RICHARD ASHCROFT - WYBRANE

Pisałem o Richardzie już na blogu przy okazji omawiania jego najlepszej dla mnie piosenki, 'Break The Night With Colour' z 2006 roku. Nie napisałem tam zbyt pochlebnie o nim, że trochę monotonnie itd, że Chris Martin z Coldplay przesadził z komplementowaniem go na koncercie Live 8. Nieważne. Chciałbym dzisiaj jeszcze raz wrócić do niego. Przypadkowo, na którejś ze składanek, późnym wieczorem usłyszałem parę jego piosenek, wybranych przeze mnie z jego dyskografii jako moje best of Richard Ashcroft. I słuchałem tych bodajże 7 czy 8 utworów przez kilka dni. Zasypiałem przy nich, któregoś wieczoru wpadło mi najlepsze określenie dla tych wszystkich utworów, niektóre znajdziecie w poniższych linkach. 
To muzyczne pejzaże kreślone przez artystę. W każdym artysta używa prawie takiego samego instrumentarium, czyli prócz typowego zestawu rockowego jak przystało dla kogoś takiego jak dawny lider The Verve bardzo dużo smyczków (lub klawiszy?), trochę aranżacji orkiestrowej (trąbki, puzony, może wiolonczele). Pozornie dużo instrumentów ale każdy utwór, którego słuchałem brzmi podobnie. Sprawia to przede wszystkim artysta, który nagrywa własne partie wokalne wiele razy, w wielu miejscach gdy spodziewamy się końca utworu (typowego dla muzyki pop, czyli zgrabnej, kilkuminutowej wersji "dla radia"), Richard ... No właśnie co robi. Artysta pozwala utworowi płynąć, to dla mnie najlepsze określenie. Ściana dźwiękowa zdominowana przez warstwę smyczkową (ok, lub graną na klawiszach, znaną z The Verve), uzupełniana gitarami i oczywiście głosem Artysty. Dla mnie niektóre utwory brzmią naprawdę hipnotyzująco, prawie jak muzyka relaksacyjna sprzedawana kiedyś na bazarach na kasetach czy CD. Ale jeśli posłuchacie 'Cry Til The Morning' zaskoczy was, że utwór kończy wspaniała partia gitarowa oraz fakt, że utwór się zbyt szybko kończy...
Cała dyskografia artysty (zdaje się cztery albumy, od 2010 nic nowego) jest przeciętna, wybrane utwory tworzą wspaniały kolaż muzyki, w której można się zasłuchać, zatopić, w której nie przeszkadza lekko monotonny sposób śpiewania (może to nawet zaleta), brak jakichś niespodzianek, zaskoczeń. Te spotykamy czasem słuchając poszczególnych albumów i są to niestety ich słabe punkty. Wolę więc Richarda w tych jego spokojnych, typowych dla siebie obrazach muzycznych. Ale są także piosenki, w których Richard brzmi jak Oasis lub któryś z obu braci Gallagherów, Liam lub Noel (np. 'Music Is Power') i to zupełnie mi nie przeszkadza.
Z przytoczonych niżej a znajdujących się w moim prywatnym zestawie 'Greatest Hits of Richard Ashcroft' oczywiście najlepszym numerem jest wspomniany na początku 'Break The Night WIth Colour', utwór absolutnie wspaniały i szczytowy w osiągnięciach Richarda (choć ogólnie kojarzy się go z The Verve i 'Bitter Sweet Symphony', do którego to utworu odebrano prawa autorskie Richardowi i zespołowi z powodu plagiatu utworu 'This Is The Last Time', w zasadzie głównego motywu instrumentalnego piosenki Jaggera i spółki).
   Na koniec - teksty. Bierne przysłuchiwanie się temu o czym śpiewa artysta nie męczy, nie dostrzegłem pozornie głupich porad o ratowaniu świata, że miłość jest najważniejsza, że jak forever to together, bez nachalnych przesłań. Gdy się wsłuchałem, przeczytałem teksty swych wybranych numerów doszedłem do oczywistego, spodziewanego wniosku, że to niezła rockowa poezja, nie lepsza ani nie gorsza od tych jakie słyszymy w utworach np. Coldplay czy wspomnianych wcześniej Oasis. 
Skupiłem się na proponowanych utworach ale generalnie zachęcam do poznania wszystkich albumów artysty czy to z zespołem The Vereve (do 1999) czy solowych, kolejno: "Alone With Everybody"[2000], "Human Conditions" [2002], "Keys To The World" [2006], "United Nations Of Sound"[2010]
  Ostatnie zdanie. Absolutnym odkryciem w twórczości Richarda jest dla mnie jego numer: "Let My Soul Rest" Cudowna!!! O tym utworze w następnym poście.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz