WIMBLEDON 2017 (6) KRÓL JEST JEDEN!





















Co prawda czekają nas jeszcze trzy mecze w turnieju panów ale hasło z tytułu bloga jest jak najbardziej aktualne, bez względu na wynik. Choć nie wygranie tegorocznego turnieju na kortach 'trawiastych' (najgorsza jakość nawierzchni od lat) przez Rogera Federera jest prawie niemożliwe. Chyba tylko kontuzja mogłaby pozbawić Szwajcara triumfu. Ale - odpukać - i one się zdarzają, jak mogliśmy to zobaczyć w dwóch ćwierćfinałowych meczach dwóch faworytów turnieju. Szkot Andy Murray po wygraniu trzeciego seta z Amerykaninem Samem Querrey'em zwyczajnie zgasł na korcie i tylko duma, honor (widzowie, cały kraj przez telewizorami) nie pozwoliły mu poddać mecz wcześniej. Serb Novak Djokovic wytrzymał tylko pierwszego seta. Szkoda, bo Czech Thomas Berdych gra w tym roku na Wimbledonie znakomicie i jego mecz ze zdrowym Djoko pewnie były bardzo ciekawy. 




No cóż, szkoda, że w ten sposób ale bravo dla Thomasa. To ciekawa i trochę pechowa postać w męskim tenisie. Aktualnie tylko numer 15 rankingu ATP ale 31 letni gracz od wielu lat to gracz ścisłej czołówki, przede wszystkim zawsze w czołowej dziesiątce, choć dwa lata temu nawet to numer 4 (tak wysoka pozycja dzięki absencji Rogera i Rafy). Thomas może mówić o pechu (choć on tak tego nie nazywa), że przyszło mu grać w czasach Wielkiej Czwórki, czyli Rogera, Rafy, Novaka i Andy'ego. W 2010 roku był najbliżej wygrania tytułu Wielkiego Szlema, w Paryżu uległ jednak królowi mączki, Hiszpanowi Rafie. Wszędzie indziej wcześniej na jego drodze stawał któryś z wymienionych graczy, z którym Czech jakby nie umiał grać. I niestety takiego meczu spodziewam się w półfinale z Federerem. 




   Drugi półfinał wygląda niestety niespecjalnie emocjonująco. Tak jak przypuszczałem, Giles Muller nie sprostał Chorwatowi, choć ten potrzebował aż 5-ciu setów by odesłać go do domu. Muller spędził na kortach w Londynie około 20 godzin, w tym trzy mordercze pięciosetowe mecze z Lukasem Rosolem, Rafą Nadalem i właśnie z Chorwatem, podczas gdy  Roger, pokonując wczoraj pewnie i szybko 3:0 (tylko trzeci set był zacięty, choć ani przez chwilę przewaga Szwajcara nie podlegała dyskusji), na kortach był przypuszczalnie co najmniej o połowę czasu mniej. Sam Querrey w normalnym, do dwóch wygranych setów meczu, wczoraj przegrałby z Andym, ale po zaciętym meczu. Czy razem z Chorwatem potrafią stworzyć w piątek ciekawe widowisko? Tenisowe możliwe, może nawet zacięte, może nawet 5-setowe z tie-breakami, bo w końcu to gracze z czołówki ale obaj zawodnicy są raczej średnio charyzmatyczni a dzisiaj świat bardziej chce graczy celebrytów z półki do której ci dwaj gracze niestety nie należą. Organizatorzy mogą się cieszyć, że akurat największa gwiazda turnieju prawdopodobnie dotrze do finału.


 Łukasz Kubot z Marcelo Melo wciąż w grze. Na razie półfinał.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz