Najgorsze decyzje w historii muzyki wg. magazynu Rolling Stone 39-31 (2)

 

Druga cześć serii. Co by było gdyby? Pewnie się nie dowiemy, faktem jest, że moim zdaniem w większości przypadków muzyka czy może bardziej muzyczny wcale by nie ucierpiały nawet w przypadku nie podjęcia przez zainteresowanych wymienionych tutaj decyzji. 

 

 

 

39. Chris Cornell

 

 wchodzi w R&B (2008)



W przeboju zespołu Weezer z 2008 roku „Pork and Beans” jego wokalista Rivers Cuomo narzeka na presję, z jaką zmagają się starzejący się muzycy, aby utrzymać się w trendzie. „Timbaland wie, jak dotrzeć na szczyty list przebojów” – śpiewał. „Może jeśli będę z nim pracować, uda mi się udoskonalić tę sztukę”. Cuomo nie uważał oczywiście tak na serio oraz nie miał  zamiaru pracować ze słynnym hip-hopowym producentem Timbalandem, ale Chris Cornell faktycznie to zrobił na swoim solowym albumie z 2009 roku, "Scream". Pozornie była to okazja, by przyciągnąć fanów zarówno hip-hopu, jak i rocka z lat dziewięćdziesiątych, ale okazało się, że żadna z tych publiczności nie była w najmniejszym stopniu zainteresowana słuchaniem czegoś takiego jak materiał z albumu Chrisa. Album został brutalnie potraktowany przez krytyków, wszystkie single zostały zbombardowane,  w ciągu dwóch lat Cornell ponownie połączył się z macierzystą kapelą Soundgarden i zachowywał się, jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło.

 


38. Roger Waters ośmiela Pink Floyd do kontynuowania kariery bez niego (1985)


 Kiedy Roger Waters rozstał się z Pink Floyd w 1985 roku, sądził, że skazuje dawny zespół na rozpad. W końcu był ich głównym autorem piosenek i siłą twórczą, odkąd Syd Barrett opuścił zespół w 1968 roku. Pomyślał, że tamci po prostu zwiną interes a wszyscy ich fani podążą za nim za jego solową karierą. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Pink Floyd był znacznie bardziej znaną „marką” niż Roger Waters i że pozostali trzej członkowie zespołu mogli nadal zapełniać stadiony, a nawet nagrywać nowe przeboje z pomocą zewnętrznych twórców (tekściarzy, bo ta część wszystkich piosenek grupy była domeną Watersa). Kiedy obie strony konfliktu wyruszyły w trasę w 1987 roku, Waters stawał w obliczu oceanów pustych miejsc, podczas gdy Floyd grał wiele nocy na pełnych stadionach piłkarskich. Doprowadziło go to do całkowitego szaleństwa. "Jeśli któryś z nas miałby się nazywać Pink Floyd, to byłbym to ja", warczał do Rolling Stone w 1987 roku. "To moja świnia tam na górze. To rozbił się mój samolot… to ich suchy lód". Minęło więcej niż kolejna dekada, zanim Waters podjął próbę kolejnej trasy koncertowej, a w tym momencie Pink Floyd nie był już tylko kontynuacją działalności. Dopiero wtedy mógł w końcu zaistnieć jako główny artysta na swoich scenach. 

 


37. The Stone Roses potrzebują  pięciu lat, aby u9kończyć "Second Coming" (1994)

 

Debiutancki album Stones Roses z 1989 roku to bezbłędne arcydzieło, które przygotowało grunt pod cały ruch brit-pop z lat dziewięćdziesiątych. Piosenki takie jak "I Wanna Be Adored" (clip), "Fools Gold" i "I Am the Resurrection" to idealne połączenie tańca, rocka i psychodelii, które nie postarzały się ani o dzień w ciągu ostatnich trzech dekad. Te piosenki podbiły Anglię i mogłyby przepłynąć Atlantyk do Ameryki, gdyby włożono w ich promocję trochę wysiłku to może i zadziałałyby na amerykańskiej scenie klubowej. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego zespół ugrzązł w ogromnej batalii prawnej ze swoją wytwórnią, zaczął się spierać wewnętrznie i zajęło mu pięć niekończących się lat, zanim nagrał swój drugi album, "The Second Coming" z 1994 roku. Jak sugeruje tytuł, w tym momencie poczuli się Jezusem. Opinia publiczna jednak się z tym nie zgodziła. Przenieśli się już do Oasis i Blur. The Stone Roses rozpadli się w 1996 roku i nie chcieli się zreformować aż do 2011 roku.



36. David Geffen pozywa Neila Younga za to, że ten nie brzmi jak Neil Young  (1983) 


Kiedy David Geffen podpisał kontrakt płytowy z Neilem Youngiem na początku lat 80-ch, zakładał, że w dającej się przewidzieć przyszłości artysta ten będzie nadal wypuszczał zachwycające tłumy albumy, takie jak "Rust Never Sleeps" i "Comes a Time". Ale nastała nowa era muzyczna, a Young był rozproszony potrzebami swojego młodego syna Bena, który urodził się z porażeniem mózgowym. Zaczął nagrywać piosenki za pomocą wokodera, który zniekształcał dźwięk jego własnego głosu, próbując przekazać, jak to jest komunikować się z ukochaną osobą, która nie rozumie języka.
Rezultatem był "Trans", eksperymentalny LP, który miał więcej wspólnego z Kraftwerk niż cokolwiek, co Young zrobił do tego momentu w swojej karierze.
Sprzedawał się bardzo słabo, ale niezrażony Young nadal wydawał albumy gatunkowe, takie jak inspirowany rockabilly "Everybody’s Rockin'" czy kolekcja piosenek country "Old Ways". To rozwścieczyło Geffena do tego stopnia, że faktycznie złożył pozew przeciwko Youngowi za tworzenie "niereprezentatywnej" muzyki. Doprowadziło to do absurdalnej batalii prawnej, którą Geffen później uznał za ohydny błąd. Jeśli podpiszesz kontrakt z Neilem Youngiem, musisz po prostu pozwolić mu być Neilem Youngiem
(na zdjęciu powyżej właściciel wytwórni Geffen Records David Geffen, jej dyrektor muzyczny Elliot Roberts oraz Neil Young).
 

35. Jane’s Addiction rozpadło się u zarania rewolucji alternatywnego rocka, którą zainicjowali (1991)

 

U szczytu ruchu hair-metal, Jane’s Addiction wyłoniła się z klubowej sceny Los Angeles i dała fanom nadzieję, że rock & roll może powiedzieć więcej niż „Talk Dirty To Me” [przebój Poison]. Ich sukces pozwolił zespołom takim jak Nirvana, Pearl Jam i Soundgarden zaistnieć na krajowej scenie i zapoczątkowali oryginalną Lollapalooza (trwający do dziś cykl największych objazdowych muzycznych festiwali w Ameryce wymyślony przez wokalistę Jane's Addiction, Perry Farrella)), aby dać tym zespołom jeszcze większą platformę. Ale po nagraniu zaledwie dwóch porządnych albumów, dokładnie w momencie, gdy alt-rock zaczął zarabiać prawdziwe pieniądze, grupa ogłosiła, że się rozpada. "Zastanawiałem się, dlaczego zrobiłem coś takiego" – zwierzył się  Rolling Stone frontman Perry Farrell. "Patrząc na to teraz, wydaje mi się, że to [jeden z] głupszych ruchów, jakie kiedykolwiek wykonałem w życiu. Byliśmy na szczycie świata”. Zespół ponownie zjednoczył się w 1997 roku, ale nigdy nie odzyskał impetu, który utracił po pierwotnym rozłamie.


34. Robin Thicke próbuje odzyskać swoją byłą żonę okropnym albumem (2014)

 

Przez jedną krótką chwilę w 2013 roku Robin Thicke był na szczycie świata. Po dekadzie tworzenia melodii zabarwionych R&B, które nigdy nie zyskały popularności poza kultową publicznością, w końcu miał prawdziwy ogromny hit z „Blurred Lines” dzięki ryzykownemu wideo z udziałem Emily Ratajkowski, Elle Evans i Jessi M’Bengue. Ale szybko pojawił się poważny sprzeciw, ponieważ piosenka zdawała się sugerować, że istnieją „niewyraźne linie” między dobrowolnymi i niekonsensualnymi spotkaniami seksualnymi. 
Hit stał się również przedmiotem pozwu przez spadkobierców Marvina Gaye'a, którzy uznali, że dużo skradł z piosenki Gaye'a z 1977 roku "Got to Give It Up". Przez cały ten czas Thicke zażywał narkotyki i zdradzał swoją żonę, Paulę Patton. Kiedy złożyła pozew o rozwód w 2014 roku, próbował ją odzyskać, nazywając swój następny album "Paula" i pisząc piosenkę po piosence o swoim nieśmiertelnym oddaniu dla niej. Od początku do końca te same deklaracje, które krytycy zniszczyli, a fani zignorowali. To również nie zadziałało. Rozwód został sfinalizowany w 2015 roku. Nie miał niczego, co przypominałoby hit, odkąd Paula pojawiła się i odeszła, a teraz jest jurorem w The Masked Singer.



33. Kiss próbują na serio zrobić album koncepcyjny (1981)

 

 
Na początku lat osiemdziesiątych muzycy Kiss byli już zmęczeni byciem postrzeganym jako zespół dla dzieci lub skarłowaciałych dorosłych.
W ostatnich latach odnieśli ogromny sukces swoją dyskotekową piosenką "I Was Made For Lovin' You", ale były też epickie klapy, takie jak ich film telewizyjny "Kiss Meets the Phantom of the Park" i cztery solowe albumy każdego muzyka, które wydali na tego samego dnia w 1978 roku (były to: "Gene Simmons", "Ace Frehley", "Peter Criss" i "Paul Stanley"). Bob Ezrin, producent ich najbardziej ukochanych albumów, właśnie pomógł Pink Floyd stworzyć "The Wall" i Kiss postanowili ściągnąć go do zespołu, aby stworzyć coś równie ambitnego. Rezultatem była "Music From the Elder", zdezorientowana, bardzo chaotyczna płyta koncepcyjna, w której chór i orkiestrę dodano do brzmienia Kiss z przewidywalnymi okropnymi konsekwencjami. Fabuła dotyczy postaci znanej tylko jako The Boy, która łączy siły z mądrym guru imieniem Morfeusz, aby walczyć z tajemniczą grupą złoczyńców w jakimś nieokreślonym momencie w przyszłości. (To może zabrzmieć jak "Matrix", ale zaufaj nam, kiedy mówimy, że to nadałoby tej płytce zbyt wiele uznania.) To jest tak zdumiewająco złe, że grupa nawet nie zorganizowała trasy koncertowej i porzucili wszelkie plany, aby wydać kolejną stronę poradnika Pink Floyd, robiąc film, który jest z nim powiązany. "To był jedyny raz, kiedy powiedziałbym, że Kiss uległ krytykom" – powiedział wiele lat później Gene Simmons. "Chcieliśmy krytycznego sukcesu. I straciliśmy rozum”.


32. The New York Dolls opowiadają się za komunizmem (1974)

 

Debiutancki album New York Dolls z 1973 roku nie tylko przygotował grunt pod całą punkrockową rewolucję, która nastąpiła później, ale był także arcydziełem street-glamu, które z wiekiem staje się coraz lepsze. W całości nie ma słabego utworu. W tamtym czasie było to jednak ogromne komercyjne rozczarowanie, które osiągnęło szczyt pod numerem 116 rankingów. W radykalnej próbie zmiany swojego wizerunku i zwrócenia na siebie uwagi po tym, jak ich kontynuacja z 1974 roku wypadła jeszcze gorzej, zatrudnili Malcolma McLarena i zgodzili się z jego szalonym planem ubrać się w czerwoną skórę i bawić się przed czerwoną flagą z sierpem i młotem. Prowokacja miała zwrócić na nich uwagę prasy, ale w większości została po prostu zignorowana. Grupa rozpadła się kilka miesięcy później. Niedługo potem McLaren założył Sex Pistols i udowodnił, że oparcie swojej muzyki na francuskim sytuacjonizmie, a nie na komunizmie, było o wiele pewniejszym sposobem na podbicie list przebojów.


31. Leonard Cohen nagrywa płytę z legendarnym producentem - uzbrojonym psychopatą Philem Spectorem (1977)

 

Phil Spector wyprodukował jedne z najlepszych piosenek wczesnych lat sześćdziesiątych, a jego wielki powrót nastąpił we wczesnych latach siedemdziesiątych, kiedy The Beatles poprosili go o uratowanie ich projektu "Let It Be". Doprowadziło go to do współpracy nad filmami "Imagine" Johna Lennona i "All Things Must Pass" Geroge'a Harrisona. Nie można winić Leonarda Cohena za to, że poprosił Spectora o wyprodukowanie jego albumu "Death of a Ladies Man" z 1977 roku. Cohen do tej pory w czasie swojej dziesięcioletniej kariery nie widział, by jego album wzniósł się wyżej niż numer 63 na liście Billboardu. Dlaczego nie wypróbować najbardziej szanowanego producenta w historii rocka? 
Nie zdawał sobie sprawy, że stan psychiczny Spectora pogorszył się do przerażającego punktu, a on był wtedy paranoicznym, niestabilnym maniakiem z bronią.
"W studiu było dużo broni i dużo alkoholu", wspominał Cohen w 2001 roku, "trochę niebezpieczna atmosfera". Udało im się nagrać kilka naprawdę świetnych piosenek, takich jak „Memories” i „True Love Leaves No Traces”, ale Spector w pewnym momencie uciekł z taśmami i po prostu sam dokończył album, używając szorstkich wokali, które Cohen planował jeszcze udoskonalić.Rezultatem jest bardzo skompromitowany album, który nie satysfakcjonuje Cohena ani jego fanów. Nawet nie dostał się do TOP200 Billboard.



 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz