Mój przedostatni wpis o tegorocznym Wimbledonie. Wczoraj półfinały, jutro finał. Zgodnie z moimi wcześniejszymi tutaj przewidywaniami do finału doszli Roger i Novak (wymieniałem jeszcze możliwe opcje: Murray'a oraz Wawrinki). Półfinały prawie tak jak przewidywałem, z tym, że zawiódł Stan, ulegając rozgrywającym życiowe spotkanie Francuzow Richardowi Gasguetowi. Szkoda, przez to ominęło nas wspaniałe spotkanie, rewanż za Rolanda Garrosa, bo Francuz (na dolnym zdjęciu) absolutnie nie potrafił nawiązać walki z Serbem. Ku memu zaskoczeniu również w drugim meczu, mimo w zasadzie wyrównanego pozornie każdego seta, zdecydowanie nad Andy'm Murray'em górował Szwajcar Federer i w nim upatruję w niedzielę zwycięzcę. Szwajcar cały czas kontrolował grę, prowadząc i mając tą przewagę psychiczną, że Andy musiał gonić. Szkot zagral mimo wszystko wspaniale i trzeba mu oddać sprawiedliwość, zagrał nawet powyżej swych możliwości ale trafił na okres gdy Szwajcar znowu gra magicznie. Ciekaw jestem spotkania w niedzielę. Jaką taktykę na siebie przygotują obaj Mistrzowie. Roger wniesie swój czar, magię, zdecydowanie (jak nie teraz to kiedy?), Novak regularność, dyscyplinę i chyba silniejszą psychikę. Stawiam wyjątkowo na Rogera. Novak gra -oczywiście w kategoriach mistrzowskich, bo przecież nieprzypadkowo jest numerem 1 - swój nudny, regularny do bólu tenis, choć oczywiście zdarzają mu się zagrania-perełki, którym Roger znowu raczy nas w zasadzie cały czas. Roger idzie jutro po kolejny swój, nieosiągalny dla innych rekord, 18 Wielkiego Szlema i 8-raz korona Wimbledonu. Będę za niego trzymał kciuki. Wielki Sportowiec i Mistrz i cóż, tak jak cały świat kocha Beatlesów oraz Rogera, nie jestem tutaj wyjątkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz