DAVID DUCHOVNY - Muzyka jak z archiuwm X

Album: 2015
  High Or Highwater 
Kompozycja: David Duchovny
Wytwórnia: Thinksay
Producent: Colin Lee
Długość: 54:27





Zawartość:
"Let It Rain" – 4:35
"3000" – 3:40
"Stars" – 2:58
"Hell or Highwater" – 5:46
"The Things" – 3:57
"The Rain Song" – 4:07
"Unsaid Undone" – 4:16
"Lately It's Always December" – 4:50
"Another Year" – 4:56
"Passenger" – 4:38
"When the Time Comes" – 3:39
"Positively Madison Avenue" – 6:57


Tytuł posta przewrotny, wiem. Ale tak jak podobno cały serial to rzeczy nieprawdopodobne, tak niesamowite dla mnie jest to, że Duchovny nagrał taki album.
 Album aktora z 2015 roku to oczywiście żadna ścieżka filmowa popularnego serialu. Zacznę od tego, że specjalnie nigdy nie przepadałem za tym aktorem. Był mi po prostu obojętny. Mdły, nijaki, co zresztą widać było choćby w filmie 'California', gdzie zupełnie lub prawie wtedy nieznany Brad Pitt całkowicie go zdominował. Przyznam się, że właśnie on sam zniechęcił mnie do oglądania serialu 'Archiwum X', choć może wtedy gdy powstawał pierwszy sezon serialu, nie byłem specjalnie zwolennikiem oglądania jakiegokolwiek serialu, co oczywiście było przeciwieństwem stanu obecnego. David sporą popularność zdobył także dzięki innemu serialowi, 'Californiacation', który także specjalnie nie przypadł mi do gustu. Do tego stopnia, że... zresztą zobaczcie ostatni link na dole. Swój stosunek do aktora zacząłem zmieniać po obejrzeniu znakomitego pierwszego sezonu serialu 'Aquarius' (David gra detektywa, w tle koniec lat 70-tych, tytułowa Era Wodnika no i sekta Masona). Od tego albumu jestem już fanem aktora, choć do 'Archiwum X' nie wrócę raczej.


Wracajmy do głównego wątku posta. Na album aktora wpadłem przypadkowo i postanowiłem go zdobyć, nie wiedząc o nim nic, nie czytając żadnych recenzji, opisów itd. Nietrudno mi było domyśleć się jaka będzie muzyka na albumie i rzecz ujmując wprost nie pomyliłem się. Dojrzały, spełniony przecież, bo bardzo popularny i lubiany aktor na całym świecie, w jesieni swego życia nagrywa album. Jest Amerykaninem, więc jaka to może być muzyka. Keanu Reeves, Johnny Depp mieli (lub mają nadal) swoje zespoły i już jako młodzieniaszki grali oczywiście rocka. Depp występował nawet na scenie z Keithem Richardsem (także występ w kapitalnym clipie Toma Petty'ego, "Into The Great Wide Open"). Co mógł nagrać David. Nie rocka, nie jazz, nie bluesa (raczej). Piosenkę aktorską? W Stanach zdaje się takiej nie ma. Mógł nagrać tylko muzykę lekko zalatującą w country, może folk rocka i oczywiście wzorowaną na Dylanie, Petty', może łagodniejszym Springsteenie? Oczywiście. I dzisiaj jak już od ponad tygodnia słucham albumu CODZIENNIE, wiem trochę więcej o motywach powstania albumu. Duchovny napisał całą muzykę na albumie. To znaczy i muzykę i słowa, wszystkie 12 piosenek i miał w wywiadach opowiadać, że właśnie i Dylan i Leonard Cohen, także grupa REM najbardziej go inspirowali przy tworzeniu albumu. Pierwszego, bo drugi ukaże się w tym roku. Przeglądając filmy na Youtube znalazłem wiele clipów z koncertów Davida, występów w programach telewizyjnych, talk-showach, na których promował swój album, a więc wydaje się, że album był szeroko promowany w Ameryce, ale co oczywiste, nie wszedł na listy przebojów. Nie ten rynek, stąd występy Davida to małe salki, kluby, ale jak widać o to też w tym wszystkim chodziło. Aktor napisał KAPITALNĄ płytę. Wydaje mi się, że spełnił nią jakieś swoje marzenia, wśród których na pewno nie było bycie na listach przebojów obok Justina Biebera czy Justina Timberlake'a. Marzenia o nagraniu własnej płyty z muzyką, którą może od dawna nosił w sobie, marzenia o występowaniu na scenie (w sieci jest clip gdzie do Davida na scenie dołącza jego partnerka z serialu, Gillian Anderson). Świetnie się bawieniu. Ale jak już napisałem, to naprawdę bardzo dobra płyta. Dla mnie. W moje gusta trafiła teraz absolutnie i tak jak nie wiem, jak wytłumaczyć sobie ogromną sympatię do całej muzyki Glasvegas, kapeli przecież zupełnie nieznanej, nieodkrywczej, można powiedzieć przeciętnej. Tak płyta aktora trafia absolutnie na półkę moich ulubionych płyt a nagranie 'Lately It's Always December' (znakomity tekst), gdybym jak za młodzieńczych lat sporządzał swoje cotygodniowe zestawienia ulubionych nagrań (takie moje prywatne listy przebojów) byłoby teraz numerem 1. Nagranie te w wersji studyjnej i live niżej.


 Trudno mi powiedzieć, czy teksty Duchovnego to poezja choć w małym stopniu nie ustępująca tej od Dylana czy Cohena, ale próbując je tłumaczyć, zorientowałem się, ze zawsze w nich o coś chodzi, ciekawie są skonstruowane nawet gdy się je próbuje tłumaczyć słowo w słowo. Nie są banalne. No i ta łągodna, nudziarska, łagodna muza, mieszcząca się gdzieś między muzyką folkową, a tą którą tak pięknie stworzyli wspomniani wcześniej Dylan czy Leonard Cohen. Ale i są na płycie numery bardziej rockowe jak choćby 'Unsaid Undone', którym bardzo blisko do wspomnianych przez aktora REM. Aktor swoją manierę wokalną (stymulacja głosem) świadomie lub nie, naśladuje obu wspomnianych mistrzów. Kto tego nie robi w Ameryce? Robuł to i Springsteen, Michael Stipe czy Tom Petty. Może i David. Aktor ma zresztą bardzo ciekawą barwę głosu. Sumując, gorąco polecam, płyta wyważona, stonowana, klimatyczna. I jeszcze jedno. Podoba mi się zachowanie Davida na scenie. Wczucie się w muzykę, z szacunkiem do widowni, do reguł koncertów (widzowie zapłacili przecież za bilety), ale jednocześnie spory dystans do siebie jako showmana. Poniżej trzy, chyba najlepsze piosenki z album.



High or Highwater

Lately It's Always December

 Let It Rain

Lately It's Always December - live


 BREE SHARP - David Duchovny, Why Won't You Love Me

 

1 komentarz:

  1. Niezła muza. Ciekawa barwa głosu. Po pierwszym przesłuchaniu wskazanych na blogu kawałków aktora jestem na tak. Przystojniak. Ewa

    OdpowiedzUsuń