KRÓL CINCINNATI - ROGER (7x).


Liczyłem na ten tytuł od samego początku. To znaczy na tytuł dla Mistrza. Taa, Roger w tenisie to zdecydowanie Klasa The Beatles, którą wprowadziłem dla różnej muzyki na swoim drugim blogu. Pogrom Andersona 6:1, 6:1, posiadacza jednego z najszybszych serwisów na świecie, dryblasa ponad 2 metrowego i jakby nie było 15-tej rakiety turnieju (na świecie zdaje się także w tych okolicach) pokazał, że Roger jest absolutnie w formie. Potem kolejno Lopez (w Cinncinati rozegrał mecz życia pokonując Rafę Nadala), Murray oraz w finale Novak Djokovic. Wszystko w dwóch setowych zwycięstwach. Wczoraj 7:6 i 6:3.  To był także także słabszy turniej Serba. W trzecim secie z Belgiem Goffinem przegrywał 0:3 i tylko niedoświadczeniu przeciwnika plus oczywiście swojej wielkiej klasie Numer 1 światowego rankingu ATP zawdzięcza zwycięstwo. Z kolei w meczu z Ukraincem Dołgopołowem Djoko przegerywał 0:1 w setach i miał tiebreak. Podobnie jak wyżej. Klasa, opanowanie, rutyna, żelazne nerwy i brak tego po drugiej stronie siatki.  Gdyby Aleksander miał mocniejszą psychikę Serb pakowałby się do domu. Wygrana Murray'a tydzień wcześniej w Montrealu pokazała, że Serb jest teraz jak nigdy do ogrania. 
Wczoraj wypoczęty Roger (sam skomentował, że grał w turnieju raczej krótkie mecze, poza tym nie grał wcześniej w Montrealu ale pamiętajmy o jego 34 latach!!!) dominował i Serb ładnie to skomentował. Bravo dla Maestra z Bazylei jak nazywa się Rogera całym świecie. Zdecydowanie najbardziej uwielbiany sportowiec na ziemi. Dlaczego Król Cinncinati ? Bo tryumfował w turnieju 7 raz. Wczoraj uniemożliwił Serbowi przejście do historii tenisa (choć od dawna tam jest) w kategorii gracza, który wygrał jako jedyny wszystkie turnieje z serii Masters : na kortach w Indian Wells, Madrycie, Rzymie, Miami, Monte Carlo, Montrealu, Cinncinati, Szanghaju i Paryżu.

Przed Wielkim Szlemem w USA, za niecały tydzień, Roger staje się faworytem. Oczywiście obok Novaka Djokovica i Andy Murray'a. Może Nishikori, który opuścił turniej w Cinncinati. Na pewno jednak, ktoś z tej czwórki. Od dawna tenis raczej nie zaskakuje. Wygrana Wawrinki w finale Paryża na kortach Rolanda Garrosa była niespodzianką ale żadną megasensacją. Tych od dawna nie ma. Tam gdzie grają ci gracze z topu, zwycięstwo dzielą między sobą.No ale jakieś pół roku temu wydawało mi się, że Roger najlepsze chwile ma już za sobą. Czy takiego samego powrotu można spodziewać się po Rafaelu Nadalu, którego bardzo brak w tych rozgrywkach, choć ironicznie trzeba stwierdzić, że Hiszpan wciąż gra. Rafa gra tenis będący połączeniem siłowego (duża wytrzymałość fizyczna) plus niesamowitej ambicji (wiem jak to brzmi, któremu zawodnikowi możemy zarzucić wprost jej brak?) bez finezyjnej techniki. Tenis bardzo narażony na kontuzje, stąd coraz częstsze absencje Hiszpana. Roger nigdy tak nie grał. Arsenał uderzeń, bogactwo techniki, niesamowita wprost mądrość do wybierania w czasie meczu odpowiedniej strategii i techniki była powodem, że Szwajcar miewał kontuzje rzadko (w zasadzie ma tylko typową dla wszystkich - bóle pleców). Ale świat czeka na Rafę, wyjątkowo barwną postać, na tle której np. Kei Nishikori, John Isner, ba!, nawet Stan Wawrinka czy Andy Murray wydają się bladzi i nijacy. Czy w US Open ma szansę na jakiś spektakularny powrót? Szybka nawierzchnia to nie jego domena choć wygrywał kiedyś na każdej. Niski ranking, ok. 10 miejsca spowodował, że już w dość wczesnej fazie turnieju może trafić na silnego przeciwnika, także wcześniej niż półfinał może spotkać kogoś z 1-szej piątki. W każdym razie będę za niego trzymał kciuki. Po Rogerze Federerze  to mój drugi ulubiony nawet nie tenisista a sportowiec.


___________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz