Albumy: nr 42

POLICE -  "Synchronicity"
 1983


 Piąty i ostatni studyjny album kapeli z najbardziej popularnymi hitami zespołu. O ile na mnie chyba bardziej przekonując działały hity w ich specyficznym stylu reggae jak "Wlaking On The Moon", "Can't Stand Losing You" to właśnie hity (w linkach) spopularyzowały tą płytę i z megagwiazdy uczyniły zespół legendę na miarę The Beatles. Tak było w latach 80-tych. Brytyjczycy mający wytypować największe zespoły z Wysp wszechczasów wybrali prócz Beatlesów i Rolling Stonesów właśnie Police. Piątkę najlepszych wykonawców uzupełniały dwie kapele z punk rocka i new wave - Sex Pistols i The Jam. Wracając do tego albumu, jest mimo wszystko najrówniejszy i słucha się go znakomicie piosenka po piosenkę, w poprzednich płytach przewijało się niektóre irytujące kawałki do wybranych, tutaj trudno znaleźć słaby numer stąd ta wysoka pozycja albumu.
Miałem przyjemność oglądać ich na żywo kilka lat temu na jedynym w Polsce koncercie. Oczywiście było to wielkie wrażenie i obcowanie z legendą ale zabrakło mi wsparcia trójki muzyków - muzykami sesyjnymi stąd wersje piosenek na żywo były bardzo surowe i ... dalekie od oryginału

    "Synchronicity I"
    "Walking in Your Footsteps"
    "O My God"
    "Mother"
    "Miss Gradenko"
    "Synchronicity II"
    "Every Breath You Take"
    "King of Pain" –
    "Wrapped Around Your Finger"
    "Murder by Numbers"


Wrapped Around Your Finger - clip
Wrapped ... - Polska.
Synchronicity II
Every Breathe You Take... live

4 komentarze:

  1. Byłem tez na tym koncercie. Przeżycie. Co do płyty to mi trudno wybrać którąś jako lepszą. Uważam ze na każdej są utwory rewelacyjne i kilka wypełniaczy. Tutaj moim numerem jeden is of course: Tea in Sahara i Wrapped Around Your Finger i Murder By Numbers.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie koncert trochę rozczarował, gdy właściwie zaczęło się robić fajnie, to się skończyło - 1h i 25 bardzo krótko; dwa miesiące później koncert L.Cohena - 2,5 godziny, gość który mógłby być ich ojcem; duży + Stewarta Copelanda, to on ze swoją perkusją spajała całą muzykę i może nie tylko (ponoć Sting Andy Summers mocno siebie unikali);
    co do "Synchronicity" to moje ulubione King of Pain i Tea in Sahara, ze wskazaniem Króla, chociaż..

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię piosenki z tej płyty wybiórczo i na tym polega wielkość tego albumu, oczywiście najmniej już słucham oklepane "Every Breathe..." , przy okazji tego utworu uważam, że Andy powinien być współautorem bo piosenka zyskała mega popularność dzieki jego riffom gitarowym, koncert, - szczerze to do bani, przyznam to, w połowie każdego utworu lub po tekście orientowałem się co to za piosenka, co do Stinga i Andy'ego to trochę inaczej, w Polsce i na całej trasie byli w dobrej komitywie, (widziano ich w knajpce w nocy w Katowicach) nawet Sting nie pobił się ze Stuartem, mam ich biografię, starannie się przygotowali do comebacku i wszystkie urazy i żale zostały w tyle - zarobili ponad 200 mln i więc cel był nadrzędny choć w przypadku Sti9nga niekoniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. co do koncertu napisałem przezycie , bo wiem że już nigdy nie usłyszę, a wolałbym ich zoabczyć w małym zadymionym klubie oczywiście niż na stadionie gdzei nawet ich ledwo widziałem

    OdpowiedzUsuń