8 lipca 207. TAKIE TAM MOJE MARZENIA. Plus Wimbledon (4)

  *******

Cóż, nie zawsze, lub może nawet bardzo często, nie jest tak jak byśmy chcieli. Nie tylko u mnie, pewnie u każdego z Was czytającego mój blog. Przypadkowo lub regularnie. Nie przepadam specjalnie za Jerzym Janowiczem ale nie mając - nie daj Boże - nic wspólnego z narodowcami, onr-owcami, kibolami i innymi Polakami, którzy uważają, że Polska tylko dla Polaków i tym podobne bzdury, wczoraj oczywiście kibicowałem Jerzemu. Polak przegrał ale wczoraj po prostu nie miał szans. Tak jak Sprite nie ma żadnych szans z pragnieniem. Benoit Paire zagrał wczoraj rewelacyjnie. Z pewnością jego mecz z Murray'em będzie interesujący, o ile Francuz się nie spali. Będzie grał na korcie numer 1, najważniejszym, będzie oglądany przez śmietankę Londynu, polityków, Beckhamów, może nawet książąt z Pałacu  na żywo i cały świat na ekranach telewizorów i monitorów. Nie mam nic przeciwko Szkotowi ale małe szanse daję Francuzowi, chyba że rozegra kolejny mecz życia a takim z pewnością był mecz z Janowiczem. Każde, podkreślam, każde ekstremalnie trudne zagranie wychodziło Francuzowi. Gdy nie to po chwili się sprężał i spokojnie wchodził an poziomy niedostępne wcześniej dla Polaka jak i dla niego. Cóż, życzę mu wygranej, ale życzenia to nie wszystko prawda? Wciąż nie możemy doczekać się uchodźców w naszym kraju, wciąż zakompleksieni Ameryką i amerykańskimi obietnicami dajemy się mamić idiocie zza oceanu. Znowu dajemy się zwozić autokarami by pomachać flagami, przed laty czerwonymi z jedną gwiazdą, teraz także czerwonymi ale z większa ilością gwiazdek i poprzetykaną bielą i błękitem. Tak, życzenia to nie wszystko. Bardzo dzisiaj chciałbym żeby Agnieszka pokonała Szwajcarkę Timeę Bacisnsky, choć przypuszczam, że Polska z kortu zejdzie pokonana. Ale wciąż mam takie życzenie, by Aga zameldowała się w poniedziałek w kolejnej rundzie. Ale nie za bardzo spełniają mi się marzenia ostatnio. Może nawet nie ostatnio. Bo wbrew temu co bym sobie zamarzył. wciąż ludzie w rządzie niszczą mój kraj, sterują wojskiem, chodzą na szalone miesięcznice (a propo, trzymam kciuki pojutrze, 10 lipca, za Lecha i Władka). 
Wciąż przecież mam nijaką panią w randze najwyższej za pozornymi sterami kraju, faceta w Belwederze, słusznie nazwanego 'długopisem' przez Agnieszkę Holland. Wciąż serial 'Ucho Prezesa' jest aktualny jak nigdy. O ile niedawno witaliśmy faceta ze śmieszną fryzurą i dwoma roznegliżowanymi - co prawda dyplomatycznie - paniami u boku bo czekaliśmy na ? No tak, na to by mieć gdzie wydać kasę. Jakieś Patrioty, może gaz, może coś tam jeszcze. To zrobimy, a oni w zamian łaskawie, doceniając nasz jako wiernego od zawsze sojusznika (no tak, w końcu w West Point, renomowanej Akademii Wojskowej USA, stoi pomnik nie mniej ni więcej tylko naszego wielkiego Polaka, Tadka Kościuszki) nie zniosą dla nas wiz do siebie, bo przecież zaproszony facet z Białego Domu był tak Polską zachwycony (nie tą nową, tylko tą z czasów Kopernika itd), że po co ułatwiać nam wyjazd (czytaj ucieczkę) z tak pięknego kraju. Poza tym wiemy wszyscy, że Polacy nienawidzą uchodźców, a takimi byliby (no, w cudzysłowie, ale jednak) za oceanem. I jak tu to pogodzić. Nie chcemy pomóc biedakom z Aleppo ale każdy młody człowiek kończący studia w Polsce i znający trochę języki marzy o tym by stąd uciec, mimo że nie strzela się tu do niego jak w Syrii. Z kraju, gdzie rządzi niewybrany przecież na taki stołek przez naród (z tak nieprawdopodobną władzą) niewysoki facet, który tak kiedyś skonstruował statut swojej partii, że usunąć go z niej może tylko meteoryt z odległej galaktyki, o ile przebije się przez atmosferę i ochronę BOR-owców, opłacanych z naszych kieszeni. Ech...    No dobrze, co tam jeszcze na Wimbledonie?  Kubot gra nadal. Dzisiaj kolejny mecz polsko-brazylijskiej pary i raczej na 90% do przodu. Przypuszczalnie tak samo w kolejnej rundzie zameldują się Roger, młodszy Zverev, pewnie Novak, choć myślę, że nie będzie miał lekko z Gulbisem. 
Zaskakuje mnie, naprawdę, znakomita postawa w turnieju Rafy. Trawa to nie jego nawierzchnia a pokonał wczoraj naprawdę znakomitego Rosjanina Chaczanowa w trzech setach, gdy przewidywałem naprawdę 5-cio setowy mecz. Mała niespodzianka to odpadnięcie Japończyka Nishikoriego, ale wcześniej pisałem, że turnieje wielkoszlemowe to za wysoka półka dla niego, choć wczoraj Bautista-Agut to była średniej trudności poprzeczka. Jednak za wysoka. Wspomniany Szkot gra dalej. Chorwat Cilic i bardzo lubiany przeze mnie za piękny tenis Luksmburczyk Giles Muller. W tenisie pań bez niespodzianek. Na faworytkę wyrasta zawodniczka gospodarzy Johanna Konta. Pomimo kłopotów (za oceanem spowodowała wypadek samochodowy, śmiertelny) gra w turnieju starsza z sióstr Williams, niebawem ciocia dziecka Sereny. Ciężka przeprawa ze średniaczką, Japonką Osaką wydaje się przesądzać, że Amerykanka może liczyć jeszcze na jedną, góra dwie rundy.
 Ostatnią refleksją na temat turnieju w Londynie jest taka, że chyba jeszcze nigdy organizatorzy nie posadzili na kortach tak słabej trawy. Po raptem 3-4 dniach gry korty przypominają wysuszone, zryte pastwiska. Może wcześniej odnośnie radzenia sobie z przyrodą zasięgali porady u naszego ministra Szyszki? Who knows?
Prawdopodobnie ktoś z tej czwórki zwycięży. Moim zdaniem Roger na 90%, Novak na 7%, Rafa na 2% i Andy 1%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz