Poprzednia część wywiadu: tutaj.
PLAYBOY: Czy jako ludzie ciężko doświadczeni przez los, pochodzący z liverpoolskich slumsów,jak piszą o was rozdzierająco w biografiach i wywiadach, uważacie, że jesteście gotowi na to bogactwo, które tak nagle na was spadło?
PAUL: Udało nam się do tego przystosować, może dlatego, że wbrew tym pogłoskom
żaden z nas nie wychowywał się w slumsach ani nie cierpiał jakiejś szczególnej biedy. Niczego nam nie brakowało. Nigdy nie głodowaliśmy.
JOHN: Tak, widzieliśmy artykuły na ten temat w amerykańskich pismach,gdzie można było wyczytać, że wydostaliśmy się ze slumsów tylko z najwyższym trudem.
GEORGE: Nigdy nie głodowaliśmy, nawet Ringo.
RINGO: Nawet ja.
P: Z jakich rodzin pochodzicie?
PLAYBOY: Czy jako ludzie ciężko doświadczeni przez los, pochodzący z liverpoolskich slumsów,jak piszą o was rozdzierająco w biografiach i wywiadach, uważacie, że jesteście gotowi na to bogactwo, które tak nagle na was spadło?
PAUL: Udało nam się do tego przystosować, może dlatego, że wbrew tym pogłoskom
żaden z nas nie wychowywał się w slumsach ani nie cierpiał jakiejś szczególnej biedy. Niczego nam nie brakowało. Nigdy nie głodowaliśmy.
JOHN: Tak, widzieliśmy artykuły na ten temat w amerykańskich pismach,gdzie można było wyczytać, że wydostaliśmy się ze slumsów tylko z najwyższym trudem.
GEORGE: Nigdy nie głodowaliśmy, nawet Ringo.
RINGO: Nawet ja.
P: Z jakich rodzin pochodzicie?
GEORGE: No wiesz,
z niezbyt bogatych,z klasy pracującej. Mają robotę. Pracują,
P: Czym się
zajmuje twój ojciec?
GEORGE: Teraz już
niczym. Kiedyś był kierowcą autobusu...
JOHN: ..W
marynarce handlowej.
P: Masz jakieś
rodzeństwo , George?
GEORGE: Dwóch
braci.
JOHN: I ani jednej
siostry, o której warto by wspomnieć.
P: Aty, Paul?
PAUL: Mam brata i
ojca, który handlował bawełną w Nowym Orleanie.Pewnie stąd moja
dosyć smagła cera. Poważnie mówiąc, mój ojciec miewał problemy
z płaceniem rachunków, ale nigdy nie powiedział do mnie: "Idź
na jagody, synu, bo w tym tygodniu trochę nam brakuje do
pierwszego".
P: A ty, John?
JOHN: Ze mną było
podobnie. Miałem kiedyś ciotkę i ojca.Tylko że ojca nie bardzo
mogłem znaleźć.
RINGO: John
wychował się wśród kanadyjskich policjantów konnych.
JOHN: Tak, dobrze
mnie karmili.Nie głodowałem.
P: A twoja
rodzina, Ringo?
RINGO: Normalnie,
klasa robotnicza. Wychowałem się z matką i dziadkami. Potem,
kiedy miałem 13 lat, moja mama wyszła za mojego ojczyma. Przez cały
czas pracowała, nigdy nie głodowałem. Miałem prawie wszystko, co
było mi potrzebne.
GEORGE: Nigdy nie
chodziłeś głodny?
RINGO: Nie, nigdy.
Zawsze mnie karmiła. Byłem jedynakiem, więc nie ma w tym nic
dziwnego.
P: W niektórych
kręgach w USA jest teraz w modzie nienawidzić rodziców, ale
wygląda na to, że żaden z was nie żywi takich uczuć.
RINGO: Prawdopodobnie
tak samo jak młodzi ludzie w Ameryce sprzeciwiamy się temu, co
lubili albo symbolizowali dla nas nasi rodzice, ale ich za to nie
nienawidzimy.
P: W USA raczej
tak nie jest.
PAUL: Wiesz, wielu
Amerykanów jest niezrównoważonych psychicznie. Nie obchodzi mnie,
co na to powiesz. mówi ę poważnie. Oczywiście wielujest
normalnych, ale spotkaliśmy masę osób, które zdecydowanie
odbiegają od normy. Chodzi mi o taki typ ludzi jak wigowie w świecie
polityki.
P: Kogo masz na
myśli?
PAUL: No
wiesz,zawodowych polityków. Tak zwane autorytety Niektórzy z nich
po prostu są stuknięci. Poza tym spotkałem też wiele zwariowanych
Amerykanek. Na przykład kiedyś po konferencji prasowej podeszła do
mnie dziewczyna i mówi:"Nazywam się Lily". Ja na to:
"Cześć , jak się masz?", ona pyta:"Czy moje imię
nic ci nie mówi?", więc odpowiadam: "No nie" i
pomyślałem: "O Boże, to pewnie ktoś, kogo znam i powinienem
pamiętać". Wtedy Derek, nasz agent prasowy, który akurat tam
był, zerkał mi przez ramię i podsuwał odpowiedzi, co zdarza się
na każdej konferencji prasowej...
GEORGE: O tym
lepiej nie mów.
PAUL: No tak,
oczywiście, to nieprawda, ludu Beatlesów! No, ale kręci ł się
tam i zapytał: "A co, dzwoniłaś do Paula, pisałaś czy coś
takiego?". Zaprzeczyła, więc Derek na to: „W takim razie
skąd go znasz? Kontaktowałaś się z nim w jakiś sposób?".
A ona mówi: "Tak, przez Pana Boga". Zapadła martwa
cisza.Wiesz,obaj byliśmy zaskoczeni i zaczęliśmy się czerwienić.
Odpowiedziałem w końcu "To bardzo miło, Lily Dzięki, ale
muszę już lecieć".
P: Czy w tym momencie nie uderzył grom
z jasnego nieba?
PAUL: Nie, ale rozmawiałem z nią
później jeszcze raz.Twierdziła, że miała widzenie od Boga, który
powiedział...
JOHN: It's Been A Hard Day's Night (To
noc po ciężkim dniu) (śmiech) .
PAUL: Nie, Pan Bóg powiedział
jej:”Posłuchaj, Lili, Paul na ciebie czeka.Kocha cię i chce się z
tobą ożenić, więc jedź i spotkaj się z nim, a on od razu będzie
wiedział, kim jesteś". To było bardzo zabawne. Usiłowałem
ją przekonać, że tak naprawdę nie miała żadnej wizji, którą
jej zesłał Pan Bóg, że to było po prostu...
GEORGE: ...że ktoś po prostu
podszywał s ię pod Boga.
PAUL: W Anglii tego rodzaju ludzi
raczej się nie spotyka, ale mam wraże nie, że w Ameryce jest
więcej takich jak ona.
JOHN: No, bo w Ameryce w ogóle mieszka
więcej ludzi, więc jest tam znacznie większy wybór wariatów.
P: Skoro o wariatach mowa, to czy
zdarza się wam spojrzeć rano w lustro i powiedzieć: "Mój
Boże, jestem Beatlesem"?
PAUL: Nie, niezupełnie (śmiech).
JOHN:Właściwie takie rzeczy mówimy
tylko w swoim gronie.W każdym razie ja nigdy tego nie mówię, kiedy
jestem sam.
RINGO: Kiedyś częściej tak
mówiliśmy. Wsiadaliśmy do auta, spoglądałem na Johna, mówiłem:
"Boże, spójrz na siebie,kurde, jesteś fenomenem na skalę
światową! " i tylko się śmiałem, bo przecież dla mnie to
był po prostu John, rozumiesz. Podobne rzeczy powtarzało nam też
kilku starych znajomych z Liverpoolu. Przyłapywałem ich czasem na
tym, że mi się przyglądają, i pytałem wtedy: ,,O co chodzi?".
To idiotyczne, te wrzaski i śmiechy ludzi, którym s ię wydaje, że
jestem jednym z nich.
P: Jednym z Beatlesów?
RINGO: Tak.
PAUL: Wiem,że udało nam się odnieść
sukces, na przykład dzięki takim zdarzeniom jak dzisiaj wieczorem,
kiedy weszliśmy do cukierni. Dawniej moglibyśmy wejść do sklepu i
nikt by nas nie zauważył, po prostu kupilibyśmy ciastka i
wyszli. Ale dzisiaj, kiedy tylko weszliśmy, dosłownie po kilku
sekundach wszystkim klientom słodycze wypadły z rąk. Kiedyś nikt
by w ogóle nie zareagował, najwyżej ktoś mógłby powiedzieć:
"Spójrzcie na tego faceta z długimi włosami. Czy nie wygląda
jak kretyn?". Ale dzisiaj ludzie po prostu są wniebowzięci i
nie mogą uwierzyć, że nas widzą.W gruncie rzeczy jednak nie
jesteśmy inni niż dawniej.
P: Problem polega na tym, że nie
wyglądacie na normalnych ludzi. Jesteście Beatlesami.
PAUL: Wiem. To bardzo zabawne.
GEORGE: To skutek tego całego rozgłosu
wokół nas.
PAUL: Ale my też się zachowujemy tak
jak nasi fani.Reagujemy dokładnie tak samo,kiedy
poznajemy jakieś gwiazdy gdy spotykamy
ludzi, których znamy z telewizji albo z kina.
Myślimy wtedy:,,O,kurczę!" .
JOHN: I dobrze,bo to ciągle nas
rajcuje.
PAUL: Rzecz w tym , że kiedy ludzie
widzą nas w filmie albo w telewizji, jak udzielamy
wywiadów, albo kiedy słuchają nas w
radiu, nie spodziewają się, że pewnego dnia spotkają nas
osobiście. Nawet nasi fani. Chcą nas poznać, ale w głębi duszy
nie wierzą, że do tego dojdzie. Po prostu w to nie wierzą.
P: Czy mam rozumieć, że jesteście na
tyle odważni, żeby chodzić po mieście bez ochrony?
RINGO: Jasne.
RINGO: I się biczujemy.
GEORGE: Od czasu do czasu można też
zobaczyć Johna śpiącego w rynsztoku.
P: Czy często coś si ę dzieje, kiedy
ludzie zauważają was na ulicy?
GEORGE: Właściwie to nie, bo w
mieście w zasadzie nie wpada się na wielkie grupy ludzi. Ludzie na
ogół nie przemieszczają się całymi stadami.
P: Udaje wam się wyskoczyć po zakupy
tak, żeby was nie napastowano, pojedynczo albo zespołowo?
JOHN: Unikamy takich sytuacji.
PAUL: Dlatego to góra przychodzi do
Mahometa.
GEORGE: Czyli sklep przyjeżdża do
nas, tak jak mówi Paul. Ale czasami zdarza nam s ię wpaść do
sklepu, kupić co trzeba i zniknąć.
P: Czy to nie jest szukanie guza?
PAUL: Nie,bo potrafimy chodzić cztery
razy szybciej niż przeciętny człowiek.
Niebawem dalsze części wywiadu. Ale już tylko na blogu poniżej.
______________________
Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz