Paul - John (refleksja)

Dzisiaj wyjątkowo refleksyjny i bardzo osobisty post. Możliwe, że dla niektórych, którzy to przeczytają niezrozumiały lub irytujący. Nie wykluczam tego. Przyznam się iż temat w nim poruszony nurtuje mnie od dawna, zamieszczając go dzisiaj tutaj może 'wyrzucę z siebie te demony' , bo rzeczywiście podświadomie czuję, że nie warto się nad tym zatrzymywać a jednak ten temat ciągle wraca. Po raz kolejny, powie ktoś, schematyczny, stereotypowy: temat Paul-John. Do rzeczy. Niejednokrotnie Paul oddawał cześć swemu zmarłemu przyjacielowi, najczęściej przy wykonywaniu poświęconej mu piosenki 'Here Today'.


________________________________________________

Wczoraj oglądałem przecudowny, koncert Paula w Japonii (21 listopada 2013 roku – Tokio) w ramach oczywiście wciąż trasy 'Out There'. W trakcie otwierającej piosenki 'Eight Day's A Week' na telebimach lecą fragmenty z filmu 'A Hard Day's Night', nawet u nas w Warszawie widzieliśmy sceny filmowe podczas 'Your Mother Should Know'. A więc mamy na koncercie Beatlesów, nareszcie,  hurra! Paul w wersji live a więc ka koncertach, nigdy specjalnie nie odnosił się przesadnie do swej przeszłości, podkreślania roli Beatlesów, by nie być krytykowanym, że wciąż 'odgrzewa kotlety', że czerpie garściami ze sławy całej Czwórki. Zarzut absurdalny oczywiście, ale czegoś należało się czepiać u tak pomnikowej postaci. Kilkanaście lat tamu porzucił związane z tym kompleksy i swobodnie zaczął czerpać z historii swego wielkiego bandu, świadom, że nie musi już niczego udowadniać. I teraz już wracam do głównego tematu mojej wypowiedzi. Dlaczego do diabła nigdy (lub nie wiem o tym) Paul nie podkreśla, że piosenka jest dla Johna, że chce oddać teraz hołd Wielkiemu Przyjacielowi i na ekranach nie ma wyraźnej fotografii nieżyjącego Beatlesa. Czemu kamerzyści, operatorzy, realizatorzy zawsze muszą wyłapywać w tłumie odnośniki do Johna (zdjęć, plakatów, transparentów), by mniej wtajemniczeni widzowie wiedzieli 'co jest grane'. 
Rozumiem w pewien sposób Paula, że nie obnosi się na scenie ze swą miłością do Lindy np. przy czasem wykonywanej 'My Love' (piosenka specjalnie napisana dla zmarłej pierwszej żony). Ma kolejną żonę, nie wypada zwyczajnie ale w przypadku Johna jest przecież inaczej. Nie możemy go już zobaczyć, po koncercie Paula, pójść na Lennona np. Każdy fan, zgromadzony na każdym koncercie, łaknie jak tlenu nawiązania do historii Beatlesów (bez której - czyli bez Johna - Paul nie byłby dzisiaj tym Paulem, podobnie jak Stonesi nie byliby tymi Stonesami bez swego legendarnego bagażu z lat 60-tych), potrzebuje prostego przekazu, bez subtelności, oczywistych odniesień, skojarzeń. Już ten gest 'ukazania' na ekranach twarzy Johna to także zwykły gest wobec fanów, którzy gdzieś na całym świecie nie znają angielskiego i np. nie wiedzą o tym, że śpiewany właśnie song jest poświęcony Lennonowi. Takie zawsze odnoszę wrażenie oglądając dziesiątki a może więcej koncertów Paula (w tym jeden na żywo). Odeprę teraz oczywisty zarzut niektórych, że poezja, sztuka, artyzm korzystają zawsze z metafor, nie wskazują nigdy – lub rzadko – niczego wprost. Ależ ja wiem przecież o tym ale podkreślę, że w przypadku Paula i Johna to mamy do czynienia z zupełnie czymś innym. Inna bajka, inny poziom zagadnienia - jak sądzę. Każdy fan idzie na koncert Paula, bo chce zobaczyć jednego z Dwóch Najważniejszych Beatlesów (kto wie, może tego najważniejszego), jeszcze aktywnego muzycznie, także robi to, bo chce przenieść się w magiczne czasy Beatlesów (niejednokrotnie także w swój magiczny świat), pooddychać tym klimatem, wyczuć ducha Fab Four, chętnie posłuchać innych wielkich przebojów solowych Paula ale przede wszystkim usłyszeć piosenki Zespołu. 
__________________________________________

I oczywiście chce zobaczyć koncert na najwyższym z możliwych poziomie jako wielkie wydarzenie audiowizualne. Chce dotknąć prawie namacalnie magii jaka istniała między Paulem i Johnem, także tej jaką oni tworzyli i chwała, że Paul od kilku lat także oddaje hołd drugiemu nieżyjącemu koledze z zespołu (piosenka 'Something'). 
Kocham Paula i nic tego nie zmieni i bardzo ale to bardzo mi żal, że gdzieś w trakcie słuchania jak śpiewa 'Here Today' nie widzę na wielkim ekranie twarzy Wielkiego Johna. Ot, tak to czuję.Na filmikach obie piosenki  (Tokio 2013). Do obejrzenia (zdobycia) koncertu Sir Paula  McCartneya nie muszę oczywiście nikogo namawiać prawda? Nie oczekuję również obrony Paula. Napisałem o swoich odczuciach. Mój blog, mam prawo:) Zastrzegam na koniec, że możliwe, że gdzieś na jakimś koncercie choreografia zawiera filmiki, zdjęcia, obrazy Johna jako muzyczne tło do piosenek Paula. Mi zabrakło tego na koncercie w Warszawie, na wczoraj oglądanym w Tokio, na kilkunastu innych jakie mam w swoich zbiorach DVD. Spójrzcie na film poniżej, oglądnijcie go i zastanówcie się, może przyznacie mi rację, jeśli napiszę, że występ Paula w tym momencie byłby wspanialszy, gdyby np. w tle pokazywano zdjęcia obu muzyków. Także z tych czasów hamburskich gdy obaj czasami płakali o czym śpiewa zresztą tak pięknie szlachecki Artysta.


Zobaczcie jak Paul oddaje hołd George'owi. Można tak ?  Po piosence, nie ma tego już w tym filmiku Paul podziękował Georgie'emu za piękną piosenkę. Zdjęcie!
  Oczywiście czuję ogromny żal, że w ten sam sposób nie było George'a z nami na warszawskim koncercie.
Post skopiowany z blogu o Fab Four - pełny post z filmikami tutaj 

______________________________________________ 
______________________________________

Muzyczny blog * Historia The Beatles * Music Blog 
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz