Rzym - Murray. Djoko wciąż jeste tylko jeden.

Przyznam się otwarcie, że bardzo ucieszyło mnie zwycięstwo Andy'ego Murray'a w zakończonym w niedzielę turnieju z serii ATP-1000 (tylko klasa niżej niż Wielkie Szlemy) w Rzymie. Nie dlatego, że pokonany został wreszcie aktualny numer 1, Serb Novaj Djokovic, ale ze względu na fakt, że z tzw. Wielkiej Czwórki graczy, którzy od lat "biorą między siebie wszystko", ten gracz ma na swoim koncie najmniej trofeów. Wielka Czwórka to oczywiście nie Beatlesi, ale Federer, Nadal, Djokovic i właśnie Murray. Spoglądając na karierę, to do największych jego sukcesów należą tylko trzy tytuły: olimpijskie złoto w 2012 w Londynie oraz dwa Wielkie Szlemy: US Open w 2012 i US UK - czyli Wimbledon rok później. Niezliczona ilość finałów, półfinałów, czasem tylko kilka piłek od wygranej. 

Do niedzielnego finału Novak przystąpił potężnie wymęczony trzema ciężkimi 3-setowymi meczami (Bellucci, Nadal, Nishikori, zwłaszcza ten ostatni mecz), w czasie meczu padało, co bardzo przeszkadzało Serbowi (skarżył się sędziemu, że nie będzie grał na takiej nawierzchni). Wszystko to pewnie trochę pomogło Andy'emu, ale już tydzień temu napisałem, że w tej chwili jeśli jakiś gracz może pokonać Serba, to właśnie Szkot. Smutne, że Federer przepadł we wczesnym etapie turnieju, przegrywając z młodym Austriakiem Thiemem. Rafa zagrał nieźle w terminie i jakieś tam szanse na wygranie Wielkiego Szlema ma, ale ostatnie statystyki pokazują, że raczej można się spodziewać w Paryżu znowu finału Djokovic i Murray (obaj ostatnio pokonywali Hiszpana). Ale mimo wszystko Djoko jest aktualnie poza zasięgiem każdego gracza, pomimo wczorajszego triumfu Murray'a. To co piszę może zastanawiać kogoś kto oglądał właśnie mecze Serba wpierw z Nadalem i piątkowy z Nishikorim, które były bardzo wyrównane i zacięte. Zwłaszcza Kei miał szansę, bo w finalnym secie, w tie-breaku miał już remis 5:5. 














W czasie oglądania gry Novaka jest się pewnym, że w decydującym momencie Serb wrzuci 6-ty bieg i odjedzie rywalowi. Wczoraj, gdyby nie deszczowa pogoda, mokry kort i zmęczenie, z pewnością by tak było. Ale sumując. Dobrze się stało dla wszystkich, dla obu graczy, dla tenisa, dla pozostałych graczy w ATP tour, że rzymski finał potoczył się, jak potoczył. Z pewnością Japończyk Kei i Hiszpan Rafa uznają to za dobry omen przez Paryżem i o to chodzi w sporcie. Roger... No way! Niestety.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz