Pozycja nr 54

DON HENLEY - "Boys Of Summer"
PERFECT - "Autobiografia"

Perkusista, wokalista i jeden z dwóch liderów The Eagles (obok Dona Frey'a) kapitalnie przedstawił prawdziwy koniec lata, szum fal, puste plaże, klimat czegoś co odchodzi, nie jest nam potrzebne do tego przepiękne, bajeczne video. Zawsze ten utwór kojarzy mi się z końcem wakacji, urlopu w lecie. Piosenka to znowu epoka MTV i poznawania piosenek poprzez satelitę, uwielbiam ta piosenkę, małe dzieło sztuki, wysmakowane instrumentalnie i oglądając kiedyś koncert Live Henley'a czekałem na ten song z ciekawością jak mocno go "zepsuje". Ale mimo braku efektów dźwiękowych (mewy, szum fal) na koncertach piosenka ta brzmi tak samo jak z płyty a nie od dzisiaj wiemy, że wielcy wykonawcy to i studio i koncert.
No i druga na liście piosenka. Nie byłem tutaj odosobniony i w czasach "Autobiografii", Listy przebojów Pr. III na imprezach akademikowych wspólne odśpiewywanie ("odwrzeszeczenie") tej piosenki czy np. "Białej Flagi" Republiki były stałym punktem "imprezki", która miała polegać tylko na graniu brydża, przy ewent. jednej, może dwóch butelkach winka a kończyła się ...inaczej. "Autobiografia" to Piotruś S. udający grę na klawiszach , Czarny, Julo, Pablo, Cwany . To radość z kupna płyty Tonpressu "Unu" Perfectu, to oczywiście obecność na koncertach grupy w Wałbrzychu. Mała refleksja na koniec. Znam historię powstawania całego albumu i piosenki, opowiadaną wielokrotnie przez Hołdysa, kompozytora i lidera tamtego składu Perfectu. Krótki czas w studiu, kasa ta sama i dla wszystkich bez względu na ilość sprzedanych płyt w kraju. Komuna. A gdy kończy się pierwsza część piosenki klimat mi nagle siada gdy solo gitarowe jest - co prawda cudne - ale przy takim wyciszonym nagle "tle" utworu a już mocniejsze klimaty, rosnący nastrój w wersach"było nas trzech, w każdym z nas inna krew".... mogły przenieść się na dalszą cześć, dodać mu power, patosu (klawisze, może smyczki, większa ściana gitarowa trwająca już do końca) i może mielibyśmy własne, polskie "Schody do nieba". Cięzko mi to opisać ale tak jak  np. pierwotne wersje utworów Beatlesów i np. ich finalne i - słyszę kolosalną różnicę  tak wiem ( nie, że mam wrażenie, WIEM TO) "Autobiografia" bardziej bogato, mocniej zaaranżowana byłaby ...."większa" ? Mimo wszystko to takie jakby polskie "American Pie" (Dona McLeana -  siła Presley'a, który i tam i tutaj  "namieszał" w głowach młodym ludziom). A za Marusią to oczywiście szalałem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz