianą, czujne jak ptak,
Niechaj Bóg wyprostuje mu sny!
Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak
słodkie były, jak krew Twoje łzy
Emigrowałem z objęć Twych nad ranem,
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem,
Dane nam było, słońca zaćmienie,
Następne będzie, może za sto lat.
Plażą szły zakonnice, a słońce w dół,
Wciąż spadało nie mogąc spaść,
Mąż tam w świecie za funtem, odkładał funt,
Na Toyotę przepiękną, aż strach.
Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło,
Narzeczoną miał kiedyś, jak sen,
Z autobusem arabów zdradziła go,
Nigdy nie był już sobą, o nie
Emigrowałem z ramion Twych nad ranem,
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem,
Dane nam było, słońca zaćmienie,
Następne będzie, może za sto lat.
W wielkiej żyliśmy wannie i rzadko tak,
Wypełzaliśmy na suchy ląd,
Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas,
Meta była o dwa kroki stąd.
Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak,
Czemu zgasło też nie wie nikt,
Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam,
Ale nic nie jest proste w te dni.
Zmarł przedwczoraj, 19.09.2024 Felicjan Andrzejczak, głos w tym utworze.
OdpowiedzUsuń