WYWIADY : Alf Bicknell - szofer The Beatles

Alf Bicknell był osobistym szoferem The Beatles w latach od 1964 do 1966. Podróżował z zespołem na wszystkie ich trasy, stając się niejako kolejnym obok Neila i Mala ochroniarzem zespołu. Po latach, w 1996 roku na rynku ukazało się  video zatytułowane "Alf Bicknell's Personal Beatles Diary" (1996). Wywiad z tym przesympatycznym człowiekiem przeprowadził Gary James z okazji ukazania się jego wydawnictw na rynku. To przykład kolejnej osoby, która została w swoim życiu "napiętnowana byciem z The Beatles", co w przypadku wszystkich ludzi, zmieniło ją na zawsze i sprawiło, że stała się kolejną satelitą The Beatles, jakże interesującą dla świata. Nadal! 45 lat po rozpadzie Fab4.


















Alf Bricknell (po prawej).



- Kiedy spotkałeś The Beatles ?
ALF BRICKNELL: To dość osobliwa sprawa. Pracowałem już wtedy wcześniej z aktorami, gwiazdami  kina jak  Charles  Boyer czy  David Niven.  Skończyłem  akurat wtedy pracę  przy filmie  właśnie jako  kierowca choć nie tylko. Byłem w swoim domu  Number 28  Devonshire Mews, który stał z tyłu budynku BBC, tuż  koło Regents Park. Ktoś zapukał, otworzyła  drzwi Jean, moja żona i zawołała mnie, że to do mnie. Zszedłem na dół a tam stał facet, który przedstawił się, że jest z biura NEMS i spytał się, czy byłbym zainteresowany pracą dla grupy pop. Powiedziałem, 'taaa, brzmi interesująco'. Pracowałem wtedy dla agencji i nie miałem wtedy nic do roboty więc powiedziałem,'To warte jest rozmowy. Pogadajmy o tym. A tak przy okazji o jaki chodzi zespół?' A on na to, 'To The Beatles'. To mogło być gdzieś w połowie 1964, w drugiej. Powiedziałem więc 'Yeah, tak, zgadzam się'. Jakiś czas później zadzwonił do mnie i zaaranżował moje spotkanie z Brianem Epsteinem, w jego mieszkaniu na King Williams Mews,w Knightsbridge koło wielkiego sklepu Harroda. W mieszkaniu był też inny facet, który zarządzał wszystkimi rozrywkami Briana. Luncze, kolacje, spotkania biznesowe, tego typu rzeczy. Nazywał sie Lonnie Trimbal. Przedstawiłem się: 'jestem Alf'. Spodziewali się mnie. 'Wejdź, siadaj, czego się napijesz?' Postawił na stole butelkę whiskey, butelkę coki, papierosy, orzeszki. Siedziałem tam około dwóch godzin. Potem Lonnie powiedział, że chyba Brian się nie pojawi. 'Ok, wezmę taxi i wracam do domu'. Myślałem, że na tym koniec. Ale kilka dni później dzwoni telefon. Znowu facet z NEMS. Pyta: 'Możesz teraz zdobyć jakąś limuzynę?', 'Nie wiem - odparłem -  daj mi numer, oddzwonię za chwilę'. Zadzwoniłem do mego kumpla, który miał niewielką limuzynę w Zachodnim Londynie. Spytałem go:'Jeśli masz teraz wolną brykę, pożyczysz mi ją?', 'Dla kogo?'. 'Dla grupy pop, to jakiś rock and rollowy zespół' (śmieje się) Nie dodałem wtedy nic więcej. Powiedział, że ma dla mnie jedną, całkiem miłą. 
Szybko oddzwoniłem do biura Epsteina na Argyle Street, gdzie mieściło się biuro NEMS, tuż obok London Palladium i powiedziałem, że mam auto. Usłyszałem:' Dobra, tutaj masz adres gdzie masz je podstawić, jedź pod ten adres i zobacz co się wydarzy'. Miałem więc ten adres, wskoczyłem do samochodu, przejechałem cały Londyn, zaparkowałem pod adresem na Emperor's Gate. Siedziałem sobie tam i patrzyłem na te primadonny, facetów w czarnych garniturach, białych koszulach i czarnych krawatach, Rolls, Royce obok. No, no, pomyślałem sobie, zobaczmy co będzie dalej. Krótko po tym drzwi się otworzyły, tylne drzwi od limuzyny otwarto i władowali się tam jacyś faceci a jeden facet podszedł od przodu do mnie. Przedstawił się jako Neil Aspinall. Spojrzałem w tylne lusterko i tam zobaczyłem cały zespół.Nazywali się John, Paul, George, and Ringo. Byłem pod wrażeniem. Spytałem  ich dokąd mam ich zawieźć. 
Alf za Beatlesami, po prawej Neil.

Neil odparł 'Wracamy na King Williams Mews'. Później dowiedziałem się, że to było to miejsce, w którym się wszyscy zbierali, przybywając ze swoich domów i innych miejsc. Tam, przy okazji, także miał swoje mieszkanie Ringo. 
 Ruszyłem spod Emperor's Gate, zatrzymałem się na światłach a tutaj dobiegają mnie - w limuzynie były tylko zwykłe szyby - wrzaski 'Tam są Beatlesi!'.W międzyczasie dotarłem do kolejnych świateł, ścigany przez różne samochody, autobusy, motocykle, rowery, biegnących ludzi, krzyczących, wrzeszczących. Byłem wtedy już trochę nerwowy. Jechałem coraz szybciej. Dotarłem do Mews gdzie była ślepa droga i gdzie oni wszyscy się robiegli. Gdy dojeżdżałem, zahamowałem zbyt szybko i George uderzył się w głowę. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. To była najszybsza, najbardziej szalona, zwariowana, najkrótsza praca w całym moim życiu.
   Szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Taki był początek mojego wspólnego życia z Johnem, Paulem, George'm i Ringo. Muszę dodać, że gdy to się wszystko zaczęło, no, kiedy wrócili z pierwszego występu u Eda Sulivana to mieli już wynajętego kierowcę limuzyny, który kiedyś porzucił ich na lotnisku, bał się jechać z nimi do Stanów, do Eda i na inne koncerty. Sprzedał całą historię o nich gazetom. Gdy wrócili ze Stanów dowiedzieli się o tym. I tak stałem się ich kierowcą. Gdy już zostałem z nimi mieliśmy własną limuzynę. Miałem w niej przyciemniane szyby, ciemne. Gdy ten Austin Princess gdzieś się pojawiał, wszyscy wiedzieli, że to Beatlesi.


- Czy ten samochód leciał z zespołem za ocean w czasie tras?
ALF: Nie. On był głównie na Europę i Zjednoczone Królestwo. Kiedy przybyliśmy do Stanów to już była zupełnie inna sprawa. Mieliśmy limuzyny, eskortę policji i tego typu rzeczy. Taki był początek.
- Jeździłeś wszędzie z The Beatles?
ALF: Tak. Wszędzie gdzie pojechali John, Paul, George i Ringo, wszędzie gdzie jechali na posiłek do hotelu, czi restauracji, czy w zupełnie inne miejsca. Zazwyczaj było z nimi trzech ludzi, Neil Aspinall, ich osobisty 'roadie', z nimi od samego początku, prowazi teraz Apple Organization, Mal był tzw. muzycznym 'roadie' i co smutne, nie ma go z nami, niech go Bóg błogosławi, zginął tragicznie kilka lat temu w Los Angeles. To była tragedia. Tak, więc gdziekolwiek szli oni, za nimi była nasza trójka. Stałem się z czasem kimś więcej niż tylko kierowcą limuzyny, wymagało to coraz większej odpowiedzialności. Np na planie filmu "Help!" w Salisbury Plain. Przypominasz sobie te wszystkie sceny z wojskiem?
- Dokładnie.

ALF: Ok, no więc to była jedna z takich okazji, jechaliśmy z hotelu w Ainsbury w kierunku Whishire, to w południowo-wschodniej Anglii, i w czasie drogi, John pochylił się do mnie, z samego rana i mówi: 'Alf, chciałbyś jechać z nami w trasę jako nasz roadie?' Odpowiedziałem bez namysłu, szybko, póki temat był aktualny, gdyż czasem podjęte sprawy umykały później, że chętnie, że byłoby miło. Ale w środku podskoczyła mi adrenalina, ponieważ wiedziałem, że następna zbliżająca się trasa to Stany Zjednoczone. Tak więc w ten sposób zaproszono mnie do ich wąskiego grona. Później bardzo często cytowana wypowiedź Johna: 'Tak, Alf był z nami w samym oku cyklonu'. Czułem się bardzo dumny z tego co powiedział. Co oczywiste teraz, całkowicie mi ufali.
Odwiedziny u Elvisa, Alf obok auta.
- Jako roadie, jakie miałeś obowiązki. Prowadziłeś samochody jako kierowca?
ALF: Nie. Nie byłem wtedy kierowcą. Moje dni i noce wypełnione były pilnowaniem, uważaniem na nich.
- Czyli jako asystent 'road menadżera' [trasy]?
ALF: Dokładnie.Stałem się kimś rodzaju ochroniarza. Zdjąłem trochę presji z ramion Neila i Mala. Mal był zawsze zajęty instrumentami i tym podobnym. Neil był w zasadzie cały czas z zespołem. Robiłem wszystko co tylko było do zrobienia, by nasze życie w trasie było łatwiejsze. Ludzie muszą zdawać sobie sprawę, że ich życie w trasie to były ciągłe przesiadki z limuzyny do samolotu, z samolotu do limuzyny, do garderoby, do hotelów, ciągłe przeskakiwanie w biegu z jednego miejsca do drugiego.Wszystko przy ciągłej obecności wokół rozentuzjazmowanych i podnieconych fanów Beatlesów. Musieliśmy ich cały czas ochraniać i nie z powodu, że ktoś chciał ich zranić ale także przez totalny chaos wokół, który uniemożliwiał zwyczaje uściśnięcie ręki.

- Przeprowadzałem wywiad z Bobem Bonisem... [na zdjęciu za Paulem i Ringo]
 ALF: Tak, pamiętam go. Był też takim menadżerem w trasie, to Amerykanin.
- Dokładnie. Był menadżerem trasy The Beatles w ich letniej trasie po Ameryce w 1964.
 ALF: Miał około 50-ki.  

 - Rozmawialiśmy o ochronie The Beatles w hotelach i powiedział mi, ze windy hotelowe ochraniali ex-agenci FBI, by upewniać się, że fani zespołu nie kryją się gdzieś na piętrach.

ALF: Mieliśmy dla siebie oddelegowanych ex-agentów F.B.I Na przykład, gdy byliśmy w Chicago w Cominskey Park, a następny koncert miał być w Seattle lub Oregonie lub gdzie indziej, ci faceci jechali tam wpierw i załatwiali wszystkie sprawy związane z ochroną, bezpieczeństwem i innymi rzeczami. 
- Bob Bonis powiedział mi, że nikt nie mógł się dostać do ich pokojów. Teraz, ty powiedziałeś Davidowi Hinckley z New York Daily News 'Jest niezaprzeczalnym faktem, że groupies nie istnieli dla The Beatles' .
Zdjęcie - perła! Kenwood, u Johna w domu. Z prawej Neil, podskakujący do zdjęcia mężczyzna to ... nasz Alf.
 

ALF: Dokładnie.
- Jeszcze jedno. John Lennon powiedział, wierzę, że to było w książce Janna Wennera "Lennon Remembers", że był w łóżku z setkami gropies. Czy John przesadza, czy coś takiego nie miało miejsca? 
ALF: No tak, nie mogę polemizować z Johnem, nie ma go tutaj. Sposób w jaki ja postrzegam gropies jest taki, jaki widziałem będąc z innymi zespołami kiedy ok. 20, 30 młodych kobiet jest wszędzie, w pokojach, w hotelach, siedzących i pijących drinka, cieszących się towarzystwem zespołu i tak dalej. To mam na myśli mówiąc o gropies. Jeśli Johna uszczęśliwiło zwierzenie się w tej książce, że chodził do łóżka z takimi czy innymi groupies, to jest to coś o czym, tak szczerze, nie mam ochoty dyskutować. Takie jest moje zdanie. Ja nie widziałem tych setek, jak ich nazywasz groupies w pobliżu. To moja prywatna obserwacja. Jeśli to się gdzieś odbywało w sposób dyskretny i John zwierzył się z tego, to OK, ja tego nie mogę potwierdzić i w sumie nie wierzę, by to się wydarzyło. Może Neil mógłby powiedzieć coś więcej na ten temat i myślę, że potwierdziłby to samo co powiedziałem. To co John powiedział to była jego sprawa i zdaje się chciał się tym pochwalić. Kiedy się ukazała ta książka?
 - Pod koniec '71, wczesnym '72.  Late '71, early '72.
ALF:
 Ok, Ok.  Opuściłem The Beatles w 1966. Pracowałem z The Beatles w okresie 'Beatlemanii'. On później miał '67 i "Sgt. Pepper" potem to wszystko z Yoko. Może wszystko się zmieniło gdy odszedłem. Nikt nie może zdyskredytować mnie z powodu tego co napisał  David Hinckley. Powiedziałem tylko, że kiedy byłem z The Beatles w okresie ich największej popularności, niczego takiego jak groupies nie widziałem. Tylko tyle i mam nadzieję, że to zaakceptujesz.
- Tak. Jeśli wy, razem z Bobem Bonisem mówicie, że to prawda, więc tak jest. To tylko potwierdza to, w co i tak wierzyłem. Dlaczego John powiedział coś innego, on tylko wie. Powiedziałeś Davidowi Hickley'owi, że "The Beatles spędzali swoje wieczory z innymi muzykami, ludźmi tego typu jak Bob Dylan czy Allen Ginsberg". Bob Bonis powiedział mi, że Beatlesi spędzali czas oglądając filmy lub grając w gry jak Monopol w swoich hotelowych apartamentach.
ALF: Dokładnie, tak jak powiedziałem, nie widzę tutaj żadnej sprzeczności z moimi słowami.  
- Żadnej. 
Neil i Mal
ALF: Właśnie. Jeśli wiesz cokolwiek na mój temat, to uczciwość to moje drugie imię. Przecież nie mówię niczego dla sławy lub innych rzeczy, no wiesz. Pamiętam czasy, kiedy się dołączyłem do nich, kiedy Beatles byli na swojej drodze by stać się legendą, od połowy roku '64. Wracając do kręcenia filmu "Help!" w Salisbury Plain kiedy John zaoferował mi pracę. Było sporo do zrobienia. Kilka dni zanim mieli pojawić się w Stanach, było sporo pracy z uzyskaniem dla nich wizy wjazdowej. Wypełniałem wtedy te wszystkie formularze. Siedzieliśmy w samochodzie i wypełnialiśmy rubryki. Doszedłem do pola: zawód. Paul pochylił się, przeczytał i powiedział: Reżyser musicali. Oczywiście nie wpisałem tego. Doszedłem tak i do swego zawodu. Byliśmy wtedy wszyscy: John, Paul, George, Ringo, Neil, Mal, Alf, oraz Brian Epstein. Tak było. Nie mam zbyt dużo historyjek do dodania, opowiadam wszystko z ręką na sercu jak było, nie tworzę własnych.

Alf Bricknell i Mal Evans

- Odejdźmy na chwilę od The Beatles i porozmawiajmy o Brianie Epsteinie. Co o nim wtedy sądziłeś? 
John, Cyn, z tyłu Brian i Alf
ALF:  Wspaniałą rzeczą w Brianie, według mojej opinii było to, że to, że robiąc tak wiele dla tych wszystkich młodych talentów z show biznesu (muzyków, aktorów), cały czas był absolutnym dżentelmenem. Nigdy, ale to nigdy, nie przypominam sobie, bym usłyszał z jego ust słowa "oh, trzeba zrobić to i trzeba zrobić tamto", bez względu na miejsce gdzie akurat przebywaliśmy. Mawiał: 'Jak idzie, co słychać, jak się układają te sprawy...' Nigdy go zbyt dokładnie nie poznałem ale jako szef był wspaniały. Gdy sprawy się rozwijały, Brian przeprowadził się  z NEMS Enterprises w Londynie do prywatnego biura koło Bond Street. Nie widywałem go już wtedy zbyt często, ponieważ cały czas spędzałem z Neilem i Malem przy chłopcach. Ale to był absolutnie czarujący człowiek, dżentelmen. To jeden z najmilszych facetów z jakimi miałem przyjemność pracować.
 






- Czy Beatlesi byli naprawdę tacy zabawni i dowcipni jak w filmie "A Hard Day's Night?" 
 ALF: Taaa
 - Czy cały czas żartowali ?

 ALF: Oh, nie, nie , nie przez cały czas, zdarzały się oczywiste wahania nastrojów. Tak jak to w trasie bywa, byliśmy ciągle ze sobą, na koncercie czy potem w hotelu. Odwiedzali ich różni muzycy, aktorzy. Mieli wspaniałe posiłki, dobre wina, wszystko co najlepsze. To było dobre ale cały czas jakby byli 'w swoim sosie', ciągle ze sobą. Wiele razy George znikał gdzieś w swoim pokoju z kimś innym, muzykiem najczęściej i prowadzili tam ciche rozmowy. Ale spędzali wiele czasu ze sobą i zawsze było wesoło... Byli w oku cyklonu i spójrzmy prawdzie w oczy. Musieli zachowywać swoje poczucie humoru by w tym wszystkim nie zwariować.  
Ale wiele razy milkli, byli cisi, skupieni, milczący, zamyśleni. Niezależnie od tego czy była trasa czy nie, czy mieliśmy ciche dni czy nie, to był jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu. ktokolwiek do mnie zadzwonił rano, już musiałem być na nogach i załatwiać różne sprawy. Inaczej trochę było w ich prywatnym życiu, w ich domach. Ale ujmę to tak, zawsze było we wszystkim dużo światła.
  - Byłeś wtedy z The Beatles na Candlestick Park 29 sierpnia 1966 na ich koncercie, który okazał się ich ostatnim ? 
ALF: Rzeczywiście byłem.
- W jakich byli nastrojach ?
ALF:  Wszystko zaczęło się zmieniać. Oprócz zimnej pogody, chłodnych nocy, dochodziły zmiany ich nastrojów. To było trochę dziwne, ale jednocześnie było sporym zaskoczeniem. Pamiętam, jak któryś z nich poprosił Tony'ego Barrowa by nagrywał koncert na Candlestick Park. Oczywiście ten koncert stał się ich ostatnim. Po koncercie, siedzieliśmy w garderobie, potem w salonie, siedziałem obok Johna, popijałem drinka i usłyszałem jak John mówi: 'To koniec. Dość jeżdżenia w trasy'. Potem usłyszałem jak George dodał: 'Nie chcę być już dłużej Beatlesem'. Chociaż spodziewałem się tego, byłem ogromnie zaskoczony.  Do tego czasu, byłem z nimi przez prawie dwa lata, byłem z nimi zdaje się na dwóch światowych tournee. Wcześniej niewiele widziałem w życiu. Zawładnęli całkowicie potem moim życiem. Tak jak powiedziałem, cieszyłem się każdą chwilą bycia z nimi. Kiedy John powiedział: 'Dosyć tras', dodałem kilka minut po nim 'To świetnie. Uporządkujemy wszystkie nasze sprawy jak tylko wrócimy. Zamykamy to'. John odparł, że Ok, że w porządku. Ale dojście do siebie po tym wszystkim zabrało mi kilka lat.
Konferencja, Stany Zjednoczone, Alf z tyłu, zakreślony kółkiem.
 - Skąd zdobyłeś te wszystkie fotografie, filmy video ?
ALF: Od różnych ludzi.Różnych przyjaciół. Znajomych. Mówili mi: 'Oh, mamy kilka fotografii, stąd, stamtąd'. Niektórzy mieli zdjęcia z Cow Palace w San Francisco w 1965. Dużo filmików, clipów, wiele zabawnych, to daje ci dowód, że Alf był wśród The Beatles w czasach "Beatlemania,".

 Candid moment: Whitaker was able to take behind the scenes shots of The Beatles
  Lot z Hong Kongu do Manili (1966 - World Tour). George Harrison, Brian Epstein, Ringo Starr, Paul McCartney, John Lennon oraz Alf Bicknell
  - Czy masz jakieś regularne kontakty z Paule, George'm,czy Ringo?

ALF: Nie, nie chcę im przeszkadzać. Mają swoje życie. Wysłałem paczkę z moimi wspomnieniami dla Paula,  George'a  i Ritchiego..., sorry, Ringo. Paul  był bardzo  mile zaskoczony. To mówi mi, że nasza przyjaźń, moja lojalność, moja miłość do nich została doceniona

 - Alf, dlaczego tak długo czekałeś z napisaniem swojej historii ?
ALF: Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Ktoś kiedyś mi powiedział: Alf, byłeś z zespołem w czasach Beatlemanii, jesteś zobowiązany do tego by opowiedzieć swoją historię. Zadzwoniłem do nich. Rozmawiałem z George'm i Paulem czery lub pięć lat temu. George, po tym jak wziąłem udział w Beatles Convention, żebym coś z tym zrobił. Cokolwiek chcę. Takie było między nami zaufanie. Zupełnie nie denerwowali się w związku z tym, co zamierzam o nich napisać. Nie miało to dla nich znaczenia. Gdyby którykolwiek z nich, George, Paul, nie rozmawiałem z Ringo, powiedział: "Alf, wolelibyśmy abyś tego nie robił", dzisiaj byśmy ze sobą nie rozmawiali. To brzmi tak prosto ale taka jest po prostu najprawdziwsza prawda.


- Jakie  plany na przyszłość Alf?

ALF: Muszę teraz wszystko planować, bo ludzie są bardzo zainteresowani całą historią, moją, począwszy od dzieciństwa do czasów pracy dla The Beatles. To inna książka. Zamierzam spędzić teraz trochę czasu w Ameryce, potem w Anglii, razem z moją ukochaną żoną. Chcę w tym czasie coś napisać dla fanów The Beatles. To dla mnie teraz najważniejsze. Minęło kolejnych 30 lat od tamtych wydarzeń, ważnej części mojego życia, i myślę, że byłem ogromnym szczęściarzem, jestem też ogromnie wdzięczny za okazję włożenia swojej cegiełki w postaci "Personal Beatles' Diary". Mamy jeszcze w zanadrzu inne pomysły na różne rzeczy, wszystko oczywiście związane z Beatlesami. Sprawy w toku...
Za sceną, Birmingham 1990, Paul i Alf.

 Przedmowa do książki Alfa napisana przez George'a Harrisona.
 Alf Bricknell pierwotnie został zatrudniony przez The Beatles jako szofer w 1964 roku i chociaż woził nas wszędzie przez te wszystkie lata - to zrobił znacznie więcej. Wspólnie z Neilem Aspinallem oraz Malem Evansem, Alf Bricknell żył każdą chwilą z The Beatles, dzielił z nim przez te wszystkie lata wszystkie chwile od poranka do zmierzchu (czasem od świtu do świtu) w samochodach, samolotach, pociągach, halach koncertowych - każdą minutę ich tras - Alf był zawsze z nimi.  Alf był naszym przyjacielem-obrońcą- ochroniarzem i powiernikiem, obecnym przy nas w czasie zabawy ale i trudniejszych chwilach.  W czasie tych ekscytujących ale i gorących lat, bardzo ważnym dla Johna, Paula, Ringo i mnie była świadomość obecności obok siebie ludzi, którym ufaliśmy.Świadomość, że nie musimy się martwić o pogodę, wszystkie uzgodnienia w czasie naszych podróży, bezpieczeństwo a także o dobrą filiżankę herbaty!
  Zaufanie jest słowem, które słyszeliśmy wszędzie w każdej postaci, ale my doświadczaliśmy jego złej odmiany przez ponad 25 lat i nie mogę powiedzieć o tym dobrego słowa. Alf , wraz z Neilem i Malem byli bezcenni. Ich współpraca z nami była nieoceniona, nawet w czasie następnych lat, gdy mieli wiele okazji sprzedać 'swoje prawdziwe historie' - prawda jest taka, że oni byli naszymi wypróbowanymi, wiernymi przyjaciółmi a wszyscy wiemy, że prawdziwej przyjaźni nie kupisz za żadne pieniądze.
   Każdy kto został pobity przez bandziorów Imeldy Marcos jest moim przyjacielem. Nawet w Manili w 1965(?) mieliśmy niedobre przeczucia w stosunku do Marcos. The Beatles mieli zawsze dobry smak. 
   Mam czytelniku nadzieję, że książka 'Szofer Beatlesów' sprawi ci radość, jaką sprawiła i nam - i nawiasem mówiąc Alf - wciąż jestem w garderobie Boba Dylana.
z miłością
George Harrison




_________________________________ 
Alf   Bricknell zmarł w wieku 75 lat, w 9 marca 2004 roku, w swoim domu w Banbury, w Anglii.


Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.
 Więcej wywiadów, więcej o The Beatles tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz