____________
Tytuł tekstu to oczywiście swobodna metafora. Dla mniej obeznanych z X muzą, to tytuł wspaniałego filmu (kto go pamięta lub zna z czytających) Viscontiego z 1969 roku, który wypłynął w mojej głowie sam, tuż po wczorajszej, niespodziewanej porażce Rafy w półfinale w Madrycie. Na jego ukochanej mączce, w swojej ojczyźnie, w stolicy kraju, na oczach monarchy kraju. Ba oczach całego świata. Musi boleć. Przegrał co prawda z najbardziej obiecującym graczem obecnego tour, szalenie utalentowanym i genialnym 20-latkiem, Grekiem Stefanosem Tsitsipasem, ale z którym to rozprawiał się ostatnio niemiłosiernie. Patrząc wczoraj na ich grę i będąc oczywiście za Nadalem, widziałem, że lepiej, ładniej, skuteczniej gra Grek i to było zaskakujące. O ile wcześniej Stefanos mówił, po sromotnych porażkach z Hiszpanem, że nie wie jak sobie radzić z mocno podkręcanymi topspinami Rafy, to wczoraj zapomniał o tym. A Rafa pamiętał i przesadnie grał takimi właśnie piłkami. Które, jak napisałem, nie robiły zbytniej szkody przeciwnikowi. O ile Roger Federer mógł wygrać z Dominicem Thiemem w ćwierćfinale madryckiego turnieju, mając przecież piłki meczowe w tie-breaku, tak Rafa był raczej wczoraj bez szans, choć wydawało się, że po wygraniu trzeciego seta coś może się na korcie zmienić. Grek jednak grał mądrze. Wyjątkowo, mając przeciwko sobie cały stadion. A podkreślę, ma tylko 20 lat. Co dalej z Rafą? Hm... Nie wygrał jeszcze w tym roku turnieju na mączce. Djoko, który dzisiaj zmierzy się w finale z Grekiem (młodziak moim zdaniem nie jest bez szans), po pokonaniu Thiema powiedział, że "wygrał mecz z prawdopodobnie najlepszym graczem na tej nawierzchni". Miał na myśli mączkę, a więc sam zdetronizował Króla tej nawierzchni. Choć Rafa zrobił to w tym roku sam. Monaco, Barcelona, Madryt out. Dzisiaj rusza ostatni wielki turniej na mączce przed Rolandem Garrosem. Rzym i meldują się tam wszyscy. Djoko, Rafa, Roger. Czas dodawać do tej listy Tsitsipasa. Niestety, w Rzymie zabraknie naszego Huberta Hurkacza, który zagrał w Madrycie wspaniale, by nie zakwalifikować się do turnieju w Wiecznym Mieście.
Oczywiście, trzymam dzisiaj kciuki za młodego Stefanosa. Jestem pewien, że i obaj gracze przedstawieni na fotkach niżej także. Roger lubi Greka, a Rafę z pewnością zabolały słowa Serba o nowym królu mączki. Mnie zresztą też, choć możliwe, że tak jest. Ale wracając do tytułu tekstu. Absolutnie nie uważam, że czas dwójki: Rafy czy Rogera się skończył, choć w przypadku tego drugiego (37) lat bliżej jest niż dalej do tego momentu. Póki co cieszmy się, że jeszcze możemy ich oglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz